Styczeń, 2020
Odwróciłam się za siebie. Nie było śladu po wilkach, które jeszcze przed
chwilą chciały mnie za wszelką cenę złapać. Westchnęłam cicho, powoli
przymykając oczy. Bez zastanowienia podeszłam do pobliskiego drzewa, po
czym bezwładnie położyłam się przy nim. Na szczęście było ono na tyle
rozłożyste, że śnieg nie dotarł pod sam konar. Wtuliłam pysk w swój
długi ogon, starając się w jakikolwiek sposób pozyskać choćby odrobinę
ciepła. Było to na swój sposób nie logiczne - i tak nie czułam łap od
kilkunastu minut, więc jakim cudem miałam ogrzać całe swe ciało?
Zrezygnowana ponownie przymknęłam oczy. W ułamku kilku minut udało mi
się zasnąć...
***
- Gdzie są szczeniaki?! - warknął głos, pochodzący z pokoju obok.
Pisnęłam cicho widząc cień na ścianie. Dwie postury, z czego jedna była
mi dobrze znana. Mój ojciec... Mój ukochany tatuś! Co chce od niego
tamten drugi? Spojrzałam na braci, którzy wciąż spali. Szybko podeszłam
do Kiby, po czym liznęłam go w ucho.
- Zbudź się... - wydukałam, słysząc zza ściany kolejne krzyki.
- Wyjechały kilka tygodni temu do matki - warknął Luke, bo tak się nazywał jeden z mych rodziców.
- Nie oszukuj mnie! - krzyknął wyraźnie zdenerwowany. - Była umowa...
Zawarłeś ją przed grobem naszego ojca. Nie waż się kłamać i przyprowadź
mi tutaj szczeniaki! - wydarł się swym grubym głosem.
- C-Co się dzieje? - zapytał Kiba, powoli otwierając oczy.
- Tata... No... Sam zobacz! - pisnęłam, wskazując łapką na ścianę.
Nieznajomy uniósł łapę do góry. Wiedziałam, po prostu czułam, że chce
zaatakować tatę. Nie miałam pojęcia co zrobić... Wszystko stało się
bardzo szybko - wilki zaczęły się gryźć i szarpać. Co mogłam zrobić?
Musiałam zainterweniować, lecz co zdziała taka mała wadera jak ja?!
***
Obudziłam się. Nienawidzę koszmarów, które nawiązują do tego samego...
Mogłam zrobić cokolwiek, lecz nie zainterweniowałam. W snach będę się o
to obwiniać chyba do końca życia. Jeden ruch, zaważyłby na całym moim
życiu...
Słońce delikatnie zaszczycało ziemię swymi promieniami. W tą porę roku,
zdawało się ono wisieć tylko dla ozdoby... Gęsta mgła, zdawała się
ciągnąć bez końca w promieniu kilkuset metrów. Trawę wokół mnie pokryła
cienka warstwa szronu... Świetnie... Wzięłam głęboki wdech, po czym
leniwie podniosłam się z zimnej ziemi. Rozglądnęłam się - gdzie ja znowu
jestem? Czułam charakterystyczną woń wilka. Nie jedną, lecz
kilkadziesiąt. Ruszyłam z miejsca za jedną z nich, która zdawała się być
praktycznie wszędzie. Zapewne wilk do którego zmierzam mieszka tu od
dawna... Nie dużo czasu minęło, zanim woń stała się silniejsza. W końcu,
udało mi się dostrzec sylwetkę jakiejś wadery.
- Em... Cześć? - przywitałam się dosyć niepewnie.
Wilczyca zwróciła w moją stronę głowę. Dostrzegłam to. Zbliżyła się w
sposób dosyć powolny, lecz każdy jej ruch był wykonywany z gracją.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie przypominała wilka, który ma złe
zamiary. Chociaż...
- Co robisz na terenach Watahy Magicznych Wilków? - zapytała, przy tym przechylając pytająco głowę.
- Przepraszam, nie miałam pojęcia, że wkraczam na wasze tereny - powiedziałam cicho z wyraźną skruchą.
Powiem szczerze, że pytanie, które miałam po chwili zadać, nie było w
żaden sposób przemyślane. Zrobiłam to gównie pod presją strachu przed
wilkami z przeszłości. Mimo wszystko, było to najrozsądniejsze wyjście z
tej sytuacji.
- Mogę dołączyć? - od razu wyrwało mi się z ust.
<C.D.N.>
Uwagi: Nie wiem, czy głos może być "gruby".