Obudziłam się dość głodna. Już kilka razy nie stawiłam się na porannym
polowaniu, ale to nic. Chyba. Dzisiaj zamierzałam nadrobić zaległości,
więc leniwie wstałam i udałam się do Zielonego Lasu. Po drodze złapałam i
zjadłam królika, by nie polować "na głodniaka".
Doszłam na miejsce. Ekipa, a raczej kilka wilków, siedziało za krzakiem. Spojrzeli na mnie, a Tsume dał mi znak, żebym podeszła.
- Słuchajcie mnie uważnie. - zaczął nasz dowódca, gdy koło nich usiadłam. - Dzisiaj polowanie będzie nieco dłuższe. Najpierw musimy znaleźć i ubić jelenia, a potem idziemy nad Wodopój i łowimy ryby. Proste? Proste. No to do dzieła.
Szybko odszukaliśmy ładne stadko, a w nim rosłego jelenia z dość dużym porożem. Któryś z nas nastąpił na gałązkę, która cicho trzasnęła. To wystarczyło, by zwierzęta się spłoszyły, a nasza ofiara odłączyła się od stada. Pff... a ja myślałam, że to sarny są głupie. Mnie, oraz Soharze przypada funkcja goniących, więc ruszyłyśmy za nim. Był dość szybki, ale nie tak jak my. Biegnąc, starałyśmy się zapędzić jelenia do reszty. Udało się.
Kilka minut potem, ze zwierzęcia zostały same szczątki. Łowienie ryb też zakończyło się sukcesem, razem policzyliśmy ponad dziewięćdziesiąt ryb. Przy posiłku większość z grupy porannej rozmawiała ze sobą, ale ja jadłam w ciszy. Strasznie bolała mnie głowa, chciało mi się wymiotować. Tego drugiego, na szczęście, nie zrobiłam.
Wróciłam do jaskini i położyłam się. Niedługo potem usnęłam.
Niewyraźnie widzę polanę. Na niej człowiek. Dziewczyna. Ma długie włosy, szczupła i wysoka. Rozmawia z wilkiem. Waderą. To Kiiyuko. A może Suzanna? Chyba tak. Wilczyca jest zdziwiona. Dziewczyna spanikowana. Alfa uspokaja ją. Bez skutku.
Znowu byłam głodna, mimo że wcześniej jadłam. Nie mogąc się powstrzymać przed silnym uczuciem pustki w żołądku, wyszłam z jaskini i potruchtałam w stronę lasu.
Szybko dotarłam na miejsce. Słońce powoli zachodziło, a moje futro zaczęło powoli stawać się coraz ciemniejsze, a moje pasy i inne fiołkowe plamy na ciele lekko świeciły. Nie chcąc się zdradzić przed zwierzyną, ukryłam się w cieniu i zniknęłam. W milczeniu wyczekiwałam jakiegokolwiek zwierzęcia.
Po kilku minutach w zasięgu mojego wzroku pojawiła się sarna. W końcu podeszła bliżej i poczęła skubać trawę. Podbiegłam i skoczyłam na jedzenie. Uprzedziła mnie jednak pewna niebieska wilczyca, która najwyraźniej polowała na to samo zwierzę. Wpadłyśmy na siebie, a sarna rzuciła się do ucieczki. Bez zbędnych kłótni podniosłyśmy się z ziemi i ruszyłyśmy w pogoń. Wkrótce potem dorwałyśmy ją.
- To co, na pół? - zapytała wilczyca.
- Byłoby najlepiej. - odpowiedziałam. Podzieliłyśmy się ofiarą i zaczęłyśmy jeść.
- Wiesz, fajna jesteś. Większość wilków w takiej sytuacji zamiast wstać i dorwać sarnę, zaczęła by się kłócić, czyja to wina. - mimo nieustającego bólu głowy nawiązałam rozmowę. - Jestem Sarah, a ty?
- Jestem Kirke. Wiesz czemu nie zaczęłam się kłócić? Umieram z głodu.
Ja też. - pomyślałam.
- Tak szczerze, to nie do końca się najadłam. Może złapiemy coś jeszcze?
Skinęłam głową. Mój głód zamiast zmaleć, wciąż przybierał na sile. Z Kirke poszłyśmy nad Wodopój.
- Naprawdę? Ryby? - skrzywiła się.
- Tak, a co?
- Łatwiej złapać królika.
- Może i. Ale ja wolę ryby.
Mówiąc to, odwróciłam się do tafli wody. Odczekałam chwilę i gwałtownie zanurzyłam łapę. Wyciągnęłam ją, a ryba którą złapałam, miała moje pazury głęboko wbite między łuski. Rzuciłam ją Kirke i powtórzyłam czynność kilka razy. Parę minut później uzbierałam ich spory stos. Po zaspokojeniu głodu przez moją towarzyszkę, udałyśmy się w drogę powrotną.
- Słyszałaś to? - zapytała. Rzeczywiście, usłyszałam szelest. Spojrzałam na wilczycę. Miała pytający wzrok, pomieszany ze strachem. Odczuwałam to samo, tym bardziej, że głowa rozbolała mnie na tyle, że o mało nie upadłam. Odwróciłam się w kierunku dziwnego szelestu. Kiedy tylko to uczyniłam, Kirke zaczęła wrzeszczeć. Z zawrotną prędkością leciała w moim kierunku kula turkusowej many, a ja nie mogłam się ruszyć. Gdy mnie uderzyła, odrzuciło mnie do tyłu i uderzyłam plecami w drzewo. Zobaczyłam błysk, zaraz potem wszystko ucichło, łącznie z krzyczącą waderą. Przestałam czuć (w końcu) uciążliwy ból głowy i równie męczący głód. Już miałam się cieszyć, ale zdałam sobie sprawę, że nie jestem już czarna, tylko ciemnoszara, a żadna z moich naturalnych fioletowych plam nie świeciła. Blask dawał tylko koniuszek mojego ogona, który nie był fiołkowy, tylko turkusowy. Chciałam ruszyć łapą, ale zdałam sobie sprawę, że jestem sparaliżowana.
- Sarah! Co się z tobą stało?! - rzuciła się do mnie Kirke.
- Idź... po kogoś - wysapałam z trudem.
Pobiegła w kierunku jaskiń watahy, a mnie ogarnęła ciemność.
<Kirke?>
Uwagi: Nie zaczynamy zdania od "mi", tylko "mnie". Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Tym bardziej" piszemy osobno.
Doszłam na miejsce. Ekipa, a raczej kilka wilków, siedziało za krzakiem. Spojrzeli na mnie, a Tsume dał mi znak, żebym podeszła.
- Słuchajcie mnie uważnie. - zaczął nasz dowódca, gdy koło nich usiadłam. - Dzisiaj polowanie będzie nieco dłuższe. Najpierw musimy znaleźć i ubić jelenia, a potem idziemy nad Wodopój i łowimy ryby. Proste? Proste. No to do dzieła.
Szybko odszukaliśmy ładne stadko, a w nim rosłego jelenia z dość dużym porożem. Któryś z nas nastąpił na gałązkę, która cicho trzasnęła. To wystarczyło, by zwierzęta się spłoszyły, a nasza ofiara odłączyła się od stada. Pff... a ja myślałam, że to sarny są głupie. Mnie, oraz Soharze przypada funkcja goniących, więc ruszyłyśmy za nim. Był dość szybki, ale nie tak jak my. Biegnąc, starałyśmy się zapędzić jelenia do reszty. Udało się.
Kilka minut potem, ze zwierzęcia zostały same szczątki. Łowienie ryb też zakończyło się sukcesem, razem policzyliśmy ponad dziewięćdziesiąt ryb. Przy posiłku większość z grupy porannej rozmawiała ze sobą, ale ja jadłam w ciszy. Strasznie bolała mnie głowa, chciało mi się wymiotować. Tego drugiego, na szczęście, nie zrobiłam.
Wróciłam do jaskini i położyłam się. Niedługo potem usnęłam.
Niewyraźnie widzę polanę. Na niej człowiek. Dziewczyna. Ma długie włosy, szczupła i wysoka. Rozmawia z wilkiem. Waderą. To Kiiyuko. A może Suzanna? Chyba tak. Wilczyca jest zdziwiona. Dziewczyna spanikowana. Alfa uspokaja ją. Bez skutku.
Znowu byłam głodna, mimo że wcześniej jadłam. Nie mogąc się powstrzymać przed silnym uczuciem pustki w żołądku, wyszłam z jaskini i potruchtałam w stronę lasu.
Szybko dotarłam na miejsce. Słońce powoli zachodziło, a moje futro zaczęło powoli stawać się coraz ciemniejsze, a moje pasy i inne fiołkowe plamy na ciele lekko świeciły. Nie chcąc się zdradzić przed zwierzyną, ukryłam się w cieniu i zniknęłam. W milczeniu wyczekiwałam jakiegokolwiek zwierzęcia.
Po kilku minutach w zasięgu mojego wzroku pojawiła się sarna. W końcu podeszła bliżej i poczęła skubać trawę. Podbiegłam i skoczyłam na jedzenie. Uprzedziła mnie jednak pewna niebieska wilczyca, która najwyraźniej polowała na to samo zwierzę. Wpadłyśmy na siebie, a sarna rzuciła się do ucieczki. Bez zbędnych kłótni podniosłyśmy się z ziemi i ruszyłyśmy w pogoń. Wkrótce potem dorwałyśmy ją.
- To co, na pół? - zapytała wilczyca.
- Byłoby najlepiej. - odpowiedziałam. Podzieliłyśmy się ofiarą i zaczęłyśmy jeść.
- Wiesz, fajna jesteś. Większość wilków w takiej sytuacji zamiast wstać i dorwać sarnę, zaczęła by się kłócić, czyja to wina. - mimo nieustającego bólu głowy nawiązałam rozmowę. - Jestem Sarah, a ty?
- Jestem Kirke. Wiesz czemu nie zaczęłam się kłócić? Umieram z głodu.
Ja też. - pomyślałam.
- Tak szczerze, to nie do końca się najadłam. Może złapiemy coś jeszcze?
Skinęłam głową. Mój głód zamiast zmaleć, wciąż przybierał na sile. Z Kirke poszłyśmy nad Wodopój.
- Naprawdę? Ryby? - skrzywiła się.
- Tak, a co?
- Łatwiej złapać królika.
- Może i. Ale ja wolę ryby.
Mówiąc to, odwróciłam się do tafli wody. Odczekałam chwilę i gwałtownie zanurzyłam łapę. Wyciągnęłam ją, a ryba którą złapałam, miała moje pazury głęboko wbite między łuski. Rzuciłam ją Kirke i powtórzyłam czynność kilka razy. Parę minut później uzbierałam ich spory stos. Po zaspokojeniu głodu przez moją towarzyszkę, udałyśmy się w drogę powrotną.
- Słyszałaś to? - zapytała. Rzeczywiście, usłyszałam szelest. Spojrzałam na wilczycę. Miała pytający wzrok, pomieszany ze strachem. Odczuwałam to samo, tym bardziej, że głowa rozbolała mnie na tyle, że o mało nie upadłam. Odwróciłam się w kierunku dziwnego szelestu. Kiedy tylko to uczyniłam, Kirke zaczęła wrzeszczeć. Z zawrotną prędkością leciała w moim kierunku kula turkusowej many, a ja nie mogłam się ruszyć. Gdy mnie uderzyła, odrzuciło mnie do tyłu i uderzyłam plecami w drzewo. Zobaczyłam błysk, zaraz potem wszystko ucichło, łącznie z krzyczącą waderą. Przestałam czuć (w końcu) uciążliwy ból głowy i równie męczący głód. Już miałam się cieszyć, ale zdałam sobie sprawę, że nie jestem już czarna, tylko ciemnoszara, a żadna z moich naturalnych fioletowych plam nie świeciła. Blask dawał tylko koniuszek mojego ogona, który nie był fiołkowy, tylko turkusowy. Chciałam ruszyć łapą, ale zdałam sobie sprawę, że jestem sparaliżowana.
- Sarah! Co się z tobą stało?! - rzuciła się do mnie Kirke.
- Idź... po kogoś - wysapałam z trudem.
Pobiegła w kierunku jaskiń watahy, a mnie ogarnęła ciemność.
<Kirke?>
Uwagi: Nie zaczynamy zdania od "mi", tylko "mnie". Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Tym bardziej" piszemy osobno.