Marzec 2018 r.
Uwaga! Opowiadanie zawiera sceny drastyczne!
Minęło już trochę czasu, od kiedy znalazłam się w tym miejscu. Może
miesiąc a może cztery lata. Pogubiłam się już w czasie. Pomimo tego, że
tu gdzie się znajdywałam, on stał nieruchomo, to w watasze płynął
normalnym torem. Po rozmowie z tym dziwnym kotem dostałam zadanie. Jeśli
uda mi się je zrobić, wrócę do siebie, jednak jeśli nie... no cóż,
musiałabym pogodzić się z wiecznością spędzoną w tym pozbawionym czasu
miejscu. Tak czy siak, podjęcie się tego wyzwania jest warte ryzyka.
Zadanie polegało na odnalezieniu prawdziwej kryjówki tego "kłaka" i
odgadnąć jego prawdziwe imię. Od razu po tym on zniknął, pozostawiając
mnie pośrodku tego syfu. Nagle wszystko zaczęło się zlewać. Zaczęłam
słyszeć dziwne głosy. Miałam wrażenie, jakbym leciała z prędkością
światła, jednocześnie nie robiąc nawet kroku. Po chwili wszystko się
uspokoiło i wróciło do... normalności? Dziwnie brzmiało wtedy dla mnie
to słowo. Gdy tylko rozejrzałam się na boki, doznałam wielkiego szoku.
Wszystko, co mnie otaczało, zmieniło się w krajobraz z mojego
wspomnienia. Przepiękna duża łąka ciągnąca się aż po horyzont, stare
drzewo przykryte ciemnozielonymi liśćmi. Na niebie widok zapierał dech w
piersiach. Miliony jasnych gwiazd, droga mleczna i cudowne spadające
gwiazdy. Cały ten blask wydawał się na wyciągnięcie łapy. Miałam
wrażenie, że jak tylko ją wyciągnę, to ich dotknę. Nagle koło mnie
pojawił się szary basior ze złotymi oczami. Usiadł koło mnie i wpatrywał
się w gwiazdy. Bez słowa, po prostu siedział. Jednak tylko jego
obecność, a czułam się dziwnie bezpiecznie, jakby to, co wydarzyło się
dotąd, było tylko wytworem mojej wyobraźni. Wszystko stało się tak
odległe, jakby nigdy się nie wydarzyło. Właśnie po tych ostatnich
przemyśleniach zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Czym bardziej
skupiałam się na tym, co mnie otacza, tym więcej zapominałam. Z
prędkością światła wstałam z ziemi i wykrzyczałam do basiora:- Kim ty kurna jesteś!?
- Naprawdę nie pamiętasz?
Przyjrzałam się mu bliżej. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę go znam, ale nie miałam pojęcia skąd.
- Wiem, że Cię znam, ale nic poza tym.
Basior w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Widzę, że twój ojciec zadbał o tę sprawę
- Zaraz zaraz jaką "tę sprawę"
Znowu tylko się uśmiechnął. Jednak tym razem zupełnie inaczej. Zabolała mnie głowa. Zamknęłam oczy i usłyszałam ogromny pisk i jedno jedyne słowo: uciekaj. Gdy otworzyłam oczy, wszystko dookoła płonęło, a którego wilk jeszcze przed sekundą uważałam za miłego, teraz wyglądał jak demon. Jego złote oczy zmieniły się na czerwone, jego futro z pięknej szarości zmieniło się w czarne. Na jego szyi wisiał dziwny naszyjnik. Moje ciało ruszało się wbrew mojej woli. Powolnym krokiem zbliżyłam się do basiora. Gdy byłam od niego na krok, zatrzymałam się, a on delikatnie poczochrał moją grzywkę, która bez ładu spadła mi na oczy.
- Moja Mizuki, nigdy więcej nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Rozprawie się z twoim ojcem raz na zawsze. Nigdy więcej nie będziesz musiała się go bać.
Obok basiora pojawiła się ciemna aura, która przybrała postać białego wilka.
- Mizuki, poznaj Dentaliona. Podpisałem z nim kontrakt w zamian, obiecał mi pomóc pokonać twojego ojca.
Wspomnienie to połączyło się z tym które pamiętałam jednak tu, wyglądało nieco inaczej. Owszem napadły na moją starą watahę obce wilki, jednak wśród nich był on. Basior, którego nie potrafiłam zrozumieć. Uciekałam tak jak w moich wcześniejszych wspomnieniach, jednak... nie gonił mnie wróg, tylko mój własny ojciec, wraz z odziałem zabójców. Gdy uciekałam, potknęłam się o wystający korzeń i z dużą prędkością, uderzyłam o ziemie. Zakręciło mi się w głowie, obraz stał się zamglony. Wilki, które mnie goniły już były przy mnie. Mój ojciec podszedł do mnie, nachylił się na de mną i powiedział: Czy nie mówiłem, że nigdy ode mnie nie uciekniesz?
Moje ciało zaczęło drżeć ze strachu. Zaczęłam płakać. Jednak wtedy jakiś wilk przybiegł mi z pomoc, był to ten basior, który złożył mi tę obietnicę.
- Uciekaj! - Krzyknął basior.
Podniosłam się i pomimo zawrotów głowy zaczęłam biec jak najszybciej. Kilka razy uderzyłam w drzewa, powodując dość duże rany. Wbiegłam na wysoki klif i spojrzałam w dół. Wzrok wrócił mi do częściowej normy. Na dole zobaczyłam mojego wybawiciela, który teraz leżał w dużej kałuży krwi, a mój ojciec śmiał się tak głośno, że słyszałam go bardzo wyraźnie. Poczułam ogromną złość i
jednoczesną nienawiść. Już się nie bałam, przypomniały mi się jego słowa: "Jeśli kiedyś będziesz w niebezpieczeństwie, w którym nie będę mógł przyjść Ci z pomocą, użyj swojej krwi, nakreśl nią pentagram. Usiądź w jego środku i poproś o pomoc królestwo demonów. Nigdy żaden demon nie odmówi Ci pomocy, jeśli tylko powiesz swoje prawdziwe pełne imię." Tak też zrobiłam. Przegryzłam żyłę w lewej przedniej łapie i z krwi nakreśliłam pentagram.
- Wiem, że mnie słyszycie przeklęte demony! Ja, Ameli Teris, zrobię wam tę przyjemność i zawrę kontrakt z demonem, który spełni moje zachcianki.
Przed moimi oczami pojawiły się cztery demony. Jednym z nich była Emilia. Jednak nie podpisałam tylko jednego kontraktu, ale dwa. Pozostałe odesłałam z powrotem. Demony ofiarowały mi dwa naszyjniki, które połączyły się w jeden. Naszyjnik ten miał zapewnić stuprocentową pewność, że mnie nie zdradzą oraz dzięki niemu miały mnie znaleźć gdziekolwiek bym była. Gdy tylko pentagram zniknął, a wszystkie moje rany się zagoiły. Cofnęłam się z dwa kroki i z rozbiegu zeskoczyłam ze skarpy. Demony zadbały o moje bezpieczne lądowanie. Przez tę całą sytuację straciłam wszystkie emocje, jednak nie pozbyłam się nienawiści do mojego ojca. Spojrzałam na mojego wybawiciela, pomimo utraty tak dużej ilości krwi on jeszcze oddychał. Posłałam mojemu ojcu i zabójcy zabójcze spojrzenie. Rzuciłam się najpierw na zabójców. W normalnych warunkach nigdy nie byłabym w stanie ich pokonać, jednak teraz demony chroniły mnie przed wszelkimi obrażeniami. Już po paru minutach wszyscy oprócz mojego ojca byli martwi. Moje futro było całe w krwi moich wrogów. Grzywka spadła na moje prawe oko. Spojrzałam w kierunku tego sukinsyna. W jego oczach dostrzegłam silny strach. Uśmiechnęłam się jak psychopatka i powiedziałam bardzo słodkim głosem:
- Tato, nie bój się. Chce się tylko z tobą pobawić. Może zagramy w pewną grę? - Powiedziałam i zaśmiałam się jak psychopatka. - Może zagramy w twoją grę. Tylko tym razem to ja będę się świetnie bawić. Zawsze kochałeś zadawać mi ból, doprowadzając nieraz prawie do mojej śmierci. Nie martw się, nie pozwolę umrzeć ci zbyt szybko. Ale najpierw: Emilia, ulecz rany mojego przyjaciela. Na czym to stanęło? Już wiem.
Zaczęłam od zadawania ojcu drobnych ran. Użyłam żywiołu ognia i przypaliłam mu ogon, łapy, brzuch kręgosłup, uszy. Zadbałam o to, by czuł jak największy ból. Poprosiłam drugiego demona o użyczenie mi jego umiejętności. Dzięki tej umiejętności wdarłam się do jego umysłu i torturowałam go w jego umyśle. Nie musiałam długo czekać, a zaczął mnie błagać, bym go zostawiła. Było to bardzo zabawne patrzeć jak ktoś, kto na znęcał się nad tobą od szczeniaka, teraz wił się jak robak, błagając o litość. Zostawiłam jego psychikę, którą i tak doprowadziłam do obłędu w spokoju. Wróciłam do tortur fizycznych. Używając pazurów, rozcięłam mu brzuch, doprowadzając do ogromnego krwotoku. Mój ojciec wrzeszczał i wyrywał się spod uścisku moich łap.
- Boli Cię to, tato? Może Ci jakoś pomóc?
- Puść mnie, potworze - powiedział, a z jego oczu nieprzerwanie płynęły łzy.
- Nie ma mowy - powiedziałam i wytknęłam mu język
Użyłam teraz drugiego żywiołu: lodu. Poparzone wcześniej miejsca potraktowałam teraz najzimniejszym lodem, jaki tylko udało mi się stworzyć. Doprowadzając do ogromnych odmrożeń jego ciała.
- Amelii, proszę przestań - Usłyszałam głos mojego przyjaciela.
Natychmiast się uspokoiłam, chciałam podejść do mojego przyjaciela, jednak mój ojciec złapał mnie za tylną łapę. Przewróciłam się, a on użył swojej magii i zmienił całkowicie moje wspomnienia. Zerwał również mój naszyjnik. Wszystko zaczęło się zlewać, ale usłyszałam jeszcze dwa zdania od mojego przyjaciela.: Amelii, proszę zapamiętaj jestem Aretti, proszę pamiętaj! Obiecuje, że Cię znajdę.
Po tych słowach wróciłam na polanę z gwiazdami i jednym drzewem. Koło mnie siedział właśnie on: Aretti.
- To jak, pamiętasz już?
- Tak, pamiętam.
Wilk podszedł i poczochrał mnie po głowie.
- Moja mądra Amelii
Zrzuciłam jego łapę z głowy.
- Co się z nim stało?
- Po tym, jak zemdlałaś, do twojego ojca dobiegli medycy i z cudem go uratowali. Ja uciekłem jednak rok później osobiście go unicestwiłem.
Po tych słowach poczułam ulgę, która mnie przerażała. Wtuliłam się w Areta i zaczęłam płakać. Przerażało mnie to, co zrobiłam, ale bardziej przerażające było moja podświadomość, że zrobiłam dobrze.
CDN
Uwagi: Jeśli mówimy, że ktoś stał w czegoś centrum, pisownia "po środku" jest nieprawidłowa. Dopuszczalna jest tylko łączona - "pośrodku". Podobnie jest z użyciem "nie raz". W tym przypadku powinno być zapisane razem. Nie "z kąt", tylko "skąd"! "Szyi" piszemy przez "i", a nie "ji". "Dużym" piszemy przez "ż". Masz dysortografię? Te błędy są aż zbyt oczywiste. No i przecinki. Z nimi wciąż masz problem. Przykładowo zazwyczaj przez "a" powinno się stawiać przecinek.
Wiesz co... chyba zrobiłaś ze swojego wilka bóstwo. Już dość, że przy dodawaniu Twojego wilka jakimś cudem nie dostrzegłam niezgodności między talentami a umiejętnościami. Zastopuj trochę, błagam. Jeszcze chwila i odrzucę Twoje op. Wszystko zdaje się być tu koszmarnie naciągane... i bardzo, bardzo chaotyczne. Ja przykładowo prawie nic nie zrozumiałam. I tak trochę... hm, po przegryzieniu żyły traci się dużo krwi. Mogła zemdleć i być może nawet umrzeć na miejscu. Tu jak widać nawet tego w żaden sposób nie odczuła.