Przebudziłam się w środku nocy z towarzyszącym głośnym, niespokojnym
zaczerpnięciem tlenu. Rozejrzałam się zaniepokojona po każdej ze ścian
jaskini. To nie Azarath, to Ziemia. Westchnęłam z ulgą. Następną
niewiadomą było to, jak się tu znalazłam, lecz szybko odpowiedziałam
sobie na to pytanie, gdy przy wejściu dostrzegłam sylwetkę znajomego
basiora. Zmrużyłam oczy wyostrzając odrobinę wzrok: był ranny, zmieniał
opatrunek. Mogłam mu pomóc, ale nie miałam zamiaru spojrzeć na niego
twarzą w twarz. Poza tym siła w moich łapach nie pozwalała mi dźwignąć
się nań. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w ogień ciężar
powiek niewyobrażalnie wzrósł, czego następstwem był twardy sen. Wstałam
dopiero, gdy pojedynczy, ciepły promień słoneczny, któremu udało się
przebić przez kłębiaste chmury zapowiadające deszcz otulił czubek mojego
nosa. Instynktownie odwróciłam łeb w kierunku wylotu groty.
Uśmiechnęłam się minimalnie, gdy zauważyłam tam drzemiącego Percy'ego.
Bezszelestnie do niego podeszłam i obejrzałam ranę. Gdy w głowie
dobrałam już odpowiednie zioła uśmierzające ból przez myśl mi przeszło,
że jest nawet słodki, kiedy śpi.
- Nawet jeśli, to TYLKO kiedy śpi... - burknęłam niemo do siebie.
Wróciłam do miejsca dzisiejszego noclegu. Chwyciłam w zęby ucho od torby
i podnosząc ją delikatnie ruszyłam znów do niego. Chyba się ocknął,
kiedy zmieniwszy się w człowieka uniosłam lekko jego łapę, ale nie
zważałam na to.
- Nie musisz tego robić... - mruknął sycząc cicho z bólu, gdy rozwinęłam
bandaż. Skarciłam go tylko wzrokiem i wróciłam do oczyszczania rany
wodą utlenioną. Później wzięłam w ręce tłuczek i w moździerzu
przerobiłam na maść części roślin o leczniczych właściwościach.
Nałożyłam stworzoną papkę na skaleczenie i zawinęłam je dokładnie
świeżym opatrunkiem. Następnie przyłożyłam do zabandażowanej łapy
błyszczące maną dłonie. Moje oczy zalśniły zauważalnie, moc skierowałam
na zakażoną kończynę. Chwilę potem przypomniałam sobie o draśniętym
przeze mnie policzku, do którego również naprowadziłam odrobinę
życiodajnej energii. Po muśnięciu opuszkami palców jego zadrapania na
pysku usiadłam obok otulając rękami kolana i opierając na nich głowę.
Przez cały ten czas nie odezwałam się słowem, patrzyłam tylko na niego
obojętnie, chociaż gdzieś w moich oczach widoczna była troska.
<Percy? Czekam na prośbę o chodzenie. :c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz