Październik 2020 r.
Przydzielono mnie do ekipy tancerzów i drużyn polowań. O ile to pierwsze mi w żadnym stopniu nie przeszkadzało, bo chadzałem w latach studenckich na różnorakie domówki i odrobinę ruszać się umiem, a poczucie rytmu posiadam, tak jeśli chodzi o polowania to z moim brakiem wyczucia i instynktu w formie wilczej mogą się pojawiać się problemy. Póki co na szczęście nikt nie miał większych pretensji, gdyż starałem się niewiele robić i pilnie słuchać wskazówek, dzięki czemu zepsułem tylko trzy pierwsze i dwa późniejsze łowy. Jeśli chodzi o taniec w formie wilczej, co może się okazać rzeczą obowiązkową, choćby z racji, iż jednak mieszkamy w watasze, to z góry wiem, że nie idzie mi to zbyt dobrze. Sądzę, że bez przygotowania może się zakończyć wprost tragicznie.
Prócz mnie w zespole tanecznym była jeszcze znacznie starsza samica, która nie chciała z nami z jakiegoś powodu rozmawiać, oraz Stella, uśmiechnięta wadera o różowym futrze. Zebranie ich do kupy stanowiło dość zajmujące zadanie, gdyż jak zdołałem się zorientować - próby oficjalnie nigdy się nie odbyły, chociażby ze wzgląd na mocno wybrakowany skład. Najmłodsza członkini ekipy dołączyła do nas niewiele wcześniej niż ja, a Aurelliah (jak określiła to działanie Alfa) prawdopodobnie wybrała to stanowisko dla świętego spokoju.
Ostatecznie zebraliśmy się po południu. Dopiero wtedy nikt nie miał żadnej innej pracy. W szukaniu każdej z wader pomogli mi inni członkowie stada, znacznie lepiej zorientowani w grafikach każdego z wilków.
Pierwsza do Parku przybyła Aurelliah. Usiadła w kompletnej ciszy pod najbliższe drzewo. Ignorowała mnie, patrząc nieobecnym wzrokiem w kierunku nieco sfatygowanej już ławki. Od wielu lat nikt nie dbał o spróchniałe już drewno. Aż żal było patrzeć na zmarniały mebel. Przeszło mi przez myśl, że kiedyś z kuzynostwem zajmowaliśmy się naprawą takich staroci i być może byłbym w stanie wszystko tutaj naprawić... Jednakże póki co czułem się zbyt mało przywiązany do stada, by poświęcić na coś tak mało istotnego dla wszystkich innych naście godzin swojego czasu wolnego.
- Paskudna pogoda, prawda? - zagaiłem. Park jako, że był usytuowany wyżej od znacznej części terytoriów, to nie został zalany tak bardzo deszczówką. Było co prawda błotnisto, ale i tak określiłem to jako najbardziej sprzyjające warunki. Zawsze mieliśmy do dyspozycji jeszcze Klif Wschodni oraz Góry, ale na to pierwsze trudno się dostać, a drugie nie ma wystarczająco dużo prostych powierzchni do prawidłowego sporządzenia układu tanecznego. Do tego akurat w tym miejscu dźwięk powinien mieć niewielki pogłos.
- Całe szczęście, że akurat nie pada - dodałem, nie słysząc od niej żadnej odpowiedzi. Wciąż nic. Westchnąłem z rozczarowaniem.
Na szczęście akurat pojawiła się Stella. Pojawiła, bo wynurzyła się spod powierzchni wody, która stała nieopodal naszego wzniesienia. Wyglądała na bardzo zadowoloną z faktu, że zobaczyłem tę scenę i się zaśmiałem. Wygląda jak mop podłogowy, albo jak... mokry pies, pomyślałem, ale po chwili uświadomiłem sobie, że jest to raczej marnym porównaniem.
Po drodze, brodząc już tylko po łokcie, otrzepała się, a gdy wchodziła po schodkach prowadzących do Parku, zrobiła to ponownie. Dopiero wtedy mogła mnie usłyszeć.
- Cześć, Stella! - krzyknąłem do niej.
- Hej! - odkrzyknęła. Sprawnie pokonała dystans dzielących nas schodków. - Co będziemy robić? - dopytała z zainteresowaniem.
- Sądzę, że możemy spróbować zrobić układ do... Hm, I am the last Jacoba Kinnleya chyba się nadaje. Spokojne, bardziej pod jazz, no i rytmiczne. Można z tego zrobić coś ciekawego.
Kiedy podałem tytuł piosenki, z zaskoczeniem zauważyłem, że Aurelliah zastrzygła uszami i w końcu na nas spojrzała. Co prawda trochę podejrzliwie, ale jednak był to jakiś krok na przód.
- Ajm de lust? - powtórzyła Stella, przechylając nieco głowę.
- Jestem ostatnim, a nie pożądaniem - wymamrotała Aurelliah, marszcząc z niesmakiem nos. Ku mojemu olbrzymiemu zdumieniu powiedziała to po angielsku. Czystym, amerykańskim akcentem, może z brytyjską naleciałością. Z wrażenia aż otworzyłem pysk, patrząc to na Aurelliah, to na Stellę. Nie wiedziałem której odpowiedzieć najpierw. Różowa wadera patrzyła na mnie wyczekująco. Zignorowała kompletnie wtrącenie widocznie starszej z nas.
- I'm the last to piosenka z... Miasta. Z świata ludzi. Stamtąd pochodzę - powiedziałem ostrożnie. Tym razem to ona wyglądała na zdumioną.
- Och, naprawdę? Ja dopiero od niedawna zmieniam się w człowieka...
- Ja urodziłem się jako człowiek - Uśmiechnąłem się nieśmiało, zerkając tym razem w kierunku Aurelliah. - Nie umiesz mówić po polsku, prawda?
Drgnęła tak, jakby ktoś ją uderzył. Futro na jej karku nieznacznie się zjeżyło.
- Zgadza się - oznajmiła niezbyt przyjemnym tonem.
- Spokojnie, to nic złego... Tylko od razu przepraszam za moje ubogie słownictwo. Postaram się mówić do ciebie po angielsku - Uśmiechnąłem się delikatnie.
Patrzyła na mnie dalej niezbyt przekonana, ale nie protestowała.
- O co chodzi? - wtrąciła zdezorientowana Stella.
- Nic, nic... - Zrobiłem pauzę na chwilę namysłu - Jako, że nie mamy żadnego odtwarzacza muzyki, chyba jestem zmuszony wam to zaśpiewać - Roześmiałem się.
- Przepraszam z góry za wszystkie przejęzyczenia - Dodałem po chwili, tym razem bardziej pod adresem Aurelliah. Skinęła głową.
- Poprawię cię - zaoferowała, na co chętnie przystałem.
- Jak będziemy tańczyć to też będziesz śpiewać? - zapytała Stella z rozbawieniem.
- Czemu nie? Możemy być zawsze grupą taneczno-wokalną. Co prawda to niezły wysiłek, by jakoś brzmiało, ale na pewno robi wrażenie.
- Tylko, że... nie umiem śpiewać - powiedziała niechętnie Stella.
- A ty, Aurelliah? Umiesz śpiewać?
- Nie.
Westchnąłem z rezygnacją.
- Póki co ja będę to robić, a co z tym dalej to już pomyślimy. No i tak w ogóle, to nie umiem zbyt dobrze tańczyć - Zrobiłem przerwę, po czym pospiesznie dodałem: - Na pocieszenie powiem, że znam się na muzyce ogólnie pojętnej i powinienem się szybko nauczyć co i jak...
- Ja mogę robić układ - zaproponowała Stella.
- Świetnie. W takim razie... Chyba powinienem wam to zanucić - Zaśmiałem się, dopiero czując lekki stres. Rzadko kiedy miewałem tremę.
Na szczęście wiedziałem jak ją zwalczyć i będąc już przy drugiej linijce tekstu piosenki mój głos się całkowicie wyrównał, wyciągając maksimum czystości i mocy wokalu. Dla lepszego wczucia się w tekst zamknąłem oczy.
Opowiadała w końcu o klęsce żywiołowej i prawdopodobnie ostatnim człowieku na ziemi. Jak na ironię, ową klęską żywiołową była powódź. Bardzo lubiłem ten utwór. Można było świetnie bawić się emocjami, dźwiękiem. Nagłe przerwy w wokalu, liczne przejścia z piano do forte... Kochałem takie utwory. Czysta klasyka gatunku, którą poznałem czysto przypadkowo, bo w internecie, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do pisania magisterki. Miałem z nią (mimo ilości łez wylanych w trakcie pisania) dobre wspomnienia.
Dopiero kiedy skończyłem, otworzyłem oczy. Aurelliah patrzyła na mnie z podziwem.
- Zaśpiewałeś bezbłędnie - skomentowała - Podoba mi się twoja interpretacja.
Spojrzałem na drugą z wader, czekając za jej werdyktem. Miałem również nadzieję, że nadaje się do jakiegoś układu.<Stella?>