Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Od Toboe "Zakochanie... " cz. 2 (cd. Vanessa)

Spojrzałem na dół na przedstawicielkę płci przeciwnej, która właśnie odbiła się od mojej piersi. Położyłem uszy na znak "sry, ale ze mnie idiota", ponieważ to ja zawiniłem, gdyż gapiłem się na orła, który krążył nad nami.
- Przepraszam... - wymruczała, niepewnie rozchylając lekko pysk.
- Nie to ja przepraszam, mogłem patrzeć gdzie idę - powiedziałem zaraz po niej, cofając się o parę kroków. I słuchajcie najlepsze! WPADŁEM W SIDŁA! Ryknąłem z bólu, przy okazji wyklinając Boga od najgorszych. Wadera nie wiedziała co zrobić, wyglądała jakby jej ktoś piaskiem sypnął w oczy. Odwróciłem się, aby zobaczyć jak zwany "pysk" zacisnął się na mojej łapie. Wiedziałem co w tej chwili zrobić, bo jestem taką niezdarą, że już parę razy wpadłem w takie coś. Congratulations Toboe, znów to samo. Skupiłem wzrok na metalowej zasadzce i roztopiłem ją siłą woli. Nie na tyle, aby stal stał się ciekły, ale na tyle miękki, żebym mógł wyciągnąć łapę całą zapaskudzoną krwią.
- Dobrze, że ty w nią nie wpadłaś - stwierdziłem sycząc z bólu. Zatkało ją. Bardzo huczne poznanie wadery, czyż nie? Suuuper... Odtrąciłem na bok roztopioną zasadzkę.
- Pomóc ci dojść do lekarza? Zdążyłam już poznać drogę do niego.
Sherlock z ciebie pierwsza klasa, ale jeśli już zdążyłaś poznać drogę do lekarza, nim poznałaś mnie to naprawdę jesteś moim Bogiem.
- Już sądziłem, że będę musiał cię nawigować i... Tak. Byłbym dozgonnie wdzięczny za ten łaskawy czyn - westchnąłem podchodząc do niej kulawym ruchem. Wtf? Jest coś takiego. W każdym razie od dzisiaj jest.
***
Darłem się bólu, kiedy to po raz kolejny Yusuf musiał mi nastawiać kości, smarować maścią i robić inne te takie czynności, które wykonuje każdy inny pielęgniarz. Tyle razy co uratował moją pasję przed długą pauzą, że już nie wiem jak mu i Ice dziękować. W takich momentach słowa nie mają znaczenia, doprawdy. Ciemna wadera stała z boku i wszystko uważnie lustrowała. Przez to całe zmieszanie nawet nie zdążyłem zauważyć, że jej jakże ponury wygląd jest równie uroczy. Taa, mów mi mistrzu spostrzegawczości. Kiedy Yus pozwolił mi wyjść przy pomocy tajemniczej nieznajomej było już po północy.
- Nie wierzę, że chciało ci się stać i patrzeć jak mnie opatrywał. Dzielna z ciebie widownia.
- Z ciebie dzielny pacjent, powinieneś za to dostać lizaka.
O proszę, proszę jaka perełka, umie nawet żartować. Zaśmiałem się pod nosem, sam do siebie błądząc wzrokiem po panoramie polany w samym środku nocy. Nie minęła chwila, a zaraz byliśmy pod moją jaskinią. Wprowadziła mnie do niej oraz pomogła mi się nawet ułożyć na łóżku.
- To chyba ja powinienem ciebie tak odprowadzić. Następnym razem naprawię swój błąd.
- Zapamiętam i biorę cię za słowo - uśmiechnęła się z cieniem triumfu.
- Dobroduszna Nieznajomo mogę znać twoje...?
- Vanessa, ale możesz też mówić Van. Nie przeszkadza mi to.
- Jestem...
- Toboe, słyszałam jak ten pielęgniarz mówił do ciebie. Tak więc, miłej nocy i szybko zdrowiej.
- Dzięki. Dobranoc! - krzyknąłem za nią, kiedy była już w wyjściu.

<wracam do formy, heh>

Uwagi: "Niepewnie" piszemy razem. "Po raz" piszemy osobno. "Pauza" piszemy przez "u". Jak zwykle - literówki.

Od Mizuki "Kiedyś nadejdzie czas starcia" cz. 3 (cd. chętny)

Po moim nieszczęśliwym wypadku byłam nie przytomna przez kilka dni, jednak słyszałam wszystko co działo się dookoła co za tym idzie: czułam niezwykły ból jakbym nadal była przytomna. Pewnego dnia do szpitala wbiegła dosyć zdenerwowana Ishi, Chciałam się poruszyć, lecz to było na nic, jednak gdy usłyszałam słowa: "Będzie wojna" moje ciało niemalże zerwało się ze snu, chciałam wstać jednak Alfa jednym ruchem łapy powstrzymała mnie od tej czynności, zaproponowałam, że pomogę im walczyć, jednak medyczce niezbyt spodobał się ten pomysł i niemalże natychmiast zabroniła mi opuszczania szpitala. Zrezygnowana położyłam głowę, "no wspaniale po prostu! Akurat teraz gdy watasze grozi niebezpieczeństwo, ja muszę leżeć w szpitalu, po prostu cudownie!"- pomyślałam. Czemu musiałam wpaść do tej idiotycznej dziury? Zaczynałam się zastanawiać, co się dzieje na zewnątrz, w szpitalu bowiem panował dosyć duży chaos. Medyczki biegały w te i z powrotem uzupełniając wszystkie niezbędne artykuły medyczne. Na dworze dosyć często było słychać tupot łat wilków biegających w dość dużej prędkości. Zapadła noc i ogromna denerwująca cisza. W pewnym momencie podeszła do mnie Astrid i zaczęła zmieniać bandaże, moje rany wyglądały już dużo lepiej, było to pewnie działanie tego zielonego czegoś czym miałam wysmarowane rany.
- Astrid... - zaczęłam gdy ta już odchodziła
- Tak?
- Wiesz może co tam się dzieje? - spytałam patrząc jej w oczy.
Wilczyca pokręciła przecząco łbem
- Jak będę coś wiedzieć, to Ci powiem - powiedziała, odchodząc
ie chciałam zostawać w tym szpitalu, ale co innego mogłam zrobić? Na polu walki i tak byłabym bezużyteczna. W zdechłam głęboko. Pod nieuwagę medyków spróbowałam się podnieść, nie było to jednak takie proste. Gdy tylko wstałam zakręciło mi się w głowie i ponownie znalazłam się w pozycji leżącej. Postanowiłam spróbować zasnąć, po chwili to się udało. Miałam sen: Nasza wataha była w nim atakowana przez watahę Asai, wiele wilków z naszej watahy było ciężko rannych, a niektóre nie żyły. Przez mrok przeszywał się odrażający śmiech Asai. W tym momencie wszystkie wilki stanęły naprzeciwko mnie, ich oczy były czerwone od nienawiści i echem mówiły: To twoja wina! To twoja wina! Obudziłam się, byłam zdezorientowana. Gdzie ja jestem? Chwilę to zajęło, zanim doszłam do siebie. Położyłam mój łeb na półce skalnej, a na niej łapę i cicho zaczęłam popłakiwać. W pewnym momencie usłyszałam głośne wycie, które miało chyba sygnalizować, że czas walczyć, jednak nie mogłam być pewna. W pewnym momencie do jaskini z prędkością światła wbiegł jakiś wilk i krzyknął: Zaczęło się! Po tych słowach wybiegł tak samo szybko jak się tu znalazł. Nie mogłam wysiedzieć w miejscu, czułam się już dużo lepiej. A może to była tylko adrenalina? Nie wiem czemu, ale nie czułam już żadnego bólu, nawet łapa którą miałam złamaną zdawała się być zdrowa. Po cichu wstałam i już byłam przy wyjściu, gdy usłyszałam za sobą głos Astrid:
- A ty to niby dokąd, co!?
- Czy to nie oczywiste? - zapytałam delikatnie się uśmiechając
- O nie, ty nigdzie nie pójdziesz, dziwię się w ogóle jakim cudem ty możesz stać i tym bardziej iść - powiedziała zdziwionym tonem
- Może to głupio zabrzmi, ale czuję się już dużo lepiej - oznajmiłam licząc na to że pozwoli mi iść
- Oszalałaś? Myślisz, że się nabiorę na te głupie kłamstwo!? - wykrzyczała - natychmiast wracaj do łóżka - dodała
Postanowiłam jej posłuchać i wróciłam do łóżka, jednak nie miałam zamiaru tak łatwo się poddawać. Jedyne co mi pozostało to zastanawiać się jak sobie reszta radzi na froncie. Panowała już późna noc. Ciszę od czasu do czasu przerywały głośne piski z bólu, nieraz już chciałam wstać i pobiec im z pomocą, jednak Astrid cały czas miała mnie na oku, co nie pozwoliło mi opuścić szpitala. Miałam tylko głęboką nadzieję, że nic im się nie stanie.

<Ktoś?>

Uwagi: Literówki i przecinki... Od połowy teksu zaczęłaś pisać zbyt długie zdania, które powinnaś rozdzielić na min. 2.

Od Shayle "Beznadzieja świata" cz. 1 (cd. Kirke)

 Dlaczego świat jest tak beznadziejny? Czemu nic tutaj nie może być normalne? Te pytania chodzą mi po głowie od dnia, w którym po raz pierwszy otworzyłam oczy. Wszyscy są tacy... Zadowoleni z  życia, i najmniejszych miłych zdarzeń. Nie potrafię podzielać ich szczęścia. To jakby moje oczy były lustrem. Wszędzie gdzie jest szczęście, ja dostrzegam smutek. Siedziałam na plaży i popatrzyłam w wodę przed sobą. Czasem mam wrażenie, że nawet moje własne odbicie poważnieje kiedy mnie widzi. Ale zaraz, tutaj przecież nikt mnie nie traktuje poważnie. Gdy tylko dorosły basior lub wadera mnie widzi, zaczyna głupio się szczerzyć. Nie wiem o co im chodzi. Ma mi to poprawić humor? Czy może raczej uważają szczeniaki za wilki wokół, których bezwzględnie musi panować szczęście... Tylko po co? Po co szukać szczęśliwych zdarzeń tam gdzie ich nie ma? Im szybciej pogodzimy się z beznadzieją tego świata, tym lepiej. Wstałam z miejsca i szłam z opuszczoną głową, patrząc kątem oka w swoje odbicie. Co jakiś czas mijałam się z różnymi wilkami, które albo tylko na mnie zerkały chcąc uniknąć rozmowy, albo zatrzymywały się, nie wiedząc co powiedzieć i wznawiały wędrówkę. Gdy patrzyłam na nie z ukosa, widziałam jak wesołe dotychczas wilki, smutniały gdy tylko przeszły obok mnie. To chyba mój talent... Psucie humoru wszystkim wokół mnie. Uniosłam głowę zdając sobie sprawę, że doszłam już dość daleko i wypadałoby zawrócić. Odwróciłam się więc i powędrowałam tam, skąd przyszłam. Przyśpieszyłam kroku wiedząc, że Kirke pewnie będzie się o mnie martwić i wkrótce znalazłam się przy wodospadzie. Kąpało się właśnie kilka wilków. Postanowiłam, że daruje sobie kąpiel dopóki nie pójdą i przysiadłam w krzakach  obok. Siedziałam dość długo, wilki chyba postanowiły urządzić sobie imprezę nad basenem, bo nie dawały za wygraną i nawet nie wyszły z wody. Nagle usłyszałam rozmowę dwóch wilków.
- Słyszałaś o Shayle?
- Tak, a co coś nie tak z nią?
- Nie, ale podobno jej rodziców zabił niedźwiedź.
- Niedźwiedź? Zwykły niedźwiedź? Tak po prostu zabił dwa magiczne wilki?
- Tak. Shayle chyba pochodzi z rodziny zwykłych wilków... Szkoda mi jej.
- A skąd to wiesz?
- Kirke wypaplała jak z nią rozmawiałam.
 Nie wytrzymałam już. Właśnie wspomniały nie dość, że o moich rodzicach, to jeszcze o tym, że nie mam żadnych mocy. Rozpłakałam się. Po chwili poczułam pod sobą zimno. Ale nie zimno, jakbym dotykała śnieg, lub weszła do zimnej wody. To było bardzo dziwne uczucie. Siedziałam szlochając cicho z zamkniętymi oczami, gdy nagle usłyszałam, że wilki wychodzą z wody. Nie przestawałam jednak płakać. Gdy mi przeszło, otworzyłam oczy i patrząc przed siebie ujrzałam wilcze łapy. Uniosłam wzrok i zobaczyłam kilka wilków patrzące na mnie w osłupieniu. Rozejrzałam się i zorientowałam, że świat jest... Szary. Woda zrobiła się czarna, a trawa i liście, tak samo jak inne rzeczy wokół były szare. Jednak gdy już całkiem się uspokoiłam i przestałam cicho szlochać, świat zaczął wracać do normalności, aż ostatnie szare źdźbło trawy pod moimi łapami wróciło do normalnych kolorów. 
- Shayle! Jak to zrobiłaś?! - Usłyszałam głos pochodzący z gromady wilków stojących przede mną. 
Ledwo wszystko do mnie docierało. Bo po głowie chodziła mi tylko jedna myśl.
"Czy ja właśnie.. Odkryłam swój żywioł?"

<Kirke? xd>

Od Shiry "Historia jak każda inna..."

Szłam już po raz enty Tą drogą.


Włóczyłam się tu i tam, będąc głodną. Ani kęs posiłku od siedmiu dni. Niedługo mogę paść... ale nie pozwolę sobie. Wytrzymam. Na pewno znajdę watahę, znajdę... jak na zawołanie usłyszałam wycie wilka! Wilka na polowaniu. Tu gdzieś jest zwierzyna. Już wiem co mi nie pasowało tu w zapachu! Łoś i wilki... to ich teren, mogę mieć problem. Na razie zdrzemnę się w ustronnym miejscu i opowiem Wam moją historię.
Oto ja, gdy byłam jeszcze małym szkrabem:
 

A to mój brat, Haiko. Gdy się urodził, miałam zaledwie rok.


Moja matka zmarła przy jego porodzie, jak i mój malutki brat. Mój ojciec porzucił matkę, gdy narodziłam się ja, przychodził do czasu, gdy zmarł Haiko i matka. Nie chciał nas. Zostałam sama, nie mieliśmy nikogo innego. Znalazłam jednak starego niedźwiedzia, interesującego się Japonią. Przygarnął mnie. Nie wiem, skąd wiedział tyle rzeczy, ale ufałam mu i we wszystko uwierzyłam. Nauczył mnie walczyć, być sobą, jak zebrać się w garść. Jako roczna wilczyca byłam mała, więc Mistrz Niedźwiedź, myślał, że to jakaś padlina. Tak, padlina. Położył mnie na stole, ale zdążyłam się na tyle rozgrzać, by się obudzić. Mistrz był zdziwiony i nie miał serca, by zabić młodą waderę. Być może to dziwne, że przyjaźniłam się z Niedźwiedziem, ale zastępował mi ojca, zastępował mi całą moją rodzinę. Wychował mnie na porządną waderę. Jednak Starzy Mistrzowie Niedźwiedzie muszą w końcu umrzeć, a ja musiałam odejść. I właśnie dochodzimy do miejsca, w którym jesteśmy teraz - jestem w lesie. Mistrz zmarł dwa tygodnie temu. Odkryłam jednak w czasie pobytu u niego coś, co nie każdy wilk posiada. Mówił mi o Watasze Magicznych Wilków, są tam wilki podobne do mnie - mają w sobie chociaż część magii. Ja odnalazłam na razie tylko żywioł ziemi. Opowiadam to w wielkim streszczeniu, ze względu na czas.
Poszłam przyjrzeć się polowaniu. Skład był z zarówno wader jak i basiorów. Basior - najprawdopodobniej przywódca polowania - podszedł do mnie..

<Tsume?>

Uwagi: Op. jest bardziej wartościowe, gdy nie jest zasypane miliardem obrazków... Opisy są dużo cenniejsze od zdjęć. Cyfry i liczby w op. zapisujemy słownie. Co mają znaczyć dwie kropki (..)? Stary niedźwiedź powiadasz? Który interesuje się Japonią? A skąd o niej wgl wie, skoro znajdujemy się w Polsce? Zdaje mi się, że nieco za bardzo poniosła Cię wyobraźnia.