Listopad 2020 r.
Strasznie dziwnym uczuciem była świadomość, że wbrew temu jak to wyglądało zwykle, w tym roku im chłodniej było, tym częściej przebywałem na dworze. Wyjątkowo nie przeszkadzał mi ziąb i chłód, miałem wręcz wrażenie, że się tutaj zahartowałem przez te niecałe dwa miesiąca i nie odczuwałem aż tak zimna. Jakby było tego mało, to ku swojemu zaskoczeniu zauważyłem, że całkiem mi się tutaj podobało. Prawdopodobnie przyczyniło się do tego świeże powietrze i bliski kontakt z naturą. Od zawsze ciągnęło mnie do parków, lasów, spokoju z dala od zgiełku miast... Teraz miałem okazję spełnić swoje młodzieńcze marzenie o zamieszkaniu w dziczy. Co prawda nie było tak, jak sobie to wymarzyłem, bo nie mieszkałem pod namiotem, mając do dyspozycji niewiele ponad scyzoryk, kawałek sznura, kilka rondelków i konserw, latarki, śpiwór, bidon na wodę... Może niegdyś uda mi się dogadać z kimś, by tak zrobić? Kto wie?
Tego dnia udałem się do Parku. To smętne o tej porze miejsce w jakiś sposób mnie zauroczyło. Dość interesująca kombinacja ogrodu, być może punktu widokowego wybudowanego przez ludzi, który został przejęty przez dzicz. Niektórzy twierdzą, że miejsce to powstało z rąk elfów, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Podobnie sprawa się miała z biblioteką. Co prawda jeszcze nigdy w niej nie byłem, ale w elfy nie wierzyłem. Mieszkańcy tego stada również przyznawali, że nigdy żadnego nie spotkali. Być może mówiono tak na podstawie zwykłych legend...
Tego dnia udałem się do Parku. To smętne o tej porze miejsce w jakiś sposób mnie zauroczyło. Dość interesująca kombinacja ogrodu, być może punktu widokowego wybudowanego przez ludzi, który został przejęty przez dzicz. Niektórzy twierdzą, że miejsce to powstało z rąk elfów, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Podobnie sprawa się miała z biblioteką. Co prawda jeszcze nigdy w niej nie byłem, ale w elfy nie wierzyłem. Mieszkańcy tego stada również przyznawali, że nigdy żadnego nie spotkali. Być może mówiono tak na podstawie zwykłych legend...
Nagle usłyszałem zbliżające się kroki. Nie za wysokie obcasy stukały o wilgotne jeszcze kamienne stopnie prowadzące do Parku. Obróciłem w tę stronę głowę, mrużąc oczy. To musiał być człowiek, zatem szukałem dość wysokiej, pionowej sylwetki. Zdarzało mi się tu widywać ludzi, którzy okazywali się być po prostu mieszkającymi tutaj wilkami w innej postaci.
Wypatrzyłem nie za wysokiego mężczyznę. Przede wszystkim w oczy rzucił mi się rozwiany brązowy szal oraz jasny płaszcz. Ręce miał włożone w kieszenie. Kolejną cechą szczególną były dla mnie okulary. Wilk z wadą wzroku, ciekawe - pomyślałem z lekkim rozbawieniem. Nie sądziłem, bym widział go kiedykolwiek wcześniej. Albo był nowy, albo go nie miałem okazji spotkać. Bądź zwyczajnie widzieliśmy się wyłącznie w formie wilczej, która nie przypomina w żadnym stopniu jego dwunożnej wersji.
Raczej mnie nie zauważył, bo wzrok miał wbity w schody. Był wyjątkowo zamyślony, skupiony na swoim równym kroku. Już otworzyłem usta, by się przywitać, ale wtedy się poślizgnął na mokrym stopniu. Mimo złapania równowagi, nie wyglądał na zachwyconego z tego powodu, gdyż ubrudził sobie buty. Wtedy podniósł głowę, zapewne z zamiarem sprawdzenia, ile jeszcze drogi mu pozostało, kiedy zobaczył mnie. Siedziałem na kamieniu tuż przy wejściu do Parku i machałem do niego przyjacielsko.
- Dzień dobry! - powiedziałem dostatecznie głośno, by mnie usłyszał. Uniósł brwi w geście zaskoczenia.
- Dzień dobry... - odpowiedział zmieszany.
Ja również byłem w formie ludzkiej, jednak w mniej wyszukanych ubraniach niż on. Zdecydowałem, że jeśli chodzi o przebywanie w watasze, to szczególnie w sezonie, kiedy łatwo ubrudzić sobie przynajmniej buty, warto zaopatrzyć się w najbardziej zniszczone rzeczy jakie mam, żeby w razie podarcia nie było mi ich szkoda. Poznosiłem je do przydzielonej sobie jaskini. Nie była to imponująca kolekcja, szczególnie, że połowa była wiecznie w praniu w moim mieszkaniu w Mieście, ale zdecydowanie przydatna. Tego dnia miałem złotą kurtkę, zbyt duże spodnie i mocno sfatygowane trapery. Całe były pokryte grubą warstwą błota. Widok musiał być dość żałosny, ale nie wątpię, że reszta członków stada albo ignoruje ubiór, albo zdołała się domyślić o powodzie przyodziania tak komicznego kompletu.
Nieznajomy przyspieszył kroku i już zaraz znalazł się na terenie Parku. Zdawał się mnie ignorować, krążył bezcelowo, z wymuszonym zainteresowaniem podziwiając wyschniętą od dawna fontannę czy wyniszczone grządki kwiatów. Miałem za to okazję popodziwiać profil jego twarzy. Z lekkim zaskoczeniem zaobserwowałem, że może być mniej więcej w moim wieku. Tym bardziej zaintrygował mnie ten człowiek... czy raczej wilk. Lub wilkołak. Do teraz nie odnalazłem właściwego określenia na naszą rasę.
- Masz jakiś problem? Wyglądasz jakbyś wolał, by to miejsce było puste, bo nadaje się do rozważań.
Gwałtownie obrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Uniosłem dłonie w obronnym geście.
- Wybacz, nie miałem na myśli niczego złego. Po prostu... Niektóre osoby mają jakieś kłopoty, ale brakuje im kogoś do wygadania się. Może i się nie znamy, ale zapewniam, że i tak nie miałbym co z takimi informacjami zrobić.
Patrzył na mnie jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym powiedział nie całkiem chętnie:
- Tak, mam problem.
Uniosłem brwi mile zaskoczony. Jednak nie uznał mnie za wariata.
- Zatem... Jeśli chcesz komuś o tym opowiedzieć, to słucham.
<Magnus?>