Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 29 listopada 2016

Od Miniru "Pierwsza Pogoń" cz. 2 (C.D. Shiryu)

Kwiecień 2018
  Kolejny miły wieczór. Przeciągnęłam się leniwie i wyszłam z mojej jaskini. Ptaki z dnia na dzień piękniej śpiewały i to dawało mi otuchy. Dzisiaj spokojnie spędziłam dzień. Wszystko to byłoby wspaniałe, gdyby nie głosy w mojej głowie.
- Ech... Może dzisiaj uda mi się odkryć moje moce... - westchnęłam. Odkąd pamiętam mogę tylko przepowiadać przyszłość i to nie zawsze... Dziadek coś mówił o zdolnościach jakie muszę w sobie odkryć. Zaczęłam sobie śpiewać pod nosem i iść w stronę lasu.
  Usiadłam pod wielkim drzewem i zaczęłam... medytować? Tak do końca nie wiedziałam co robić. Nigdy nie odnajdowałam jakoś tajemniczych zdolności i mocy. Nawet nie świadoma tego zaczęłam śpiewać jakąś melodię i nie tą, którą już tak dobrze znam. Poczułam powiew wiatru i przyjemny zapach. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Żywioł harmonii... Ależ mi przydatny... - mruknęłam i otworzyłam oczy. Wokół mnie szybowały liście, szyszki i gałązki. Próbowałam je kontrolować lub chociaż zatrzymać... Nie udało się... No tak. Przecież nie mam żywiołu wiatru, więc jak? Usłyszałam szelest zza krzaków. Wznoszące się przedmioty spadły na glebę i przy tym także na mnie. Trochę podrapana wstałam i podeszłam powoli w stronę odgłosów. Patrzyłam tam, ale nic. Jakbym miała noktowizor w oczach byłoby mi łatwiej. Nagle stamtąd wyskoczył czarny jeleń i zaczął uciekać. Zaczęłam biec za nim. Po krótkiej gonitwie ugryzłam go w tylne kopyto. Ku mojemu zaskoczeniu przemienił się w... wilka i spadł na ziemię. Było mi strasznie głupio.
- Przepraszam Cię najmocniej! - mówiłam cały czas do niego, ale mnie nie słyszał bo stracił przytomność. - No super... Kolejnego wilka muszę zaprowadzić do szpitala...
***
 Przyniosłam go do Astrid i  opowiedziałam co zaszło w lesie...
- Czekaj, to chyba Shiryu, niedawno dołączył do nas na okres próbny. - powiedziała, a ja miałam już łzy w oczach.
- To ma bardzo miła niespodziankę... - westchnęłam... Ciekawy początek naszej znajomości - Nie mogę uwierzyć, że dałam się oszukać na taką sztuczkę...
- Spokojnie, Miniru...
  Jak miałam być spokojna? Jeszcze raz spojrzałam na rannego. Zobaczyłam w nim coś czego jeszcze w żadnym wilku nie spostrzegłam... A co jeśli się zauroczyłam? To jest obłęd... Z płaczem napisałam na kartce wiadomość do Shiryu i wybiegłam z płaczem.
***
  Przez kilka dni miałam okropnego doła. Nie chciałam jeść ani pić. Jedyne co chciałam zrobić to zobaczyć Shiryu całego i zdrowego, ale nie miałam odwagi przyjść do szpitala i stanąć przed nim... Zaczęłam płakać. Znowu...
  Aby się trochę rozluźnić poszłam na polanę. Jako, iż padał deszcz, miałam nadzieję, że nikogo nie spotkam. Cała mokra usiadłam na kamieniu i zaczęłam po cichu śpiewać. Po chwili jednak robiłam to u i z ochotą.
  Położyłam się na mokrej trawie i zamknęłam oczy. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie...
- Miniru? - usłyszałam cichy a zarazem donośny głos, bałam się otworzyć oczy...

<Shiryu?>

Uwagi: Na końcu op. również musisz pisać, do kogo op. jest skierowane. Nie "odnajdowywałam", tylko po prostu "odnajdywałam". Nie "tylnie", tylko "tylne"!

poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Miniru "Nowonarodzona" cz. 4 (C.D. Zirael)

Marzec 2018
Szłam razem z Zirael. Coś czuję, że się zaprzyjaźnimy. Choć w sumie nie umiem czytać w myślach.
- No tak! Zirael, Alfa Cię szuka! - krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę jej jaskini.
- Zaczekaj! - osłabiona wadera nie bardzo nadążała za mną, więc trochę zwolniłam.
- Przepraszam... Po prostu znowu zapomniałam i nawet nie wiem gdzie teraz jest...
- Jestem tutaj. - powiedziała ciężkim głosem Suzanna. Obejrzałam się, a ona spojrzeniem wypalała mi dziurę w brzuchu. Muszę przyznać, że czasami się jej boję... - Więc jak mniemam, Zirael?
- Tak... - odpowiedziała z lekka przerażona.
- Jestem Alfą Watahy Magicznych Wilków i będę na ciebie czekać wieczorem w mojej jaskini. Zobaczymy co da się z tobą zrobić. - powiedziała i odeszła trochę jakby... zła? Nie wiem, może zawsze taka jest? - A i Miniru - zwróciła się do mnie - popraw trochę tą twoją kiepską pamięć...
- Dobrze... - skinęłam łbem i oddaliłam się razem z towarzyszką nad wodospad. Nie miałam zamiaru kłócić się z Suzy i w ogóle rozmawiać na temat tego i owego. Po prostu milczałam...
***
Usiadłam pod drzewem i patrzyłam na spływającą wodę do jeziorka. Było późne popołudnie, za około trzy godziny Zirael będzie miała tą ważną rozmowę z Pestką.
- Jeszcze raz chcę ci naprawdę podziękować. Gdyby nie ty to bym tam umarła... Jesteś jedyną bliską mi tytaj osobą i...
- Tak Ziri, wiem. Nie musisz kończyć, naprawdę cię rozumiem... - przerwałam jej. Mina wadery była bardzo śmieszna.
- Jesteś wilkiem czasu? - zapytała zaskoczona.
- Nie, ale umiem przepowiadać przyszłość... To znaczy, tak jakby...
- Czyli, bo nie bardzo rozumiem.
- Przepowiadać umiem tylko następne dziesięć minut i tylko czasami...
- Dlaczego nazwałaś mnie Ziri?
- Ponieważ bardzo mi to do ciebie pasuje. - zaśmiałam się cicho - I tak w ogóle jestem wilkiem harmonii. Co jest twoim żywiołem?
- Iluzja... - powiedziała cicho. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się smutno. W głowie zaczęło mi piszczeć, spojrzałam na słońce... Zaraz będzie zachodzić...
- Ziri, musimy stąd iść...
- Co? Czemu?
- Teraz! - krzyknęłam i zaczęłam biec w stronę jaskiń. Już czułam, że "to coś" idzie w naszą stronę...
- Przed czym my uciekamy?!
- Przed duchami, zmorami i zagładą...
- Jaką zagładą?!
- Później ci wytłumaczę, ale teraz musisz iść do Alfy na rozmowę i później przyjdź do mojej jaskini...
- Ale jak ją rozpoznam? - spytała przerażona i zdyszana.
- Światło, które z niej widać, będzie najmocniej świecić...
  Doprowadziłam ją do Suzanny i czym prędzej popędziłam do swojego schronienia. Gdy przyjdzie chciałabym się jej zapytać czy zostanie moją przyjaciółką i opowiedzieć coś o sobie oraz dowiedzieć się czegoś o nowej waderze. Bałam się też trochę o nią...

<Zirael?>

Uwagi: Również na końcu op. pisz, do kogo jest ono skierowane. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie! "Światło, które z niej widać, będzie najmocniej świecić." - zaraz, moja postać świeci, a ja nic o tym nie wiem?

Od Shiryu "Napary, gotowanie, czary czyli miłe spotkanie w jaskini" Cz. 1

 Kwiecień 2018 r.
Po tym jak wylądowałem w szpitalu i z niego wróciłem, minęło kilka dni. Postanowiłem się przejść jak zawsze, jednak tym razem nie zmieniając się w inne zwierzęta, bo ostatnio się to źle skończyło. Wszystkie książki, które miałem przy sobie nauczyłem się ich na pamięć. Jedna z nich zapadła mi w pamięć. "Rośliny Magiczne i Rzadkie" tak brzmiał tytuł książki. Znalazłem w niej kilka ciekawych rzeczy, ale najbardziej zaciekawiła mnie o część o roślinach uzdrawiających. Róża Hery - to było ciekawe. Ale gdy dalej czytałem, był jeden problem. Jestem noga z eliksirów.
Gdy idąc, nie można tego tak nazwać, kulejąc w stronę jeziora pozbierałem kilka owoców, warzyw i ziół. Przyda się na coś do jedzenia. Nie jadłem od dłuższego czasu. Dieta jarosza. Brakuje jeszcze, żebym się stał zającem albo wilkiem wegetarianinem. Idąc do domu zauważyłem Miniru i Zirael. Ciekawe, o czym gadały. Zirael leżała ze mną w szpitalu. Wiem, że ją jelenie poturbowały, a skąd to może opowiem, ale nie wiem.
Przy jaskini znalazłem jeszcze kilka patyków na ognisko. Znalazłem coś, co mogło być naczyniem w stylu garnka. Za pomocą kamieni, ściółki i patyków rozpaliłem mały ogień. Nastawiłem wodę
i zabrałem się za gotowanie. Wyszło mi coś w stylu rosołu, bo znalazłem jeszcze kawałek mięsa i kości. Z jaskini unosił się aromatyczny zapach ziół. Zjadłem coś i położyłem się spać. Był zimny dzień. Czułem się wyśmienicie, pomijając złamaną nogę i kulejąc doczołgałem się do którejś jaskini. Chyba Miniru.
Idąc na wschód zobaczyłem ogłoszenia. Szczeniaki szukają opiekunów! Na podobiźnie zobaczyłem dwa szczeniaki: Moone i, jak nazywała się druga, chyba Aoki.
Wieczorem przechodziła Zirael. W jaskini świeciła się mała lampka ze świetlikami w środku. Gdy wyszyłem z głębi legowiska, zauważając ją na deszczu zaprosiłem ją do środka. Była na początku
nieufna. Ucięliśmy małą pogawędkę. Właściwie mnie nie zna więc można powiedzieć, że rozmowa była na miejscu.
- Cześć.
- Cześć? - Powiedziała z lekką nutą pogardy.
- Jestem Shiryu. Mnie powinnaś już znać. Byliśmy razem w szpitalu, to ja ten ze złamaną nogą.
- Tak coś sobie przypominam... czekaj, tak, Shiryu?
- Tak! Słyszałem, że poturbowały cie jelenie? Jak się czujesz?
- Tak, goniłam jednego. Zjawiło się stadko biegnące w moją stronę... Ach, źle się czuję.
- Pogoda jak pod psem, nic dziwnego. Może chcesz coś zjeść?
- Tak. Masz wodę? - kichnięcie.
- Na zdrowie. Czekaj, zaparzę ci ziół... może mięta?
- Nie chce się narzucać. Może już pójdę?
- Nie nie narzucasz się. Co mi teraz zostało? Czytanie książek pięćsetny raz?
- W sumie racja.
Rozmawiając dalej, potknąłem się i kilka książek spadło mi na głowę. Zrobiłem z siebie pajaca.
Zirael dusiła się ze śmiechu, ja również. Gdy wypiliśmy napar z mięty i zjedliśmy wczorajszą zupę...
- Świetnie gotujesz. Skąd taki pomysł?
- Dzięki, dopiero wczoraj to odkryłem. Jak głód przyciśnie, kreatywność się włącza.
- Ogólnie dlaczego masz złamaną łapę?
- Ach, włóczyć po lesie mi się zachciało. Zauważyłem waderę, zmieniłem się w jelenia i mnie ugryzła, myśląc, że obiad się na nią gapi i miała niespodziankę.
- Czekaj, czekaj jesteś wilkiem iluzji?
- Tak, a co?
- Ja też.
Gawędziliśmy sobie jeszcze przez godzinę, mówiąc o przeszłości, co nas spotkało... Było na tyle ciemno, zimno i mokro, że została u mnie. Zaścieliłem jej posłanie. Jeszcze raz zapytała czy nie sprawia problemu. Tak samo jej odpowiedziałem i poszliśmy spać. Ja obok lampki ona w ciepłym miejscu koło ogniska. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego ona nie jest w szpitalu?, ale potem zasnąłem.


(obrazek wykonany przez właścicielkę Shiryu)

Uwagi: Może powtórzę: Spacje stawia się ZA znakami interpunkcyjnymi. Nie zapominaj o dacie. Już coś pisałam o tych wypowiedziach... czy takie możesz znaleźć w książkach? Zdania nie zaczyna się od "a". Cudzysłowie tworzysz za pomocą cudzysłowie (masło maślane), a nie apostrofów! Teraz to już całkiem coś zepsułaś albo w programie, albo... w sumie nie wiem, jak to zrobiłaś, ale połowa linijek jest pocięta na pół, przez co znalazła się w innym akapicie. Nadal przecinki leżą. To, kiedy powinnaś stawiać myślniki (np. Róża Hery - to było ciekawe.) również. Zdania wciąż są za długie... chodzi o to, byś robiła kropkę w miejscu, gdzie zaczynasz mówić na zupełnie inny temat. Przynajmniej tak brzmi najogólniejsza zasada. Zirael leżała ze mną w szpitalu ,wiem że ją jelenie poturbowały a  skąd to może opowiem ale nie wiem . - już nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć. Tak się po prostu nie robi. To coś z serii "wiem, ale nie powiem". Strasznie lubisz zmieniać nagle temat, przez co tekst jest naprawdę strasznie chaotyczny (najpierw idzie sobie, później jest takie nagłe wtrącenie o Miniru, które w żaden sposób nie wpływa na fabułę). W niektórych momentach nawet już nie wiadomo, czy on gdzieś idzie, jest w swojej jaskini, czy może w cudzej. "Ach" piszemy przez "ch". "Pięćset" piszemy razem. Dlaczego do końca op. nawet w narracji pisałaś o Zirael jako o "Z"? Ogólnie skąd masz złamaną łapę? - "skąd"? Czyż nie lepiej brzmi "dlaczego"? Wypatrzyłam sporo błędów technicznych, jak np. nie zjadł znalezionego kawałka mięsa (tak właściwie, to gdzie go znalazł?), jak by to zrobił każdy wilk niepotrafiący zmieniać się w człowieka, tylko ugotował z niego wywar. Ponadto nie mam pojęcia skąd wziął oraz z czego wykonano "coś przypominające garnek", choć to w tym przypadku byłoby dość istotne.

piątek, 25 listopada 2016

Od Shiryu "Pierwsza Pogoń" cz. 1 (cd. chętny)

Kwiecień 2018 r.
Obudziłem się w nocy. Ciemne chmury przykrywały pobłyskujące gwiazdy, a lekka mgła okrywała trawę. Burczało mi w brzuchu, więc postanowiłem coś upolować. W nocy jest to o tyle łatwiejsze, że mogę niespostrzeżenie złapać coś. Wyszedłem, było zimno. Każdy mój oddech był jak biały dym. Po około dwudziestu minutach napotkałem waderę. Nie zauważyła mnie. Obserwowałem ją przez długi czas. Gdy mnie zobaczyła, przemieniłem się szybko w czarnego jelenia. Patrzyła na mnie też długo. Uciekłem. Zaczęła mnie gonić. Doganiała mnie. Ugryzła mnie. Od urodzenia mam słabe kości, więc tu nie było wyjątku. Tylna prawa łapa złamana. Przez uraz na szczęście w nieszczęściu przemieniłem się w wilka. Upadłem z wielką prędkością. Było mi słabo, kątem oka zauważyłam, że gdzieś biegnie.
Następnego dnia obudziłem się. Czułem się jak zbity pies. Wszystko mnie bolało. Ale coś słyszałem. Nie mogłem się ruszyć. Powieki były zbyt ciężkie, żebym je mógł otworzyć. Jednak słyszałem rozmowę:
- Co z nim jest? Jak się czuje?
- Jest osłabiony, ale dzień czy dwa się obudzi. Ale musi odpocząć.
- Uff, to dobrze.
- Ma złamaną łapę i kilka ran po czyiś zębach. Wyjaśnisz mi to?
- Myślałam, że to jeleń. Pobiegłam za nim. Kiedy go ugryzłam, przemienił się i z hukiem wylądował na ziemi. Wtedy zawołałam cię, a resztę już znasz.
- Czekaj, to chyba Shiryu, niedawno dołączył do nas na okres próbny.
- To ma bardzo miłą niespodziankę.
O czymś jeszcze rozmawiały, ale ktoś mnie uratował.
Może się dowiem. Złamana łapa - nieźle. Brak mięsa przez dłuży czas - może się powłóczę?
Odpada. Ciekawe czy mają tu bibliotekę albo inne, chętnie bym sobie poczytał. Kolejnego dnia  czułem się już lepiej. Miałem zabandażowaną tylną łapę.
Spodziewałem się tego: kilka strupów. Na pieńku obok mnie była wiadomość od wilczycy:
Przepraszam, pomyliłam cię z jeleniem. Chyba jesteś wilkiem iluzji? Nie gniewaj się, Shiryu.
Najwidoczniej zapomniała się Astrid, że mi nic nie powie. Jest zapracowana. Chyba nie tylko ja się połamałem.

<Kim była ta wadera ?>

Uwagi: Jak to jest możliwe, że zrobiłaś kilkakrotnie błąd w imieniu własnej postaci? Błagam, nie baw się czcionką, bo później mam problemy z formatowaniem na Bloggerze. Nie twórz cudzysłowie za pomocą apostrofów lub przecinków! Od tego jest inny znak! Przed kropką/przecinkiem/innym znakiem interpunkcyjnym nie stawiaj Spacji, gdyż powinna się ona znaleźć za owym znakiem. To nie RP - wypowiedzi zapisujemy jak w książkach, a nie jak w sztuce teatralnej. Nie rób "dziur" między akapitami (musisz zapewne zmienić co nieco w ustawieniach programu, w którym piszesz). Przez ilość błędów, literówek czy braków w zdaniach (np. Burczało mi w brzuchu, (więc) postanowiłem coś upolować.) op. wygląda na bardzo niestaranne. Masz poważny problem ze stawianiem przecinków. Poczytaj nieco o nich chociażby w internecie lub słowniku. Liczby i cyfry w op. piszemy słownie. Wiele zdań jest zwyczajnie za długich, przez co nie mają sensu. Szyk zdania bardzo często jest niezwykle chaotyczny. Przez uraz na szczęście w nieszczęściu przemieniłem się w wilka. - podkreślone powiedzenie nie do końca pasuje do kontekstu zdania. "Z hukiem" piszemy osobno. Powinnaś zdania kończyć kropką/wykrzyknikiem/znakiem zapytania, nawet jeśli to koniec wypowiedzi, narracji czy akapitu. O czymś jeszcze rozmawiały ale Dodaj do słownika kto mnie uratował. - i w tym momencie popłakałam się ze śmiechu. Cały ostatni akapit był pozbawiony sensu, więc nie mam pojęcia, czy prawidłowo go zinterpretowałam. Wątpię, aby po ugryzieniu i złamaniu kończyny (zapewne była to rana otwarta, a kość wylazła na wierzch) wystarczył bandaż, a po kontuzji pozostały strupy. Ba! Jest to nawet niemożliwe.

sobota, 19 listopada 2016

Od Zirael "Nowonarodzona" cz. 3 (c.d. Miniru)

Marzec 2018 r.
Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Obudziłam się raz, w jaskini nieznanej mi wadery, potem znowu straciłam przytomność. Po ponownym odzyskaniu przytomności próbowałam sobie przypomnieć co się stało po moim zaiste nieudanym polowaniu. M... Minira? Miniro... Miniri... Miniru. Nazywała się Miniru. Była strażniczką czegoś tam i znajdowałyśmy się w watasze. W Watasze Magicznych Wilków z tego, co pamiętam. Potem przyszedł ktoś i tu urwał mi się film. Postanowiłam wstać, jednak po chwili się zachwiałam i upadłam. Bolało, ale to akurat nie było nic nowego. Po jakimś czasie ktoś przyszedł - jak mniemam, był to ten „ktoś” kto po mnie wtedy przyszedł. Astrid. Miniru prosiła, żeby ktoś ją zawołał. Wadera poinformowała mnie o tym, gdzie jestem, ile czasu minęło i w jakich okolicznościach tu trafiłam. Okazało się, że Miniru mnie odnalazła podczas swojego polowania. Później trafiłam tu, czyli do Wilczego Szpitala. Dodała również że byłam dosyć długi czas nieprzytomna, ale już jestem zdrowa. Później poszła zawołana przez kogoś, kto najprawdopodobniej potrzebował jej pomocy. Miałam tylko nadzieję, że ten wilk nie został stratowany przez jelenie jak ja. Zdecydowanie nie polecam.
Wyszłam z postanowieniem odnalezienia Miniru. Była strażniczką, czego mogą strzec strażnicy? Prawdopodobnie wszystkiego, ale i tak zamierzałam ją odszukać. Chciałam jej podziękować i - co było niestety najprawdopodobniej główną przyczyną - myślałam, że po rozmowie z nią będę wiedzieć co robić dalej. Skarciłam się w duchu za moje egoistyczne zachowanie. Oczekiwałam, że mi pomoże? Już to zrobiła. Co zrobię muszę obmyślić sama i nikt mi w tym nie pomoże, ponieważ każdy ma swoje własne problemy i nie ma ochoty zajmować się cudzymi. Tylko czasem zdarza się ktoś taki jak Miniru i ci pomaga.
Szłam tak przez jakiś czas, zastanawiając się czego to ona może strzec, kiedy ją dostrzegłam.
- Cześć - zaczęła pierwsza - cieszę się, że już wyzdrowiałaś.
- Cz-cześć - nie byłam zbytnio przystosowana do powitań - Dziękuje, że mi wtedy pomogłaś. - moje dialogi były dosyć sztywne, ale wadera zdawała się nie zwracać na to uwagi.
- Nie ma sprawy! - Uśmiechnęła się. Właściwie, cały czas wydawała się uśmiechać przez jej blizny przy ustach. Postanowiłam o nie nie pytać - przynajmniej nie teraz - Co zamierzasz teraz robić?
To pytanie mnie oprzytomniło. Zastanawiałam się przez chwilę aż w końcu sama postanowiła mi coś zaproponować.
- Wiesz, jeśli nie masz dokąd wracać to prawdopodobnie możesz do nas dołączyć. - miałam wrażenie, że uśmiechnęła się szerzej.
- Prawdopodobnie?
- Musisz iść do Alfy. Nie sądzę, żeby miała coś przeciwko, ale wolę niczego nie obiecywać.
Wstawanie rano, jedzenie i spanie zrobiło się już po prostu nudne. Dni, które nie różnią się od poprzednich i które nie będą różnić się od kolejnych. I tak okazuje się, że stratowanie przez jelenie to najlepsza rzecz, która mi się kiedykolwiek przydarzyła. Nie chciałam przebywać z dala od innych. Takie życie prowadzi tylko do zapomnienia. A ja nie chciałam zostać zapomniana. Postanowiłam przyjąć propozycję.
- Więc gdzie mogę ją znaleźć? - Tym razem Miniru na pewno się uśmiechnęła.
- Zaprowadzę Cię - powiedziała i już zaczęła zmierzać w stronę gdzie spodziewała się ją zastać.
"Miniru jest prawdopodobnie najbliższym mi wilkiem. Zainteresowała się mną bardziej niż rodzina" pomyślałam. Uśmiechnęłam się - coś nowego po tylu dniach obojętności - a po moim policzku spłynęła łza. Tym razem łza szczęścia. Szybko ją wytarłam i pobiegłam za waderą.

<Miniru?>

Uwagi: "Zaiście"? Prędzej "zaiste". Nie bardzo wiem, po co są te "dziury" w tekście.

środa, 16 listopada 2016

Od Miniru "Nowonarodzona" cz.2 (cd. Zirael)

Marzec 2018
Obudził mnie okropny głód. W brzuchu aż mnie skręcało. W końcu nic nie jadłam od... wczoraj? W sumie tego nie pamiętałam... Jak zwykle... Wyszłam ze swojej jaskini, co nie było dla mnie zbyt przyjemne, ponieważ śnieg nie rozpuścił się do końca. Przeszłam przez las na polanę i wzięłam głęboki wdech. Zachwycałam się pięknym zapachem zbliżającym się rozkwitem wiosny. W oddali ujrzałam stado jeleni. Uznałam, że to dobry wybór na nie troszeczkę zapolować. Uśmiechnęłam się śmiało i popędziłam w ich stronę, zaczęły uciekać. Najpierw ruszył jakiś starszy, a po kilku chwilach reszta.
- Ach... Nie uciekniecie daleko... - miałam dzisiaj jakiś dobry humor. Zatrzymałam się na chwilę, bo w oddali zobaczyłam wilka.
- Czyżbym miała kolejne zwidy? - powiedziałam sama do siebie i nadal wpatrywałam się w waderę. Wyglądała na strasznie osłabioną i przygnębioną. Podeszłam bliżej i ukryłam się za krzakami. Wilczyca zaatakowała starszego jelenia i na swoje nieszczęście nie zauważyła pozostałych. Ruszyła za swoją ofiarą. Zanim się obejrzałam, reszta nadbiegła i ją staranowała. Poraniona uleciała w bok. Zastanawiałam się czy do niej podejść i po chwili to zrobiłam. Zakrwawiona leżała i mówiła coś pod nosem, a po chwili zemdlała. Wzięłam ją na swoje plecy nie zważając na krew. Starałam się jej nie skrzywdzić i zaniosłam ją do swojej jaskini.
  Od dłuższego czasu nie ruszała się lecz, wreszcie zaczęła się wiercić. Wyszłam z jaskini i zaczęłam wołać, by ktoś zawołał Astrid. To środka zebrało się kilka wilków. Powoli wadera otwierała oczy i zapytała:
- Co się stało?
- Witaj - powiedziałam głosem spokojnym - znajdujesz się w Watasze Magicznych Wilków.
- A ty to? - zapytała z niechęcią i odczuwalnym żalem do siebie.
- Jestem Miniru, strażnik terenów. Widziałam twoją wpadkę z jeleniami... - ściszyłam głos. - A twoje imię?
- Zirael...
- Już jestem! Co jest? - do jaskini wpadła Astrid pełna przerażenia.
- Zirael jest ciężko ranna. Stratowały ją jelenie...
- Poważna sprawa... Zabiorę cię do szpitala i zobaczymy, czy kości są całe. Miniru, dobrze, że ją znalazłaś. - powiedziała i wyszła z Zirael na plecach. Naprawdę czuję, że polubię się z nią, ale co ja mogę przeczuwać? Jestem tylko zwykłym wilkiem...
  Niespodziewanie Suzanna zjawiła się u mnie.
- Gdzie jest? - zapytała przyglądając się mi ze zdziwieniem - jak to ona.
- Kto? - odpowiedziałam i zupełnie zapomniałam co się działo przed chwilą.
- Jak to nie wiesz? Przecież słyszałam jak wołałaś Astrid! Kto jest ranny?!
- Wadera, którą zobaczyłam na polanie. Nazywa się Zirael i jest w szpitalu. - powiedziałam, a Alfa wyszła i więcej jej dzisiaj nie zobaczyłam.

<Zirael?>

Uwagi: Staraj się pisać trochę dłuższe op. Na końcu op. również zaznaczaj, do kogo op. jest kierowane. Pisząc o dacie na początku używaj raczej konkretnego miesiąca, a nie pory roku.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Od Zirael "Nowonarodzona" cz. 1 (c.d. chętnego)

Marzec 2018 r.
Był to mglisty, zimny poranek. Obudziłam się dość wcześnie i postanowiłam wyjść z nory w poszukiwaniu jedzenia. Nory - pozostałości po lisach, które zdechły z głodu, nie dalej jak miesiąc temu. „Marny ze mnie wilk, skoro nawet jaskini nie mam” - ta myśl przywitała mnie wraz z chłodnym wiatrem uderzającym mnie w twarz. Nie mogłam spostrzec różnic między dzisiejszym a wczorajszym dniem - wszystkie tak samo się zaczynają i tak samo kończą. Właściwie śmierć lisów była ostatnio jedynym urozmaiceniem. Gdyby się zastanowić to trochę mi ich było szkoda. Przetrwały całą praktycznie całą zimę i zdechły pod koniec lutego. „No cóż - nie mam niczego lepszego do roboty oprócz rozmyślania nad marnym żywotem jakiś tam lisów, których nie znałam? Muszę polować i jeść, żeby nie skończyć jak one”. Potruchtałam w bardziej ustronne miejsce, położyłam się i czekałam. Liczyłam na trochę zabawy. Zając śmignął mi przed oczami, ale nie zareagowałam. Nie ma nic ciekawszego? Wstałam i już miałam łapać zająca, kiedy ukazał mi się jeleń. Właściwie nie ukazał tylko biegł panicznie w drugą stronę. Za późno. Rzuciłam się w pogoń. Był dosyć stary i sam, co było dość ciekawe. Zresztą sama jestem jakimś wyrzutkiem - zdecydowanie częściej wilki znajdują się w watahach. Biegłam coraz szybciej wiedząc, że za chwilę stracę go z oczu. Kątem oka zauważyłam, że coś wybiega z boku. Nie miałam czasu się obejrzeć - zostałam zmiażdżona pod kopytami najprawdopodobniej jego kolegów, nadziana na poroże, rzucona dalej. Jelenie zwykle nie atakują - to dopiero jest abstrakcja. Jednak ból przypominał mi, że to rzeczywistość. Jelonek, kochany pogalopował dalej z kolegami, a ja zwijałam się w bólu. Chciałam wrażeń? To je dostałam. Biały puch wokół mnie powoli zamieniał się w szkarłat. Umrę zdeptana przez moją ofiarę. Żałosny ze mnie łowca. Deptana od początku do końca. Bywa. Czułam jednak coś jeszcze oprócz zażenowania - smutek i żal.
- Nie chcę! - zapomniałam już jak brzmiał mój własny głos - Nie chcę umierać! Nie tu, nie teraz, nie w ten sposób! - łzy lały się potokami. Nie próbowałam nawet ich powstrzymywać.
- Zostanę zapomniana... Nikt nawet nie wie, że istniałam. Że tutaj byłam... A ci, co wiedzieli to albo nie żyją, albo mnie nie chcą. Albo nigdy się mną nie interesowali... - wspominałam ciotkę. Jak obiecywała, że w razie gdyby moim rodzicom się coś stało się mną zaopiekuje - WIĘC GDZIE JESTEŚ?! - Plułam krwią. Moje słowa stawały się już tylko niewyraźnym, żałosnym skowytem. Zastanawiałam się nad tym tak naprawdę, nic nigdy dla nikogo nie znaczyłam. Może z wyjątkiem rodziców.
Zobaczyłam waderę. Niewyraźną, dostojną postać. Nie wiem właściwie czy naprawdę ją zobaczyłam, czy było to tylko wyobrażenie spowodowane silną chęcią posiadania teraz kogoś przy sobie. W końcu mój żywioł to iluzja. Mimo to wydawała się taka znajoma...
Wiem, że straciłam przytomność. Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Nie rozpoznawałam miejsca, w którym się znajdowałam. Zamiast polany, wokół mnie wirowały nagie drzewa. Zamknęłam i otworzyłam oczy, chciałam, żeby obraz się uspokoił. Śnieg, na którym leżałam był tak nieskazitelnie biały, że zaczęłam się zastanawiać czy prawdziwy. Nie miałam siły się odwrócić głowy, żeby spojrzeć na moje rany. Znowu zobaczyłam wilka. Wadera? Nie, równie dobrze mógł być to basior, stał za daleko, żebym mogła dokładnie się przyjrzeć. Jeszcze ten wirujący obraz... Poczułam, że znowu odpływam.
- Zawołajcie Astrid. Szybko! - ostatnie co pamiętam to te słowa.
- Chyba się budzi... - otworzyłam powoli oczy.
- Co się stało? - miałam lukę w pamięci. Powoli przypominałam sobie zdarzenia, w moim mniemaniu, wczorajszego dnia.
- Witaj - wilk obok mnie się uśmiechnął - znajdujesz się w Watasze Magicznych Wilków.

< Kto mnie uratował :)?>

Uwagi: brak

sobota, 12 listopada 2016

Od Annabeth "Dołączenie" cz. 1

Marzec 2018 r.
Kolorowe motyle latały dookoła mnie. Było ich tyle, że widziałam tylko tęczę, szybko tańczącą przed moimi oczami, niepozwalającą skupić mi się na detalach. Nie przeszkadzało mi to jednak, gdyż sama nie potrafiłam długo ustać w miejscu. Nawet teraz, obserwując te wspaniałe stworzenia, biegałam i skakałam, próbując złapać chociaż jednego w mój pyszczek. Właśnie brałam rozbieg gdy...
Poczułam zęby mojej mamy na karku. Nie przeszkadzały mi, a wręcz przeciwnie, czułam spokój i komfort, który zapewnić mi może tylko mój rodzic. Zrelaksowałam się i domyślając się, że mama chce jedynie zabrać mnie wycieczkę, powróciłam do snu o pięknych motylkach i zielonych łąkach.
Gdy ponownie się obudziłam, czułam ciepłe promienie słońca ogrzewające moje brązowe futerko. Przewróciłam się leniwie na drugą stronę, nie chcąc jeszcze przyjąć do wiadomości, że moje marzenie senne nie było prawdziwe. Po przypomnieniu sobie o byciu wyniesionym przez moją mamę wstałam i otrzepałam swoje futerko ze śniegu, próbując wybudzić się do końca poprzez szybkie ruchy mojego ciała. Gdy mogłam już spojrzeć na drzewo bez przymykania oczu, postanowiłam, że rozglądanie się za moją rodziną byłoby pewnie dobrym pomysłem. Obracając się w kółeczku, spróbowałam znaleźć coś znajomego, lecz niestety nie udało mi się, ponieważ dookoła mnie widziałam tylko gołe drzewa, oraz zaspy ze śniegu. Zaczęłam iść w losową stronę, poszukując znaku życia. Po przebrnięciu jednego kilometra drogi zaczęłam się męczyć, lecz na całe szczęście zobaczyłam jasną, wysoką (chociaż w porównaniu do mnie wszystko i każdy jest ode mnie wyższy) sylwetkę, chociaż jasnobrązowe cętki na jej grzbiecie sprawiły, że była widoczna pomimo zimnego puchu leżącego na ziemi. Podbiegłam do niej, mając nadzieję, że mi pomoże.
- Dzień dobry - wydyszałam, gdy już do niej dobiegłam - czy może mi pani pomóc?
- Dzień dobry - odpowiedziała - A, w czym mogłabym ci pomóc?
- No bo, zgubiłam się i nie mogę znaleźć swojej mamy.
Usłyszałam ciche „kolejny zgubiony szczeniak”, ale wydawało mi się, że się przesłyszałam.
- To chodź za mną, zabiorę cię do mojej Alfy i zobaczymy czy przyjmie cię do naszej watahy, przynajmniej dopóki nie znajdziemy twojej mamy.
Z tymi słowami ruszyła w kierunku, w którym wcześniej zmierzałam, a ja posłusznie za nią podążałam, często się przy tym potykając.
- Tak w ogóle, to mam na imię Sohara - powiedziała po momencie ciszy - a ciebie jak zwą?
- Nazywam się Annabeth - odpowiedziałam - chociaż każdy nazywa mnie Ani.
Po tych słowach więcej się nie odzywałyśmy. Skakałam dookoła, nie raz wpadając w zimny śnieg, a nieraz próbowałam złapać śnieżynki w pyszczek. Sohara tylko przyglądała mi się z rozbawieniem. Zatrzymałyśmy się po pewnym czasie przed jakimiś jaskiniami.
- To tutaj - powiadomiła mnie - Alfa prawdopodobnie jest w środku.
Weszłyśmy do środka, a Sohara pokierowała mnie do jednej z grot. W środku siedziała brązowa wilczyca. Sohara wytłumaczyła wszystko co wiedziała, a niektóre rzeczy dopowiedziałam ja.
- To mogłabym dołączyć? - zapytałam entuzjastycznym głosem, równocześnie robiąc duże oczka szczeniaczka, próbując wyglądać przekonująco.
- Na razie jesteś na okresie próbnym, a później, jeżeli będziesz się odpowiednio zachowywać, będziesz mogła dołączyć jako członek.
Na te słowa zaczęłam dosłownie tańczyć z radości. Po krótkim pożegnaniu Sohara zaprowadziła mnie do groty, w której będę spała, zapowiadając jutrzejsze oprowadzanie po terenach tej watahy.

C.D.N.

Uwagi: Nie możesz kończyć wypowiedzi (tak samo jak dowolnej innej wypowiedzi) przecinkiem, po czym wtrącać narracji i kończyć wypowiedź. Słowo "Alfa" w WMW zapisujemy z wielkiej litery. "Nieraz" piszemy razem.

poniedziałek, 7 listopada 2016

Od Nirvarena "Zaginiona?" cz. 1 (c.d Yuki)

 Marzec 2018 r.
Mijał czwarty dzień odkąd Yuki nie przyszła do jaskini. Nie mam z kim rozmawiać i czuję się samotny. Leżałem i patrzałem na łoże Yuki. Długą chwilę rozmyślałem, co mógłbym zrobić. Może Alfa będzie coś wiedziała o jej zniknięciu. Wyszedłem z jaskini oślepiony blaskiem śniegu. Nigdy go nie widziałem. Zmierzałem w stronę centrum brodząc w śniegu. Wypatrywałem Alfy, gdy dostrzegłem ją kierującą się w stronę szpitala. Zacząłem biec, ale po momencie zahaczyłem o korzeń drzewa schowany w śniegu. Wpadłem w śnieg całą głową, że wsypał mi się do nosa. Wyprostowałem się tak jakby ktoś ogon mi ugryzł. Chłód w nosie był nieprzyjemny.
Zacząłem dmuchać ze wszystkich sił, aż w końcu wyleciał. Dalej biegłem w stronę Alfy, tym razem uważając. Podbiegłem do niej od boku.
- Alfo - wydawała się, że mnie nie słyszy.
- Alfo! - Nadal mnie nie słyszała.
- Alfo, Alfo, Alfo, Alfo, Alfo, Alfo - dopiero teraz mnie usłyszała.
- Co chcesz? - spytała się lekko zdenerwowanym głosem.
- Chciałem się spytać gdzie jest Yuki. Od czterech dni jej nie ma.
- Została wygnana.
- A może wrócić?
- Czemu? Ty ją lubisz? - patrzała się na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Tak.
- Jak?!
- Tylko ona się do mnie tak zwraca. Około miesiąc temu nie mogłem spać i chciałem jej się spytać, co mam zrobić, by zasnąć. Powiedziałem do niej "Yuki, Yuki, Yuki, Yuki, Yuki, Yuki.". A ona mi odpowiedziała "Zamknij się wreszcie!" Na to ja "Okej." I Alfa wie co się stało? Zasnąłem!
- Nie wiem. Zastanowię się - odrzekła, patrząc na mnie, jakby przed chwilą zobaczyła latającego królika.
Odbiegłem od niej, mając jedną sprawę mniej do załatwienia. Teraz musiałem tylko do biblioteki po jedną książkę.
Po krótkim biegu dotarłem do biblioteki. Wszedłem do środka i skierowałem się do jedynego wilka, który był w środku.
- Chciałbyś coś wypożyczyć? Mamy tu książek pod dostatkiem - powiedział bibliotekarz
- Chciałbym książkę o alchemicji - odpowiedziałem na pytanie.
- O czym?
- O alchemizycji.
- Chyba alchemii.
- No tak.
- A którą? "Rośliny lecznicze i choroby" czy "Poradnik zaawansowanego alchemika"?
- Najłatwiejszą do czytania.
- Pójdę poszukać - wszedł pomiędzy półki z książkami.
Nie minęła chwila, a już wyszedł trzymając książkę w pysku.
- Ta chyba będzie najlepsza dla ciebie - po czym podał mi książkę.
- "Poradnik dla początkujących: Alchemia". Hmm. Zobaczę.
- Musisz zwrócić ją za miesiąc.
- Postaram się - wyszedłem i poszedłem w stronę jaskiń. 
Śnieg po drodze był bardzo głęboki. Dłuższą część szedłem tylko z wystawioną głową nad puchem. Gdy dotarłem na miejsce, usiadłem z otwartą książką przede mną. Czytałem powoli, bo niektóre słowa były dla mnie zbyt trudne, na przykład "chrząszcz". Czytałem cały dzień, aż do momentu gdy słońce już nie świeciło. Dopiero teraz zorientowałem się, że przez ten czas nic nie jadłem. Byłem zbyt zmęczony by pójść jeść. Położyłem się spać. Rozmyślałem długą chwilę. Jutro najem się za dzisiaj i poświęcę cały dzień na czytanie. Chciałbym być takim dobrym alchemikiem jak Yuki. Nie zorientowałem się kiedy zasnąłem. Obudziło mnie słońce. Głód był bardzo uciążliwy. Od razu poszedłem coś zjeść. Po obfitym posiłku wróciłem do jaskini. Nie chciało mi się czytać. Przez dłuższą chwilę myślałem, co mógłbym zrobić.
Postanowiłem znaleźć moją opiekunkę. Jako, że niedawno słońce wzeszło, miałem dużo czasu na szukanie jej. Szedłem w śniegu przy granicach watahy. Co chwilę nawoływałem Yuki. Słońce już zachodziło, a ja byłem zmęczony marszem w śniegu. Postanowiłem już zawracać, gdy nagle usłyszałem szmer z prawej strony. Obróciłem się wypatrując czegoś co spowodowało ten dźwięk.

<Yuki? Nirvaren ma idola. Niech da mu jakiś przykład>
 
Uwagi: Powtórzenia i okazjonalnie przecinki. Zapomniałeś o miesiącu i roku.

piątek, 4 listopada 2016

Od Yuki "Wygnanie" cz. 4

Luty 2018 r.
 - W dziczy musisz polować, by mieć co jeść - zaczęłam - W dziczy ludzie cię nie będą karmić. Nie śpisz w ciepłym budynku...
- Mieszkaniu - poprawił mnie
- Nie śpisz w ciepłym mieszkaniu - przewróciłam oczyma - Musisz odnaleźć sobie norę lub jaskinię, co nie jest łatwe. Musisz unikać myśliwych i ich psów.
- A co robią myśliwi wilkom? - zapytał
- Zabijają wilki, by mieć nasze futra, mordują, biorą w niewolę - powiedziałam. Spojrzał z przerażeniem.
- A jak wyglądają?
- To są ludzie ze strzelbami
- Ludzie?!
- Tak, ci sami co karmią was, ten sam gatunek - odpowiedziałam - My, wilki, żyjemy w watahach. Są wrogie i przyjazne watahy, zależy jak alfy będą do siebie nastawione.
- A ty należysz do watahy? - zapytał
- Tak, ale jestem na wyroku - powiedziałam
- Wyroku?
- Alfa watahy kara wyrokiem za złe czyny - rzekłam
- Co zrobiłaś? - był bardzo ciekawy...
- Pobiłam innego wilka- powiedziałam - Ale mniejsza z tym... By wataha mogła sprawnie funkcjonować każdy wilk ma swoje stanowisko
- A co ze szczeniakami? - to zaczęło mnie już irytować...
- One uczą się w szkołach - powiedziałam - I gdybym mogła prosić, nie przerywaj mi co chwile...
- Dobra - powiedział
- Wię...
- A mógłbym się zapytać, jakie ty masz stanowisko? - zapytał
- JESTEM MORDERCĄ!!! - krzyknęłam do niego. Ludzie spojrzeli się na mnie. Podkulił ogon i zniżył łeb.
- Nie krzycz... - powiedział niemal szeptem - Jestem po prostu ciekawy, jak jest żyć w dziczy...
- A chcesz się przekonać? - zapytałam- Może uciekniemy?
- Uciec od właścicieli? - zobaczyłam strach w jego oczach - Ale co z ludźmi ze schroniska? Co z myśliwymi?!
- Przecież jestem magicznym wilkiem - uśmiechnęłam się diabolicznie.
- Dobra... Ale jutro... - powiedział niechętnie.
- Nie chcę cię zmuszać - odrzekłam - To twój wybór, ale patrząc na to inaczej, to taka okazja może się nie powtórzyć - rzekłam - i zawsze z dziczy możesz wrócić do swoich właścicieli...

Nazajutrz ludzie wypuścili nas z budynku, a sami pojechali tą skrzynką z metalu hen, hen daleko.
- To się zdecydowałeś? - zapytałam psiura
- Tak, idę z tobą - odpowiedział.
- Zanim pójdziemy, zdejmij mi to diabelstwo z szyi - odchyliłam znacząco głowę
- Spróbuję...- chwycił w pysk pasek i zaczął ciągnąć. Po chwili usłyszeliśmy kliknięcie i poczułam, że nie mam już nic na szyi.
- Dzięki - powiedziałam - Zdjąć ci? - zaproponowałam
- Nie, dopiero w dziczy - odmówił
- Jak chcesz... - podeszliśmy do furtki - Potrafiłbyś to przeskoczyć?
- To jest przecież niemożliwe! - krzyknął
- Gadasz... - powiedziałam - skakałam na wyższe wysokości - powiedziałam - ale nie będę demonstrować... - dotknęłam psa i przeteleportowałam się za płot. Przez chwile zszokowany nie wiedział, co się stało.
- Co. To. BYŁO?! - przeraził się
- Teleportacja - odpowiedziałam spokojnie i zaczęłam iść jakąś drogą wytoczoną kamieniem. Po chwili otrząsł się z szoku i podążył za mną.
- Wiesz w ogóle gdzie mamy iść? - zapytał - To miasto jest wielkie!
- Patrz, słońce rankiem wschodzi, więc tam jest wschód - pokazałam miejsce w którym słońce się wyłaniało - naprzeciw niego jest zachód - pokazałam pyskiem odwrotny kierunek - jeżeli idziesz drogą, a zachód jest po twojej lewej stronie, a wschód po prawej to znaczy, że idziesz na północ - wyjaśniłam - a jej przeciwieństwem jest południe
- Ale to i tak nie zmienia faktu, że nie odnajdziesz swojej watahy...
- A właśnie, że zmienia - mówiłam - mieszkałam za północno-zachodnią granicą terenów WMW, więc jesteśmy gdzieś na zachodzie. Żeby powrócić do watahy musimy iść mniej więcej na północny wschód...
- Ale to przecież środek miasta!!! - krzyknął - Są tam hycle, a jeżeli nie będziesz miała obroży złapią cię!!!
- W każdym razie mam teleportację...

C.D.N

Uwagi: Przecinki. Błędy z poprzednich op. Droga raczej nie może być "wytoczona kamieniem"... Staraj się rozwijać skróty. Kierunki geograficzne nie muszą być zapisywane z wielkiej litery.

czwartek, 3 listopada 2016

Od Aokigahary "Dołączenie"

Luty 2018 r.
 - Poczekaj tutaj i nie idź za mną - powiedziała Mama. Skinęłam wesoło główką. Mamusia odeszła, a ja usiadłam w oczekiwaniu na nią. Zaczął padać śnieg. Po jakimś czasie zaczęło robić się ciemno. Poczułam nagły głód i mróz.
- Mamusiu? - zawołałam - Mamo?! - krzyczałam tak ciągle, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Zaczęłam się bać. A co jeśli coś złego jej się stało? Wstałam na łapy i zaczęłam iść przez śnieg. Był bardzo gęsty i wysoki. Kichnęłam. Stawało się coraz zimniej.
- Mamo?!- krzyknęłam ponownie z nadzieją na to, że przyjdzie - MAMUSIU?! - moje krzyki co chwilę były coraz głośniejsze. Odpowiadała mi cisza. Zaczęłam płakać i przedzierać się przez zaspy o wiele większe ode mnie samej. Po chwili zatrzymałam się i upadłam. Usłyszałam chrupanie śniegu. Popatrzyłam niechętnie w stronę z której dochodziły odgłosy, ale nie przestałam płakać. Przez łzy dostrzegłam sylwetkę czarną sylwetkę wilka. Nie miałam już siły. Straciłam przytomność.

Poczułam, że jest mi ciepło. Otworzyłam lekko oczy. Byłam w jaskini. Po chwili zobaczyłam, że obok mnie leży inny szczeniak. Gdzie ja jestem? Gdzie jest mama? Poczułam na sobie czyiś wzrok. Zanim zdążyłam coś zrobić, zobaczyłam białą waderę podchodzącą do mnie.
- Wstałaś? - zapytała miłym głosem. Była wysoka oraz smukła. Na trzech łapach miała ciemnobrunatne skarpetki, a na pozostałej łapie niebieską. Miała niebieskie pazury na łapach o brązowym kolorze, a tam gdzie jej łapy były białe jej pazury były czarne. Miała długi ogon zakończony niebieską kitą. Miała niebiesko brązowo grzywkę. Miała brunatne uszy z niebieską końcówką oraz miłe, jasnoniebieskie oczy.
- Źle się czujesz? - jej głos oderwał mnie z zamyślenia.
- Gdzie jest moja mama? - zapytałam. Wadera spojrzała na mnie niezrozumiałym dla mnie wzrokiem.
- Kiedy ostatnio widziałaś twoją mamę? - spytała
- Na polanie, powiedziała bym na nią poczekała i bym za nią nie szła
- Wiesz... - zaczęła - niektóre matki nie chcą swoich dzieci... - nie rozumiałam o co jej chodzi - więc pozostawiają je na pastwę losu
- Moja mama by tak nie zrobiła! Ona mnie kocha jak nikt inny! - powiedziałam dumnie
- Ech... Czy zdajesz sobie sprawę, że twoja matka zostawiła cię na polanie? - to było kłamstwo. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, przyszła inna wadera.
- Witaj - powiedziała
- Cześć - wypaliłam
- Wilk z mojej watahy odnalazł cię prawie martwą na polanie - nic z tego nie rozumiałam - Jestem Suzanna, Alfa Watahy Magicznych Wilków - powiedziała
- Jestem Aokigahara, w skrócie Aoki - uśmiechnęłam się - Jesteś Alfą? To znaczy, że masz własną watahę?! - zaciekawiłam się
- Tak - potwierdziła
- Mogłabym dołączyć?! - zapytałam - Proszę - spojrzała się na mnie z niechęcią i powiedziała:
- Jesteś na okresie próbnym...

Uwagi: Śnieg nie chrupie, tylko raczej "chrzęści", a przynajmniej tak mi się zdaje... Powtórzenia. "Wataha Magicznych Wilków" to nazwa, więc zapisujemy ją z wielkich liter.

Moone "Czarna historia" cz. 3

Styczeń 2018 r.
 Gdy Alfa już poszła, to położyłam głowę na przednie łapy i ucięłam sobie drzemkę. Kilkadziesiąt minut później obudziłam się i zobaczyłam, że przede mną stoi jakaś wadera.
- Cześć! Jestem Sohara, a ty? - przywitała się.
- Moone... - powiedziałam cicho, że do końca nie byłam pewna, czy usłyszała.
- To fajnie. Chciałabyś się pobawić?
Pokiwałam główką i opiekunka uśmiechnęła się szeroko, mówiąc, że w co chcę się najpierw bawić. Odpowiedziałam, że może najpierw w łapki. Chętnie przyjęła propozycję i po chwili zaczęłyśmy w to grać. Bardzo lubię w to grać, bo z moimi braćmi grałam w to nie raz. Zazwyczaj wygrywałam. Jednak już dziś nie byłam w to taka dobra. Powoli zdobywałam zaufanie do Sohary. Była miła i przyjacielska. Umiała się zająć szczeniakami. Wynikiem grania w łapki był osiemnaście do szesnastu dla mnie. Bardzo się cieszyłam. Nagle złapał mnie ostry ból w miejscu zadrapania. Opiekunka wezwała lekarza, który podał mi coś przeciwbólowego, jednak mi to nic nie pomagało. Męczyłam się tak przez chyba pięć godzin. Opiekunowie w szpitalu chcieli mi już przeprowadzać operację, gdy nagle się rozłożyłam i "zgasiła" mi się różowa sierść. Straciłam przytomność. Obudziłam się. Byłam w innym pomieszczeniu. Lekarz podszedł do mnie.
- Jak się czujesz? - spytał.
Nie miałam sił żeby odpowiedzieć. Coś jakby wyssało ze mnie prawie całą energię. Tylko pomrukiwałam.
* * *
Wstałam. Popatrzyłam się na ranę: była fioletowawa i wydobywał się z niej choćby dym o kolorze zielonym. Usłyszałam przeraźliwe dźwięki. Lekko się skuliłam, rozglądałam się dookoła, ale nikogo tam nie było. Nagle na jednej ze ścian wypalał się kontur jakiegoś stworzenia. Kolejno środek zaczął oślepiająco świecić i po tym wszystko poszarzało. Jasny kolor przemienił się w czarny z czerwonym. Rozpoznałam tą postać. To mój dziadek, widziany jako demon. Z kłów kapała mu krew, tak samo na pazurach miał ślady uśmiercenia ofiary, tak jak kiedyś. Powoli podchodził do mnie, z jego oczu falował zielony dymek.
- Och, Moone... Tyś ostatnia, nie zabita, tyś świadek morderstwa, tyś śmierć. Tyś mogła być dobra, tyś teraz część moja, tyś posiadać część mą. Tyś być zła, tyś dostać mój dar, tyś demon. Tyś pójść ze mną, tyś odejść od nich, tyś zabić ich, tyś...
Zaczęłam być powoli hipnotyzowana, dostawałam powoli dar, o jakim mówił. Po chwili krzyknęłam i obudziłam się. Wszystko mi się śniło, a wyglądało to tak realistycznie, że myślałam, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Jedynym faktem było to, że powoli znikał mi falujący dymek z rany. Natychmiast pojawił się lekarz, który dowiedział się od Sohary.
- Stałaś się cała czarna, później straciłaś przytomność i z twoich oczu, nosa i rany wydobywał się falujący, fioletowy dym. Przewieźliśmy cię do innego pomieszczenia, gdzie mieliśmy na ciebie oko. Przebudziłaś się, a następnie znowu usnęłaś. Twoja tymczasowa opiekunka zauważyła, że z twojej rany pojawia się coraz większy, zielony dymek, a teraz się obudziłaś z przeraźliwym krzykiem. Było ciebie chyba słychać na ćwiartkę watahy. - opowiedział lekarz.
- Przepraszam... Ale nie chcę już tego wspominać... - odpowiedziałam takim głosem, jak bym za chwilkę miała się rozpłakać.
- Nie martw się. - próbowała mnie pocieszać Sohara.
- Zamknij się! - nagle mój głos stał się odważniejszy i lekko złowrogi.
Coś mnie pchnęło, żeby to powiedzieć. Ja bym tego nie powiedziała. Jak to wypowiedziałam, to się na mnie wszyscy popatrzyli. Nagle znowu "wróciłam do siebie" i zaczęłam popłakiwać.
<Resztę prawdopodobnie dokończę ja. Pozdrawiam ^.^>

Uwagi: "Przede mną" piszemy osobno. Zapominasz o "ą" i "ę". "Pomrukiwałam" piszemy przez "u". "Choćby" piszemy przez "ć". Literówki. Powtórzenia (których i tak nie poprawiam, bo czasem zwyczajnie nie mam siły). Nie środkuj tekstu Spacjami! "Och" piszemy przez "ch". Unikaj w tekście słów typu "to", przykład: Gdy Alfa już poszła, to położyłam głowę na przednie łapy. Czasem zdarzają się braki w tekstach, np. powiedziałam (tak) cicho, że do końca nie byłam pewna, czy usłyszała. Niektóre zdania zwyczajnie nie mają sensu, np.: ...uśmiechnęła się szeroko, mówiąc, że w co chcę się najpierw bawić.

Od Yuki "Wygnanie" cz. 3

Luty 2018 r.
Ta skrzynka, w której siedziałam zatrzymała się. Ludzie siedzący przede mną wysiedli. Dziewczynka wysiadła, ciągnąc tym samym mnie za szyję. Niech tylko mnie spuszczą z tego sznura, a pognam do lasu. Zobaczyłam kawałek ziemi ogrodzony jakimś płotem. Na środku terenu był budynek. Furtka została otworzona, ludzie weszli. Poszłam niechętnie za nimi. Zwiesiłam głowę. Szłam tak, gdy nagle poczułam, że ludzie nie idą. Popatrzałam bez zainteresowania do tyłu. Człowiek podszedł do mnie i kucnął. Nie była to tamta przeklęta dziewczynka, tylko jakiś facet. Przypiął mi coś do obroży i odczepił sznurek. Poczułam, że jestem wolna. Rozciągnęłam się i zaczęłam oglądać teren w kłusie. Gdy tak szłam, nagle poczułam inną woń. Był to pies. Brakowało jeszcze kundla... Usłyszałam ludzki głos. Powtarzał to samo słowo. Katy? Czy jakoś tak. Zignorowałam to i dalej obchodziłam teren. Nagle usłyszałam ludzki głos z tyłu mnie. Odwróciłam łeb. Człowiek patrzał na mnie i dawał gest bym do niego przyszła. Może małe psoty? Zobaczymy jacy są zwinni... Ruszyłam wolnym biegiem wokół niego. Co chwilę przyśpieszałam. Patrzał na mnie zaniepokojony. Uśmiechnęłam się diabolicznie. Gdy byłam wystarczająco rozpędzona skoczyłam na niego, tym samym go przewracając. Przerażony krzyknął. Podkurczył nogi i zasłonił swoją twarz. Pokazałam mu kły w uśmiechu godnym demona i "zeszłam" z niego. Nie chcę go zabić. Przecież zabawek się ot tak nie psuje. Zobaczyłam, że ludzie z jego stada patrzeli na mnie zdziwieni. Ciekawa jestem jak dużo widzieli. Poczułam uderzenie w łeb i pociągnięcie za obrożę. Zawarczałam na niego. Przecież to była zabawa... Pociągnął mnie aż do wrót budynku. Weszłam niechętnie do środka. Poczułam nagłe ciepło. Usłyszałam szczekanie. Rozejrzałam się. Zobaczyłam psiura biegnącego w moją stronę. Merdał ogonem. Zatrzymał się obok mnie i zaczął wąchać.
- A może najpierw tak byś się przywitał?- zapytałam wkurzona.
- To ty mówisz?! - zdziwił się kundel
- Tak, jak reszta wilków- zamurowało go
- Jesteś wilkiem?
- Magicznym - odrzekłam
- Pokaż mi jeden czar - zaczął błagać.
- Nie- odmówiłam
- Dlaczego? - zasmucił się
- Bo nie chcę, by ludzie to widzieli - zaczął błagać. Był tak irytujący jak Nirvaren...
- No proszę - mój gniew sięgał zenitu... Walnęłam go w policzek łapą, tak że miał na pysku zadrapanie. Zapiszczał.
- Nie, koniec i kropka - podkulił ogon i położył uszy wzdłuż ciała
- Dlaczego mnie zbiłaś? - powiedział cicho
- To cię bolało? - zaśmiałam się - W dziczy nie przetrwałbyś tygodnia!
- A jak jest w dziczy? - zapytał

C.D.N

Uwagi: "Bezinteresownie" nie znaczy tego, co "bez zainteresowania"! Mnóstwo powtórzeń. Nadal wypowiedzi. Nie możesz w końcu łaskawie zapytać o co chodzi, albo sama to zaobserwować? Przed "że" stawiamy przecinek. Kończ akapity kropką.

środa, 2 listopada 2016

Podsumowanie października

Podobno moje kazania już stały się legendarne, więc nie odpuszczę tym razem.
Wyniki ankiety:
14% członków (lub gości) WMW nie czyta wcale książek, co jest zdecydowanie złym podejściem. Chcąc dobrze tworzyć, powinno się czytać przez tyle samo czasu, co pisać. 5% czyta jedną na miesiąc, co raczej też jest raczej za mało. 41% czyta od 2 do 5 na miesiąc, co już jest w miarę dobrym wynikiem. Dalej: 17% (w tym ja) 5-10 książek przynajmniej 300-stronnicowych, 2% od 10 do 15, 2% od 15 do 20, a 15% powyżej 20. Jakoś nie chce mi się w to ostatnie wierzyć, bo takie osoby musiałyby codziennie czytać (prawie) całą jedną książę, a chociażby przez szkołę nie jest to do końca możliwe.

Przechodząc do spraw WMW samego w sobie: 19 postów, z czego 2 są administracyjne, co daje raptem 17 op. Dla porównania możecie zerknąć w poprzednie lata. Niby jest już lepiej, ale wciąż to nie to, na co czekam. W duchu dopingowałam Was, abyście dali radę dociągnąć do 20... niewiele co prawda brakowało, ale jednak.
Usunęłam dopiero w tym miesiącu festyn. Mam nadzieję, że dociągniemy do 5-tych urodzin WMW, by ten mógł powrócić, a Wy ponownie korzystać z bonusów, które dawał.
Ponadto w październiku jak widzicie odpadło dość sporo osób... Może i wolę mieć 10 członków, ale aktywnych, lecz z taką ilością ludzi trudno o naprawdę dobrą aktywność, nawet jeśli Yuko obiecywała, że zaspami (w co nie wątpię) stronę op. Może jej pomożecie? Chociażby ze względu na to, że jak już niektórzy wiedzą - w listopadzie nie będę pisać op. 
Los WMW jest teraz wyłącznie w Waszych rękach.
PROSZĘ O UZUPEŁNIENIE DZIAŁU "HISTORIA PO DOŁĄCZENIU" W FORMULARZACH WILKÓW! ZA ZROBIENIE TEGO OTRZYMUJECIE PO 5 SG!
UWAGA! OD TERAZ NA POCZĄTKU KAŻDEGO OP. NALEŻY PISAĆ MIESIĄC ORAZ ROK, W KTÓRYM TOCZY SIĘ AKCJA OPOWIADANIA! W TEN SPOSÓB BĘDZIE NAM ŁATWIEJ UNIKNĄĆ POMYŁEK ZWIĄZANYCH Z PORAMI ROKU!
 P.S. Przepraszam za to chaotyczne przemówienie, ale resztki "weny" wykorzystałam w ostatnich dniach na ostatnie październikowe op.

Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód. Przypominam również o konkursach.

Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Obecni na zebraniu: -
Kto napisał op.: -

POLOWANIA
Rano: -
Popołudnie: -
Wieczór: -

SZPITAL
Kto napisał op.: -

WOJSKO I PATROL
Kto napisał op.: -

ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.:

SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -

*****************************
Leniwe Alfy:
Kiiyuko: 0 (+0 = 0)
Suzanna: 1 (+1 = 2)
---------------------------------------------
Mizuki: 4 (+0 = 4) <-- Beta
Renethrain: 2 (+2 = 4) <--- Gamma
Yuki: 3 (+0 = 3) <--- Delta
Valka: 1 (+0 = 1)
Kirke: 1 (+0 = 1)
Astrid: 1 (+0 = 1)
Sohara: 1 (+0 = 1)
Sarah: 1 (+0 = 1)
Moone: 1
Miniru: 0 (+1 = 1)

Kai: 0 (+1 = 1)
Serill: 0 (+0 = 0)
Nirvaren: 0 (+0 = 0)
Kazuma: 0 (+0 = 0)

Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Moone: 1 (1)

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa. 

Od Yuki 'Wygnanie" cz. 2

Po chwili usłyszałam dziwne odgłosy i zobaczyłam, że coś miga na czerwono-niebiesko. Zabije tego człowieka za to, że zawołał swoje stado... Zobaczyłam innego osobnika tego przeklętego gatunku ubranego w niebieskie ubranie. Zaczął rozmawiać z tym debilem... Po chwili poczułam, że ktoś mnie podnosi. Zawarczałam. Nie chcę, by mi pomagali, tymi swoimi amatorskimi technikami. Jednak mnie podniósł. Zobaczyłam jego okropną mordę... Położył mnie na jakiejś szmacie. Po ich gatunku myślałam, że mogą podnieść więcej... A nawet nie mogą podnieść czterdziestokilogramowej wadery. Zostałam zawieziona do ich terenu.
Położyli mnie na jakimś stole i wstrzyknęli jakąś miksturę. Położyli mi na twarzy jakąś szmatę i zawiązali łapy. Po chwili poczułam, że się rozluźniam. Poczułam, że ucinają mi sierść. Jak ja będę wyglądać?! Zaczęłam się szarpać. Nagle poczułam, że trzymają mnie, bym się nie wierciła. Zabije ich, jak mnie całą zgolą... Poczułam jak wyjmują mi szkło z ciała. Musieli golić moją cenną sierść?! Jest zima, nie przeżyje z gołym plackiem... A raczej będzie mi zimno... Nagle mnie puścili i zdjęli szmatę z głowy. Jakaś baba założyła mi coś na pysk. Próbowałam go otworzyć, na marne... Podnieśli mnie i zaczęli... Myć. Użyli jeszcze czegoś co śmierdziało chemią. Po chwili włożyli mnie do jakiejś klatki. Nalali do miski wody i wrzucili kawał mięsa. Myślą, że się najem takim czymś? Poszłam w jak najciemniejszy kąt i położyłam się spać.
Usłyszałam otwieranie klatki. Otworzyłam ślepia. Człowiek do mnie podszedł i kucnął. Dopiero teraz zorientowałam się, że mam coś na szyi. Więc teraz będę waszym kundlem? W snach. Odwróciłam się, ale i tak poczułam, że ciągnie mnie za szyję. Poczułam nagłe szarpnięcie. Bez zainteresowania spojrzałam na człowieka. Że niby mam z nim iść? Pociągnął jeszcze raz, drugi, trzeci i czwarty. Wnerwiona tym w końcu wstałam. Ruszyłam wolnym krokiem za człowiekiem. Poprowadził mnie wzdłuż korytarza. Patrzałam na te wszystkie kundle z pogardą. Są tak słabe, że potrzebują pomocy ludzi. Gdy wychodziliśmy z korytarza, zobaczyłam grupkę ludzi patrzącą się na mnie. Człowiek podał małemu człowiekowi sznurek, który był podczepiony do obroży. Podbiegł do mnie i zaczął głaskać po głowie. Zawarczałam, ale ona to zignorowała. Zaraz jej ugryzę tą zniekształconą łapę. Podeszła bliżej i... Przytuliła mnie. Za dużo sobie pozwala ta baba. Spróbowałam ją ugryźć, ale jedyne co zrobiłam, to chwyciłam lekko jej ubranie. Zaśmiała się i chwyciła mój pysk. Zdziwiło mnie to. Otworzyłam pysk, by dać jej znak, by puściła. Bluzka się odczepiła od kła, a ona puściła mój pysk. Wstała i poszła z innymi ludźmi, tym samym ciągnąc mnie. Czy na serio myślą, że ja będę ich kundlem?! Wsadzili mnie do skrzynki i odjechali. Ta sama baba ciągle mnie tuliła i głaskała. Zaraz nerwicy przez nią dostanę...

C.D.N

Uwagi: "Czterdziestokilogramowej" - wagi tego rodzaju zapisujemy razem. Podkreśla je na czerwono dlatego, że przecież żaden słownik nie ma wgranej nieskończonej ilości liczb we wszystkich możliwych odmianach. "Kont" (konto), a "kąt" (kąty) to dwa różne słowa. "Bezinteresownie" nie znaczy tego samego, co "bez zainteresowania"!

Od Yuki "Wygnanie" cz. 1

Następny dzień w tym zadupiu... Nie mogę po prostu zapaść w śpiączkę? Najlepiej taką cztero i pół miesięczną. Ciekawe, co Nirvaren teraz porabia... Może ma teraz nowego opiekuna? Na przykład tą Miniru... A może czeka na nowego opiekuna... A co jeśli coś mu się stało? Po co się zamartwiasz? Przecież i tak wiesz, że wataha jest o wiele szczęśliwsza bez takiej psycholki, jak ty... Nie ma się co użalać... Wstałam i się otrzepałam. W brzuchu zaburczało mi. Nie jadłam od około paru dni... Dziś muszę coś upolować, a raczej odnaleźć jakieś resztki... Tu jest chyba teren tych stworów... Może powinnam raz się zbuntować? Ale potrzebuję siły... A aby mieć siłę potrzeba dobrego jedzenia. Muszę coś upolować, tak by oni mi tego nie ukradli.
Wyszłam z jaskini i zaczęłam poszukiwać zdobycz. Po chwili wyczułam królika. Spał pod pierzynką z liści przykrytą śniegiem. Zauważyłam lekki pagórek. Obejrzałam się. Wokół mnie nie było nikogo. Widziałam jak lisy polują. Wykorzystałam ich strategię. Odbiłam się od ziemi i wylądowałam pyskiem w śniegu. Ku mojemu zdziwieniu poczułam puchate zwierzę. Chwyciłam je i obejrzałam się. Nagle zobaczyłam, że parę metrów ode mnie stoi grupka tych przeklętych stworzeń. A sami polować nie umieją... Popatrzałam na nie groźnie i zaczęłam biec do swojej kryjówki. Usłyszałam, że za mną biegną. Odwróciłam głowę i to co zobaczyłam było straszne, jak dla mnie. Były parę metrów ode mnie. Zobaczyłam wejście do mojej nory. Gdy już wskakiwałam do kryjówki, poczułam lekkie uszczypnięcie w ogon. Spadłam na skały. Popatrzałam do góry. Stworzenia próbowały się tutaj dostać, ale były za duże.
- UPOLUJCIE SOBIE COŚ SAMI!!! - krzyknęłam na nich. Zasyczały. Zaczęłam jeść królika. W końcu normalne mięso... Delektowałam się mięsem i nawet się nie zorientowałam, kiedy stworzenia odeszły. Zjadłam połowę królika. Resztę zachowałam na później. Od czasu wygnania zjadłam coś porządnego...
Może jakiś mały trening? W sumie nie chcę powrócić do watahy jako słabsza... Mam energię by upolować coś. Chcę mieć zapas, by później nie polować. Wyszłam z nory. Obejrzałam się. Nagle zobaczyłam ich się czających. Czemu na mnie się uwzięły? Zaczęły biec w moją stronę. A będę rebeliantką. A co mi tam. I tak mnie nie zabiją. Uśmiechnęłam się i nastawiłam do uniku. Pierwszy osobnik skoczył na mnie. Siła uderzenia poturlała nas. Próbował mnie ugryźć. Kopnęłam go tylnymi nogami w brzuch. Poleciał na pobliskie drzewo. Poczułam wbijające się kły w moją skórę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam innego osobnika gryzącego mnie w słabiznę lewej nogi. Przez ból noga odmówiła posłuszeństwa i spadłam. Istota zaczęła wgryzać się coraz głębiej. Zaczęłam drapać to coś, by przestało. Wygięłam się, tak że zdołałam ugryźć jego ucho i mocno szarpnąć. Zwierze ryknęło i puściło moją nogę. Zaczęła się regenerować. Puściłam ucho.
Przeteleportowałam się, tak że byłam nad stworzeniem. Spadłam na jego grzbiet i wgryzłam się w jego kark. Istota stanęła dęba i przewróciła się na grzbiet. Czując ogromny ciężar puściłam jego kark. Zmaterializowałam się nad nim i zaczęłam gryźć jego krtań. Poczułam metaliczny smak krwi. Istota zaczęła kopać mnie w klatkę piersiową. Po chwili przestała. Reszta popatrzała na nią ze strachem. Puściłam martwe stworzenie. Gdy popatrzałam na resztę, nie widziałam w ich oczach chęci zemsty. Widziałam strach. Zawarczałam, tym samym pokazując okrwawione kły. Stały jak słupy soli. Zaczęłam biec w ich stronę, a one uciekły. Zatrzymałam się i wróciłam do martwego zwierzęcia. Ciekawe jak smakuje. Chwyciłam jego kopyto w pysk i przeteleportowałam się do jaskini. Tam gdzie leżała połowa królika, pozostawiłam to ciało.
Wyszłam z nory i skierowałam się do strumyku, którego niedawno odkryłam. Woda w nim jest stale pod wysokim ciśnieniem, więc nie ma szans by zamarzła. Po paru minutowej wędrówce w mrozie doszłam do celu. Znad wody unosiła się para. Ta woda jako jedyna była ciepła, co można było wytłumaczyć tym że wydobywała się z gorącego źródła. Zaczęłam pić ciepłą ciecz. Prawię sobie poparzyłam język. Wróciłam do jaskini. Poza terenami watahy nie ma żadnej biblioteki. Zanudzę się na śmierć. Może pójdę na spacer? Albo zaznaczę że to jest moja jaskinia? Chociaż... Lepiej pójść na spacer. Wyszłam z jaskini i poszłam na wschód. Ale na serio, to nie wiem gdzie poszłam. Słońce świeciło nade mną, więc nie miałam jak określić kierunków.
Idąc tak dłuższy czas natrafiłam na coś zrobionego z kamienia. Kamień, z którego było to coś zrobione był czarny. Przecinała las i na swoim środku miała białe przerywane pasy. Powąchałam to diabelstwo. Śmierdziało czymś okropnym. Usłyszałam dziwny szałas. Rozejrzałam się. Ku mnie jechała jakaś skrzynka. Świeciła swoimi, tak myślę, ślepiami i przemieszczała się bardzo szybko. Tak mi się zdaje, że to coś na mnie warczało. Odpowiedziałam mu tym samym. Ruszyłam wolnym krokiem ku temu czemuś. Nastroszyłam sierść na grzbiecie, by zdawać się większa. Nie zatrzymywało się. Gdy było około dziesięć metrów przede mną, zrozumiałam że się nie zatrzyma. Skoczyłam, lecz w locie poczułam, że w coś uderzam. Usłyszałam pisk i poczułam, że się "odbijam". Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam rozbite szkło i zatrzymane to diabelstwo. Zauważyłam człowieka wychodzącego z tego czegoś i podbiegającego do mnie. Zawarczałam, gdy próbował mnie dotknąć. Poczułam, że rany zaczynają się regenerować. Spróbowałam wstać. Przez ten wypadek straciłam dużo siły. Człowiek wyjął jakąś kartę, która zaświeciła własnym światłem. Klikał jakieś numerki i po chwili rozmawiał z tą kartą. W moim ciele utknęło parę odłamków szkła. Nie mogę się regenerować, jak mam coś w ciele. Nie chcę, by wołał tu swoje stado. Ludzie są okropni. Jeszcze pomyślą że mam śmiertelne obrażenia...

C.D.N

Uwagi: Poćwicz nad robieniem akapitów, aby tekst nie był taką zbitą masą. To odpycha czytelnika. Cały czas wypowiedzi są źle zapisywane... Poza tym: przecinki. Może poczytaj nieco o zasadach stawiania ich, co? Momentami coś złego dzieje się z szykiem zdań, przez co powstaje "efekt Yody". Dogłębnej analizy op. dokonałam na Skype.

Od Miniru "Wataha-Widmo" cz. 1

  Obudziły mnie promienie słońca przedostające się przez szparę mojej jaskini. Przeciągnęłam się leniwie i wstałam. Był to piękny poranek (jak na zimę), a jednak czułam coś w powietrzu, coś niedobrego. Ruszyłam w stronę miejsca, w które chodzę codziennie, czyli do Wodopoju. Po drodze nuciłam sobie melodię. Droga minęła mi dość przyjemnie...
- Auuu! - Nie zauważyłam drzewa i walnęłam w nie z całą siłą. Śnieg spadł na mnie i zrobiło mi się zimno.
- Nic ci nie jest? - zapytał jakiś szczeniak, którego jakoś nie mogłam skojarzyć - Jestem Moone, a ty?
- Miniru... Jesteś nowa w watasze? - zapytałam, patrząc się na nią wzrokiem bardzo zdradzającym zdziwienie. Po chwili jednak przypomniałam sobie, że kilka dni temu znalazłyśmy ją razem z Pestką.
- Tak - odpowiedziała żwawo. Jako, że jestem strażnikiem terenów to chyba powinnam się nią trochę zająć lub przynajmniej jakoś oprowadzić po terenach watahy.
- Czy czegoś potrzebujesz? - próbowałam być jak najbardziej miła. - Może chcesz, abym cię zapoznała z różnymi miejscami?
- Nie, ale jak coś to mogę się do ciebie zgłosić? - powiedziała i nie oczekując na odpowiedź pobiegła przed siebie.
- Ech... Niech będzie, czyli... - przerwałam, ponieważ usłyszałam melodię z moich snów i którą często nucę pod nosem. - Skąd ta muzyka? - zapytałam samą siebie.
  Zaczęłam iść w stronę tych tajemniczych dźwięków. Głosy w mojej głowie nie sprzeciwiały się ze mną. Ktoś zaczął śpiewać. To był głos wadery, trochę ochrypnięty. Nie zastanawiając się weszłam na polanę trochę zbyt głośno, bo wilk ucichł. I wtedy zobaczyłam niewyraźnie zarysy ciał wilków, które natychmiast zniknęły w krzakach. Nie rozumiałam czemu te wilki nie przypominały żadnych z naszych lub chociażby tych, z tej byłej watahy Asai. Miałam wrażenie, że coś tu nie gra. Postanowiłam zapytać się Suzanny co się dzieje.
  Gdy znajdowałam się już przed jaskinią Alfy, od razu usłyszałam jej głos.
- Coś potrzebujesz? - syknęła jak to ona, a ja powoli zbliżyłam się do niej.
- Jest taka sprawa... - zaczęłam - Widziałam kogoś na polanie...
- To u nas raczej normalne. Wilki chodzą na polanę, by coś upolować.
- To było kilka wilków i one śpiewały...
- Miniru... Och Miniru... Ktoś kto lubi śpiewać to śpiewa! No proste przecież! - uniosła się trochę, a po chwili jednak się uspokoiła - Coś jeszcze?
- Nie... - powiedziałam z lekka zdenerwowana i już wychodziłam. Po chwili jednak dodałam - Czy na naszych terenach możliwe jest występowanie jeszcze jakiejś watahy prócz naszych dwóch?
- Nie... To jest niemożliwe! Nasi zwiadowcy zobaczyliby intruzów! A widziałaś kogoś? - Suzy patrzyła na mnie już jak na wariatkę, więc powiedziałam, że nie i odeszłam.
  Myśl o tych wilkach przyprawiała mnie o dreszcze... Nagle poczułam straszny głód. No tak, nie jadłam od dłuższego czasu, ponieważ o tym zapominam... Szybkim krokiem ruszyłam w stronę polany, gdzie ujrzałam młodą sarenkę. Zaczęłam się skradać i po chwili wystrzeliłam jak z procy. Zwierzę zorientowało się, że na nie poluję i zaczęło uciekać. Ja jednak nie dałam za wygraną i rzuciłam się na moją ofiarę. Nie lubię jakoś zabijać zwierzątek, więc zrobiłam, by sarenka nie czuła bólu... Okropne uczucie... Przystąpiłam do jedzenia i nie zaprzeczę, że mi smakowało. Poczułam się obserwowana. Rozejrzałam się i zobaczyłam zieloną mgłę, wśród niej te same wilki co wcześniej lecz wyraźniej... Jedna wadera spojrzała się na mnie... Serce zaczęło mi mocniej bić... Zostawiłam resztki mojego posiłku i oddaliłam się powoli, a chwilę potem zaczęłam biec czym prędzej do mojej potulnej jaskini.
***
  Długo rozmyślałam nad tym skąd przyszły te wilki, co zamierzają i dlaczego znam ich piosenkę... Te myśli nie pozwalały mi spać... Ta wilczyca miała oczy pełne strachu i nienawiści... Co się tutaj dzieje?

C.D.N.

Uwagi: Nie twórz cudzysłowie za pomocą przecinków! Przed niemalże każdą nową linijką pojawił się znak "Â"... zgaduję, że to jakieś nietypowe oznaczenie akapitów. Po i przed nawiasem (mówię o tekście będącym wewnątrz nawiasów) nie stawiamy Spacji. Wodopój to nazwa konkretnego miejsca w WMW, więc należy ją zapisywać z wielkiej litery. Mówiąc o dwóch lub więcej czynności, które wykonywane są jednocześnie, stawiamy między nimi przecinek (np. rzekłam, odwracając się, westchnęłam, wywracając oczami). "Drzeszcze"? "...bardzo zdradzającym zdziwienie" - mam wrażenie, że tutaj coś nie gra. "Nie oczekując" piszemy osobno. "Zobaczyliby" piszemy razem.