Dlaczego ja to zrobiłam? Po co mi to było? Walki nie są dla mnie.
Zwłaszcza te jeden na jeden, stworzone jako rozrywka dla walczących (jak
bitwa z przyjaciółmi może dawać radość?) oraz znudzonych zwykłym życiem
wilków. To po co się zapisałam? Mało mi było wojen, bitew,
niebezpieczeństwa? Przeżyłam okresy trwania watahy, kiedy walki były
prawdziwe, a jednak to zrobiłam. Zapisałam się już dawno temu, może z
rok? Chętnych nie było wielu i odpowiednia ilość kandydatów zebrała się
niedawno. Szczerze, to zapomniałam już, że takie coś będzie organizowane,
a ja jestem zapisana. Gdyby nie to, że jestem na tyle tchórzliwa, że
nie chcę odczuwać aż tak dużego bólu usiadłabym podczas walki już na
samym początku mówiąc do przeciwnika „Dalej, powal mnie. Chcę mieć to
już za sobą.”. Wiem jednak, że będę walczyć by uchronić swój ogon.
Spoglądam na otaczające mnie wilki. Dante wydawał się być bardzo pewny
siebie, Itachi spoglądał na swoje łapy, Yuki i Tsume patrzyli przed
siebie niewzruszeni. Mizuki ciągle podnosiła i kładła na ziemi przednie
łapy. Kai podobnie jak ja rozglądał się wokół, a Sohara spoglądała w
dół. Poczułam jak jedzenie przewraca mi się w żołądku, zwróciłam więc
oczy na ziemię. Starałam się w tej chwili nie wyobrażać sobie swojego
rozszarpanego ciała i stojącego nade mną wilka, który ciągle zmieniał
swoją sylwetkę przybierając kształty każdego z otaczających mnie wilków.
Nie udawało mi się to. Powoli wypuściłam powietrze z płuc starając się
uspokoić. Wdech. Wydech. Wdech...
- Witajcie na pierwszej edycji Walki o Zwycięstwo. - usłyszałam głos
Suzanny. Wydawała się być taka spokojna... Doprawdy nie wiem co siedzi w
jej głowie, ale ta samica mnie czasem przeraża. - Bez zbędnej gadaniny,
gdyż wiem, że już mieliście wszystko wyjaśnione, po prostu przejdę do
jedynego pytania jakie chciałam zadać: jesteście gotowi?
Podniosłam wzrok i rozejrzałam się po towarzyszach, którzy już za chwilę
będą walczyć między sobą, a z jedną z osób na arenie wyląduję ja.
Niektóre z wilków kiwały głową na tak, ja jednak nie byłam w stanie
ruszyć pyskiem, jednak miałam w głowie odpowiedź. „NIE”
- W takim razie... - dalej nie słyszałam. Czułam się jakby ktoś wyłączył
mi zmysł słuchu. Widziałam, że Alfa otwiera i zamyka pysk wymawiając
słowa, jednak ich nie słyszałam. Poczułam, że sierść staje mi dęba. -
...niebawem!
Ostatnie słowo już usłyszałam, jednak nie zdążyłam się nad tym
zastanowić, bo oślepił mnie snop białego światła wydobywający się z
Alfy. Zamknęłam oczy, a chwilę później poczułam się jak w windzie w
świecie ludzi. Również ból głowy zaczął dawać o sobie znak. Ugh... Nigdy
więcej takich rzeczy... Nagle poczułam, że jestem na ziemi. Musiałam
spaść, jednak nie odczuwałam bólu przez parę pierwszych sekund. Dopiero
po chwili poczułam ból w łapach i tułowiu. Szybko wstałam i otrzepałam
się. Stałam w jakimś ciemnym pomieszczeniu, pozbawionym światła. Jednak
po chwili zdałam sobie sprawę, że coś widać. Zarysy otaczającej mnie
jaskini nie wydawały się być dobrą zapowiedzią. Niedaleko zauważyłam
sylwetkę wilka. Starając się odepchnąć zbierające się już teraz wyrzuty
sumienia przywołałam kulę energii magicznej, stworzonej z iluzji mającej
za zadanie ogłuszyć przeciwnika, który dopiero wstawał. Skoczyłam zaraz
za nią mając nadzieję na powalenie wilka. W chwilowym błysku światła
zauważyłam, kto jest moim przeciwnikiem. Sohara... Nie, tylko nie ona.
Dlaczego ona? Dlaczego nie mogłam trafić na kogoś kogo znam o wiele
słabiej? Kto dopasowywał nam przeciwników?! Poczułam na sobie wzrok
wadery. Boże, Haru przepraszam... Nie chcę... Skoczyłam na nią i
przywarłam do ściany. Przepraszam... Zamachnęłam się jedną z łap
uderzając ją w pysk. Przechyliła się wypadając moich łap znikając.
Spojrzałam na miejsce, gdzie powinna upaść i zdałam sobie sprawę, że
jest tam wielka dziura. Super.
Postanowiłam za nią skoczyć i za chwilę byłam już poziom niżej prawie
nadziewając się na stalagmit. Otrząsnęłam się i rozejrzałam wokół. Wokół
było pełno stalagmitów i stalaktytów. Byłam w jaskini. Wokół
rozchodziło się blade światło spływające z dziur w suficie. Haru nigdzie
nie było. Jeśli zaraz wyskoczy... Policzyłam do trzech, a kiedy samica
nie wyskoczyła znikąd, zaczęłam węszyć, gdzie poszła. Zapach ciągnął się w
prawo... albo lewo. Zawsze mi się mylą nazwy... Ruszyłam w tamtą
stronę. Mijałam wapienne konstrukcje w jak najszybszym tempie starając
się nie myśleć, co robię. Poczułam że jest coraz bliżej, więc skoczyłam
prawie dosięgając jej ogona. Nadziałam się jednak na stalagmit przez co
zostałam w tyle. Szybko wstałam otrzepując się. Następnie ruszyłam
dalej. Haru, przykro mi... Kiedy znowu zaczęłam ją doganiać zaczęłam
tworzyć iluzję. Fajerwerki, dodatkowe przeszkody, snopy magii biegnące w
jej stronę. Wszystko co tylko przyniosła mi do głowy wyobraźnia...
Nagle zaczęła mnie boleć głowa, przez co zwolniłam. Dziwne uczucie...
Kiedy minęło zdałam sobie sprawę, że nie wyczuwam Sohary. Zapadła się
pod ziemię? Znowu? Zaczęłam tworzyć sztuczne słońce mające na chwilę
rozświetlić ciemności. Stałam wśród różnych konstrukcji, jednak dziur
nie było żadnych. Może się teleportowała? Zaczęłam przemierzać korytarze
jaskini szybkim krokiem, jednak nie biegnąc. Kiedy w końcu opanowałam
dyszenie lekko przyspieszyłam szukając za pomocą węchu jej woni. Na
przemian znajdowałam i gubiłam jej trop.
Zajęcie było dość nużące, czułam się jak za starych czasów, kiedy brałam
udział w polowaniach grupowych. Szukanie zwierzyny było chyba
najtrudniejszą sprawą. Bywało, że nic nie znajdowaliśmy...
W pewnej chwili poczułam jak sierść na karku staje mi dęba. Szybko się
odwróciłam i zauważyłam pysk Sohary. W panice zrobiłam unik wpadając na
stalagmit. Wadera szybko się obróciła i znowu skoczyła. Uderzyła mnie
łapą w bok. Syknęłam i wycofałam się, by nabrać rozbiegu. Haru również
się cofnęła.
„Przepraszam. Wiesz, że nie chcę... Musisz wiedzieć. Gdyby nie to, że
jest to jedyny sposób na koniec, na wydostanie się stąd nie zrobiłabym
tego. Nie chcę, ale tak się boję... Jestem tchórzem. Jestem niczym...”
Ruszyłam wprost na nią najszybciej jak umiałam z wyciągniętymi pazurami.
Haru była jednak odrobinę szybsza i zdążyła przesunąć się na tyle w
bok, że przeleciałam po jej prawej (albo lewej nie mam pewności) stronie
zahaczając jedną łapą w jej bok. Skołowana przez upadek spojrzałam na
swoją łapę. Na pazurach zostało trochę skóry samicy, więc musiałam ją
nadciąć.
Zrobiło mi się niedobrze. „Co ja robię? Może lepiej byłoby...” Poczułam
ból na barkach. Sohara musiała skoczyć na mnie i wbić pazury.
Spanikowałam i zrzuciłam ją. Postanowiłam ponowić atak, który wcześniej
mi nie wyszedł i skoczyłam na nią przyciskając ją do ziemi. Zakończmy
to... Wystarczy parę sekund... Sohara wyślizgnęła się mi z łap i już po
chwili to ja byłam przygwożdżona. Czułam się, jakby czas zwolnił, gdy Haru
pochyliła nade mną pysk. Szybko, nie wiele myśląc ugryzłam ją w nos.
Następnie uderzyłam ją łapą w głowę przez co się odrobinę cofnęła.
Skoczyłam na nią. Po chwili leżała, a ja trzymałam ją mocno, żeby się nie
wyślizgnęła. Wadera szamotała się starając dosięgnąć mnie zębami i parę
razy prawie jej się to udało.
Musiało minąć wymagane dziesięć sekund, bo otoczył nas blask tak jak na
początku. Znowu poczułam się jak w windzie. Nigdy więcej korzystania z
ludzkich środków transportu i innych wynalazków...
Uwagi: Kilka przecinków.