Wrzesień 2021
Waliłem się głową o ścianę. Już nie wiedziałem, czy donośne łupanie było słychać tylko w mojej głowie, czy również poza nią. Ty ułomie, gamoniu, matole. Zawarczałem na siebie. Musisz się uspokoić - pomyślałem. Zapomniałem miesiąc temu pójść na zajęcia z liczenia! I co najgorsze w całej tej sytuacji – miałem luki w pamięci i nie pamiętałem wszystkiego. Nie pamiętałem liczby nic! Chyba wypadałoby upomnieć się o te lekcje dzisiaj, tak to byłoby dobre, przecież jestem matołem i nic nie umiem!
Oderwałem się od walenia w ścianę i spojrzałem na miejsce, które zostało pobite. Nie różniło się niczym od wcześniejszego stanu. To dobrze, przydałoby się jednak zachować to pomieszczenie w dobrym stanie. Co jak co to była moja grota, a o to, co moje muszę dbać. Odsapnąłem moment i spojrzałem na ścianę, ale teraz już z innego punktu widzenia. Naprawdę nic się jej nie stało. Napawało mnie to ogromnym zdziwieniem. Stanąłem po przeciwnej stronie i nadal nic. Zadowolony ruszyłem z groty. Wyszczerz wszedł mi na pysk. Pora było się udać na zajęcia z liczenia.
W trakcie drogi w poszukiwaniu Alfy humor mi szybko zlazł. Przypomniałem sobie to i owo z zajęć. Szczególnie trud liczenia. Jedynie mocniej zacisnąłem zęby i szedłem dalej. Trudno było przywrócić uśmiech. Zahaczyłem o Wrzosową Łąkę. Nadal trwał festyn, na który raz przychodziłem, a raz zapominałem. Chyba mogę sobie dzisiaj odpuścić lekcję z liczenia, prawda? Przecież nic się nie stanie. Poza tym i tak musiałbym wcześniej wrócić, po obiedzie mam występy w amfiteatrze, a wieczorem mam polowanie i jeszcze trening wojska. Cieszyłem się jak dzieciak, dawno nie polowałem.
Jednak czekało mnie coś jeszcze, chciałem zdobyć kilka tych kart, co prawda nadal ten festyn był dla mnie dziwną sprawą i wszystkiego nie ogarniałem. Jednak chcę zobaczyć co to takiego te całe karty. W szczególności, że niektóre wilki szaleją z tym zbieraniem kart i cieszą się jak nienormalne. Też muszę się w końcu zabawić jak dziecko, nie mogę wiecznie udawać starca. Wiedziałem, że muszę znajdywać poszczególne wilki, które zajmują się jakąś konkurencją i wykonać to, co będę miał od nich zadane. Tylko nie chcę znowu śmierdzieć. Dopiero od niedawna udało powstrzymać mi się ten straszny smród. Jakbym znowu miał śmierdzieć, to bym się chyba zakopał pod ziemię.
Zauważyłem basiora, który zdawało mi się, że sprawował jakieś stanowisko. Jak na mój gust wyglądał dziwacznie i śmiesznie. Nie, żeby coś, wolę wadery, a w szczególności taką jedną. Kimkolwiek on nie był spojrzał się na mnie, a ja udawałem, że nie wiem, o co mu chodzi i szybko uciekłem wzrokiem. Chyba nawet nie musiałem udawać. Przypuszczenie miałem. Stał nad wodą i zapraszał mnie do jakieś konkurencji. Jeżeli jest pływanie, to nawet mogę pójść. Niech zna moją łaskę. Podchodziłem coraz bliżej, przyglądając się jemu dokładniej. Grzywę miał mocno okląpniętą na jedno oko, przez co bez wątpienia był piratem. Widać było po nim, że zasłania mu widok. Jego sierść była dziwnego koloru i to bardzo, a że na kolorach się nie znam, to nie powiem jakiego. Nie był to ani żółty, ani pomarańczowy, ot coś pomiędzy. Był trochę, jakby to nazwać... naprawdę energiczny. W mojej pierwszej myśli nie brzmiało to aż tak milusio. To były jedyne dziwne rzeczy, które zauważyłem, reszta wydawała się normalna. Wzrost jak każdy, a przynajmniej zdecydowana większość, i co tu więcej mówić? Wyglądał raczej na zwinnego. Podszedłem jeszcze bliżej i dostrzegłem jego łapy, może nawet za długo się w nie wpatrywałem.
- Też uważam, że są piękne – zagadnął basior. O mało co nie powstrzymałem się od przewrócenia oczami, kogoś mi on zaczął przypominać.
- Co to za stanowisko? - Rzuciłem okiem na miejsce wokół niego. Drzewo jak każde, woda to samo, tylko lina. Nie pasowała mi jakoś.
- Wilk może chwycić za tę linę, później rozhuśtać się i wpaść do wody. Możesz dostać za to kilka kart. - Pokiwałem głową. W sumie to czemu nie. Wydawało mi się to bardzo proste.
- I na tym polega całe zadanie? - spytałem dla pewności. Coś mi tu śmierdziało. O dziwo nie byłem to ja. To chyba za proste. Wilk tylko przytaknął głową.
- To jak? Bierzesz udział?
- Biorę – odparłem z uśmiechem.
- Tylko uważaj – zaczął, a ja chyba wyczułem, gdzie będzie ten haczyk. Nic nie może być nigdy za proste. - Nie spadnij przed wpadnięciem do wody.
Komu ty to mówisz, pomyślałem. Mów mi mistrzuniu. Wziąłem kilka głębokich haustów powietrza i zmierzyłem oczami wodę. Policzymy się zaraz młoda. Uśmiechnąłem się sam do siebie. To będzie proste! Wszedłem na linę i zamknąłem ją w szczelnym uścisku moich łap. Teraz tylko najtrudniejsze, rozhuśtać ją. No i tutaj zaczęły się schodki. Jak wszedłem była tylko lekko rozhuśtana. Teraz musiałem zrobić to ja, świetnie się zapowiadało. W szczególności, że nie wiedziałem jak mam to zrobić. Zacząłem się wiercić, jakbym miał pchły na tyłku. Nieważne jak głupio to wyglądało, przynajmniej poskutkowało. Raz w życiu moje pomysły chyba nie były aż tak głupie.
Kiedy wybiłem się w powietrze, czułem się jak władca wichrów. Szybowałem w bezkresnych przestworzach wiatru. Dopóki nie spotkałem się z wodą. O mało co nie jęknąłem. Co prawda jesień się dopiero zaczęła, ale to było straszne! Nie spodziewałem się takiego zimna, przecież nadal jest ciepło. W ostatnim momencie powstrzymałem się, żeby nie otworzyć buzi, musiałem przecież jakoś nurkować. Nieumiejętnie wpadłem do wody. Na dnie uderzyłem o jakąś gałąź. Szybko wypłynąłem z wody, żeby nie jęknąć z bólu pod nią. Oparłem się przednimi łapami o ziemię i podciągnąłem się w górę. Moja mina nie była ciekawa, przez co wilk szybko mnie zapytał:
- W porządku? - Pokiwałem jedynie głową od niechcenia.
- Chyba mam coś w łapię, mógłbyś to sprawdzić? - Wilk skierował się do mojej łapy i rzucił na nią okiem. Z jego miny odczytałem, że nie za ciekawie.
Zapomniałem o jednej rzeczy, którą mogę zrobić. Wyszedłem z ciała i stanąłem obok... No dobra, chyba się sobie nie przedstawiliśmy. Ku mojemu zdziwieniu przez moment udało mi się pozostać obydwoma ciałami aktywny. Jednak przypomniałem sobie, w jakim celu tak właściwie użyłem mocy. Oglądnąłem łapę, znajdował się tam tylko kawałek małego patyczka. Wróciłem do pierwotnego ciała.
- To tylko drzazga – odparł tonem, który dla mnie brzmiał mniej więcej: tylko straciłeś łapę, ale masz trzy pozostałe, ciesz się życiem!.
- Czyli że co? Możesz to normalnie wyciągnąć?
- Zdaje mi się, że tak – odetchnąłem głęboko. W głębi siebie cieszyłem się, że będę miał wszystkie łapy, a nie tylko trzy (jak dobrze, że chociaż ta sytuacja przypomniała mi liczbę). - Tylko uważaj, może naprawdę zaboleć.
- Zaczynaj – powiedziałem i zacisnąłem mocniej kły.
Po chwili jęczenia było już po wszystkim, a ja mogłem mu podziękować, że tak dobrze wyciągnął patyk. Mogłem już pójść, jednak została jeszcze jedna sprawa.
- Mam pytanie – powiedziałem, a wilk odwrócił się do mnie z pytającym wzrokiem - jak masz na imię?
- Naprawdę ci się nie przedstawiłem? - Pokiwałem głową – Najmocniej przepraszam, Joel jestem lub po prostu Jo.
- Zapamiętam, Jo. Jestem Valk – odrzekłem – Miło było, nie licząc jednej sprawy. - Puściłem oczko w jego stronę. Chyba muszę już lecieć, za niedługo mam próbę, a później występ w amfiteatrze. Jak chcesz, to przychodź.
Ruszyłem przed siebie truchtem, żeby sprawdzić, czy naprawdę wszystko w porządku z nogą. Jednak nie było powodu do niepokoju. Działała sprawnie jak zawsze, bez najmniejszego zarzutu. Do amfiteatru wcale nie było tak daleko, jednak szybko byłem zmęczony i nadal przesiąknięty wodą.
Obok mnie już stała Gaja i trenowała swój występ. Za każdym razem jego widok wprawiał mnie w ogromne zdumienie. Zacząłem ćwiczyć swoje i muszę przyznać, wychodziło mi to coraz lepiej. Na samym początku nie czułem się oddany występowi. Potrzebowałem swobody i wprawy, która w końcu nadeszła. Wcześniej trochę obawiałem się występów przed sporą publiką. Później zobaczyłem, że tutaj wcale nie przychodzi dużo wilków. Najwięcej osób, które przyszło, nie przekraczało rzekomej liczby dziesięć, ale było to więcej od pięć. Poddaje się z liczeniem. Jednak zazwyczaj było ich trzy. Największy ruch był w piątki. Większość wilków w ten dzień się zabawiała, jednak amfiteatr i tak nie był jakąś wielką frajdą. Znaczna część osób, która lubiła się bawić, wolała chodzić do baru. Tam to dopiero była zabawa. Każdy mógł tańczyć w swoim stylu i nie tylko oglądać czyjeś występy. Swoją drogą, muszę przestać być spłukany, chciałbym w końcu coś kupić w barze. Uśmiech od naprawdę wielu minut nie schodził mi z pyska. Jaki był tego powód? Byłem bardzo szczęśliwy, że nareszcie pokażę mój trzeci układ. Jak na razie występowałem tylko dwoma. Jednak wczoraj w nocy stwierdziłem, że przydałoby się wymyślić coś nowego. Zaczęło ich chyba nudzić to samo. Po tym układzie będę musiał stworzyć dwa kolejne. Tymczasem Gaja schodziła już ze sceny. Teraz nadeszła moja kolej.
<C.D.N.>
Zdobyte karty: brązowe: Wrzosowa Łąka, Medalion Rosnącej Potęgi; srebrne: Powietrze, Elektryczność