Wrzesień 2020
Zbliżyłam się do krawędzi rowu, odsłaniając ostrzegawczo kły. Niewinny się nie tłumaczy, ani tym bardziej nie ucieka. Obcy basior dał mi solidny powód, żebym pochodziła do niego z wyjątkową rezerwą. Zachowywał się dziwnie i czuć było od niego czymś nadwyraz... nietypowym.
- Ranny czy nie, nie mogę cię tutaj zostawić - odparłam sucho.
Wilk uwięziony na dnie głębokiego dołu wlepił we mnie stalowoszare oczy. Dostrzegłam w nich srebrzyste przebłyski. Klatka piersiowa samca szybko unosiła się i opadała.
Bez słowa skupiłam się i użyłam mocy, żeby schwycić tego delikwenta wiatrem i wyciągnąć z głębokiej, błotnistej pułapki, w którą sam się wpakował. Kiedy jego grafitowe ciało uniosło się o parę centymetrów, basior na chwilę zastygł w bezruchu, po czym zaczął rzucać się jak w ukropie.
- Co się dzieje?! To magia?! Zostaw mnie! - wykrzyknął. Jego jasnobrązowy szalik opadł mu na pysk.
- Opanuj się, to tylko wiatr. Pomagam ci - wyjaśniłam poważnym tonem. Wilk znalazł się już w połowie drogi na powierzchnię.
- Czy ja prosiłem o pomoc?! - znowu wierzgnął, po czym niezdarnie spróbował złapać się łapami wystającego z ziemi korzenia. Oczywiście nic z tego nie wyszło, kto używa łap w takiej sytuacji?
- Nie utrudniaj mi pracy, nie masz wyboru. Na razie jesteś tutaj intruzem.
Wkrótce wydostałam tego panikarza z rowu i odłożyłam go na trawie obok siebie. Dałam mu wyraźnie do zrozumienia, że lepiej dla niego, jeśli nie będzie już próbował uciekać.
- To co teraz ze mną zrobisz..? - zapytał, powoli wstając. Patrzył w moją stronę, jednak odnosiłam wrażenie, że robi to niechętnie.
- Muszę cię zaprowadzić do Alfy - oznajmiłam. Skoro już go mam, mogę się tym zająć sama, chociaż przepisowo to patrol odprowadza obce wilki na przesłuchanie. Ponadto, bazując na obserwacji, byłam prawie pewna, że nie znajdę teraz w pobliżu nikogo pełniącego wspomnianą funkcję.
- Więc już tutaj jest ta wataha..? - mruknął ubłocony basior.
Zdziwiłam się, słysząc takie zdanie, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Czyżby ten osobnik naprawdę szukał Watahy Magicznych Wilków? Nie odpowiedziałam mu na pytanie, pewna, iż sam wyciąga wnioski. Zamiast tego, zapytałam:
- Dasz radę iść?
- Chyba. Mam tylko nadzieję, że nie złamałem sobie niczego - dodał coś po cichu w innym języku, poruszając łapą. Bolało go, nie próbował tego ukrywać.
- Później zobaczymy co sobie uszkodziłeś - spojrzałam na niego.
Zrobiło mi się trochę szkoda tego wilka. Nie czułam od niego fałszu w tym momencie.
- Za mną - Skierowałam się powoli na południe, w stronę Jaskini Alf.
Na szczęście szary basior już nie próbował stawiać oporu, podążył za mną, wlokąc ogon po ziemi. Obcy wilk, jak już się przekonałam, nie umiał latać, więc musiałam prowadzić go nieco okrężną drogą, żeby uniknąć zalanych obszarów. Nie miałam ochoty znów go przenosić w powietrzu. Kiedy byliśmy już blisko Jaskini Alf, dostrzegłam Suzannę, siedzącą przed swoim lokum.
- Kogo dziś do mnie przyprowadziłaś, Lind? - zapytała przywódczyni na nasz widok.
- Wtargnął na teren watahy - skinęłam na grafitowego basiora. - Nie jest jednym z naszych.
- Niewątpliwie - odparła Alfa, mierząc wzrokiem towarzyszącego mi wilka. - Więc, jak ci na imię? - zwróciła się do niego.
- Magnus - odparł, spoglądając na Alfę watahy.
- Czego szukałeś na terenie Watahy Magicznych Wilków?
- Chciałbym dołączyć do tego stada, jeżeli jest taka opcja.
- Jest - odparła Suzanna. - Możesz zostać członkiem naszej watahy, jednak nie zapomnimy, że wciąż jesteś dla nas obcym wilkiem - zaznaczyła. - Jeśli natomiast okażesz się zdrajcą, zostaniesz ukarany z najwyższą surowością.
- Będę miał to na uwadze - zapewnił Magnus. - Dziękuję.
- Możesz już odejść. Jutro wybierzesz stanowisko. Lind - zwróciła się znów do mnie. - Odprowadź go do jego jaskini - poleciła.
- Oczywiście - kiwnęłam głową. - Tylko jeszcze złożymy wizytę w Szpitalu.
- Jeżeli sytuacja tego wymaga, idźcie.
Po tych słowach pożegnaliśmy Suzannę i zaczęliśmy oddalać się od Jaskini Alf.
- Macie tutaj szpital? - zapytał Magnus, nieco zdziwiony.
- Tak. Dobrze zorganizowany i wyposażony - oznajmiłam, schodząc niżej po skałach.
- Lekarzy też macie...?
- Pewnie, że tak.
- Wilczy lekarze... ciekawe... - mruknął.
"Co w tym takiego dziwnego?", pomyślałam.
***
Czekałam, siedząc z boku, aż Alvareg skończy zabezpieczać bandażem okład z ziół na barku Magnusa. Lekarz o ciemnoszarym futrze wykonywał swoje zadanie w absolutnej ciszy, zerkając tylko raz po raz w moją stronę. Zajęłam swój czas nucąc jedną z piosenek, które grywał ostatnio Ting w mojej jaskini. To niezwykłe, jak bardzo wpadają w ucho.
- Gotowe - oznajmił w końcu pracownik Wilczego Szpitala.
- Świetnie - wstałam z miejsca. Tymczasem Alvareg od razu zabrał się za porządkowanie niewykorzystanych bandaży i pozostałych liści leczniczych roślin.
- Mówiąc wtedy o motylach... - zaczęłam, podchodząc do Magnusa.
- Hm? Co z tymi motylami? - grafitowy basior wlepiał teraz wzrok w podłoże.
- Chciałeś tak podkreślić, że jesteś absolutnie niegroźny, prawda? - dokończyłam.
- Tak. To chyba oczywiste... - nowy członek watahy poruszył przednią kończyną, niepewny, czy opatrunek się nie zsunie.
- To źle dobrałeś porównanie - kontynuowałam. - Inwazja motyli oznaczałaby też inwazję gąsienic - ich larw - wyjaśniłam.
- Wiem co to gąsienica - mruknął Magnus.
- No to wiesz... Gdyby nagle pojawiło się ich dużo, pożarłyby dużą część roślinności, więc i zwierzyna nie miałyby co jeść. Wszelkie sarny, jelenie uciekłyby z tego terytorium, a my - wilki, padlibyśmy z głodu - sprecyzowałam, co mam na myśli.
- Teoretycznie... Możesz mieć rację - wstał z miejsca.
"Parzystokopytne już stąd uciekają przez te powodzie" - przypomniałam sobie. Dobrze, że chociaż nie zalało drogi do Szpitala i Jaskini Alf. "Szkoda, że moje lokum znalazło się idealnie w połowie poziomu wody." - westchnęłam w duchu. Magnus znów odwrócił głowę, żeby jakkolwiek ogarnąć wzrokiem bandaż.
- Nie spadnie ci, Alvareg zna się na swoim fachu - zapewniłam basiora. - Powinno wytrzymać.
- Nie wygląda, ale teraz sam sobie tego lepiej nie zawiążę... - westchnął. -To gdzie jest moja jaskinia?
- Właśnie, jaskinia - wyminęłam lekarza odstawiającego na miejsce słoiczki zabezpieczające zapasy ziół przed szkodnikami. - Chodź, to niedaleko - poszłam do wyjścia.
- Mam nadzieję - grafitowy wilk ruszył za mną.
Wybór wolnych, większych jaskiń był dość szeroki, jednak nie wszystkie znalazły się dość wysoko, żeby nie zostać doszczętnie zalane.
- Szukasz czegoś dobrze oświetlonego, czy niekoniecznie? - zapytałam, dotarłszy do pierwszej zdatnej do zamieszkania jamy.
- Trochę światła zawsze mile widziane, ale zawszę mogę poszukać latarki w razie czego - odparł Magnus.
- Mówi się "latarni" - poprawiłam go, nieświadoma, że miał na myśli zupełnie inny przedmiot. - No to... - odwróciłam się do basiora. - Oto twoje lokum.
Wskazałam łapą grotę. Nowy członek watahy podszedł bez pośpiechu do wejścia i ocenił wzrokiem miejsce, w którym będzie od dzisiaj mieszkał. Westchnął cicho i wszedł do środka. Zgadywałam, że w myślach porównał to do czegoś innego. Może tak jak ja, mieszkał w czymś wybudowanym przez człowieka. Hm... może nawet w zamku?
- Jakbyś miał jakieś pytania, możesz zwrócić się do mnie, lub innego strażnika terenów - poinformowałam.
- Zapamiętam.
- Chcesz żeby ktoś cię oprowadził po terytorium? - dopytałam. W końcu to też należy do moich obowiązków.
- Jak coś, dam znać jutro - odpowiedział Magnus. - Na razie muszę odpocząć - wyjaśnił.
- Jasne. Jak coś, moja jaskinia jest tu niedaleko - dodałam na odchodnym i skierowałam się do swojego miejsca zamieszkania.
Po drodze spojrzałam w niebo i odnalazłam wzrokiem, gdzie znajduje się obecnie tarcza słoneczna. Ucieszona dostrzegłam, że moja warta już dobiegła końca i mogę wreszcie wrócić do zajmującej lektury "Jesieni Tysiąclecia". Przywołałam skrzydła i poleciałam czym prędzej do siebie, żeby zdążyć przed następną falą deszczu.
Uwagi: Brak.