Wataha Magicznych Wilków.
Przyspieszyłam, chociaż czułam, że te miesiące wędrówki zupełnie mnie wykończyły i osłabiły organizm. Moje łapy monotonnie uderzały w liście wyściełające leśne podłoże, a że mnie upływała wszelka energia.
A czego ja się, do jasnej cholery, spodziewałam?
Że po połowie roku spędzonej na szukaniu Kai'a, a później watahy, będę w pełni sił?
Wycieńczenie dopadało mnie w każdej części ciała, ale nie podawałam się i biegłam dalej, ku światłu, które przedzierało się przez ostatnie pnie drzew.
W końcu wypadłam na polanę, a kilka wilków spojrzało na mnie że zdziwieniem i przerażeniem.
No tak, przecież uznali, że umarłam, a wyglądałam podejrzanie, jako czarny, wychudzony wilk, oblepiony zaschniętą krwią.
Grupka wilków ruszyła w moim kierunku, dyskretnie powarkując. Nie miałam siły na posłanie im choćby ironicznego uśmiechu, a co dopiero jednego z moich stępionych noży... Dlatego stałam, trzęsąc się jak ten idiota, że zjeżonym futrem i wysuniętymi kłami.
Widząc, że nie jestem w tej chwili zagrożeniem, grupa zbliżająca się do mnie przewróciła mnie bez problemu.
– Zabierzemy cię do Alfy, złociutka. – zacmokał jeden z wilków złowieszczo. – Od kiedy są z nami wilki z Watahy Czarnego Kruka, nie miałem szansy zobaczyć żadnej dobrej egzekucji.
Po tych słowach jego pięść wylądowała bezbłędnie na mojej potylicy, a ja straciłam przytomność.
***
Odzyskałam świadomość w jakimś duszącym pomieszczeniu, czując dojmujący
ból głowy. Czułam, że jestem skrępowana, a moje oczy są zakryte czymś,
co cuchnęło pleśnią. Mój umysł, pozbawiony stymulacji, podesłał mi
jedynie wizję przedostatniego dnia mojej tułaczki.Od dwóch dni nie miałam nic w pysku. Już dawno temu pogodziłam się z myślą, że już nie znajdę Kai'a, ale to przekraczało już moje możliwości – mówię tutaj o utracie zdrowia, resztek człowieczeństwa oraz watahy. Moja psychika nie wytrzymywała ciężaru wspomnień, bolesnych i niemożliwych do wytrzymania w normalnej sytuacji (a co dopiero teraz), co w połączeniu z wycieńczeniem fizycznym wiązało się z nikłą szansą dotrwania do końca tej wędrówki – terenu jakiejkolwiek watahy. Wyliczyłam, że moje szanse są niemal zerowe, jeśli chodzi o prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu.
Wlokłam się krok za krokiem, a w moim umyśle pojawiła się rozpaczliwa myśl: "Chciałabym powiedzieć temu debilowi, że go kocham..."
"Że go kocham..."
"Kocham..."
Moje rozmyślania przerwał huk, oraz warknięcie osiłka, który zapewne mnie pilnował (jedyne, co nie ucierpiało na mojej wędrówce, to słuch):
– Alfa chce cię widzieć.
<Kai? Gdzie znajdziesz Sierrę?>