Gdzieś na wolnym terenie, żyłam sobie razem z rodziną, mamą Snow, tatą
Fill oraz starszą siostrą Rebeccą. Byliśmy biedni, brakowało nam jedzenia, dlatego
tata prawie nigdy nie jadł, a ja zawsze byłam najedzona razem z Rebeccą, bo "szczeniaki są najważniejsze".
Pewnego razu przeciwna nam wataha z południa znalazła naszą kryjówkę. Wtedy mama
powiedziała do Rebecci, kiedy nasz koniec był już bliski:
- Rebecca, zabierz stąd swoją siostrę i uciekaj jak najdalej dasz rade.
- Mamo ale jak to? A co z wami?
- O nas sie nie martw. - odrzekł tata.
- Zgoda, ucieknę z nią.
- Tylko bardzo szybko. Złap ją za kark i uciekaj.
- Ale... - zaczęła moja siostra z przerażeniem, ale nasz tata jej przerwał:
- TERAZ!
Więc Rebecca mnie zbudziła i powiedziała:
- Siostra Wstawaj!
- Ciemu?
- Musimy IŚĆ. Teraz.
- Dzie? - zapytałam nadal zaspana.
- Gdzieś daleko.
- Dobie.
Nagle ktoś z tej tamtej watahy krzyknął:
- Szukać Bachorów! Ale JUŻ!
- Uciekamy!
Złapała mnie za kark i uciekła razem ze mną gdzieś na daleki zachód. Gdy
nadszedł zachód słońca zatrzymałyśmy się na chmurze, bo siostra miała
skrzydła
- Siotla kak mne boi.
- Wiem, przepraszam. - odparła zmartwiona.
- To ić.
- KTO TAM JEST!! - usłyszałyśmy.
<C.D.N>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz