Podszedłem do niej od tyłu i delikatnie dotknąłem dłońmi jej bioder. Zaskoczona cicho pisnęła oraz spróbowała się odwrócić. Ja ją za to wyręczyłem, przechodząc tuż przed jej twarz i chwytając ją w talii. Akurat grali nieco spokojniejszy utwór, jednak ona dalej się dziko wiła, próbując naśladować ruchy wilków sprzed dwóch piosenek.
- As, spokojnie. Jesteś pijana. Odprowadzić cię do jaskini? - zapytałem ze spokojem. Ona na to zmarszczyła nos, przymrużyła powieki i przechyliła się w bok tak, jakby zaraz miała się przewrócić.
- Nie jestem... pijana - mruknęła z niezadowoleniem, gdy doprowadziłem ją do pionu.
- Naprawdę? Udowodnisz mi to jakoś?
Zamyśliła się, przestając się wić. Zamiast tego położyła dłonie na moich ramionach i próbując nie robić zeza patrzyła mi w oczy, poddając się rytmowi, w którym poruszałem delikatnie jej ciałem. Jeszcze jakiś czas temu chciałem oficjalnie być tancerzem, jednak zrezygnowałem z tej kariery... a może raczej mnie wyrzucili, tłumacząc, że ta funkcja jest przeznaczona dla nowych członków. Na rzecz owego hobby często ćwiczyłem, więc nabyłem jakieś poczucie rytmu.
- I co? Długo jeszcze będziesz się namyślać? - posłałem jej ironiczny uśmieszek. Ona próbowała go naśladować, jednak wyszła jej jakaś karykatura psychopaty.
- Nie jestem pijana. Tańcz ze mną.
- Jesteś pijana i powinnaś się położyć, aby nie zrobić krzywdy ani sobie, ani innym. Nie zapominajmy, że jesteś nieobliczalna - zaśmiałem się, na co ona ponownie zmarszczyła nos, nie bardzo rozumiejąc, co mam przez to na myśli - Poza tym wciąż mi nie udowodniłaś, dlaczego uważasz, że nie jesteś pijana.
- A ty? Dlaczego mówisz, że jestem nietrzeźwa?
- Chwiejesz się, czuć od ciebie alkohol... jeszcze mało?
Zasępiła się i wymruczała coś w stylu "nieprawda". Już nie przechylała się i o mało nie upadała chociażby dlatego, że ją mocno trzymałem, a kroki nie były zbyt trudne.
- To jak? Idziemy? - zapytałem. Nie odpowiedziała, tylko zbliżyła swoją twarz do mojej tak, jakby chciała coś powiedzieć. Czułem od niej wyraźnie, że piła. Już chciałem ją zapytać o to, co robi, kiedy zamiast przystawić usta do mojego ucha, przycisnęła je do moich warg. Zacisnąłem mocniej palce na materiale jej sukienki, czując rumieniec napływający na moje policzki. Prócz mocniejszego smaku alkoholu bardziej zwróciłem uwagę na to, że zaczęło mi się robić naprawdę gorąco. Jej ciało było równie rozpalone, co usta. Dopiero kiedy wilki zmienione w postaci ludzi zaczęły klaskać, oderwaliśmy się od siebie. Podczas pocałunku zapomniałem o oddychaniu, przez co teraz dyszałem. Patrzyłem z niedowierzaniem na przyjaciółkę... czy może raczej dziewczynę? Dan, nie rób sobie nadziei - myślałem - jest pijana. Nie wie, co robi.
- Idziemy - mruknąłem, puszczając jej talię i zamiast tego zaciskając dłoń na jednym nadgarstku. Protestowała tylko przez chwilę, aż nie pochwyciłem i drugiej ręki i nie zaciągnąłem do bliżej usytuowanej jaskini, która należała do mnie. Wielokrotnie się chwiała, czasem robiliśmy przystanki na to, by mogła zwymiotować... W końcu padła na moje posłanie, które dziwnym trafem znajdowało się dokładnie w tym samym miejscu, co to należące do niej, więc zapewne zrobiła to intuicyjnie. Mieliśmy bardzo podobne jaskinie, jednak ta moja była trochę mniejsza. W związku z zajętym łóżkiem zmieniony w wilka położyłem się pod ścianą. Czuwałem raptem przez godzinę, bo później zwyczajnie głowa mi opadła.
***
Kiedy się ocknąłem, był już ranek. Czułem lekkie odrętwienie i pragnienie. Popatrzyłem na wciąż słodko śpiącą As. Czy każdy, kto jest w stanie nieświadomości wygląda na młodszego, niż jest w rzeczywistości? Podszedłem bliżej i przez kilka minut patrzyłem na to, jak jej pierś się unosi i opada. Cały czas doszukiwałem się jakiegoś przesłania w tym, co zrobiła poprzedniej nocy. Faktycznie była pijana i pewnie tego nie pamięta. Czy powinienem był ją o tym poinformować? Czy może przemilczeć temat? Jeśli nie dowie się tego ode mnie, wspomni o tym jakikolwiek inny wilk z watahy, który był tego świadkiem. Niektórzy uważają, że podczas bycia nietrzeźwym jesteśmy znacznie szczersi i łatwiej nam wylać swoje prawdziwe uczucia. To cały czas napełniało mnie nikłą nadzieją, że... no właśnie. Przecież od zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. Czy nie od zawsze jej pragnąłem? Czy nie czułem ukłucia zazdrości za każdym razem, kiedy widziałem ją rozmawiającą z innym basiorem? Czy nie dbałem o nią już od najmłodszych lat? Jest mi najbliższą osobą, która trafiła już kilka lat temu w samo centrum mojego serca. Szczerze mówiąc nie wyobrażałem sobie związku z jakąkolwiek inną waderą, prócz niej... Choć tak różni, pasowaliśmy do siebie.Coraz bardziej przerażony natłokiem wniosków podszedłem bliżej wyjścia jaskini, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Od tego wszystkiego kręciło mi się w głowie. To zbyt wiele jak na takiego półgłówka, jakim jestem... a co jeśli już dawno dorosłem i przestałem być idiotycznym młodzianem, który niczego nie mógł wynieść z życia? Może już pora, by za
Usłyszałem ciche warknięcia i poruszenia na leżysku. Odwróciłem się i spojrzałem na budzącą się samicę.
- Gdzie jestem? - zapytała zachrypniętym głosem.
- U mnie... - odpowiedziałem krótko, lekko monotonnym głosem. Wciąż nie całkiem się wyspałem.
- Czyli...? - mruknęła, opuszczając łeb na łapy i zamykając ślepia. Podszedłem nieco bliżej.
- As, czy to naprawdę aż takie trudne? - zapytałem z rozbawieniem. Starałem się nie myśleć o tym, na co wpadłem jeszcze chwilę temu i zachować tę samą żartobliwość, jaka się mnie trzymała na co dzień.
- Och, Dan... Przepraszam, że musisz mnie oglądać w tym stanie. Mam okropnego kaca - wymruczała.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziałem. Zapanowała niezręczna cisza.
- Ile razy rzygałam?
- Nie wiem. Nie liczyłem. Może... z dziesięć?
- Masakra - podsumowała, przewracając się na drugi bok - Będziesz zły, jeśli ci obrzygam poduszkę?
- Bardzo. Sama mi ją dałaś. Wybaczę tylko jeśli kupisz mi nową.
- Chyba śnisz - zadrwiła.
Ponownie zapanowała cisza. Miałem ochotę ją zapytać o wczoraj... ale chyba było na to jeszcze za wcześnie.
- Może pójdziemy nad Wodopój? Woda pomaga na kaca.
- Ok - powiedziała, powoli wstając. Kilka raz stęknęła zbolała, po czym powoli poczłapała w moim kierunku. Cały czas marszczyła nos i mrużyła oczy. W duchu cieszyłem się, że nie wypiłem tyle, co ona.
Kiedy już doszliśmy na miejsce (As po drodze jeszcze raz zwymiotowała) i pozbyliśmy się palącego pragnienia, wadera zaproponowała:
- Może pójdziemy na polowanie?
- Jasne... ale kto przystąpi do ataku? - zapytałem.
- Oczywiście, że ja. Tobie jeszcze nie całkiem ci się rany zrosły, o kościach już nie wspominając! - przekonywała.
- Przecież pewnie nadal widzisz podwójnie! Jeszcze mi tam zemdlejesz! Ja idę - upierałem się przy swoim.
- Pfff... - sapnęła, zamyślając się - Znając życie skończy się na jednej wielkiej kłótni. Jesteśmy dorośli, prawda? - Skinąłem głową. - W takim razie powinniśmy pójść na kompromis.
Niechętnie potaknąłem. Cały czas w duchu jednak powtarzałem sobie, że to właśnie ja powinienem to załatwić, nie ona. Miałem przed oczami wiele różnych wersji wydarzeń, kiedy to ona traci równowagę i upada prosto pod kopyta jelenia... Po godzinnym oczekiwaniu w krzakach i przenoszeniu się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu stada tłustych jeleni, w końcu ujrzeliśmy to, na co tak długo oczekiwaliśmy. Rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia, a następnie równocześnie ruszyliśmy pędem w kierunku najsłabszego osobnika. Nie minęła chwila, a ten już miał przerwaną tchawicę. Poszło łatwiej, niż się tego spodziewałem. Zabraliśmy się za jedzenie. Wtedy coś sobie uświadomiłem. Dopiero po posiłku odezwałem się do niej, uśmiechając się głupawo:
- Myślałem, że jesteś wegetarianką.
- Wilk nie może żyć na samych owocach... rozumiesz, coraz częściej bywałam głodna i... i... Kiedy chcesz się szybko nasycić, po co sięgasz - po kawałek wołowiny czy sałatę?
- Nie lubię sałaty - stwierdziłem. Po jej minie poznałem, że ledwo powstrzymywała śmiech.
- Skrótem mówiąc okazjonalnie mogę zjeść coś mięsnego.
- Skoro głodujesz... ja już cię nieco podtuczę. Jesteś strasznie chuda.
- A ty jesteś jedną wielką kupą mięśni - zaśmiała się. Przez chwilę byłem poważny i próbowałem ją zamordować spojrzeniem, ale miała bardzo zaraźliwy śmiech. Kiedy już się nieco obmyliśmy w rzece i położyliśmy na łące, na którą padały ostatnie promienie ciepłego, letniego słońca, by się osuszyć, As zapytała:
- W takim razie co robiłam gdy byłam pijana? Film mi się urwał.
- Tańczyłaś niczym techno muł do piosenki z Titanica.
- Ach. Coś poza tym?
- Darłaś się jak wariatka... siłą udało mi się cię opanować.
- Później od razu zaprowadziłeś mnie do swojej jaskini?
- Nie do końca... - mruknąłem, spuszczając wzrok. Na nowo poczułem ogarniające mnie poczucie winy.
- To znaczy? - dopytała z zainteresowaniem, jednak w jej głosie dało się również wyczuć nutkę zaniepokojenia. Mówić jej czy nie mówić? Mówić czy nie mówić? Teraz albo nigdy. To nie może być takie trudne. Podniosłem głowę i spojrzałem głęboko w jej oczy.
- As, czy ty czujesz do mnie coś... konkretnego?
<Astrid?>
Uwagi: brak