Maj 2021
Dzień, jak co dzień. Wstajesz o świcie z wilgotnej trawy, obudzony przez niewyraźne promienie słońca. Śpiew ptaków zdezorientował mnie zupełnie i zupełnie zapomniałam, gdzie tym razem się znalazłam. Było mi zimno, a zarazem nie czułam nic. Moje łapy kompletnie zdrętwiały i przez dłuższą chwilę nie mogłam wstać. Westchnęłam więc głośno, rozglądając się. Znajdowałam się w lesie, och, jakbym tego nie wiedziała. Od kilku dni włóczyłam się po nim, czując, jakbym cały czas zataczała jedno wielkie koło. To chyba czas, aby się poddać, przecież minęło tak wiele czasu, odkąd wyruszyłam od ostatniej spotkanej watahy. Najlepiej czekać tu, na śmierć głodową lub chociażby na jakiegoś głodnego niedźwiedzia.
Mój wzrok przyciągnęła błyszcząca tafla jakiegoś jeziora, znajdująca się za gęstymi krzakami. Nagle poczułam pragnienie i podniosłam się mimowolnie, zapominając o zdrętwiałych łapach. W wyniku tego nieostrożnego posunięcia, upadłam na twardą ziemię, uderzając porządnie o nią szczęką i robiąc przy tym niezły hałas.
- Ała... - mruknęłam, starając się rozruszać zdrętwiałe kończyny, a przy okazji rozmasowałam poobijaną żuchwę. Leżałam na plecach bezradna. Nie potrafiłam przywrócić czucia, a wołanie o pomoc nie wchodziło w grę. No błagam, znajduję się w środku lasu, w którym od kilku dni nie widziałam żadnej żywej duszy, prócz ćwierkających ptaków. Mały, słaby wróbel nie zdoła mi pomóc. Ja sama sobie nie potrafię...
Leżałam tak przez dłuższy czas z zamkniętymi oczami, śpiewając, a ściślej mówiąc piejąc jakieś piosenki. Ktoś by mógł rzec, że jestem obdzieranym ze skóry kotem lub innym torturowanym zwierzeciem. Powoli odzyskiwałam kontrolę nad swoją prawą łapą, z czego byłam bardzo zadowolona.
- Nic Ci nie jest? - przestraszyłam się nie na żarty. Gotowa do ucieczki, chciałam wystrzelić jak z procy. Gdy tylko się podniosłam, upadłam tak szybko, jak planowałam zwiać. Syknęłam głośno, zdając sobie sprawę, że chyba zwichnęłam sobie tylną łapę. No pięknie... - Ty chyba nie jesteś stąd? - dopiero teraz spojrzałam w stronę postaci, która nade mną stała. Miałam mroczki przed oczami i nie mogłam skupić się na niej. Podniosłam lekko łeb, warcząc nieprzyjemnie i nie odpowiedziałam. - Poczekaj! Pójdę po pomoc! - pobiegła w stronę upragnionej przeze mnie tafli wody.
Nie zamierzałam jednak czekać na wilka. Resztkami sił czołgałam się w stronę wody, nadal sycząc z bólu. Znajdowałam się już przy brzegu. Rozłożyłam płetwę. Wpełzłam do wody. W końcu. W wodzie czułam się lekko i zdrętwiałe łapy już mi nie przeszkadzały, a nawet udało mi się je rozruszać! Po pewnym czasie usłyszałam rozmowy z zewnątrz:
- No ja Ci mówię! - zaczął jeden wilk. - Ta wadera miała dwumetrowy ogon niczym jakaś ryba, czy syrena!
- Nie żartuj sobie ze mnie... - odrzekł drugi poirytowany. - A po co mnie tu tak właściwie ciągniesz, co?
- Ach no tak! Nie mogła wstać z ziemi... Halo? Jesteś tu?
"Zapewne mnie szukają..." Pomyślałam, podpływając bardziej do brzegu, aby lepiej ich słyszeć.
- Gdzie ona niby jest? - prychnął jeden z nich.
- Była tu... Daję słowo...
- No bez jaj... - warknął. - Ja wracam, nie wiem jak ty.
Szybko odsunęłam się od brzegu, robiąc przez przypadek zauważalną falę.
- Coś się rusza w wodzie! - wilk nie dawał za wygraną, lecz tego drugiego już nie było, a bynajmniej już go nie słyszałam. Po pewnym czasie i jego obecność była mało wyczuwalna. Wynurzyłam więc łeb i zaczęłam się rozglądać.
- Aha! Tu jesteś! - postać bez namysłu wskoczyła do wody. Zaczęła się pogoń, którą oczywiście ja wygrałam. Uciekałam szybko i zwinnie, gdy wilk niezdarnie płynął w moją stronę, starając się nadążyć. Śmieszyło mnie to. Jaki głupiutki wilczek...
- Kim ty jesteś? - zmęczony wyszedł na brzeg, głośno dysząc. Spojrzałam tylko na niego kpiąco. Sama starałam się wyjść na brzeg, lecz zrobiłam to z trudnością. Kulałam. Usiadłam więc w bezpiecznej odległości. - Zaprowadzę Cię do watahy. - warknęłam. - Nie bądź taka! Daj sobie pomóc! - Warknęłam. - Zjesz coś chociaż? - na to pytanie postawiłam swoje długie uszy. Wstałam bez słowa, dając znak, że pozwolę się zaprowadzić do tej całej watahy.
Nie szłyśmy długo, lecz ta podróż zmęczyła mnie trochę. Moja łapa dawała się we znaki, a ja z każdym krokiem syczałam coraz bardziej.
- Z daleka jesteś? - wilk próbował nawiązać rozmowę, lecz ja odpowiadałam tylko milczeniem. - Ty w ogóle umiesz mówić? - zdenerwował się na mnie fucząc.
- Tak. - odpowiedziałam cierpko.
- To super! Zaprowadzę Cię do Alfy!
- A po co? - skrzywiłam się. Chcą mnie zabić za wejście na tereny, czy co?
- Abyś do nas dołączyła na okres próbny! Fajnie, prawda? - podekscytowany wilk, aż podskoczył z tej całej radości.
Warknęłam na niego:
- A kim ty właściwie jesteś?!
Uwagi: Można poczuć pragnienie, ale nie spragnienie. "Aha" piszemy przez "h". Nie musisz pisać zwrotów do osób (np. ty) wielką literą.