Marzec 2021r.
- Czas ruszać... - westchnęłam cicho, biorąc ostatniego łyka chłodnej wody. Znajdowałam się nad Wodopojem i cieszyłam z ostatnich chwil luzu zanim będę musiała iść na patrol.
Szczerze mówiąc nieszczególnie mi się chciało tam iść. Czasem miałam wrażenie, że połączenie patroli i polowań - i to zawsze w podobnym czasie, mnie wykończy, ale jakoś dalej żyłam. Dobra, może nikt nie kazał mi podjąć się dwóch prac, ale naprawdę nie sądziłam, że to będzie czasem takie trudne. A teraz jeszcze miała dojść do tego praca jako sprzedawczyni na festynie...
- Przestań narzekać, Tor – mruknęłam, wstając.
Od razu skierowałam swoje kroki w stronę Zielonego Lasu, przez który musiałam przejść, żeby znaleźć się na terenach, które miałam patrolować. Idąc spojrzałam na położenie słońca i przeklinając swoje nieogarnięcie życiowe, przyspieszyłam do biegu. Dosłownie za chwilę zaczyna się moja zmiana.
- Cześć! - zawołałam mijając ciemnoszarego basiora. W porównaniu do mnie Magnus zawsze był na czas, nie spóźniał się. Idealny pracownik. Idealnie zorganizowany. Chociaż patrząc na jego przeraźliwie chudą sylwetkę, to... Cóż, chyba powinnam mu coś podsunąć do jedzenia, bo nie wygląda on zbyt dobrze.
- Hej – usłyszałam z tyłu głos samca. Nie miałam czasu na pogawędki, a z doświadczenia wiedziałam, że Magnus nie ma na nie również ochoty.
Po chwili stałam na cmentarzu, próbując złapać oddech. Odległość nie była duża, ale takim sprintem nie biegłam od dawna. Oddychałam głęboko przyglądając się swoim zwykle rudym łapom, teraz jednak całkowicie zabłoconych. Po zimie została nam warstwa śniegu, która od jakiegoś czasu topniała sprawiając, że podłoże było pełne błota. Świeża trawa dopiero zaczynała rosnąć, więc ściółka nie była zbytnio zróżnicowana. W sumie to było tam tylko błoto i resztki roślin z zeszłego roku.
Gdy moje serce przestało bić jak szalone, a oddech się wyrównał, podniosłam wzrok. Znajdowałam się na Cmentarzu, który raczej nie należał do moich ulubionych terenów w watasze. Wszystko tutaj było tak smutne i ponure... I nie chodziło jedynie o efekt wizualny, bo nawet zapach i dotyk ziemi emanował smutkiem. Zawsze, kiedy tu byłam, miałam ochotę usiąść, zwinąć się koło jednego z grobów i pogrążyć w negatywnych myślach, albo po prostu uciec i tutaj nie wracać.
Rozglądałam się po terenie szukając czegoś, co mogłoby odbiegać od normy. Leżące płasko na ziemi tablice nagrobne z wypisanymi imionami wilków – których nie umiałam odczytać - były wszędzie. Zawsze zapominałam, że było ich tak wiele...
Szybko okazało się, że nie ma dzieje się tutaj nic nadzwyczajnego, więc ruszyłam dalej. Mijałam nagrobki starając się nie myśleć o gnijących ciałach i samej śmierci. Nie do końca zdając sobie z tego sprawę, przyspieszyłam i już po chwili stałam koło wejścia na Most Nieskończoności. To tajemnicze miejsce również trochę mnie przerażało. Podobno, kiedy wilk na niego wchodził, czuł ogromną potrzebę zobaczenie, co jest dalej, na jego końcu. Jeśli miał silną wolę, to potrafił oprzeć się pokusie, jednak jeśli nie... Cóż, szedł mostem w nieskończoność. Niektórzy mówili, że nawet po śmierci duch wilka zagubionego na moście, szedł nadal naprzód, próbując dotrzeć do końca, który nie istniał...
Nie wiedziałam, czy była to prawda, ale pomimo wręcz gotującej się we mnie ciekawości, nigdy nie postawiłam łapy na wilgotnych deskach mostu. Lepiej nie ryzykować. A nuż w starej legendzie jest jakieś ziarno prawdy? A nawet jeśli nie, to deski wyglądały tak jakby miały zaraz odpaść i runąć w dół. Nie, zdecydowanie lepiej tam nie iść.
Kiedy ponownie mijałam Most Nieskończoności, poczułam jak coś wkrada się do mojego umysłu. Coś na wzór białej zasłony, która zaczęła powoli zasłaniać rozsądek. Tuż przed pyskiem zauważyłam błękitny dym o pięknym zapachu wiosennych kwiatów. Zaciągnęłam się nim, nie mogąc nadziwić się jego niesamowitością. Był słodki, przyjemny dla węchu. Z pewnością w życiu nie czułam nic wspanialszego.
Nagle poczułam chęć ujrzenia skąd on się wydobywa, od jakich pięknych kwiatów pochodzi. Szybko wykryłam, że nadchodzi on od strony Mostu, przez co zatrzymałam się skołowana.
- Mostu? - mruknęłam do siebie mrużąc oczy w zamyśleniu. Tak, ten most był niebezpieczny, jednak gdy na niego spojrzałam, ten nagle wydał mi się najwspanialszą rzeczą na świecie. Skąpany w błękitnawej mgle most wyglądał nieziemsko. Jakby prowadził do jakiejś cudownej krainy bogów, gdzie wszyscy są szczęśliwi. Gdyby tak wejść na niego... Z pewnością trafiłabym do niej, prawda? - pomyślałam uśmiechając się błogo. Już miałam postawić łapę na pierwszej desce, gdy usłyszałam stanowczy głos.
- Torance.
Odwróciłam się jak oparzona. Głos musiał należeć do Yuko. Tylko ona zwracała się do mnie w takich chwilach z mieszanką groźby, zniesmaczenia i troski. Jednak, kiedy się odwróciłam, nie zauważyłam nikogo. Tylko mgła...
- Chyba umysł płata mi figle – powiedziałam czując, że na mój pysk wkrada się uśmiech. Odwróciłam się z powrotem i gdy ujrzałam, że moje łapy znajdowały się dosłownie tuż przed deską, krzyknęłam. Skoczyłam najszybciej jak umiałam do tyłu i niewiele myśląc, uciekłam z tego miejsca.
Prawie byłam na moście, prawie byłam na moście, prawie... - myślałam gorączkowo biegnąc najszybciej jak umiałam.
- Uspokój się, Torance – zreflektowałam się bezgłośnie. Nagle poczułam jak z każdym krokiem wspomnienia ostatnich wydarzeń bledną, a mnie ogarnia błogi spokój. Nic się nie wydarzyło. Tamto coś to nic nadzwyczajnego. Żyłam przecież.
Niespodziewanie zauważyłam tuż przed sobą dwa wilki. Całkowicie zapomniałam, że nadal biegłam. Wyhamowałam starając się nie wpaść na idącego z przodu czarnego basiora. Na szczęście udało mi się to i po chwili stałam przed nim na odległość gołębia. Wycofałam się pospiesznie i podniosłam wzrok, by spojrzeć w oczy znacznie wyższego ode mnie wilka.
- Dzień dobry, Hitam – powiedziałam kiwając mu głową na powitanie – Nic nowego się nie wydarzyło.
Może nie licząc tego, że prawie wlazłam na most, ale to zwyczajny problem wilków przechodzących koło Mostu, więc nie musisz tego wiedzieć. Chyba – skończyłam w myślach.
Basior odpowiedział skinieniem głowy. Nie spodziewał się niczego innego, w gruncie rzeczy w tych stronach nie działo się zbyt wiele rzeczy tak naprawdę nowych.
Nagle przypomniałam sobie o obecności drugiego wilka. Skierowałam na niego wzrok i poczułam jak moje wnętrzności robią fikołki. Tuż obok siedział dość wysoki wilk o szczupłej sylwetce i cynamonowym futrze. Na wysokości moich oczu, a szyi basiora jego sierść przybierała orzechową barwę, która ciągnęłam się przez całą pierś. Podniosłam wzrok i spojrzałam wprost w szaroniebieskie oczy wilka.
To... To nie mógł być on, prawda? Dlaczego nie jest u siebie?
- As? - zapytałam siląc się na spokojny ton – Co ty tutaj robisz?
Basior potrząsnął głową, jakbym wybudziła go z transu. Odetchnęłam cicho, gdy przestał się na mnie tak gapić jak na idiotkę. Po chwili znowu zniżył na mnie wzrok i uśmiechnął się. Widziałam w jego oczach ulgę i zaskoczenie.
- To naprawdę ty – powiedział mrugając oczami. Po czym rzucił się na mnie z prędkością, o którą bym go nigdy nie posądzała. Basior oplótł mnie swoimi wielkimi łapami, a ja totalnie nie wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. Nie licząc wczesnego dzieciństwa, którego w sumie nie pamiętałam, to pierwszy raz widziałam go tak naprawdę. Pierwszy raz mogłam go przytulić. As przyciągał mnie mocno do siebie, a ja powoli podniosłam łapy i odwzajemniłam uścisk. Wydawało mi się to trochę niezręczne, ale z drugiej strony byłam szczęśliwa widząc go. Zamknęłam oczy i skupiłam na jego miękkim futrze i zapachu... mokrej, brudnej sierści.
- Śmierdzisz – stwierdziłam.
As wciągnął głośno powietrze i roześmiał się cicho.
- Ty też. I będziesz śmierdzieć jeszcze bardziej – zapowiedział i zanim zrozumiałam, co się dzieje, przełożył ciężar ciała do przodu, tak że upadłam na plecy głośno piszcząc.
- Ty mały...
- Mały? - basior uniósł brwi z rozbawieniem. Widziałam jak powstrzymywał wybuch śmiechu, przez co poczułam jeszcze większą chęć przywalenia mu w ten jego pusty łeb.
Pospiesznie wstałam i już miałam rzucić się na swojego przyjaciela, gdy przypomniałam sobie o obecności Hitama. Zamarłam na chwilę, po czym wyprostowałam się i posłałam rozbawionemu Asgrimowi – jak miałam nadzieję – groźne spojrzenie.
- Przepraszam, Hitamie, za... to – wykonałam kółko łapą.
- Nie szkodzi. Jak rozumiem, znasz tego wilka – odpowiedział wskazując na Asa, który spoglądał teraz to na mnie, to na czarnego basiora.
- Tak, to mój przyjaciel z czasów wczesnego dzieciństwa. Wychowywaliśmy się razem – wyjaśniłam zerkając na cynamonowego samca. As wydawał się całkowicie zdezorientowany i zaskoczony. Jego szeroko otwarte oczy patrzyły na mnie ze szczerym zainteresowaniem. Zmarszczyłam brwi na ten widok. Co to miało znaczyć? - Jeśli jednak o to chodzi, to nie mam pojęcia, dlaczego tutaj jest.
Samiec Alfa skinął głową i zamyślił się. Znowu spojrzałam na swojego przyjaciela. Powiesz mi? - spytałam bezgłośnie.
- Wygląda na to, że i tak dobrze się znacie i dogadujecie – stwierdził w końcu Hitam.
Skinęłam głową.
- Tak. Ten głupek, chociaż na takiego nie wygląda, coś czasem potrafi zrobić przydatnego. Rozmawialiśmy przez jakieś dziwne łącze między umysłami – wyjaśniłam niepewna, czy powinnam to mówić. - As, mam prośbę... Możesz nie udawać, że nie wiesz o co chodzi?
Basior podskoczył i skierował spanikowany wzrok na Hitama. Co tu się odwalało? Czułam się jakbym brała udział w jakimś przedstawieniu, do którego nie miałam scenariusza.
Hitam czując na sobie spojrzenie Asa, westchnął i posłał mu uśmiech, który miał chyba uspokoić mojego przyjaciela.
- Macie sobie trochę do wyjaśnienia i powinienem już pójść. As, pomożesz Torance w patrolu. Przyjdźcie do mojej jaskini, kiedy skończycie – nakazał samiec Alfa, po czym zaciągnął się powietrzem – I może rzeczywiście wcześniej się umyjcie.
Następnie odwrócił się i odszedł jak gdyby nigdy nic. Serio? Nie tego się spodziewałam, a patrząc na skonsternowanego Asa, on również nie.
- Hitam! - zawołał za nim. Alfa był jednak zbyt daleko. A może jedynie zignorował cynamonowego samca?
Przez kilka chwil siedzieliśmy w ciszy. Czekałam, aż ten idiota w końcu mi wyjaśni, co właściwie on odwala, czemu tutaj jest i... No po prostu wszystko. Jednak chyba się na to nie zanosiło – As siedział na ziemi i przyglądał się swoim łapom. Gdy to mu się znudziło zaczął wybijać jakiś rytm uderzając przednimi łapami o ziemię. Bum. Bum. Bum-bum. Bum.
- No więc... Powiesz mi, co się dzieje czy mam tak sobie czekać na śmierć?
Mój towarzysz przerwał masaż ziemi i podniósł wzrok. Patrzył w moją stronę, ale jego nieruchome spojrzenie wydawało się być utkwione w czymś za mną. Siedziałam i czekałam, aż ten głupek w końcu coś powie.
- No to... Jest taka sprawa, że tak trochę straciłem pamięć i... - zaczął samiec. Spojrzałam na niego mrużąc oczy. Miałam nadzieję, że to żart, ale patrząc na niego, zaczynałam w to wątpić.
- Straciłeś... Straciłeś pamięć? - powtórzyłam po nim czując jak ulatuje ze mnie powietrze. No chyba mi nie powiecie, że...
Spojrzałam na jego poważną, zatroskaną minę – byłam pewna, że jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie - i... Roześmiałam się histerycznie. Stracił pamięć? To musiał być żart. Pierwszy raz od wieków, kiedy go zobaczyłam i dowiaduje się, że on nic nie pamięta? Niemożliwe. Nie. Nie zgadzam się. Błagam, nie.
- Niestety... - powiedział, kiedy się jako-tako uspokoiłam.
To jedno słowo sprawiło, że poczułam się tak bezsilna jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet moment, w którym Anna zostawiła mnie tutaj samą, w czasach, kiedy myślałam, że jestem tylko psem, nie był tak okropny. Już myślałam, że odzyskałam najlepszego przyjaciela, a tu okazuje się, że on... Że on...
- T-Tori? - zapytał cicho basior – Hej, nie płacz. Może to wszystko nie było takie ważne, żeby to pamiętać.
Dopiero gdy As zwrócił mi uwagę, zauważyłam, że mam łzy w oczach. Czemu, do cholery, płaczę?! Tor, debilu niedorobiony, przestań ryczeć! - upominałam się w myślach, co okazało się bezskuteczne.
Basior podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się. Nie potrzebowałam jego litości. Poradzę sobie sama.
Zamknęłam oczy i powoli policzyłam szeptem do dwudziestu. Z każdą liczbą brałam głęboki wdech, a przed wypowiedzeniem kolejnej, wypuszczałam powietrze. Gdy skończyłam, podniosłam pysk i spojrzałam w oczy Asgrima.
- Opowiesz mi, jak to się stało? - poprosiłam drżącym głosem.
Basior westchnął cicho i zaczął opowiadać. Trwało to z pewnością dłuższy czas, który powinnam spożytkować na patrolowanie, ale nie obchodziło mnie to szczególnie. Hitam był tutaj stosunkowo niedawno, więc przez dłuższy czas – jeśli w ogóle – nie przyjdzie nikt skontrolować, co robię. Skupiałam się raczej na opowieści Asa i na kontrolowaniu emocji – nie mogłam sobie pozwolić na kolejny wybuch nieuzasadnionego płaczu.
Kiedy skończył, totalnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Miał znaleźć mnie? Czemu? Znaczy, rozumiałam, że jesteśmy przyjaciółmi, ale... As miał przecież własną watahę, rodzinę. Co z nimi? No i skąd ten głos wiedział w ogóle o moim istnieniu, a tym bardziej, gdzie mnie szukać. Jeśli był to ktoś z mojego otoczenia, to znowu skąd miał wiedzieć, że As to As i na dodatek potrzebuje pomocy? To nie miało sensu.
- Ten głos... Ja chyba go znałem, wiesz? Nie pamiętam, ale z perspektywy czasu wydaje się taki znajomy – powiedział basior.
Zmarszczyłam brwi.
- Ciekawe czy sobie coś przypomnisz z czasem.
- Fajnie by było...
- Mówiłeś, że to nie jest ważne – zauważyłam przypominając sobie jego słowa.
As zmieszał się i widziałam jak przez chwilę walczy sam ze sobą.
- Niektóre rzeczy warto pamiętać – powiedział cicho, na co podskoczyłam. Co miał na myśli? Basior widząc moje ożywienie zmieszał się jeszcze bardziej i szybko dodał – Chciałbym poznać jakieś epickie sztuczki magiczne. Mówiłaś, że umiem... Połączyć się z kimś umysłem? Ale mega! Wiedziałem, że jestem bardzo uzdolniony! Czyli teoretycznie potrafiłem władać nad umysłem? Mogę spróbować na tobie? Proszę, proszę, proszę.
Roześmiałam się. Takiego Asa znałam i lubiłam.
- Okej. Ale przeżyję?
- Może – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Szybko, żebym zdążyła zanim wilk zacznie próby dostania się do mojego umysłu, odezwałam się.
- Tylko lepiej już chodźmy. Jednak jestem w pracy
Basior skinął głową i również wstał. Zagłębiliśmy się w las rozmawiając wesoło o moich szansach na przeżycie i cudownych - aha, jasne - zdolnościach mojego przyjaciela, a ja starałam się ignorować uczucie smutku. Nie miałam na niego czasu.
<Asgrim?>
Uwagi: Brak.