Sierpień 2019r
Czarne znaki wyryte na piasku. Kruk
lecący nade mną. Drzewo z wielkimi, wystającymi korzeniami rzuca
ogromny cień, w którym jestem ukryta. Nikt nie powinien wiedzieć,
że tu jestem. Nie odzywam się i patrzę jak ciemna sylwetka pochyla
się nad znakami. W łapie trzyma patyk, którym ryje następne runy.
Czuję, że ktoś za mną stoi. Ciepłe powietrze wydychane przez
stojącą za mną postać rozwiewa moją sierść na karku. Zazwyczaj
mnie to denerwuje, ale nie teraz. Czuję się dzięki temu
bezpieczniejsza. Wzdycham cicho, najciszej jak potrafię. Za głośno.
Postać mnie usłyszała i teraz patrzy w naszą stronę. Już wie,
że tu jesteśmy i ją podglądaliśmy.
- Wyjdźcie, nie chowajcie się. -
przemawia. Spuszczam wzrok na swoje łapy i idę w stronę czarnej
sylwetki. Ten, kto za mną stał, idzie teraz za mną. Czuję od
niego smutek, zmieszanie i strach. Podobna mieszanka jest chyba i u
mnie.
- Nie powinniście tutaj być. Wiecie o
tym, prawda? - w tym głosie brakuje złowrogiej nuty, którą
spodziewałam się usłyszeć. Jest tam tylko smutek i zrezygnowanie.
Z jakiego powodu?
Kiwam głową na tak. Wiem i to, aż za
bardzo.
- N-nie powiesz o tym Nevrze? - pytam
cicho. Jakby Nevra wiedział, że znowu szpiegowaliśmy Kapłanów,
skończyłoby to się źle. Bardzo źle.
- Nie. Tylko musicie mi coś obiecać,
dobrze? - odpowiada ze spokojem. Gula, która powstała w moim gardle trochę się zmniejsza. Raczej nic nam się nie stanie.
Przytakujemy. - To ostatni raz. Więcej nie będziecie podglądać
pracy Kapłanów. Nigdy.
- D-dobrze. - mruczy osoba stojąca po
mojej lewej stronie. Ja ponownie kiwam głową. Będziemy grzeczni.
- I jeszcze coś. As, Tori,
pamiętajcie, że wszystkie działania mają swoje konsekwencje.
Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe wasze życie.
Uważajcie na siebie.
~*~
„Na Eydis! Tor, wszystko w porządku? Nie chciałem wywołać u
ciebie AŻ takiej reakcji. Mogłem wybrać coś innego, by ci
przypomnieć. Mniej drastycznego. Nie wszystko naraz, As, spokojnie.”
Czyiś głos
wyrwał mnie z letargu w jakim się znalazłam. Serce, które
dotychczas biło nieprawdopodobnie szybko i głośno zaczęło się
uspokajać. Czułam jak odzyskuję świadomość i te dwa zdania
ulatują z mojej głowy. Niestety nie na zawsze, ale już nie tłuką
się bez przerwy po moim umyśle. Spróbowałam otworzyć oczy i
ogarnąć co się dzieje w „prawdziwym świecie”.
„Nie! Nie rób
tego! Jeszcze nie, odczekaj parę minut.”
Lekko
podskoczyłam. Głos znowu wkracza do akcji? Prychnęłam zirytowana.
Czego on ode mnie chce? Nie może się odwalić? I dlaczego mam nie
otwierać oczu?
„Spokojnie,
bo mnie zasypiesz tymi pytaniami. Chcę tylko z tobą porozmawiać,
spędzić z tobą trochę czasu. Nie powinnaś się dziwić, jesteś
w końcu tak uroczą młodą damą, że... Dobra, już dobra.
Odpowiadając na kolejne pytanie: Nie, nie mogę się odwalić.
Przykro mi. A oczu masz nie otwierać, bo wizja całkowicie jeszcze
nie znikła. Jesteś teraz w półstanie. Kiedy otworzysz oczy
możesz...” Głos zająknął się i chwilę mruczał coś do
siebie. „Chyba oślepnąć. Nie pamiętam dokładnie. Nieważne.
Musisz poczekać jakieś pięć minut. Przykro mi.”
Chwilę milczałam.
Musiałam to wszystko jakoś przetrawić. Nie było to łatwe. Wizja,
półstan... Co jeszcze mnie dzisiaj czeka?
- Co mam robić
przez ten czas? - zwróciłam się do Głosu. Oczywiście w myślach.
Nie byłam na tyle głupia, by mówić wszystko na głos. Ten ktoś,
kto do mnie mówił i tak czytał w moich myślach, więc co się
będę wysilać?
„Rozmawiać
ze mną”
- Mną? To znaczy
kim? Kim ty do diabła jesteś i czego ode mnie chcesz? I nie wylatuj
mi tu z gadką o uroczych damach. Pytam poważnie.
„Ach, no tak.
Czasem zapominam, że nic nie wiesz.”
- Dzięki. -
mruknęłam. Głos mnie zignorował i ciągnął dalej.
„Masz do
czynienia z najlepszym basiorem wszech czasów. Samice wprost za mną
szaleją. Jestem osobą, z która znajomość to dar od samej Eydis!
Możesz mnie nazywać Wszechmocnym Panem Umysłu.”
- Nie licz na to.
- parsknęłam z rozbawieniem. Ten Głos był tak potwornie
irytujący, a jednak nie wiedzieć czemu zaczynałam go lubić.
„Może też
być As, chociaż wolę tamtą wersję.” Zamyślił się na
chwilę. „A co do tego czego od ciebie chcę dowiesz się
później. Teraz jest za wcześnie. Sorry, Tor.”
Zmarszczyłam
brwi. As... Skądś znam to imię, gdzieś je słyszałam. Wspomnienia
wirowały w mojej głowie tak szybko, że nie mogłam za nimi
nadążyć. Byłam tak blisko i jednocześnie tak daleko. Coś mi
uleciało, ale już zapomniałam co.
As westchnął
zrezygnowany. Był smutny, diabelnie smutny. Czy to chodzi o to, że
nie mogę sobie przypomnieć skąd go znam? Czemu? Gdyby był dla
mnie ważny to bym go pamiętała. Widocznie kiedyś go spotkałam,
ale ta znajomość trwała krótko. W takim razie dlaczego mam
wrażenie, że chodzi o coś innego?
- Jak to możliwe,
że cię słyszę? - postanowiłam zmienić temat.
„Bo jestem
wspaniały. A tak na poważnie, dowiesz się niedługo.”
odpowiedział zmieszany.
Westchnęłam.
Znowu to „niedługo”. Dlaczego nie teraz?
„Nie chcę ci popsuć niespodzianki. Musisz sama do tego dojść.
Zresztą, gdybym ci powiedział teraz, to byś tego nie ogarnęła. Co
za dużo to niezdrowo. A trochę już dzisiaj przesadziłem...”
- No co ty nie
powiesz... - burknęłam niezadowolona. Wróciły do mnie słowa,
które mnie „wybudziły”. Czułam wzbierający we mnie gniew.
Czyli to wszystko jego wina, zrobił to specjalnie. To przez niego
straciłam kontakt z rzeczywistością na nie wiadomo ile. W tej
chwili chciałam go odnaleźć i... no właśnie. Co chciałam
zrobić? Jestem tylko słabym psem.
„Dobra, stop.
Kiedy indziej będziesz planować jak mnie zabić. Teraz się obudź,
śpiąca królewno.” w głosie Asa pobrzmiewało rozbawienie,
co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Co za wkurzający...
„Wolisz tutaj
zostać ze mną? A nie mówiłem, że samice mnie kochają!”
mogłabym przysiąc, że w tym momencie na pysku Asa widniał szeroki
uśmiech.
Wypuściłam
głośno powietrze i otworzyłam gwałtownie oczy. W pierwszej chwili
poraziło mnie światło przebijające przez drzewa. Mrugałam szybko
oczami, by jakoś przyzwyczaić się do jasności. Nie wiedziałam
czy to pomogło, ale po chwili mogłam normalnie widzieć.
Zdałam sobie
sprawę, że cały czas leżałam na ziemi, więc szybko wstałam i
rozejrzałam się. Niedaleko mnie siedziała Zirael i przyglądała
mi się z zainteresowaniem. Otrzepałam swoją sierść z ziemi,
która z pewnością się do niej przyczepiła i spojrzałam
wyczekująco na wilczycę.
Zirael uśmiechnęła
się szeroko i wstała.
- Już wszystko w
porządku? To idziemy. - powiedziała i ruszyła dalej. Jakby nigdy
nic. Jakbym nagle nie dostała dziwnego ataku.
Zmarszczyłam
brwi. O co tu chodzi? Samica cały czas szła przed siebie, nie
odwróciła się, nie czekała. Powoli się oddalała, więc zaczęłam
biec, by ją dogonić.
Przez chwilę
znowu szłyśmy w ciszy, co tym razem mi przeszkadzało. Miałam
ochotę ją o coś zapytać, ale sama nie wiedziałam o co.
- Często tak
masz? - w końcu Zirael przerwała tę ciszę. Uff, już się bałam,
że będzie się ona ciągnąć w nieskończoność. Zaprzeczyłam.
To był pierwszy raz.
- Kim jest As? -
zapytała, a ja na to pytanie podskoczyłam. Nie spodziewałam się...
Skąd ona wie o nim? Na psy i wilki, czy on...?
- Rozmawiał z
tobą? - zapytałam. Zirael przytaknęła. Westchnęłam głośno i
zastanowiłam co mam odpowiedzieć. Skłamać? Powiedzieć, że...
Ale jak niby mogę jej skłamać? Nie, powiem prawdę. W końcu i tak
o niczym nie wiem. - Nie mam pojęcia.
C.D.N.
Uwagi: Zjadłaś kilka przecinków.