Najprawdopodobniej lato 2017 r.
Patrząc na nieruchome ciało wilka, którego zdefiniowaliśmy jako Kazumę, wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co spotkało nas jeszcze kilka godzin temu. Cały czas byłem odrobinę nerwowy, bo nikt nie wiedział, co robić, ani co się stało. Nie mieliśmy żadnej pomocy medycznej. Pod drugą ze ścian obszernej jaskini leżała również nieprzytomna Astrid. Znaleźliśmy ją omdlałą w Magicznym Ogrodzie z licznymi zadrapaniami. U jej boku leżała torba wypełniona truskawkami, która zdawała się być w nienagannym stanie. Nikt nie wiedział, co było powodem tak dziwnego zajścia.
Pierwszej wadery, która była w dużo gorszym stanie, nie widziano od kilku dobrych miesięcy. Część wilków od dawna podejrzewało u niej wystąpienie jakiejś groźnej choroby, jednakże patrząc na wrak, który z niej pozostał, teraz była pewność. Żaden z nas nie był w stanie stwierdzić, co jej dolega. Nawet sama Kiiyuko przybiegła kilka godzin temu do szpitala, żeby zobaczyć, co się stało. Alfie z kolei twierdziła, że widziała już wcześniej Astrid, która z jakiegoś powodu spała pod jednym z drzew w Zielonym Lesie.
Aktualnie byłem jedyną osobą, która postanowiła zostać na straży i czuwać, czy któraś z nich się nie ocknie. O ile stanem Kazumy byłem zwyczajnie zaintrygowany, tak bardziej przejmowałem się zdrowiem Astrid. Nawet, jeśli wiedziałem, że nic złego jej się nie dzieje, i tak myśl, że mogła zapaść w nieodwracalną śpiączkę bardzo raniła moją duszę. O ile jakoś mogłem zrozumieć to, że od jakiegoś czasu mnie unikała, gdyż zawsze mogła mieć chęć na odrobinę spokoju, tak nie zdzierżyłbym tego, jeśli by mnie opuściła już na zawsze.
Przechadzałem się po jaskini spowitej w mroku, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. W końcu, aby czymś zająć ręce, zdecydowałem się odszukać lampy naftowej, którą widziałem kiedyś na stole medycznym Astrid. Po omacku sprawdzałem każdy przedmiot stojący na półkach, aż nie wymacałem zimnego przedmiotu, który ewidentnie wykonano ze szkła i metalu. Wiedziałem, gdzie moja przyjaciółka zawsze odkładała zapałki, więc nie miałem większego problemu z odnalezieniem ich. Kiedy zapaliłem jedną z nich, nagle zrobiło się jasno. Zamrugałem oczami, a następnie zapaliłem zaczerniony knocik wewnątrz lampy i zamknąłem małe drzwiczki. Odszedłem od skalnego stolika i usiadłem po turecku na środku jaskini. Przed sobą ustawiłem lampę, która rzucała bladą poświatę na pysk za równo Kazumy, jak i Astrid. Ja oparłem łokieć na kolanie, a dłoń o policzek i spoglądałem to na jedną, to na drugą z nich. Odczuwałem potrzebę siedzenia tutaj tak długo, aż się nie ockną, nawet jeśli to by trwało wieczność, a ja przez to zmuszony byłbym do przyjęcia nauk medyka.
Przymknąłem oczy i patrzyłem na moją otwartą, ludzką dłoń, która była przysunięta do lampy naftowej na tyle, że czułem jej delikatne ciepło. Miałem tyle pytań do Astird. Dlaczego mnie unikała? Ma mnie dosyć? Czy uważa, że powinienem się zmienić? Nienawidzi mnie? I co jej się stało? Bardzo bolało? Jak się teraz czuje? Czy mogę przy niej zostać już do końca życia?
Szybko pozbyłem się ostatniego pytania z mojej głowy. Brzmiało naprawdę głupio. Sam nie wiedziałem, dlaczego tak właściwie to mi przeszło przez myśl. Lekko zawstydzony skierowałem wzrok w kierunku gwiazd migoczących na nocnym niebie. Część z nich widziałem z tego miejsca jaskini. Patrzyłem na nie jak zaklęty, jednocześnie lekko stukając palcami po swojej bosej stopie.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Kiedy się obudziłem, leżałem z ręką wsuniętą pod głowę, a sam obrócony byłem na bok. Ktoś musiał mnie przykryć nieco przetartym kocem, który od zawsze służył w szpitalu. Nie do końca zorientowany, co się stało i dlaczego urwał mi się film, uniosłem głowę i rozejrzałem się po jaskini. Rytm mojego serca przyspieszył, kiedy dostrzegłem, że jedno z łóżek było puste. As zniknęła. Sprawnie usiadłem i po raz kolejny rozejrzałem się dookoła. W moim sercu zatliła się nadzieja, że jednak może już się wybudziła i... zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ktoś zakrył od tyłu je szczupłymi, zimnymi palcami.
- Zgadnij kto to - odezwał się za mną nieco rozbawiony głos.
- As? - zapytałem, delikatnie chwytając jej chude nadgarstki. Zaczęła się śmiać i zabrała ręce. Nie kryjąc szczęścia odwróciłem się za siebie. Miała cienie pod oczami, a jej względna radość miała w sobie coś smutnego. Spoważniałem.
- Co się stało?
- Nic poważnego. Trochę się posprzeczałam z Kazumą - jako, że była człowiekiem, potarła dłonią twarz. Zwracając wzrok w kierunku wciąż nieprzytomnej wadery, znieruchomiała. Zaczęła wyglądać na trochę przerażoną. Posłała mi pytające spojrzenie.
- To ona? - wyszeptała.
- Najprawdopodobniej tak - ja również skierowałem w jej kierunku głowę. Jej oddech zdawał się być jeszcze płytszy, niż dnia poprzedniego. Byłem niemalże pewny, że to jej ostatnie dnie życia.
- Ile czasu byłam nieprzytomna?
- Najprawdopodobniej dobę...
- Jakim cudem zmieniła się przez ten czas aż tak?
- Co przez to rozumiesz? - zapytałem, posyłając jej zdezorientowane spojrzenie.
- Kiedy mnie zaatakowała zdawała się być w pełni sił...
- To niemożliwe. Chyba sama widzisz, że jej organizm jest zbyt osłabiony, by chociażby sprawiać wrażenie dobrze funkcjonującego.
As lekko się zaśmiała.
- Myślałeś kiedyś o karierze lekarza lub chociażby pielęgniarza?
Prychnąłem.
- Chyba żartujesz. Prędzej zrobiłbym komuś krzywdę, niż go uratował.
- Przynajmniej szybciej wyciągasz wnioski, niż ja - mruknęła, siadając obok mnie.
- Popełniając tak wiele głupot w swoim życiu już nauczyłem się rozróżniać, co było błędem i jak się go pozbyć.
- W przeciwieństwie do mnie - powiedziała ledwie słyszalnie. Spojrzałem na nią lekko zmartwiony, ale tego nie skomentowałem.
- To jak? - zaczęła już głośniej - Co ty na to, by się ode mnie co nieco nauczyć? I tak zamierzam zrezygnować i potrzebuję jakiegoś godnego następcy.
Popatrzyłem na nią zaskoczony.
- Przecież już jestem obrońcą Alf i tancerzem... Zapewniam cię, że bliżej mi do wojownika, niż do kogoś, kto cały dzień opatruje rany. Nie mam w ogóle cierpliwości.
- Pozory mylą - oznajmiła melodyjnym głosem - W końcu chyba trochę tutaj siedziałeś.
Nie odpowiedziałem. Nie było sensu się tłumaczyć, bo zabrzmiałoby to jeszcze durniej. "Siedziałem tu wyłącznie ze względu na ciebie", tak właśnie by brzmiała prawda. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jeśli rzeczywiście przystałbym na jej propozycję, mógłbym jakoś wynagrodzić sobie brak Astrid przez ostatni czas.
- Zastanowię się - mruknąłem. As lekko się uśmiechnęła i podkuliła kolana pod brodę.
- Dzięki za opatrzenie ran - powiedziała po chwili - Nie zrobiłeś tego co prawda doskonale, ale lepsze to niż nic. Przynajmniej z tego co się zorientowałam nie wdarło się zakażenie. Brawo.
- Czy to kolejne zasugerowanie tego, jak bardzo chcesz mnie zagarnąć na staż do szpitala?
- Poniekąd - na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, a na policzki wstąpiły nikłe rumieńce - Tylko jednego zadrapania nie zauważyłeś.
- Jakiego? Gdzie?
- Na biuście.
Odruchowo mój wzrok powędrował w kierunku, gdzie kończył się dekolt jej sukienki. Kiedy dostrzegłem, że zabandażowała sobie już ową ranę i uświadomiłem sobie, że patrzę tam, gdzie raczej patrzeć nie powinienem, zawstydzony odwróciłem głowę. W duchu modliłem się o to, by tego nie zauważyła.
Nasze niezbyt mądre rozmowy przerwało ciche warczenie dobiegające z gardła dotychczas nieprzytomnej Kazumy.
<Kazuma?>
Uwagi: brak.