Luty 2021r.
Pogoda była okropna. W życiu nie widziałem niczego takiego, jak to, co teraz się działo. Owszem, słyszałem o zmianach klimatycznych i innych takich rzeczach, do których doprowadzili ludzie, ale... Szarofioletowe chmury, które niemal codziennie zakrywały niebo raczej nie były spowodowane przez człowieka, prawda?
Chciałem wiedzieć, co to było. Dlaczego światło słoneczne było tak chłodne? Czemu wiatr, który wiał tak mocno, że często obawiałem się, że porwie moją małą partnerkę i zabierze w siną dal, nie dawał się kontrolować wilkom o odpowiednich żywiołach?
Wszystko było tak dziwne, tak nierealne, że bolał mnie od tego łeb. Na dodatek czułem w kościach, że to był początek.. Niestety, nie wiedziałem czego.
Próbowałem pytać wszystkich, ale nawet najstarsze i najmądrzejsze wilki nie mogły mi odpowiedzieć. Wszyscy chodzili niepewni, co przyniesie każdy kolejny dzień, a nawet kolejne kilka chwil. Czy to niepozorne drzewo, które rosło tu odkąd pamiętają najstarsi z watahy nagle nie runie i nie zabije kogoś z naszych?
Przez to wszystko my, technicy, mieliśmy łapy pełne roboty. Ledwo zdążyliśmy coś zreperować, to już psuło się następne kilka rzeczy. Wspominałem o tych wichurach, prawda? Bo to była głównie ich wina.
Zwierzęta również zdawały się wyczuwać, że coś jest nie tak. Rzadko opuszczały swoje kryjówki, a to sprawiało, że mieliśmy problemy z polowaniami. Zima zawsze oznaczała, że wszyscy nieco schudną, ale teraz... Teraz można było nas nazwać Watahą Anorektycznych Wilków...
Tego dnia postanowiłem się choć trochę rozerwać. Wszyscy już dawno stracili chęci do zabawy i festyn pustoszał. Nie dziwiłem się. Kto normalny wychodziłby z własnej woli w taką pogodę?
Miałem zbierać się do wyjścia, gdy usłyszałem ciche pokasływanie.
- Gdzie idziesz? - spytała Tori.
Odwróciłem pysk w jej stronę i uśmiechnąłem się delikatnie, gdy dostrzegłem jej potargane futro. Kilka dni temu dopadła ją paskudna grypa i wilczyca straciła wszelakie chęci na układanie sierści. Gdyby nie jej wymęczone spojrzenie, wyglądałaby całkiem uroczo.
- Chcę ostatni raz pobawić się na festynie. No wiesz, zanim go zamkną przez ten głupi wiatr – odparłem. - Poza tym przydałoby się nazbierać trochę liści lipy.
Wilczyca skinęła łbem i głośno kaszlnęła. Skrzywiłem się, słysząc ten odgłos. Szkoda, że oprócz robienia głupich herbatek nie mogłem jej jakoś pomóc. Nie mogłem patrzeć, jak się tak męczy.
- Baw się dobrze – powiedziała, przymykając oczy.
Przyglądałem się jej przez chwilę i westchnąwszy, wyszedłem.
Miałem zamiar udać się od razu na festyn, gdy przypomniałem sobie o pewnej małej obietnicy sprzed kilku miesięcy. Uśmiechnąłem się do siebie i obróciłem się, kierując w stronę jaskini mojego kolegi.
Już jakiś czas temu podał mi, gdzie mieszka, ale dopiero gdy zapewniłem go, że nie zdemoluje wnętrza pod jego nieobecność. Jakbym nie miał nic lepszego do roboty...
Porywisty wiatr targał moje futro i powoli zaczynałem wątpić, czy wyjście w taką pogodę to dobry pomysł. No i czy były jakieś szanse, że muskularny, biały samiec zgodzi się, gdy przedstawię mu moją propozycję?
Pokręciłem pyskiem i przyspieszyłem, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Na moje szczęście – lub właśnie nieszczęście, bo to już zależało od sytuacji – grota, którą zamieszkiwał Valk nie była daleko. Wlazłem do niej bez zaproszenia i rozejrzałem w poszukiwaniu samca. Dostrzegłem go dość szybko i to w bardzo nietypowej sytuacji.
Wielki, masywny wilk o nieco przerażającej bliźnie na pysku stał w jednym z kątów, a gdy się odwrócił w moją stronę dostrzegłem bukiet kwiatów, niewątpliwie zerwanych w Magicznym Ogrodzie.
- Cześć – przywitałem się, wchodząc głębiej do jaskini. - To dla mnie? Nie trzeba było!
Valkoinen odłożył delikatnie kwiatki na ziemię i zmierzył mnie spojrzeniem. W odpowiedzi wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Przez ostatnie miesiące narodziło się między nami niezłe porozumienie i jeśli miałem być szczery, to mogłem zaliczyć tego albinosa do mojego grona przyjaciół. Oczywiście, nigdy bym się do tego nie przyznał.
- Nie, ty żywy jesteś – odparł z pełną powagą.
- Ranisz me serce – jęknąłem i uniosłem łeb do góry, żeby dodać wszystkiemu odpowiednią nutę dramatyzmu. - To dla kogo?
Basior nie odpowiedział, na co przewróciłem oczami.
- Dla Lind, no nie? Stary, przecież wiem, że za nią latasz jak... - zacząłem, jednak Valk nie pozwolił mi skończyć.
- Mhm... Coś chciałeś?
Jeśli myślał, że uda mu się tak łatwo zmienić, to... Miał rację. Chciałem jak najszybciej to załatwić, a żeby podokuczać mu o miłości jego życia będę miał jeszcze wiele okazji.
- Pamiętasz, że obiecałeś mi dogrywkę?
Valk uniósł brwi, nie rozumiejąc, o co mi chodziło.
- Dogrywkę? - powtórzył.
- Aha. Dogrywkę – potwierdziłem. - W tym konkursie o fantastycznych istotach.
Wilk zdawał się dalej nie wiedzieć, o czym mówiłem. Postanowiłem dać mu chwilę na przetworzenie informacji. Nie wszyscy byli tak genialni jak ja.
- Teraz?
Wzruszyłem ramionami.
- A kiedy masz czas?
Valk ruszył w stronę wyjścia, żeby zobaczyć, gdzie prawdopodobnie znajdowało się to dziwne słońce. Wiedziałem, że było jeszcze wcześnie. Do południa zostało jeszcze trochę czasu, ale kto wie, kiedy mój przyjaciel miał swoją randkę marzeń.
Po chwili samiec wrócił i rzuciwszy, krótkie spojrzenie na bukiet kwiatów leżący na ziemi, odparł:
- Teraz.
Skinąłem łbem i wyszedłem z jaskini. Od razu uderzył mnie mocny wicher, na co się skrzywiłem. Zdecydowanie nie podobała mi się ta pogoda.
Po chwili wilk zrównał się ze mną. Szliśmy w ciszy – Valkoinen był tak zamyślony, że prawdopodobnie nawet nie słyszał, co do niego mówiłem. A może po prostu mnie ignorował?
Szybko dotarliśmy niewielką polanę przy której siedział mężczyzna o jasnobrązowych włosach. Ze względu na porę roku był ubrany ciepło, jednak nie wpłynęło to znacząco na kolorystykę jego stroju – Joel jak zwykle miał na sobie ubrania w różnych odcieniach brązu i beżu.
Nad powiewającym na wietrze szalikiem błyszczały ciemnoniebieskie oczy. Niewątpliwie mężczyzna dostrzegł nas już jakiś czas temu.
Wymieniliśmy przywitania i w końcu nadszedł czas, kiedy to podaliśmy powód naszego przybycia.
- Naprawdę chcecie wziąć w tym udział teraz? - mężczyzna wykonał kółko dłonią, na którą była założona brązowa rękawiczka. Zapewne miał na myśli cały czas nasilający się wiatr.
- Później może nie być okazji – odparłem, a Valk potaknął krótko.
Jo skinął głową i sięgnął po zbiór kartek, które pokazywał nam późnym latem Dan. Miałem nadzieję, że zapamiętałem kilka istot po ostatnim razie i uda mi się zwyciężyć. Pal licho karty, po prostu chciałem wygrać.
Usiedliśmy obok siebie na ziemi, a Joel postanowił zostać przy stanowisku. No tak, ziemia zimą nie była zbyt komfortowym miejscem do siedzenia dla człowieka.
- Powodzenia – uśmiechnąłem się do mojego przeciwnika – Postaraj się nie przegrać tak szybko.
Wilk mruknął coś w odpowiedzi i skierował wyczekujące spojrzenie na animatora. Nie przestając się uśmiechać, również wbiłem wzrok w kartki.
- Pamiętacie zasady? - spytał mężczyzna. Jego głos był lekko stłumiony przez materiał, który zakrywał mu usta i nos.
Czym prędzej skinąłem łbem, a Valk nieco niepewnie przytaknął.
- Za każdą rozpoznaną istotę, którą wam pokażę, zdobywacie punkt. Zwycięża ten, który jako pierwszy uzbiera dziesięć punktów – wyjaśnił pokrótce animator. Tym razem oboje pokiwaliśmy łbami.
Joel odwrócił pierwszą kartkę. Ukazał się nam naprawdę dziwny obraz. Postać na nim przypominała ludzką, jednak jej kończyny były trochę za długie, a głowa zbyt duża. Nie posiadała ona oczu, a za nozdrza służyły jej dwie dziurki. Dłonie istoty były zwieńczone przerażającymi długimi i grubymi szponami o czarnym kolorze. Z paszczy wystawały ostre zęby i bardzo długi język. W skrócie: wyglądała przerażająco, jednak przypominała mi coś, co miałem okazję spotkać nie raz w mieście. Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie.
- To jest... - zaczął Valk. - Em... No, tak.
- Czy to kobieta podczas okresu? - postanowiłem zaryzykować.
Jo spojrzał na mnie jak na idiotę, by po chwili się roześmiać. Był to dość jasny znak, że nie trafiłem. W takim razie pozostała mi jedynie nadzieja, że Valkoinen nie dostanie nagle cudownego objawienia i dobrze odpowie. Na szczęście jego inteligencja nie była specjalnie wysoka...
- Kobieta podczas czego? - zmrużył brwi mój przeciwnik.
- Okresu – odpowiedziałem, ale samiec zdawał się nadal nie wiedzieć, o co chodzi. Westchnąłem teatralnie i wyjaśniłem – Cieczka u ludzi. Samice są podczas lub przed nią nieźle zirytowane na wszystko, co żyje i nie żyje.
Basior mruknął coś pod nosem. Między nami zapadła cisza, którą przerwał animator oznajmiając nam, że pomimo oczywistego podobieństwa, obraz przedstawiał demona zwanego hekaią.
Następnie z uśmiechem na swojej ludzkiej twarzy, przełożył kartki. Tym razem ukazała nam się zdecydowanie końska sylwetka. Szara sierść zwierzęcia znajdowała się na białym tle, więc nie było widać zbyt dobrze wszystkich szczegółów. Dostrzegłem skrzydła i już miałem powiedzieć, że jest to jakiś podgatunek pegaza, gdy zauważyłem jeden malutki, malusieńki szczegół. Skrzydlaty koń miał łeb, który niewątpliwie był ptasi. Nie wyglądał on zbyt naturalnie – na moje oko ktoś zestawił ze sobą dwa przykładowe rysunki, ale postanowiłem wyjątkowo tego nie komentować.
- To już było... - usłyszałem niski głos.
Zerknąłem na Valkoinena, który w zamyśleniu uderzał ogonem o twardą ziemię. Coś mu się kojarzyło, a gdy ponownie zwróciłem pysk w stronę dziwacznej istoty, odpowiedź uderzyła mnie niczym masywne kopyto zwierzęcia. Podskoczyłem podekscytowany i powiedziałem dumnym głosem:
- To hipogryf.
Animato uśmiechnął się do mnie i pokiwał powoli głową.
- Punkt dla ciebie.
- No chyba nie... – mruknął Valk.
Posłałem mu wesoły uśmiech.
- Co jest, staruszku? Czyżby problemy z pamięcią?
- No coś ty. Po prostu daję ci fory.
Prychnąłem z rozbawieniem, słysząc małe rozdrażnienie w głosie mojego przeciwnika. Taka gra mi się podobała... Lubiłem wygrywać. Podobało mi się uczucie, że mam od kogoś większą wiedzę, a kiedy konkurowałem z kimś starszym i bardziej doświadczonym, moje poczucie wartości wzrastało. Niestety, przez miesiące życia bez pamięci, która nadal nie wróciła w całości, a której powroty skończyły się niemal całkowicie, nie często miałem okazję wyróżniać się wiedzą. No i problemy z magią... Niemal słyszałem słowa mojej byłej mentorki, Vestar: Byłeś taki zdolny... Szkoda, że nic z tego nie pozostało.
Westchnąłem przeciągle. Wątpiłem, by moje zdolności wróciły kiedyś w takim stopniu, w jakim bym chciał. Już nawet nie wspominając o uczeniu się całkiem nowych, znacznie trudniejszych rzeczy. Chociaż tyle, że moja pamięć do roślin i mikstur pozostała całkiem dobra...
- Wiem!
Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś pełen ekscytacji krzyk. Zaskoczony i może troszkę, tak naprawdę odrobinkę przerażony, odskoczyłem na kilka kroków od Valkoinena.
Biały samiec spojrzał na mnie jak na idiotę i parsknął śmiechem.
- Mógłbyś się tak nie drzeć? - poprosiłem trochę zirytowany. Już drugi raz braliśmy udział w tym konkursie i drugi raz niemal przyprawił mnie o zawał, a przecież byłem tak odważny! To zdecydowanie był okropny atak na moją biedną dumę i godność osobistą.
Wilk odpowiedział uśmiechem, a blizna na jego pysku sprawiła, że wydał się on nienaturalnie szeroki. Był to mało przyjemny i trochę straszny widok.
- No więc... To jest górski gnoll. – Valk zwrócił się do animatora. Pod koniec się trochę zawahał, by dodać po chwili nieco niepewnie – Lind mi o nim mówiła...
Joel przyznał mu rację i uśmiechnął się znacząco. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale chyba się rozmyślił i jedynie posłał białemu oczko.
Nie miałem ochoty przyglądać się jak Valky się zawstydza, więc odwróciłem wzrok i spojrzałem na kartkę, która w którymś momencie musiała się zmienić, bo przedstawiała tym razem całkiem inne stworzenie. Jego sylwetka – bo to na pewno był on – była potężna. Stał na dwóch łapach, których szpony w prawdziwym świecie pewnie byłyby długości moich uszu. Na krótkim, choć nieco przypominającym wilczy, pysku widniał jeszcze bardziej szkaradny uśmiech niż ten mojego białego kolegi. Ubrany był w skąpe ubrania, a w przedniej łapie trzymał ogromny, kamienny młot. Jego szyję zdobił naszyjnik z kości, na którego widok poczułem ścisk w żołądku. W sumie jedyne w tym potworze co nie napawało mnie odrazą i czymś w rodzaju obawy, to ruda sierść. Zawsze podobało mi się futro w tej barwie i potrafiłem docenić je nawet na takiej szkaradzie. Chociaż wyglądałoby o niebo lepiej, gdyby nie było ciągle przetykane białymi bliznami.
Tym razem uważnie obserwowałem jak animator przekłada obrazki. Szybko rozpoznałem istotę, która na nim była. Poplątane łby wężów nie mogły przecież oznaczać czegoś innego niż hydrę, która narobiła nam tyle kłopotów ostatnim razem, prawda?
- Hydra! - zawołałem w tym samym czasie co Valk i niemal od razu jęknąłem. Wszystko tylko nie powrót synchronizacji!
- Niestety, ale jest to Scyliw.
- Scy-co? - zmarszczyłem brwi. Że co? Przecież to musiała być hydra! Te wężowe łby! Te żabie oczy i ludzka sylwetka! Chwila... Ludzka sylwetka?!
- Scyliw – powtórzył animator, a ja i Valk wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Czas na wspaniały powrót dziwnych nazw... Jakże się stęskniłem!
Szybko okazało się, że to był bardzo demoniczny początek i jeśli chodzi o głupotę to wraz z moim przeciwnikiem szliśmy łeb w łeb. Po wszystkim łeb mi całkiem pękał, więc bez słowa zabrałem zdobyte karty i odszedłem w stronę Magicznego Ogrodu. Postanowiłem poszukać w nim coś na ból głowy. Może miętę? Bardzo lubiłem jej zapach, więc mógłbym przy okazji nanieść trochę do jaskini. Tor z pewnością by się nie obraziła...
Wygrane karty: brązowe: 2x Ryby, Wojownik, Bibliotekarz, Bransoletka Życzeń; srebrne: Ogień, Xeral, Białe Królestwo; złote: Asai.
Uwagi: Z tego co mi wiadomo herbatki na przeziębienie robi się z kwiatów, a nie liści lipy.