Grudzień 2022
Po kilku gorących miesiącach niemal nieustannego pobytu w jaskini byłam wykończona. Zima przyniosła ulgę. Wreszcie wróciłam do w miarę normalnego funkcjonowania, udało mi się nawet trochę poćwiczyć w ludzkiej formie. Co jak co, ale mojej kondycji przydałaby się lekka poprawa.
Norma normą, o ile można tak mówić w obliczu przenosin całej watahy. Wieści szybko się rozchodzą. Cała ta farsa z mutującymi zwierzętami szybko skłoniła Alfy do zwołania rady i podjęcia takiej decyzji. Wiele wilków było zasmuconych, kilkoro starszych nie kryło oburzenia, jeszcze inni przyjęli to z zupełną obojętnością.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o Arkanie.
Z początku ucieszył się jak nigdy, ale już po chwili po dobrym humorze nie pozostał żaden ślad. Ba, zezłościł się na coś okropnie. Ignorując moje sprzeciwy, zniknął na cały dzień. Wrócił dopiero wieczorem i skomentował krótko sytuację: oni nie znikną. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Kusiło mnie, by spytać, ale ostatecznie więcej nie wróciłam do tematu.
Znowu zbierało się na deszcz. Co jakiś czas błyskało, na krótką chwilę rozjaśniając okolicę. Akurat byłam w trakcie porządkowania jaskini. Uniosłam się na tylnych łapach, by przejrzeć ostatnią, najwyższą półkę. Wspomogłam się trochę skrzydłami wiatru i odłożyłam na ziemię zajmujące ją książki z Biblioteki
W obecnej sytuacji raczej już ich nie zwrócę. Przez myśl przemknęło mi, żeby zabrać je ze sobą, kiedy wyruszymy. Szybko oceniłam ile miejsca zajmą w mojej brzydkiej torbie i z rozczarowaniem stwierdziłam, że nie mogę zabrać wszystkich. Wielka szkoda. Może będą ostatnimi z bogatego zbioru Barwnej Duszy?
Spróbuję podrzucić komuś pozostałe.
Rozmyślania przerwał mi donośny łopot skrzydeł i przytłumiony huk, sygnalizujący, że Arkan nie wylądował zbyt zgrabnie. Fuknął, pozbierał z ziemi swoją dumę i położył się przy ścianie, ostrożnie składając skrzydła na grzbiecie.
- Wczoraj powiedziałbym, że nic jadalnego się tam nie pałęta - zaczął po dłuższym milczeniu.
- A dzisiaj co powiesz? - podniosłam wzrok znad książek.
Głowa smoka opadła ciężko na skalną posadzkę.
- Że nie ma tam nic, co ma prawo żyć.
Westchnęłam cicho w odpowiedzi.
W oddali zagrzmiało. Z przyzwyczajenia stuliłam uszy, mimo, że tym razem dźwięk nie mógł mi zaszkodzić. Ponownie spojrzałam na okładki grubych tomów. Zamyśliłam się, wodząc wzrokiem od jednego wydania do drugiego, studiując wzrokiem każdy szczegół. Bez problemu rozczytywałam tytuły, literka po literce. Z uśmiechem wróciłam wspomnieniem do tych wszystkich cierpiętniczych godzin przeznaczonych na naukę odczytywania tych dziwnych zawijasów, nazywanych przez nauczyciela pismem. Każdy z nas musiał umieć czytać, ale tak niewiele wilków zmieniało się w ludzi, że większość nie uwzględniała nauki pisania. W każdym razie, ja nigdy nawet o tym nie pomyślałam. Obecnie ta umiejętność wydawała mi się bardzo ciekawa. Podejmowałam już próby udania się na zajęcia, ale ostatecznie zawsze coś mi wypadało albo po prostu nie miałam ochoty. Chyba czas się za to wziąć. Kiedy tylko nadarzy się okazja, spróbuję jeszcze raz.
Mój wzrok zatrzymał się na jedynym symbolu, którego nie byłam w stanie rozszyfrować. Pionowa kreseczka z króciutkim daszkiem. Wiedziałam o niej tylko tyle, że to jakaś mała liczba. Z tego co udało mi się zrozumieć, gdy ktoś mi tłumaczył do czego służą tego rodzaju dziwactwa, to to, że cyfry to coś w rodzaju uzupełnienia mowy, rozbudowane, logiczne struktury, pozwalające segregować... w zasadzie wszystko. Brzmiało to jak coś, bez czego można sobie doskonale poradzić. A jednak coś mnie zafascynowało w tej... idei.
Wpadłam na pewien pomysł.
- Arkan? - Podniosłam wzrok na swojego towarzysza.
- Co? - Burknął, nawet nie otwierając oczu.
Na swój sposób wyglądał uroczo, ciasno zwinięty pod ścianą jaskini, tak by zajmować jak najmniej miejsca.
- Umiesz liczyć? - spytałam bez ogródek.
Otworzył oczy, trochę ożywiony.
- Chyba coś jeszcze pamiętam. A co?
Uśmiechnęłam się wesoło.
- A mógłbyś mnie nauczyć?
- Hm - przerzucił wzrok na wyjście z jaskini. - Chyba tak. Masz jeszcze jakieś czyste kartki?
***
Nauka z wilkami jest o tyle prosta, że mentor może zawsze pokazać czy narysować co ma na myśli. Gestykulacja jest co prawda mocno ograniczona, a nabazgranie czegoś w piasku czy śniegu trwa stosunkowo długo i często nie obchodzi się bez wybuchów irytacji, ale kiedy za nauczyciela robi gad sporych gabarytów, nie posiadający zwinnych, przednich łap, zaczyna się doceniać starania wilczych belfrów. Odwzorowanie każdej cyferki tylko na podstawie opisu kogoś, kto nawet nie jest w stanie jej zapisać, to prawdziwa katorga. Potem te wszystkie mniejsze znaczki i mnóstwo zasad - po jakiejś godzinie musiałam poprosić o przerwę, bo głowa mi pękała od nadmiaru wiedzy. Nie załapałam praktycznie nic, poza zapisem pierwszych kilku liczb, a cały ten materiał mnożył się jak szalony...
Przynajmniej oboje mamy jakieś zajęcie.
Uwagi: brak