Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 5 marca 2019

Od Edel "Spotkań nadszedł czas" cz. 4

Kwiecień 2022
Nasilający się z każdą chwilą wiatr uderzał wzgórza i przechodził dolinami, wydając przy tym nieprzyjemne świsty. Na początku wzdrygałam się wraz z każdym głośniejszym dźwiękiem, jednak teraz, po kilku miesiącach nieustającej wichury, przyzwyczaiłam się. Nauczyłam się spokojnie spać, nawet wykorzystywać czasem wiatr na swoją korzyść. Jednak zaledwie przed kilkoma dniami dowiedziałam się czegoś, co ponownie odebrało mi zdolność snu.
Nie chcieli mi tego powiedzieć. Wiatr przywiódł ich rozmowę do moich nieprzeznaczonych do słuchania tego uszu. Główny medyk opowiadał jednemu z wyższych kapłanów, że objawy, z którymi mierzyłam się od połowy zimy, wskazują na raka - nieuleczalną chorobę, która prowadziła do śmierci. Nie dawał mi szans na dożycie kolejnej wiosny.
Czułam się wtedy, jakbym już teraz umierała. Wiecznie bolący brzuch ponownie zapłonął ogniem, jednak tym razem spowodowanym nerwami. Szok zabrał mi zdolność mowy i ruchu. Mogłam tylko stać niedaleko od wejścia do Jaskini Medyków i przysłuchiwać się kolejnym słowom.
- Wobec tego muszę przekazać Wielkiemu Mistrzowi, by zwiększyć liczbę jej rytuałów.
- Rytuały ją wymęczą. Edel potrzebuje odpoczynku - zaoponował medyk.
- Zdąży wydać na świat szczeniaki?
- Może umrzeć podczas porodu.
- Dobrze.
Poczułam, jak łapy się pode mną uginają. Krótka rozmowa, pozbawiona jakichkolwiek emocji właśnie zabrała mi wszystko. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem wyższych kapłanów umrę późnym latem. Jeśli nie, mam niewiele więcej czasu.
Tamtego dnia wróciłam do jaskini całkiem otępiała. Już wcześniej odwołałam zajęcia z moim uczniem, wiedząc, że w tym stanie dam rady wciskać mu propagandy o wspaniałości Zakonu. Wiedziałam, że oni będą źli, ale nie obchodziło mnie to. W końcu co mogli mi teraz zrobić? Przydzielić więcej rytuałów? Och, moment. Już chcieli to zrobić. To może zabić? Cóż, straciliby szansę na uzyskanie kolejnych szczeniąt. Nie, musieli zostawić mnie przy życiu najdłużej, jak się da.
Od tego czasu myśl o śmierci prześladowała mnie w każdej chwili. Bałam się, tak bardzo się bałam. Nie chciałam umierać. Byłam przecież jeszcze młoda. To musiała być pomyłka. Może się przesłyszałam i mówili o tej nowej kapłance, Ouler? Jej imię było przecież całkiem podobne w brzmieniu...
Jednak gdy wymioty wstrząsały moim ciałem, traciłam i tę złudną nadzieję. Umierałam. Choroba wykańczała mnie powoli i zabójczo skutecznie.
Pomimo przewlekłego zmęczenia, nie mogłam spać. Noce spędzałam na przechadzaniu się po terenach Zakonu. Wiatr uderzał w moje ciało, nieraz doprowadzając do upadku. Leżałam wówczas, próbując dojrzeć gwiazdy lub księżyc za ciemnymi chmurami. Nadaremnie.
Podczas jednego z takich spacerów natknęłam się na jednego z doradców Wielkiego Mistrza. Gruby - żeby nie powiedzieć spasiony - wilk wyglądał na bardzo przejętego i niezwykle zmęczonego. Pewnie próbował biec.
- Przekaż Mistrzyni, że... Wielki Mistrz ją wzywa... Pilne... Bardzo - zdołał wydyszeć. 
Skinęłam głową szczęśliwa, że mam czym zająć myśli i pobiegłam w stronę prywatnej jaskini wilczycy. Spodziewałam się, że skoro samicy nie ma przy Nevrze, to z pewnością jest tam. W końcu odkąd awansowała nie miała nawet żadnego ucznia.
W połowie drogi ból stał się nie do zniesienia. Zostałam zmuszona do zatrzymania się. Łapy się pode mną ugięły. Leżałam chwilę, próbując zapomnieć o chorobie. Skoro stary Fet próbował biec, to sprawa była wielkiej wagi. Musiałam szybko znaleźć Vestar.
Zacisnęłam powieki i powoli się podniosłam. Moje łapy się trzęsły, jednak nie zważałam na to. Ruszyłam dalej. Pierwszy raz od kilku dni miałam prawdziwy cel.
Nie byłam w stanie biec, jednak mój chód był stosunkowo szybki. Z przymrużeniem oka można byłoby go uznać za trucht. Pomimo tego, weszłam do jaskini, dysząc, jakbym przebiegła kilkakrotnie całe terytorium Zakonu.
- Mistrzyni... Wielki... Mistrz... Nagłe... Wezwanie...
Ledwo zdołałam wypowiedzieć te słowa, gdy moim ciałem wstrząsnęło nagłe drżenie. Pochyliłam się, nie kłopocząc się zejściem na bok i zwymiotowałam. Przez chwilę patrzyłam na resztki mojego obiadu i wdychałam drażniący zapach. Nienawidziłam tego.
- Już idę.
Wilczyca ostentacyjnie wyminęła mnie i coś, co niegdyś było jedzeniem. Nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Przyzwyczaiłam się do nieprzychylnych spojrzeń innych kapłanów.
Chciałam już wychodzić, gdy nagle usłyszałam głos, którego spodziewałam się nie usłyszeć już nigdy. Moje serce chyba zgubiło kilka uderzeń.
- Edel?
Podniosłam wzrok i zauważyłam dwie sylwetki po drugiej stronie jaskini. Niepewnie wstałam i podeszłam w ich stronę. Od razu rozpoznałam postać Asgrima, jednak odgadnięcie kim była jego towarzyszka, zajęło mi więcej czasu. W końcu przypomniałam sobie małą wilczycę, moją dawną przyjaciółkę, której w dzieciństwie tak usilnie szukał cynamonowy basior. Widocznie mu się udało.
- As? Tori? Co wy tutaj robicie? Myślałam, że... - zaczęłam. Mój głos delikatnie się załamał, co samiec wykorzystał, by mi przerwać.
- Edel, to naprawdę ty?
Ukłoniłam się, licząc, że nie zaliczę przy tym jakiejś pięknej wywrotki. Na szczęście skończyło się na nieznacznym zachwianiu. Czułam na sobie ich zdumione i jednocześnie zmartwione spojrzenia.
- Co ci się stało? Ty zawsze...
- Najpierw wy opowiecie mi swoją historię - tym razem ja mu przerwałam. - Nie rozumiem, co się właśnie dzieję, a nie lubię żyć w niewiedzy
Usiadłam tuż przed nimi i spojrzałam wyczekująco. Moi dawni przyjaciele wymienili spojrzenia, jakby naradzając się bez słów, które ma zacząć opowieść. Ten widok wywołał u mnie małe ukłucie zazdrości. No może trochę większe niż "małe".
W końcu odezwała się Tori i zaczęła powoli opowiadać wszystko, czego dowiedziała się tuż przed moim przybyciem. Następnie przeszła do tego, co spotkało ją po odejściu z Zakonu. Kilka razy spoglądała na Asa, który kiwał głową i uśmiechał się pokrzepiająco. Nie musiałam być mistrzem dedukcji, by zauważyć, że ta dwójka była blisko. Na tyle blisko, bym poczuła się jak kretynka.
Jak mogłam sądzić, że mógłby mnie pokochać? Wiedziałam o tym, jak ważna dla niego była. A jednak, gdy przestał mówić o poszukiwaniach, poddałam się nadziei. Myślałam, że mam szansę, ale byłam przegrana już na starcie, bo nie jestem nią. Jestem tylko sobą - niewyobrażalnie głupią Edel.
Nagle Tori przerwała i przyjrzała mi się ze zmartwieniem.
- Coś nie tak? - spytałam, siląc się na spokojny ton. W końcu to nie jej wina, że As wybrał ją, a nie mnie.
- Wiesz... Zakon wyrzucił mnie niesłusznie. Mam moc związaną w pewien sposób z umysłem. Wyczuwam emocję, umiem je też wywoływać. Czuję, że... - przyjrzała mi się, jakby szukając w moich oczach odpowiedzi na pytanie, którego nie zadała. Powoli skinęłam głową, nakazując jej kontynuować - Jesteś zazdrosna, smutna, może trochę zła. A pod tym wszystkim jest gdzieś strach i wielki żal. Uczucia, które zdają ci się towarzyszyć cały czas.
Nie zareagowałam na to w żaden sposób.
- Moment. Zazdrość, smutek, złość, strach i żal. Edel, co to oznacza? - wtrącił się As. Podniosłam na niego wzrok, jednak gdy nasze spojrzenia się spotkały, szybko odwróciłam łeb.
W jaskini zapadła cisza, podczas której dwójka wilków przyglądała mi się w zdumieniu. W końcu Tori się odezwała, a ja już po pierwszym słowie wiedziałam, że ona wie.
- Ty... Losie, Edel, wiem, że nie widziałyśmy się od bardzo dawna. Z pewnością ciężko nazwać nas wobec tego przyjaciółkami i nie wiem, czy powinnam o to pytać, ale...
As zdawał się za nami nie nadążać.
- Pytać o co?
- Odpowiedź brzmi: tak - niepewnie podniosłam wzrok na Tori, która z pewnością czuła się strasznie głupio. Widziałam jednak w jej oczach, że w tym wszystkim przeważał żal. Było jej mnie szkoda.
- Jejku... Przepraszam cię, Edel. Nie chciałabym nigdy... Nie sądziłam... - plątała się.
- Jasne. Rozumiem. To nie twoja wina. Nie mam ci tego za złe. I wybacz, ale muszę to powiedzieć: a nie mówiłam?
Tori zaśmiała się cicho.
- Mówiłaś... - przyznała.
- Halo, ja tu jestem! Ktoś może mi z łaski swojej wytłumaczyć, co się właśnie dzieje? Proszę!
Zerknęłyśmy na Asa, który siedział, przebierając łapami i machając ze zirytowaniem ogonem. Następnie ponownie spojrzałyśmy na siebie i roześmiałyśmy się cicho. Był to śmiech dość niezręczny, może odrobinę wymuszony, ale jednocześnie było w nim coś pocieszającego.
- Tor! Edel!
- Sprawa się toczy o to... - zaczęłam po chwili, jednak nie dałam rady skończyć. Słowa, które próbowałam wypowiedzieć od bardzo dawna, kręciły mi się w głowie. Próbowałam schwytać kilka z nich, jednak nadaremnie. Tyle razy wyobrażałam sobie ten moment, jednak nie w ten sposób.
- Kocham cię, As - wydusiłam z siebie w końcu, łamiącym się głosem. Z moich oczu chyba leciały łzy. Tori pocieszająco przykryła moją łapę swoją.
Wilk spojrzał na mnie w czystym szoku.
- Ty CO?
- Nie każ mi tego powtarzać - mruknęłam.
- Tak... Dobra. Ale... Edel, ja...
- Wiem, wolisz Tori. Zawsze tak było.
W mój głos wkradła się odrobina jadu.
- Nie wiedziałem... Edel, tak mi przykro... Cholera...
Machnęłam zdecydowanie ogonem.
- Przestań - nakazałam. - Nie chcę tego słuchać. Rozumiem i nie kwestionuję. Daj temu spokój.
As nie wyglądał, jakby miał zamiar dać spokój.
- Ale...
- As... - wtrąciła ostrzegawczo Tori.
As westchnął dalej zszokowany.
- Jasne. Dobra. To...
- Kontynuujcie - poleciłam, owijając ogon wokół łap.
Tori skinęła łbem i powróciła do opowieści. As wpatrywał się we mnie tępym wzrokiem, podczas gdy ja usilnie unikałam jego spojrzenia i próbowałam skupić się na spokojnym głosie dawnej przyjaciółki. Nie szło mi tak źle - powiedziałabym raczej, że całkiem dobrze. Historia Torance bardzo dobrze odwracała moją uwagę od choroby lub pewnego samca, który ciągle się na mnie gapił.

C.D.N.