Lipiec 2021
Jak na razie szło nam całkiem nieźle na tym torze przeszkód. Nie licząc przewróconych płotków na początku, ale to była wina Crane'a. Skakał gorzej niż ślepy zając bez nogi. W porę ugryzłam się w język, żeby mu tego nie powiedzieć. Przynajmniej trochę lepiej sobie poradził na skałach i tych drżących deskach. Mieliśmy już za sobą większość trasy. Jeśli mnie wzrok nie myli.
Teraz musimy... przeczołgać się pod zawieszonymi gałęziami. Ugh... Dan nie mógł wymyślić jakiegoś zamiennika? Ten element toru musiał pozostać nienaruszony? Usłyszałam westchnięcie Crane'a. Pewnie też nie był zachwycony wizją jeżdżenia brzuchem po ziemi. Widać zdobycie większej ilości kart nie może być zbyt proste...
Tym razem pokonanie najgorszego etapu nie trwało tak długo, jak ostatnio. Crane był nieco niższy niż As, z którym byłam tu poprzednio. Co za tym idzie, żadne z nas nie musiało aż tak się wyginać. Zaoszczędziłam sobie nieco bólu mięśni.
Wydostaliśmy się spod wiszących konarów i stanęliśmy przed kolejnym znanym mi elementem toru przeszkód: przechylającą się deską. Ostrożnie weszliśmy na kawałek drewna i w miarę spokojnie dotarliśmy do połowy jego długości. Crane wyglądał na zdziwionego, kiedy deska nagle zachybotała się, a jeden jej koniec, dotychczas wsparty na ziemi, powędrował w górę. Zdołaliśmy utrzymać równowagę podczas tej zmiany i ruszyliśmy już pewniejszym krokiem dalej, w stronę opuszczonego zejścia.
Naszym oczom ukazał się ostatni etap trasy: powbijane w ziemię kije. Dan poinformował nas, że sposób, w jaki mamy poruszać się wokół nich uległ zmianie. Wymyślne zawijasy, znane mi z poprzedniej wersji toru przeszkód, zastąpił tradycyjny slalom. I tak powinno być.
Mieściliśmy się między patykami bez problemu, a samo chodzenie ze związanymi łapami po równym gruncie, było miłą odmianą po skakaniu, czy czołganiu się. Mijaliśmy sprawnie kolejne kije raz z lewej, raz z prawej strony. Zanim się obejrzałam, przeszliśmy obok ostatniego i przekroczyliśmy linię mety. Nareszcie!
Kiedy Dan gratulował nam i uwalniał z więzów, znów zastanawiałam się, dlaczego postanowiłam w ogóle powtórzyć tę konkurencję. Pierwszy wniosek był oczywisty: wieloosobowe są bardziej opłacalne. Ta jest najłatwiejszą z tego rodzaju. Chociaż... może powinnam powiedzieć: najszybszą do zakończenia.
Dan wręczył nam po pliku kart. Crane od razu oddał mi swój.
- Masz dość sił na jeszcze jakąś konkurencję? - zapytałam go. - Jest dosyć wcześnie.
- Myślę, że tak - Basior podniósł do góry kąciki ust, lekko odsłaniając zęby. Był to nieco inny typ uśmiechu, niż zwykle, ale nie skupiłam na tym szczególnej uwagi.
- Może skok do Jeziora? - powiedziałam, co pierwsze przyszło mi do głowy.
- Może... - mruknął samiec bez krzty przekonania.
- No to wracamy na Wrzosową Łąkę - oznajmiłam. - Znaleźć Joela.
***
Okrążyliśmy Amfiteatr i jego okolice dookoła. Ani śladu po muzyku, który jeszcze godzinę temu był tutaj. Westchnęłam głośno. Zauważyłam, że As nadal siedział na jednej z ławek, tym razem w towarzystwie Torance. Podeszłam do niego i zapytałam, czy nie wie, gdzie zniknął Jo. Niestety, basior o cynamonowym futrze poinformował mnie, iż nasz kolega z pracy nie zwierzał się mu dokąd idzie. Podziękowałam i wróciłam do Crane'a, który w międzyczasie zdążył zaczepić niejaką Sorrow. Zadał jej podobne pytanie, co ja wcześniej Asgrimowi. Wilczyca odpowiedziała coś w stylu, że nie obchodzi jej, gdzie jest Joel i fakt, że go szukamy. Skończywszy mówić, wypuściła głośno powietrze i poszła w stronę swoich znajomych z watahy.
Już chciałam zaproponować poszukiwania animatora bez wskazówek, jednak Crane postanowił zapytać jeszcze dwójkę aktorów, którzy akurat byli na scenie. Prawdopodobnie ustalali, jak będzie wyglądać ruch sceniczny, czy coś. Brązowy samiec przyszedł pod podest i zaczepił stojącego bliżej Valkoinena.
- Hej, Valk!
- Czego chcesz? - rzucił albinos, odwracając głowę.
- Widziałeś może Joela?
- Nie - Po tej zwięzłej odpowiedzi biały basior spojrzał znów przed siebie.
- Na pewno? - dopytał Crane.
- Tak. Mógłbyś łaskawie sobie już iść?! Jesteśmy bardzo zajęci - oznajmił Valk bardzo niemiłym głosem.
- Dobrze, już dobrze - odpowiedział brązowy basior, swoim tonem-uniknięcia-konfliktu.
Wtem Gaja podbiegła do krańca sceny i zawołała za już odchodzącym wilkiem:
- Proszę pana! Ja wiem, gdzie będzie Joel! Poszedł do Parku!
- O, dziękuję za tę informację - Crane przystanął i spojrzał w stronę młodej aktorki, uśmiechając się.
Dostrzegłam, że w międzyczasie Valk pokiwał łbem z niesmakiem i poszedł dalej w głąb sceny. Oparłam się o jedną z ostatnich ławek i zaczekałam, aż Crane wróci, żeby zakomunikować mi, czego się dowiedział. Ja dzięki swojemu słuchowi znałam już treść rozmowy, ale postanowiłam mu tego teraz nie mówić. Nie jestem pewna, dlaczego.
- Idziemy do Parku. Tam znajdziemy naszego animatora - oznajmił basior, kiedy dotarł do mnie.
- Jasne - ruszyłam razem z nim we właściwym kierunku.
Najpierw musieliśmy przejść przez Zielony Las, mijając po drodze Pomarańczowe Drzewo i Drzewo Wiedzy. Kiedy byliśmy blisko tego drugiego, Crane wspomniał o pewnym epizodzie ze swojej przeszłości, w którym chciał zapytać Drzewo o swoją dawno utraconą rodzinę. Z tego co mówił wynikało, iż przyszedł o niewłaściwej porze. Basior stwierdził, że do dziś pamięta ten błysk z pnia i straszliwy grzmot, który rozrywał bębenki. Jednakże ślad po uderzeniu zobaczył obok siebie. Drzewo chybiło.
- Miałem farta... Ale postanowiłem nie kusić już więcej losu - tak dokończył swoją krótką opowieść, pokazując mi niewielki, już zarośnięty dół przy korzeniach Drzewa. Przyznam, zrobiło to na mnie wrażenie.
<CDN>
Wygrane karty: brązowe: Jelenie, Wojownik, Pielęgniarz, Tęczowe Winogrono; srebrne: Miasto, Świat Mroku; złote: Dante i Astrid.
Uwagi: Brak.