Sierpień 2019 r
Samica miała bardzo jasne, różowe
futro. Jej grzbiet, podbrzusze i łapy były białe, a ogon
fioletowy. Podobnie jak ja miała dłuższą sierść na głowie,
jednak u niej była ona w tym samym kolorze co ogon. Wyglądałaby
bardzo cukierkowo i słodko, jednak jej budowa ciała – tak różna
od sylwetek psów! - mówiła, że jest lepsza w boju od niejednego
kundla. A oczy... Jej oczy były czarne i zimne. Kryło się w nich
coś takiego, coś co dobitnie ostrzegało, by z nią nie zadzierać.
Było w nich jednak coś jeszcze, coś czego nie potrafiłam nazwać.
Żadna z nas się nie ruszyła. Jedna
lustrowała wzrokiem drugą i próbowała porównać nasze wyglądy
do czegoś co znamy, czegoś ze świata każdej z nas. I chyba żadna
nie pasowała. Lub przynajmniej stojąca przede mną samica ani
trochę nie pasowała do świata, w którym dotychczas żyłam.
- Lis? - zapytała trochę niepewnie.
Przechyliłam łebek w zaskoczeniu. Ja? Lisem? Czy o czymś nie
wiedziałam? Podobno byłam podobna do tych stworzeń, dużo ludzi
tak mówiło, ale... Po prostu nie. Nie czułam się lisem, byłam
psem. W końcu oprzytomniałam na tyle, by uświadomić sobie, że
wypadałoby odpowiedź.
- N-nie...
- Pies?! - wykrzyknęła nagle
wilczyca. Była widocznie z siebie bardzo zadowolona, że rozwiązała
zagadkę mojego gatunku. Byłoby to trochę zabawne, gdyby nie...
Och, chwila. Nie byłoby. Przynajmniej nie miałam już powodu czuć
się dziwnie z tym, że nie wiedziałam na początku z jakiego
gatunku jest moja rozmówczyni.
- Tak – odpowiedziałam, na co samica
się uśmiechnęła, a jej oczy zalśniły cieplejszym blaskiem. Jest
bardzo wesoła i miła. Czy wszystkie wilki są takie?
„Raczej nie.” - odpowiedziałam
sama sobie.
- Zirael – przedstawiła się
bladoróżowa wstając. Już myślałam, że poda mi łapę, jak
robią to czasem na powitanie ludzie. - Wilk z Watahy Magicznych
Wilków.
Zmarszczyłam brwi. Nie pomyliłam się,
samica była z tego gatunku. Tylko... Skąd ja o tym wiedziałam? A
wataha...? O! Chodzi o sforę! Mieliśmy takie na mieście, w ich
skład wchodziły bezpańskie psy. Czyli... Ich, to znaczy magicznych
wilków, musi być więcej! I to gdzieś niedaleko! Nie wiedziałam
czy powinnam się z tego cieszyć czy też nie.
Wilczyca spojrzała na mnie
wyczekująco. Kurcze, powinnam się w końcu przedstawić.
- Tori – powiedziałam trochę się
wahając. Nie byłam pewna, czy nie powinnam używać pełnego
imienia. Stwierdziłam jednak, że nie. Zdrobnienie też jest spoko.
Nagle Zirael podeszła do drzewa, do
którego przymocowana była moja smycz. Wystraszona, ale jednocześnie
bardzo zaciekawiona przyglądałam się jak samica przegryza smycz.
Zrobiła to tak szybko, że było to aż niesamowite. Musiała mieć
bardzo ostre zęby... Teraz samica obróciła się i skierowała
swoje długi kroki w moją stronę. Co chciała zrobić, chyba
nie...?
Spojrzałam w jej oczy, teraz takie
ciepłe i przyjazne. Chyba chodziło o moją obrożę, ale nawet
jeśli to niech się lepiej nie zbliża. Zresztą – nie chcę jej
tracić. To tak jakbym wyrzekła się samej siebie.
- Nie, zostaw ją. Proszę.
- Jak chcesz – mruknęła Zirael
wzruszając lekko ramionami. Pewnie nie rozumiała mojego zachowania,
ale trudno. Ja sama nie zawsze je rozumiałam...
- Chcesz pójść ze mną do mojej
watahy? - zapytała. Wyczuwałam od niej duże podekscytowanie.
Zachowywała się tak przyjaźnie, była taka miła, a jednak coś mi
nie dawało spokoju. No właśnie, znowu owe, tajemnicze „COŚ”.
Czym ono było? Propozycja wisiała w powietrzu, czułam, że muszę
się na nią zgodzić, więc to zrobiłam. Co prawda trochę
niechętnie, ale się zgodziłam. Wiedziałam, że jakaś część
mojej osobowości nie pozwoliłaby mi odmówić. Nie ma mowy.
Spojrzałam jeszcze w stronę, z której
przyszłam. Gdzieś tam znikła Anna, gdzieś tam był mój dom, moje
życie.
- Czekasz na kogoś? - zapytała znowu
Zirael.
Miałam ochotę przytaknąć. Czekam.
Czekam na Annę. Przyjdzie tutaj...
„A co jeśli nie?”
Postawiłam uszy, ktoś coś
powiedział. Jakiś głos, słyszałam głos. Nie, wydawało mi się.
Musiało mi się wydawać, w końcu w okolicy nikogo nie było.
Jednak ten tajemniczy głos miał rację. Wiedziałam to, jednak
bałam się do tego przyznać, bo to by oznaczało koniec. Koniec
mojego życia, wszystkiego co znałam. Mój koniec. Ten, ten... Który
nadszedł. Spuściłam łeb przytłoczona rzeczywistością w jakiej
się znalazłam i pokręciłam głową. Nie czekam.
- No to w tę stronę - powiedziała z
łagodnością i spokojem, o jaki bym ją nie osądzała. Skinęłam
głową i się podniosłam. Zirael spojrzała na mnie przez ramię.
Czekała. Ruszyłam w jej stronę, a kiedy się z nią zrównałam –
ta zaczęła i w stronę, z której przybyła.
Szłyśmy przez las w całkowitej
ciszy. Nie przeszkadzało mi to, a Zirael była całkowicie oddana
swoim myślom. Tak więc, ciszę przerywały jedynie wspaniałe
odgłosy otaczającego nas „Przeklętego Lasu”. Otaczało mnie
pełno ciekawych zapachów, że ledwo się powstrzymywałam, by nie
zostawić towarzyszki i nie pobiec za interesującą wonią.
„Nie jest tak źle, prawda? Fajnie by
było tu zostać...”
Podskoczyłam ze strachu. Ten głos...
Znowu ten głos. O psy i wilki! Pomocy! Co to ma być?! Nie możliwe,
by mi się zdawało, to nie był głos moich myśli, więc... więc
co to było? Głos nie brzmiał na kobiecy. Brzmiał jak chłopięcy,
jednak również tak inaczej, niż każdy jaki słyszałam
dotychczas. Coś w nim było innego. Może to to, że mówi w „moim”
języku? Nie, chyba jednak to nie to.
- Wszystko w porządku? Co się stało?
- z zamyślenia wyrwał mnie głos Zirael. Samica przystanęła i
teraz patrzyła na mnie z niepokojem. Powinnam powiedzieć jej
prawdę?
- Słucham? Nie, nic. Wszystko jest ok
- skłamałam. Zirael wzruszyła ramionami i się odwróciła.
Wskazała mi gestem łapy, bym ruszyła lekko przed nią. Zrobiłam
co mi kazała. W tej chwili złapało mnie poczucie winy. Nie
powinnam tego robić. Wilczyca była w stosunku do mnie tak miła,
nie znała mnie, a pomogła mi. Gdyby nie ona, prędzej czy później
umarłabym pod tym drzewem, a tak? Mam nadzieję na nowe życie. A
jak ty, idiotko się odwdzięczasz? Okłamujesz ją. Co prawda, zdaję
sobie sprawę, dlaczego to zrobiłam boję się tego co może
oznaczać to, że słyszę ten dziwaczny głos.
„Wszystkie działania mają swoje
konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe
twoje życie.”
Tym razem nawet nie ruszyłam uchem,
kiedy Głos się odezwał. Poczułam z tego powodu ogromną dumę,
dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, co usłyszałam. W tym
momencie cała radość ze mnie uleciała niczym powietrze z
przekłutego balonika. Zastąpiły ją dwie gule, jedna w brzuchu,
druga w gardle. Gule nie do przełknięcia, spowodowane nasilonym
poczuciem winy i świadomością co zrobiłam. Otworzyłam oczy
szerzej i stanęłam. Czułam jak moje ciało się napina, jakby w
wyczekiwaniu. Nie miałam jednak w tej chwili nad nim władzy. Serce,
które w ciągu ostatnich minut ciągle na zmianę to przystawało,
to znowu biło szaleńczo, przeżyło kolejny zawał.
Próbowałam się ruszyć, odzyskać
panowanie nad sobą, uspokoić się. Nie wychodziło mi to, nie
potrafiłam nic zrobić, mogłam tylko stać i czuć jak serce mi
wali. Czy to ma być kara za moje kłamstwo? W głowie zabrzmiało
echo ostatnich dwóch zdań wypowiedzianych przez Głos. Zdań, które
nie wiedzieć czemu wywołały u mnie tak dziwaczną reakcję.
- Tori! Hej, mała! Co ci jest? Tori?!
- słyszałam jakby z daleka starszą samicę. Jej głos był
zdenerwowany, martwiła się. Martwiła się o coś, ale już
zapomniałam o co. Chyba o mnie, ale nie mam pewności. Nic już nie
wiem.
„Wszystkie działania mają swoje
konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe
twoje życie.”
Tylko te dwa zdania bez przerwy krążyły
po mojej głowie. Poza nimi nie było nic innego. Tylko one...
<Zirael?>
Uwagi: Prosiłabym o używanie pełnego imienia do tytułów op.