Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 15 lutego 2017

Od Zirael "Nowonarodzona" cz. 9

Grudzień 2018 r.
- Ziri, co się stało? - powiedziała, stanowczo wpatrując się we mnie.
- Nic ja tylko... Chyba nie jestem najlepsza w nawiązywaniu znajomości - uśmiechnęłam się słabo i wyszłam, a Miniru podążyła za mną. Nie sądzę aby mi uwierzyła, choć była to prawda, mimo, że niekoniecznie był to powód mojego nastroju.
- Może zamiast tego, pójdziemy do biblioteki?
- Biblioteki? - Nie ukrywałam zdziwienia. Nie sądziłam, że Miniru tak lubi czytać.
- No bo... Ten, wiesz... No, jak mnie tak zapytałaś to pomyślałam, że w sumie mało o sobie wiem i może w bibliotece coś znajdę... - wymamrotała.
- Musisz być naprawdę zdesperowana, że na to wpadłaś - uśmiechnęłam się - ale czemu nie?
- Ok! - powiedziała ochoczo. Chyba już jakiś czas chodziło jej to po głowie.
I takim sposobem wylądowałyśmy wśród stosów książek, nie wspominając o niekończących się regałach wzdłuż skalnych ścian. Zależało nam na czymś jak drzewo genealogiczne Miniru, choć trudno zaprzeczyć abstrakcyjności tego pomysłu, skąd w końcu mogłoby się ono znaleźć w watasze? Jednak naszym celem były też wszelkie książki typu „spis pobliskich watah". Może wataha Miniru była w sojuszu z Watahą Magicznych Wilków? Albo były sobie wrogie? Wszystko, co było warte zapamiętania i co za tym idzie spisania musiało znajdować się tutaj. Jednak nic nie mogłyśmy znaleźć. Po wielu godzinach mogłabym spokojnie rzec, że znam na pamięć wszystkie watahy parę wiosen wstecz, które miały związek z naszą watahą, choć żadna nie wydawała się tą gdzie urodziła i wychowała się Miniru. W końcu porzuciłyśmy poszukiwania watahy, a zajęłyśmy się przemianami i zmianami osobowości w zależności od poszczególnych czynników. Co dziwne i tutaj nie znalazłyśmy przypadku Miniru, choć były podobne więc zostawiłam na chwilę Miniru samą z książkami, i poszłam się przebiec i złapać coś do jedzenia. Ze zdziwieniem odkryłam, że jest już zdrowo popołudniu. Wróciłam z królikiem w pysku, które ostatnio dosyć często udawało mi się łapać i położyłam przed jaskinią, ponieważ nie byłam pewna czy w bibliotece można jeść. Miniru wyszła na chwilę zjeść, kiedy ja wróciłam kartkować coraz to kolejne książki w poszukiwaniu informacji. Nie zdziwi to już chyba nikogo, że nie mogłam nic znaleźć co bardzo zaczęło mnie denerwować. Byłam sfrustrowana i najchętniej podarłabym wszystkie książki w zasięgu wzroku, czego oczywiście nie zrobiłam. Zapach książek, który na początku mnie urzekł teraz stał się nieznośny, a szelest kartek dzwonił w uszach. Po przeszukaniu ostatniej książki Miniru postanowiła wypożyczyć kilka z nich w których były opisane podobne przypadki i ewentualne sposoby radzenia sobie z tą przypadłością. Sama chciałam się dowiedzieć co oznacza "Luram". Po przeszukaniu dwóch, trzech, paru słowników przeszłam do słowników obcych. Tutaj książki możemy liczyć dziesiątkami. Kiedy dotarłam do najgrubszej książki ze zrujnowaną okładką, która o niemal spadła mi na łeb (gdyż znajdowała się na najwyższej półce, zapewne dawno nieużywana) udało mi się w końcu znaleźć "Luram". Słowo ów znajdowało się w sekcji "Nieprzypisanych/Nieokreślonych/Niezgłębionych słów" co było raczej komiczną nazwą. Niestety, okładka słusznie wskazywała na to, że książka jest stara, ponieważ wyszczerbione i czasem podarte kartki były wręcz zabazgrane, a niezapisane tak, że nie mogłam rozczytać definicji. Nawet nie było pewności, że tam rzeczywiście było napisane "Luram". Miniru i tak postanowiła wypożyczyć tę książkę, choć zastanawiałam się, jak chce ją rozczytać. Wydawała mi się zestresowana, jak i podekscytowana.
Kiedy wyszłyśmy było już ciemno, choć to już nas nie zdziwiło. Kiedy rozchodziłyśmy się do jaskiń, zadałam Miniru pytanie, które cały dzień chodziło mi po głowie:
- Dlaczego właściwie nie poszłaś wcześniej do biblioteki? - zapytałam niby obojętnym tonem.
- Nie wiem... chyba nie chciałam wiedzieć.
I odeszła.

Uwagi: W większości przypadków prze "a", "że" i "który" stawiamy przecinek. "Niezapisane" piszemy razem.

Od Sierry "Powrót" cz. 3 (cd. Kai)

WIOSNA 2018
Cisza, która panowała w tej jaskini, nie była przytłaczająca – przerywały ją tylko oddechy przesiadujących w niej wilków (to jest mnie i Dantego) oraz moje głuche prośby o przyprowadzenie do mnie Kai'a. Potrzebowałam go, i to bardzo. Jak to określić? Zżerał mnie od środka niepokój i żałosne poczucie winy, że jeśli coś mu się stało, to z mojego powodu.
– On tu przyjdzie? – spytałam cicho, mając nadzieję na twierdzącą odpowiedź.
– Ja ci nie podam na to pytanie odpowiedzi. – odrzekł pilnujący mnie basior z cieniem... współczucia? w głosie.
Podrapałam swój brudny pysk, czując, jak zdzieram z siebie kolejne warstwy naskórka.
– Pozostaje ci czekać. – usłyszałam tylko.
***
Przyciszone głosy dały mi wyraźnie znać, że ktoś się zbliżał do jaskini, w której gniłam. Mój otępiały wzrok z trudem skupił się na postaci basiora (całe szczęście, na tyle mój węch był sprawny), który zbliżał się do mnie powoli, także próbując dojrzeć moje rysy. Zapach się nasilił, ale ja mu nie uwierzyłam – całą swoją uwagę skierowałam na pysk. To rozwiało wszystkie moje wątpliwości.
– Kai? – moje oczy, jak podejrzewam, były wielkości spodków. Zachowywałam się tak, jakbym go widziała pierwszy raz w życiu, ale mój umysł nie umiał przetworzyć żadnych informacji na jego temat. W moich myślach pojawiły się miesiące spędzone na poszukiwaniach, stopniowa utrata nadziei, a później beznadziejna tułaczka, która do tego stopnia zniszczyła moje ciało.
A on stanął przede mną, dokładnie taki, jakim go zapamiętałam – może tylko nieco starszy. Nie wiedziałam, co miałam mu powiedzieć. Co mogłam mu powiedzieć.
– Sierra... Minęło tyle czasu... Gdzie... – głos basiora delikatnie drżał, zdradzając, że on też nie czuł się do końca pewnie w tej sytuacji.
Chyba każde z nas myślało, że to drugie jest martwe.
– Ty stary durniu, nie wiesz, że to może być moja prywatna sprawa? – prychnęłam, patrząc na niego z ukosa. To, że mnie nie było przez tak długi okres czasu, nie oznacza, że teraz nagle stanę się wylewną idiotką.
– Wiem i rozumiem. – usłyszałam odpowiedź.
– Kim jest dla nas... ta wadera? – zapytał jakiś nieznany mi wilk. Biła od niego powaga, pewna wyższość i gracja. Nie chciałam nawet wiedzieć, kim on był. Zrozumiałam tylko tyle, że wtrącił się w sam środek stosunkowo prywatnej konwersacji, w której nie przeszkadzała mi nawet obecność Dantego.
– To Sierra. Nie stanowi zagrożenia. Kilka miesięcy temu należała do watahy. Była moją przyjaciółką.
Na te słowa Kai'ego przyjemne ciepło zalało mi serce. On mnie wspiera przed tym... kimś, kimkolwiek on był.
– Zgaduję, że przybyła tutaj, aby ponownie dołączyć?
Jak rzadko, nie potrafiłam odnaleźć sensownej odpowiedzi na to pytanie. W tej chwili nie byłam pewna niczego, a tym bardziej tego, czy powrót tutaj jest na pewno dobrym pomysłem. Niezdecydowanie przytłaczało mnie, szczególnie kiedy byłam stawiana przed takim wyborem. Możecie się że mnie śmiać, ale ta odpowiedź kosztowała mnie sporo wysiłku.
– Tak. Chcę wrócić.
– W takim razie trafiasz na okres próbny. Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze czuć. – wilk który, jak się domyślałam, był Alfą, posłał mi pogodny uśmiech i opuścił pewnym krokiem jaskinię. Za nim pobiegł Dante. W sumie nie musiał już mnie pilnować, więc jego zniknięcie było logiczne.
– Czyżbyś właśnie w ten sposób trafiła pod moje skrzydła na najbliższe kilka tygodni? – głos Kai'ego przerwał krępującą ciszę.
– Nie masz skrzydeł.
– Tak się tylko mówi...
– Przecież wiem! – prychnęłam. Chyba będę musiała go ponownie przyzwyczaić do moich typowych odpowiedzi.
Po tych słowach wstałam, co z kolei spowodowało falę bólu w moim wychudzonym ciele. Wysunęłam się ostrożnie z cienia, testując wytrzymałość własnych mięśni.
– Może... najpierw wybierzemy się nad Wodospad? – ostrożne pytanie spotkało się z brakiem reakcji z mojej strony. Bardziej pochłonęło mnie dociągnięcie samej siebie do wyjścia z jaskini. Zastanawiało mnie, co to wszystko miało znaczyć. Co się wydarzyło, kiedy mnie nie było, co się wydarzyło, kiedy Kai zniknął? Jak to wszystko się stało? Co do tego doprowadziło?
Na te pytania zapewne nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Moje myśli błądziły po odległych zakamarkach umysłu, próbując odnaleźć logiczne wyjaśnienia dla tego, co spotkało zarówno mnie, jak i Kai'a.
Mimo tego wszystkiego, szłam w kierunku, który wyznaczył Kai – szedł za mną w ciszy, którą przerwał po chwili;
– Mam cię pilnować, abyś nie zasłabła i się nie utopiła, czy może czekać trochę dalej?
– Prędzej to ty byś się utopił, próbując mnie ratować. Ewentualnie roztrzaskałabym twój łeb o najbliższe drzewo, w razie jakbyś mnie podglądał. – oznajmiłam bezceremonialnie w odpowiedzi.
Wilcze oblicze mojego towarzystwa ozdobił wredny uśmieszek.
– Podglądał? I tak wszystkie wilki chodzą nago nawet na co dzień, więc jaką to by zrobiło różnicę?
Wydałam z siebie dźwięk, który był czymś pomiędzy prychnięciem, kichnięciem, kaszlnięciem, syknięciem i jęknięciem. Nigdy nie przyznam mu racji, nie będzie miał tej satysfakcji!
– Stary zboczeniec. – powiedziałam tylko.
A on zaczął się śmiać! Trzeba przyznać, że zaskoczyło mnie to, bo nie do końca załapałam powód jego rozbawienia.
– No i jesteśmy na miejscu. To ty wskakuj, dokładnie się wypucuj, a ja w razie czego będę kilkanaście metrów stąd. Jakby co, krzycz. – zostawił mnie nad sadzawką z niezadowoleniem wymalowanym na pysku.
Nie muszę chyba mówić, że jako wadera, z radością wsunęła się do rześkie wody. Przyznaję się, że taplałam się w wodzie jak małe dziecko, z pewnym niepokojem obserwując, jak spod warstwy błota wyłaniał się mizerny obraz mnie.
Może to wszystko trwało za długo? Nie mam pojęcia, ale kiedy do miejsca mojej kąpieli wpadł niezidentyfikowany stwór, wystraszyłam się nie na żarty. Fala popchnęła mnie na brzeg i wyrzuciła w zarośla. Słyszałam wrzaski i odgłosy szarpaniny, ale kiedy spojrzałam ponownie na jezioro, zatkało mnie.
Kai w tej chwili zamordował wyrośniętego potwora. Strasznego, przerażającego, wstaw tu inny synonim tych słów. Teraz wykrzykiwał w rozpaczy moje imię, po raz pierwszy, drugi...
Wysuwając się zza mojego "schronienia", spytałam z przerażeniem:
– To dwelling? – nie byłam wstanie wydusić z siebie nic więcej, podbiegłam tylko bliżej.
– Oszalałeś? Żaden zdrowy na umyśle wilk by nie atakował takiego stwora w pojedynkę!
– Nie chciałem, aby stała ci się krzywda...
Naprawdę? On się o mnie troszczy... do tego stopnia? Jego słowa wzbudziły we mnie chęć przytulenia go, ale zarazem poczułam potrzebę stwierdzenia:
– Tobie tym bardziej mogła stać się krzywda. – mój głos ukazywał więcej emocji, niż powinien. Nie przejmowałam się tym jednak, roztrzęsiona tym, co przed chwilą miała miejsce.
– Miałem mniejsze szanse na poniesienie w tym strat, a poza tym, to chyba normalne, że troszczę się o życie moich przyjaciół.
Tym razem nie hamowałem się. Przytruchtałam do Kai'ego i wtuliła w niego pysk, wdychając jego zapach.
– Dziękuję. – wydyszałam chrapliwie, nie oczekując nawet na jego reakcję.

<Kai? Wiem, że napisałam bardzo dużo akcji dodatkowej :')>

Uwagi: "zostawił mnie nad sadzawką z niezadowoleniem wymalowanym na pysku." - tu chyba schrzaniłaś szyk zdania, bo wyszło na to, że sadzawka miała niezadowolony wyraz pyska.