Lipiec 2022
Deszcz przestał padać nad ranem. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, byłam w tej sytuacji zobowiązana do udania się na granicę naszego terytorium. Podróż nie trwała długo, ale loty w tak ekstremalnych warunkach nigdy nie należały do przyjemnych . Dotarłszy na miejsce, wylądowałam i osłoniłam się swoimi skrzydłami z wiatru. Jakiś czas temu odkryłam, że mogą służyć jako bariera, chroniąca przed gwałtownymi uderzeniami nienaturalnego wichru. Co więcej, taka falująca kopuła z powietrza pozwalała mi otwierać normalnie oczy i wiele więcej usłyszeć. Odpowiednio przygotowana do patrolu, ruszyłam bez pośpiechu przed siebie. Otaczały mnie tylko nagie skały i wycie burzy. Przyspieszyłam nieco kroku, podnosząc uszy i rozglądając się uważnie dookoła. Spojrzałam na skąpane w mroku niziny. Z dnia na dzień wyglądały dla mnie coraz bardziej obco. Okolica zmienia się nie do poznania.
Wkrótce zrobiło się odrobinę jaśniej. Trudno było to dostrzec, bo chmury nadal zasłaniały całe niebo. Zamierzałam lada chwila wrócić do nory, lecz nagle dotarł do mnie dźwięk miarowego uderzania łap o ziemię. Zatrzymałam się, rozłożyłam skrzydła i poleciałam w odpowiednim kierunku. Przede wszystkim musiałam upewnić się, że to żaden z członków naszego stada. Po kilku minutach wypatrzyłam sylwetkę wilka. Zmrużyłam oczy. Nie byłam w stanie określić, czy go znam. Tajemniczy osobnik zbliżał się do Wilczego Szpitala. Wylądowałam w bezpiecznej odległości, na już pokonanej przez niego trasie i zbliżyłam nos do ziemi. Nie rozpoznałam zapachu. Więc po naszym terytorium pałęta się intruz. Uderzyłam dwa razy skrzydłami, by na nowo zlokalizować obcego. Dotarł do Wrzosowej Łąki. Szybko wróciłam na ziemię i zaczęłam biec. Dawno nie odwiedzałam tej polany. Obecnie trawa i wszelkie zielsko były kilkukrotnie wyższe od wilka. Zatonęłam w szumiącej, przerośniętej roślinności. Postanowiłam zaskoczyć obcego; okrążyć go i odciąć mu drogę ucieczki. Wtem usłyszałam, jak intruz zawraca i pędzi z powrotem w stronę gór. Przyspieszyłam. Wypadłam z wysokiej trawy i odkryłam, iż tajemniczy osobnik zniknął z pola widzenia. Zatrzymałam się. Nie czułam w powietrzu magii, więc raczej nie wyparował. Pewnie ukrywa się gdzieś w pobliżu. Zdecydowałam, że zaczekam na ruch, który zdradzi jego położenie. Wtem zza wielkiego głazu wyskoczył niezbyt wielki wilk o jasnobeżowym futrze. Natychmiast wystrzeliłam w jego kierunku i złapałam zębami za nogę, jeszcze zanim wylądował. Jedno szarpnięcie wystarczyło, by przewrócić go na grzbiet.
- Co tutaj robisz i kim jesteś?! - warknęłam, odsłaniając kły. Schwyciłam łapy, którymi próbował mnie odepchnąć.
- Jestem Natanael - padła natychmiastowa odpowiedź. - Wyprowadziłem się od rodziców i szukam watahy, o której opowiadał mi ojciec - wyjaśnił szybko samiec.
Ojciec? Brzmiało to całkiem ciekawie i nie przypominało typowego tłumaczenia szpiega. Te zwykle sprowadzały się do błądzenia i polowania.
- Kim był twój ojciec, że opowiadał ci o naszej watasze? - spytałam, nieco spokojniej, acz nadal niezbyt przychylnie.
- Mieszkał tu przez jakiś czas - oznajmił basior. - Podobno był tu kimś "ważnym"... przez jakiś czas. Ale z jego fantazjami to nigdy nie wiadomo. Do tej pory nie wiem czy to, co mi mówił było prawdą. Szczególnie o tym miejscu. - Wilk o jasnym futrze omiótł wzrokiem okolicę. - Nic nie wspominał o czarnych chmurach, zmutowanej zwierzynie i przerośniętych krzakach Co tu się stało?
- Sama chciałabym wiedzieć - pozwoliłam sobie powiedzieć na głos, co myślę.
Powoli wypuszczałam z uścisku tego gadułę. Co jak co, ale niewielu intruzów zwierza mi się od razu jak wygląda cała sytuacja. Zaczęłam się zastanawiać, czy może słyszałam o jego ojcu. W końcu ta wataha ma całkiem bogatą historię, której dużą część już poznałam. Natanael wstał z ziemi, otrzepał się, po czym kontynuował rozmowę:
- Nie możecie pozbyć się tych dziwnych zjawisk za pomocą zaklęć? Założę się, że...
- Myślisz, że nie próbowaliśmy? - weszłam mu w słowo. - Nie jesteśmy tępi. Te zjawiska są odporne na naszą magię. Nic się nie dało zrobić i został taki stan rzeczy - powiedziałam jednym tchem.
Zapadła cisza. Wtem przypomniałam sobie o czymś, co basior mówił wcześniej.
- Wspominałeś coś o jakiejś zmutowanej zwierzynie... Przypominało to jakieś czarne zwierzę z poranioną nogą, czy coś w ten deseń? - spytałam. Z początku założyłam, że chodziło mu o niebezpieczne istoty, które od zawsze zamieszkiwały nasze terytorium. Ich nazwa akurat wyleciała mi z głowy.
- Chodzi ci o tę potworę wysokości łosia, która przebiegła mi przed oczami? Z tego, co zobaczyłem, zbytnio czarna nie była. Miała niebieski "porost" na grzbiecie i bardzo silne nogi... Trochę czarna była, ale raczej nie tak, jak byś chciała. Kuleć też nie kulała.
Zaczęłam się zastanawiać. Nie brzmiało to jak coś, co zwykle tu występuje. Niewykluczone, że "potwora" ma związek z burzą i tym deszczem... Ba, to bardzo prawdopodobne!
- Zabieram cię do Alf - oznajmiłam Natanaelowi. - Oni zdecydują, co z tobą zrobią i opowiesz im o tym sarno-potworze.
Rozłożyłam skrzydła i przygotowałam się do startu.
- Aż tak to niezwykłe? Myślałem, że u was po prostu tak wygląda zwierzyna.
- Sęk w tym, że nie - uniosłam się w powietrze, zabierając basiora ze sobą.
- Wy też się tak zmutowaliście? - ciągnął dalej, spoglądając w dół.
- Z tego, co mi wiadomo nie - odparłam bez wyrazu. Skupiałam się teraz na walce z nienaturalnym wichrem.
- Skąd w ogóle wzięły się te zjawiska pogodowe?! - zaczął krzyczeć, żeby przebić się przez ryk burzy.
- Zadajesz dużo pytań. Czy ja ci wyglądam na istotę wszechwiedzącą? - burknęłam, nie przejmując się, czy na pewno dobrze mnie słychać. Wilk o jasnobeżowym futrze zaczynał mnie już drażnić.
- Na pewno wiesz więcej, niż ja.
Wylądowałam przed jaskinią należącą do Alf. Nie bawiłam się w delikatne odkładanie Natanaela na ziemię. Po prostu rozgoniłam trzymający go wiatr, kiedy ten był metra nad ziemią. Basior syknął.
- Uważaj trochę.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiłam. - Za mną - ruszyłam zdecydowanym krokiem przed siebie.
Odwróciłam nieznacznie głowę i ujrzałam, że wilk ani drgnął. Zatrzymałam się.
- Na co czekasz? No już - ponagliłam niezbyt przyjaźnie.
Natanael nie odpowiedział nic. Zrobił trudną do odczytania minę i spojrzał gdzieś w bok. Na co on w ogóle czeka? Nie chciałam już wdawać się z nim w dyskusję. Bezceremonialnie złapałam go swoją mocą za ucho powlokłam do jaskini. Wilk chrząknął niezadowolony, ale na tym poprzestał. Jego szczęście.
W środku zastaliśmy zarówno Suzannę, jak i Hitama. Pierwszy zauważył nas samiec Alfa i właśnie on postanowił spytać, kogo tym razem przyprowadziłam. Streściłam, co Natanael opowiedział mi jeszcze na łące. Przywódca dopytał obcego wilka, czy wszystko się zgadza oraz jak miał na imię jego ojciec. Młody samiec oznajmił, że brzmiało ono "Shiryu". Coś mi to przypominało. Odniosłam nawet wrażenie, że mogłam znać osobiście tego wilka. Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. W pewnym momencie Natanael poprosił Alfę o możliwość dołączenia do naszej watahy. Po krótkim wyjaśnieniu warunków, na których basior zostaje przyjęty na okres próbny, wreszcie doszliśmy do tematu zmutowanego zwierzęcia. Kiedy nowy członek watahy zaczął opisywać dokładniej, co widział, spostrzegłam, że siedząca kawałek dalej Suzanna spoglądała w tę stronę. Słowa wilka przykuły jej uwagę do tego stopnia, że po chwili podeszła do naszej trójki.
- Lind, masz przy sobie Naszyjnik Prawdy? - spytała mnie.
- Oczywiście - odparłam i wydobyłam z torby wspomniany przedmiot. Samica Alfa wzięła go ode mnie i założyła na szyję Natanaelowi.
- Powtórz co mówiłeś - kazała.
- Do czego to? - zainteresował się samiec, jakby nie słyszał nazwy wisiorka.
- Powtórz, co mówiłeś o sarnie - rzuciła Suzanna ostro.
Nowy członek watahy wykonał wreszcie polecenie. Po raz kolejny opowiedział o wielkości, kolorze sierści, poroście na grzbiecie zwierzęcia oraz o jego dziwnie lśniących oczach. Przywódczyni watahy słuchała wszystkiego z uwagą. Kiedy Natanael skończył, zdjęła z jego szyi mój naszyjnik i oddała mi go.
- To wszystko, co musimy wiedzieć. Lind, odprowadź go do jego jaskini - odprawiła nas. - Jutro przydzielimy mu funkcję.
Skinęłam głową, pożegnałam się i opuściłam lokum Alf. Natanael zrobił to samo. Kiedy zaczęliśmy oddalać się od ich jaskini, do moich uszu dotarł głos Suzanny:
- Sprawa zrobiła się naprawdę poważna. Burza nie ustaje, deszcz pada coraz częściej. Teraz już wiemy, jak wpływa na zwierzęta - zaczęła dyskusję ze swoim partnerem.
Mimowolnie zwolniłam, chcąc usłyszeć jak najwięcej.
- Według mnie powinniśmy kogoś wysłać w teren by sprawdził, czy to pojedynczy przypadek - mruknął Hitam.
- To może być zbyt ryzykowne. Trzeba...
- Gdzie będzie ta moja nowa jaskinia? - odezwał się Natanael, odcinając mnie zupełnie od podsłuchiwanej rozmowy.
- Um... Tutaj - wskazałam jak gdyby nigdy nic wejście do niedawno zwolnionej nory. Nie mogłam przecież się przyznać, w czym mi przeszkodził.
- Jest dosyć mała - westchnął samiec, podchodząc do swojego nowego lokum.
- Twoja i tak jest jedną z większych. Ciesz się, że nie musisz mieszkać wyżej.
- Dlaczego?
- W tamtych jaskiniach ledwo można się obrócić - oznajmiłam.
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz