Sierpień 2022 r.
Bezzwłocznie wyruszyliśmy na poszukiwanie schronienia. Dreptałem niepewnie tuż przy ścianie, za Cess, co jakiś czas przystając, by się otrzepać, ale nawet pomimo to moje futro stopniowo nasiąkało wodą. Ściana deszczu gęstniała coraz bardziej. Jednak szczęście uśmiechnęło się do nas tym razem – dość szybko znaleźliśmy odpowiednio duże wgłębienie w skale.
W końcu mogłem porządnie osuszyć futro. Westchnąłem z ulgą, powoli przyzwyczajając wzrok do zmiany oświetlenia. Odwróciłem się, by rozejrzeć się po naszej tymczasowej kryjówce.
Z początku wszystko było na swoim miejscu. Ciemność pozostawała ciemnością, cztery kąty jaskini tkwiły cierpliwie na swoich miejscach. Jednak już po chwili z mroku wyłonił się długi, wilczy pysk, szaro-zielone oczy i szeroka, pokryta krótkim, złotorudym futrem pierś. Długie, potężne łapy napięły się z jakiegoś powodu, lewa cofnęła się z cichym szurnięciem. Podniosłem wzrok na ten dziwny pysk, rozciągający się w bardzo niezręcznym uśmiechu. Elementy układanki powoli składały się w spójną całość, obraz który miałem przed sobą wypełniał się realizmem. Przez chwilę wpatrywałem się w rozszerzone źrenice basiora, powoli zagarniając rozumem rzeczywistość.
Obaj jednocześnie wrzasnęliśmy.
Cess akurat spokojnie otrzepywała się z wody. Gwałtownie odwróciła łeb i również zaczęła krzyczeć. Panicznie zebrała wodę z niewielkich kałuży, powstałych na posadzce jaskini i przybrała obronną postawę.
– Kim jesteś?! – ryknęła.
Nie zabrzmiało to jak miłe podziękowanie.
Odskoczyłem i niezdarnie się cofnąłem, wlepiając paniczne spojrzenie w obcego. Rudy próbował nawiać, ale potknął się o własne łapy i upadł jak długi.
– Nikim! Jestem nikim! – wykrzyknął, usiłując wstać. – Do zobaczenia kiedy nigdziej!
Na wszystkie świętości, ten głos...
Cess skoczyła ku wyjściu i zagrodziła je długością całego swojego ciała, co, biorąc pod uwagę jej ogon i niski strop, zupełnie uniemożliwiło rudemu ucieczkę.
– Nigdzie nie idziesz! – warknęła na niego, szczerząc kły.
Basior przerastał Cess co najmniej dwukrotnie. Gdyby chciał, po prostu by ją odsunął, ale unosząca się po jej prawicy struga wody chyba go zniechęciła. Cofnął się z głupawym uśmiechem.
– Teraz ładnie się wytłumacz, ze wszystkiego! – wadera spojrzała na rudego pewnie, z tryumfem siadając u wylotu jaskini.
– To znaczy z czego? Eee, ja tylko przejazdem. Wypuść mnie, a już nigdy się nie zobaczymy! – odparł wilk.
– Zacznijmy może od gryfa, chcę wiedzieć co między wami zaszło i czemu nas zaatakował – Cess zmierzyła go wzrokiem.
Myśli kłębiły się w mojej głowie tak gęsto i chaotycznie, że nie byłem w stanie uchwycić ani jednej. Rozgrywająca się przede mną scena zdawała się toczyć w innym, odległym świecie, który ja, bezcielesny duch, tylko obserwowałem.
Dopadły mnie straszne zawroty głowy, ledwo utrzymałem się na łapach. Starając się opanować narastające mdłości, podświadomie skupiłem się na najoczywistszych rzeczach w swoim otoczeniu i nakazie, myśli wypisanej neonowymi literami w moim umyśle, że muszę opanować to nowe, nieznane uczucie. Albo zaraz wpadnę w panikę.
– Jakiego gryfa?
– Nie wkurzaj mnie! – syknęła groźnie. – To, że jesteś ode mnie większy nie oznacza, że nie będę śmiała cię zaatakować!
Przez dłuższą chwilę basior milczał.
– Okej – wyrzucił przez zaciśnięte w uśmiechu zęby.
– Więc jak będzie? – zniecierpliwiona patrzyła mu prosto w ślepia. – Masz zamiar współpracować?
Basior znowu zrobił przerwę, jeszcze bardziej wykrzywiając pysk.
– Nie.
– Dlaczego? – warknęła Cess przez zęby, chyba powoli tracąc cierpliwość – Magnus, powiedz mu coś no... – spojrzała na mnie błagalnie.
W mojej głowie nagle zapanowała cisza.
– Coś?
– Jesteście beznadziejni – mruknęła – Kolega – wskazała na mnie łapą – stwierdził po twoim akcencie, że jesteś z północy. Co w takim razie robisz tutaj?
Basior zdębiał. Niepewnie przerzucał wzrok to na mnie, to na Cess.
– Pracuję?
– Gdzie? Nad czym? Dla kogo? – wadera zbliżyła się do rudego.
– Jestem szpiegiem! – wyrzucił ewidentnie przerażony wilk, cofając łeb.
Cess zmrużyła oczy i jeszcze bardziej zmniejszyła dystans pomiędzy nimi.
– Doprawdy? A czego tu szukasz?
– Odsuń się – rudy nagle spoważniał.
– Nie. – odparła równie pewnie, patrząc na niego prowokująco.
– Proszę?
– Jakbyś przypadkiem nie usłyszał, to z chęcią powtórzę. Nie.
Sam się odsunął, ale wilczyca nie dała za wygraną.
– Mogę tak cały czas – uśmiechnęła się kpiąco.
– Ja też – ponownie się cofnął.
– Wolałabym, abyś zaczął mówić – wadera zbliżyła się.
– A ja nie.
O sekundę za późno zorientowałem się jak blisko znajduje się basior. Praktycznie na mnie wpadł. Odskoczyłem z cichym piskiem.
Wilczyca parsknęła cicho i rzuciła mi szybkie, pełne politowania spojrzenie.
– Jak ci na imię, rudy basiorze?
Dosłownie przyparła go do muru.
– Nikt! – wykrzyknął nagle. – Miło było poznać, urodziwa nieznajoma!
W dwóch ogromnych susach wyminął Cess i skoczył ku wyjściu. Wadera prawie się wywróciła. Spojrzała za basiorem zaskoczona.
– Naprawdę radzę przeczekać ulewę! – zawołała, nim ten zdążył wybiec. – Woda zgasi twój zapał, oblepi zmoczone futro niebieskim nalotem i nie wiadomo, czy przypadkiem cię nie zmutuje!
Stanął w miejscu, jeżąc sierść. Wszystko jakby zwolniło, wilk zgarbił się, tuląc uszy do łba. Gdzieś w głębi duszy czułem, że jeszcze możemy tego pożałować.
I nie myliłem się. Powoli się odwrócił, jednocześnie stając w płomieniach.
– No dobrze – rzekł powoli. – W takim razie pogadamy inaczej.
W co my się wpakowaliśmy?
– Co masz na myśli? – Cess uniosła dumnie głowę.
– Nie mam pojęcia po co za mną leźliście i chyba nie chcę tego wiedzieć, ale to nie ty tu stawiasz warunki.
Już się nie uśmiechał. Bił od niego taki gorąc, że ciężko było patrzeć w jego stronę dłużej niż kilka sekund.
– W tym stanie nie wyjdziesz na deszcz, a ja z wodą problemu nie mam – wilczyca zachowała pewność siebie. – Jednakże proszę, przedstaw swoje warunki! – prychnęła lekceważąco.
Rudy wyzywająco podsycił płomienie.
– Ty dasz mi spokój, a jak deszcz przeminie, to rozejdziemy się w swoje strony w pokoju. W przeciwnym razie... A nie wiem, jeszcze się zastanowię... W każdym razie, lepiej nie podskakuj starszym! – zakończył, z godnością unosząc łeb.
Zupełnie przestał zwracać na mnie uwagę. W sumie mu się nie dziwiłem, byłem nawet wdzięczny. Miałem wielką ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
– Nie widzę tutaj żadnych korzyści dla mnie... – powiedziała Cess. – Nie dam ci spokoju, bo jestem wilkiem dość... upartym...
– Twoją korzyścią będzie wyjście bez uszczerbku na zdrowiu z tej sytuacji – wilk próbował brzmieć groźnie, ale zdradziło go to, że prawie zachichotał.
Wadera zaśmiała się głośno.
– Nadal chcę jednak dowiedzieć się paru rzeczy. Narażam się, aby tu być, panie starszy – podkreśliła ostatnie słowo.
Rudy nie odpowiedział. Wyglądał na niezbyt zadowolonego.
Z pewnością też jest uparty.
– Powiedz chociaż o co chodziło z gryfem – wilczyca położyła się na ziemi.
Obcy zastanowił się dłuższą chwilę. W końcu musiał stwierdzić, że panuje nad sytuacją czy coś w tym rodzaju i cofnął samozapłon.
– Po prostu go zdenerwowałem – odparł leniwie.
– Po co? Przecież to tylko przerośnięte ptactwo. – westchnęła, niespodziewanie przerzucając wzrok na mnie. – A ty co tak milczysz?
Nerwowo wzruszyłem ramionami.
– No przecież niespecjalnie! – wtrącił szybko rudy.
– Można spodziewać się wszystkiego. – posłała mi lekki uśmiech i z powrotem skupiła uwagę na rudzielcu. – Imię za imię?
– Eee... Pani pierwsza – uśmiechnął się nerwowo.
– Kas Ceres II – rzekła ze śmiertelnie poważną miną. – Znana także jako Córka Diabła. A pan?
Wilk zaśmiał się niezręcznie.
– Ja to ten... Em... hm...
– Znasz tego pana? – znowu zwróciła się do mnie.
Zmroziło mnie.
Tak, znam go, Cess.
Ale ważniejsze jest to, że on zna mnie lepiej.
<Cess?>
Uwagi: brak