Zima 2018
Któregoś dnia spóźniałam
się na lekcje logiki. Biegłam nie patrząc czy ktoś idzie i nagle
w połowie drogi usłyszałam przewracające się książki.
Odwróciłam się i zauważyłam jak jakiś wilk próbuje podnieść
stertę książek. Podeszłam do niego,
- Mogę pomóc? - spytałam
się.
Gdy pomogłam mu pozbierać
książki to zamienił on się w inne stworzenie. Na początku nie
wiedziałam o co chodzi, ale później zorientowałam się, że to ta
sama osoba. Przedstawił się, nazywał się Dante. Dowiedziałam
się, że książki nie były dla niego, lecz dla jego partnerki. Z
moim nowym przyjacielem poszłam do jego domu odwiedzić jego
partnerkę, która była w ciąży. Bardzo chciałam zobaczyć małego
szczeniaczka, chociaż widziałam już noworodka, ale już tego za
bardzo nie pamiętam, gdyż urodził się dzień później od moich
narodzin. Chciałabym, żeby to była dziewczynka. Mogłabym być jej
przyjaciółką. Będąc już tam w jaskini zauważyłam wilczycę,
przy której leżało małe, białe stworzonko. Dante podbiegł do
niej i zauważył, że jego partnerka urodziła szczeniaka-albinosa.
Przez chwilę rozmyślał nad czymś, a ja podbiegłam zobaczyć
wilczątko.
- Mogę się z nią
pobawić? - wypytywałam podekscytowana.
Jednak uciszali mnie,
żebym nie obudziła maleństwa. Położyłam się obok niego i
przypatrywałam się. Jednak nie robił nic innego jak spał i
oddychał. Dante położył się obok partnerki. Wszyscy usnęliśmy.
W nocy obudziłam się. Porozglądałam się jeszcze po jaskini i
wyszłam z niej. Poszłam do lasu. Nie chciałam aby oni się
dowiedzieli, że co noc nawiedza mnie demon. Tej nocy jednak Sagope
do mnie nie przyszedł. Kolejnego ranka wróciłam do nich. Wskakując
do ich jaskini witałam się. Obudziłam tym wszystkich. Malucha też.
- Czemu przychodzisz tak
wcześnie? - spytała się mama szczeniaka.
- Przecież nie jest już
rano! Pora wstawać! - wykrzyknęłam – Chciałam się coś jeszcze
spytać.
- Tak?
- A jak będzie się
nazywać moja nowa koleżanka?
- Najprawdopodobniej
Narvi.
W głowie powtarzałam
sobie ciągle te imię, żeby nie zapomnieć. Niestety, mam troszkę
słabą pamięć do imion. W ich jaskini zachowywałam się jak bym
była w swojej. Trochę nieładnie.
- A czy przypadkiem nie
miałaś iść do szkoły? - wtrącił Dante.
Tak, właśnie. Znowu
zapomniałam o szkole. Dlatego pożegnałam się i pobiegłam w
stronę jaskini, gdzie miały odbywać się lekcje wilczej historii.
Na szczęście zdążyłam, chociaż było już tam kilka wilków.
Usiadłam sobie na kamieniu. Po chwili przyszedł nauczyciel, Kai.
- Dzień dobry, witajcie
na kolejnych lekcjach. Dziś opowiemy sobie o powstaniu magicznego
wilka. - odparł Kai.
Pomyślałam sobie, że my
nie będziemy musieli opowiadać, tylko on, ale okazało się, że
nie. My też musimy. Trochę mnie to przeraziło, przecież jestem
nieukiem i nigdy nie opowiadałam czegoś. Basior rozdał nam książki
przyniesione z biblioteki i mieliśmy otworzyć na stronie, gdzie są
obrazki z różnymi zwierzętami i wilkiem z inną łapą. Nauczyciel
wskazał na mnie, żebym opowiedziała jak mogło wyglądać
stworzenie magicznego wilka.
- Pewnego dnia... eee... -
jąkałam się a wszyscy się na mnie patrzyli - … był sobie wilk,
który urodził się ze skrzydłem zamiast łapy. Koniec.
Po chwili podszedł do
mnie Kai. Spytał się, czemu tak krótko. Nic nie odpowiedziałam.
Kontynuował lekcję.
- Jedną z legend jest o
stworzeniu magicznego wilka jest to, że gdy bóg stwarzał różne
zwierzęta to przy stwarzaniu trzeciego wilka popełnił mały błąd.
Zamiast lewej przedniej łapy miał skrzydło nietoperza. Inne
zwierzęta go omijały, gdyż bały się go. Jednak miał on
partnerkę nie zwierzę, lecz nimfę. Wtedy urodziły się wilczki z
magicznymi mocami. Jednak one ukrywały się przed ludźmi.
Przynajmniej czegoś się
dowiedziałam. Ale myślałam też, co robi Narvi. Kiedy się w końcu
ze mną pobawi...
<Dante...?>
Uwagi: Jak już wcześniej ustaliłyśmy - przydałoby Ci się robienie dokładniejszego riserczu podawanych prze siebie informacji. Ponadto komentarz "odparł" używany jest w takim samym wypadku jak "odpowiedział", czyli ktoś musiał już wcześniej skierować do danej osoby wypowiedź. Kwestia zaczynająca dialog nigdy nie może być komentowana jako "odparł", bo nie miał na co. To trochę jak odpierać nieistniejący atak.