Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 23 października 2016

Od Astrid "Zwycięzca pierwszej rundy" cz. 2

Dlaczego ja to zrobiłam? Po co mi to było? Walki nie są dla mnie. Zwłaszcza te jeden na jeden, stworzone jako rozrywka dla walczących (jak bitwa z przyjaciółmi może dawać radość?) oraz znudzonych zwykłym życiem wilków. To po co się zapisałam? Mało mi było wojen, bitew, niebezpieczeństwa? Przeżyłam okresy trwania watahy, kiedy walki były prawdziwe, a jednak to zrobiłam. Zapisałam się już dawno temu, może z rok? Chętnych nie było wielu i odpowiednia ilość kandydatów zebrała się niedawno. Szczerze, to zapomniałam już, że takie coś będzie organizowane, a ja jestem zapisana. Gdyby nie to, że jestem na tyle tchórzliwa, że nie chcę odczuwać aż tak dużego bólu usiadłabym podczas walki już na samym początku mówiąc do przeciwnika „Dalej, powal mnie. Chcę mieć to już za sobą.”. Wiem jednak, że będę walczyć by uchronić swój ogon.
Spoglądam na otaczające mnie wilki. Dante wydawał się być bardzo pewny siebie, Itachi spoglądał na swoje łapy, Yuki i Tsume patrzyli przed siebie niewzruszeni. Mizuki ciągle podnosiła i kładła na ziemi przednie łapy. Kai podobnie jak ja rozglądał się wokół, a Sohara spoglądała w dół. Poczułam jak jedzenie przewraca mi się w żołądku, zwróciłam więc oczy na ziemię. Starałam się w tej chwili nie wyobrażać sobie swojego rozszarpanego ciała i stojącego nade mną wilka, który ciągle zmieniał swoją sylwetkę przybierając kształty każdego z otaczających mnie wilków. Nie udawało mi się to. Powoli wypuściłam powietrze z płuc starając się uspokoić. Wdech. Wydech. Wdech...
- Witajcie na pierwszej edycji Walki o Zwycięstwo. - usłyszałam głos Suzanny. Wydawała się być taka spokojna... Doprawdy nie wiem co siedzi w jej głowie, ale ta samica mnie czasem przeraża. - Bez zbędnej gadaniny, gdyż wiem, że już mieliście wszystko wyjaśnione, po prostu przejdę do jedynego pytania jakie chciałam zadać: jesteście gotowi?
Podniosłam wzrok i rozejrzałam się po towarzyszach, którzy już za chwilę będą walczyć między sobą, a z jedną z osób na arenie wyląduję ja. Niektóre z wilków kiwały głową na tak, ja jednak nie byłam w stanie ruszyć pyskiem, jednak miałam w głowie odpowiedź. „NIE”
- W takim razie... - dalej nie słyszałam. Czułam się jakby ktoś wyłączył mi zmysł słuchu. Widziałam, że Alfa otwiera i zamyka pysk wymawiając słowa, jednak ich nie słyszałam. Poczułam, że sierść staje mi dęba. - ...niebawem!
Ostatnie słowo już usłyszałam, jednak nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo oślepił mnie snop białego światła wydobywający się z Alfy. Zamknęłam oczy, a chwilę później poczułam się jak w windzie w świecie ludzi. Również ból głowy zaczął dawać o sobie znak. Ugh... Nigdy więcej takich rzeczy... Nagle poczułam, że jestem na ziemi. Musiałam spaść, jednak nie odczuwałam bólu przez parę pierwszych sekund. Dopiero po chwili poczułam ból w łapach i tułowiu. Szybko wstałam i otrzepałam się. Stałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, pozbawionym światła. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że coś widać. Zarysy otaczającej mnie jaskini nie wydawały się być dobrą zapowiedzią. Niedaleko zauważyłam sylwetkę wilka. Starając się odepchnąć zbierające się już teraz wyrzuty sumienia przywołałam kulę energii magicznej, stworzonej z iluzji mającej za zadanie ogłuszyć przeciwnika, który dopiero wstawał. Skoczyłam zaraz za nią mając nadzieję na powalenie wilka. W chwilowym błysku światła zauważyłam, kto jest moim przeciwnikiem. Sohara... Nie, tylko nie ona. Dlaczego ona? Dlaczego nie mogłam trafić na kogoś kogo znam o wiele słabiej? Kto dopasowywał nam przeciwników?! Poczułam na sobie wzrok wadery. Boże, Haru przepraszam... Nie chcę... Skoczyłam na nią i przywarłam do ściany. Przepraszam... Zamachnęłam się jedną z łap uderzając ją w pysk. Przechyliła się wypadając moich łap znikając. Spojrzałam na miejsce, gdzie powinna upaść i zdałam sobie sprawę, że jest tam wielka dziura. Super.
Postanowiłam za nią skoczyć i za chwilę byłam już poziom niżej prawie nadziewając się na stalagmit. Otrząsnęłam się i rozejrzałam wokół. Wokół było pełno stalagmitów i stalaktytów. Byłam w jaskini. Wokół rozchodziło się blade światło spływające z dziur w suficie. Haru nigdzie nie było. Jeśli zaraz wyskoczy... Policzyłam do trzech, a kiedy samica nie wyskoczyła znikąd, zaczęłam węszyć, gdzie poszła. Zapach ciągnął się w prawo... albo lewo. Zawsze mi się mylą nazwy... Ruszyłam w tamtą stronę. Mijałam wapienne konstrukcje w jak najszybszym tempie starając się nie myśleć, co robię. Poczułam że jest coraz bliżej, więc skoczyłam prawie dosięgając jej ogona. Nadziałam się jednak na stalagmit przez co zostałam w tyle. Szybko wstałam otrzepując się. Następnie ruszyłam dalej. Haru, przykro mi... Kiedy znowu zaczęłam ją doganiać zaczęłam tworzyć iluzję. Fajerwerki, dodatkowe przeszkody, snopy magii biegnące w jej stronę. Wszystko co tylko przyniosła mi do głowy wyobraźnia... Nagle zaczęła mnie boleć głowa, przez co zwolniłam. Dziwne uczucie... Kiedy minęło zdałam sobie sprawę, że nie wyczuwam Sohary. Zapadła się pod ziemię? Znowu? Zaczęłam tworzyć sztuczne słońce mające na chwilę rozświetlić ciemności. Stałam wśród różnych konstrukcji, jednak dziur nie było żadnych. Może się teleportowała? Zaczęłam przemierzać korytarze jaskini szybkim krokiem, jednak nie biegnąc. Kiedy w końcu opanowałam dyszenie lekko przyspieszyłam szukając za pomocą węchu jej woni. Na przemian znajdowałam i gubiłam jej trop.
Zajęcie było dość nużące, czułam się jak za starych czasów, kiedy brałam udział w polowaniach grupowych. Szukanie zwierzyny było chyba najtrudniejszą sprawą. Bywało, że nic nie znajdowaliśmy...
W pewnej chwili poczułam jak sierść na karku staje mi dęba. Szybko się odwróciłam i zauważyłam pysk Sohary. W panice zrobiłam unik wpadając na stalagmit. Wadera szybko się obróciła i znowu skoczyła. Uderzyła mnie łapą w bok. Syknęłam i wycofałam się, by nabrać rozbiegu. Haru również się cofnęła.
„Przepraszam. Wiesz, że nie chcę... Musisz wiedzieć. Gdyby nie to, że jest to jedyny sposób na koniec, na wydostanie się stąd nie zrobiłabym tego. Nie chcę, ale tak się boję... Jestem tchórzem. Jestem niczym...”
Ruszyłam wprost na nią najszybciej jak umiałam z wyciągniętymi pazurami. Haru była jednak odrobinę szybsza i zdążyła przesunąć się na tyle w bok, że przeleciałam po jej prawej (albo lewej nie mam pewności) stronie zahaczając jedną łapą w jej bok. Skołowana przez upadek spojrzałam na swoją łapę. Na pazurach zostało trochę skóry samicy, więc musiałam ją nadciąć.
Zrobiło mi się niedobrze. „Co ja robię? Może lepiej byłoby...” Poczułam ból na barkach. Sohara musiała skoczyć na mnie i wbić pazury. Spanikowałam i zrzuciłam ją. Postanowiłam ponowić atak, który wcześniej mi nie wyszedł i skoczyłam na nią przyciskając ją do ziemi. Zakończmy to... Wystarczy parę sekund... Sohara wyślizgnęła się mi z łap i już po chwili to ja byłam przygwożdżona. Czułam się, jakby czas zwolnił, gdy Haru pochyliła nade mną pysk. Szybko, nie wiele myśląc ugryzłam ją w nos. Następnie uderzyłam ją łapą w głowę przez co się odrobinę cofnęła. Skoczyłam na nią. Po chwili leżała, a ja trzymałam ją mocno, żeby się nie wyślizgnęła. Wadera szamotała się starając dosięgnąć mnie zębami i parę razy prawie jej się to udało.
Musiało minąć wymagane dziesięć sekund, bo otoczył nas blask tak jak na początku. Znowu poczułam się jak w windzie. Nigdy więcej korzystania z ludzkich środków transportu i innych wynalazków...

Uwagi: Kilka przecinków.