Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 15 maja 2017

Od Torance "Porzucona" cz. 3 (Cd. Zirael)

Sierpień 2019 r
Samica miała bardzo jasne, różowe futro. Jej grzbiet, podbrzusze i łapy były białe, a ogon fioletowy. Podobnie jak ja miała dłuższą sierść na głowie, jednak u niej była ona w tym samym kolorze co ogon. Wyglądałaby bardzo cukierkowo i słodko, jednak jej budowa ciała – tak różna od sylwetek psów! - mówiła, że jest lepsza w boju od niejednego kundla. A oczy... Jej oczy były czarne i zimne. Kryło się w nich coś takiego, coś co dobitnie ostrzegało, by z nią nie zadzierać. Było w nich jednak coś jeszcze, coś czego nie potrafiłam nazwać.
Żadna z nas się nie ruszyła. Jedna lustrowała wzrokiem drugą i próbowała porównać nasze wyglądy do czegoś co znamy, czegoś ze świata każdej z nas. I chyba żadna nie pasowała. Lub przynajmniej stojąca przede mną samica ani trochę nie pasowała do świata, w którym dotychczas żyłam.
- Lis? - zapytała trochę niepewnie. Przechyliłam łebek w zaskoczeniu. Ja? Lisem? Czy o czymś nie wiedziałam? Podobno byłam podobna do tych stworzeń, dużo ludzi tak mówiło, ale... Po prostu nie. Nie czułam się lisem, byłam psem. W końcu oprzytomniałam na tyle, by uświadomić sobie, że wypadałoby odpowiedź.
- N-nie...
- Pies?! - wykrzyknęła nagle wilczyca. Była widocznie z siebie bardzo zadowolona, że rozwiązała zagadkę mojego gatunku. Byłoby to trochę zabawne, gdyby nie... Och, chwila. Nie byłoby. Przynajmniej nie miałam już powodu czuć się dziwnie z tym, że nie wiedziałam na początku z jakiego gatunku jest moja rozmówczyni.
- Tak – odpowiedziałam, na co samica się uśmiechnęła, a jej oczy zalśniły cieplejszym blaskiem. Jest bardzo wesoła i miła. Czy wszystkie wilki są takie?
„Raczej nie.” - odpowiedziałam sama sobie.
- Zirael – przedstawiła się bladoróżowa wstając. Już myślałam, że poda mi łapę, jak robią to czasem na powitanie ludzie. - Wilk z Watahy Magicznych Wilków.
Zmarszczyłam brwi. Nie pomyliłam się, samica była z tego gatunku. Tylko... Skąd ja o tym wiedziałam? A wataha...? O! Chodzi o sforę! Mieliśmy takie na mieście, w ich skład wchodziły bezpańskie psy. Czyli... Ich, to znaczy magicznych wilków, musi być więcej! I to gdzieś niedaleko! Nie wiedziałam czy powinnam się z tego cieszyć czy też nie.
Wilczyca spojrzała na mnie wyczekująco. Kurcze, powinnam się w końcu przedstawić.
- Tori – powiedziałam trochę się wahając. Nie byłam pewna, czy nie powinnam używać pełnego imienia. Stwierdziłam jednak, że nie. Zdrobnienie też jest spoko.
Nagle Zirael podeszła do drzewa, do którego przymocowana była moja smycz. Wystraszona, ale jednocześnie bardzo zaciekawiona przyglądałam się jak samica przegryza smycz. Zrobiła to tak szybko, że było to aż niesamowite. Musiała mieć bardzo ostre zęby... Teraz samica obróciła się i skierowała swoje długi kroki w moją stronę. Co chciała zrobić, chyba nie...?
Spojrzałam w jej oczy, teraz takie ciepłe i przyjazne. Chyba chodziło o moją obrożę, ale nawet jeśli to niech się lepiej nie zbliża. Zresztą – nie chcę jej tracić. To tak jakbym wyrzekła się samej siebie.
- Nie, zostaw ją. Proszę.
- Jak chcesz – mruknęła Zirael wzruszając lekko ramionami. Pewnie nie rozumiała mojego zachowania, ale trudno. Ja sama nie zawsze je rozumiałam...
- Chcesz pójść ze mną do mojej watahy? - zapytała. Wyczuwałam od niej duże podekscytowanie. Zachowywała się tak przyjaźnie, była taka miła, a jednak coś mi nie dawało spokoju. No właśnie, znowu owe, tajemnicze „COŚ”. Czym ono było? Propozycja wisiała w powietrzu, czułam, że muszę się na nią zgodzić, więc to zrobiłam. Co prawda trochę niechętnie, ale się zgodziłam. Wiedziałam, że jakaś część mojej osobowości nie pozwoliłaby mi odmówić. Nie ma mowy.
Spojrzałam jeszcze w stronę, z której przyszłam. Gdzieś tam znikła Anna, gdzieś tam był mój dom, moje życie.
- Czekasz na kogoś? - zapytała znowu Zirael.
Miałam ochotę przytaknąć. Czekam. Czekam na Annę. Przyjdzie tutaj...
„A co jeśli nie?”
Postawiłam uszy, ktoś coś powiedział. Jakiś głos, słyszałam głos. Nie, wydawało mi się. Musiało mi się wydawać, w końcu w okolicy nikogo nie było. Jednak ten tajemniczy głos miał rację. Wiedziałam to, jednak bałam się do tego przyznać, bo to by oznaczało koniec. Koniec mojego życia, wszystkiego co znałam. Mój koniec. Ten, ten... Który nadszedł. Spuściłam łeb przytłoczona rzeczywistością w jakiej się znalazłam i pokręciłam głową. Nie czekam.
- No to w tę stronę - powiedziała z łagodnością i spokojem, o jaki bym ją nie osądzała. Skinęłam głową i się podniosłam. Zirael spojrzała na mnie przez ramię. Czekała. Ruszyłam w jej stronę, a kiedy się z nią zrównałam – ta zaczęła i w stronę, z której przybyła.
Szłyśmy przez las w całkowitej ciszy. Nie przeszkadzało mi to, a Zirael była całkowicie oddana swoim myślom. Tak więc, ciszę przerywały jedynie wspaniałe odgłosy otaczającego nas „Przeklętego Lasu”. Otaczało mnie pełno ciekawych zapachów, że ledwo się powstrzymywałam, by nie zostawić towarzyszki i nie pobiec za interesującą wonią.
„Nie jest tak źle, prawda? Fajnie by było tu zostać...”
Podskoczyłam ze strachu. Ten głos... Znowu ten głos. O psy i wilki! Pomocy! Co to ma być?! Nie możliwe, by mi się zdawało, to nie był głos moich myśli, więc... więc co to było? Głos nie brzmiał na kobiecy. Brzmiał jak chłopięcy, jednak również tak inaczej, niż każdy jaki słyszałam dotychczas. Coś w nim było innego. Może to to, że mówi w „moim” języku? Nie, chyba jednak to nie to.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Zirael. Samica przystanęła i teraz patrzyła na mnie z niepokojem. Powinnam powiedzieć jej prawdę?
- Słucham? Nie, nic. Wszystko jest ok - skłamałam. Zirael wzruszyła ramionami i się odwróciła. Wskazała mi gestem łapy, bym ruszyła lekko przed nią. Zrobiłam co mi kazała. W tej chwili złapało mnie poczucie winy. Nie powinnam tego robić. Wilczyca była w stosunku do mnie tak miła, nie znała mnie, a pomogła mi. Gdyby nie ona, prędzej czy później umarłabym pod tym drzewem, a tak? Mam nadzieję na nowe życie. A jak ty, idiotko się odwdzięczasz? Okłamujesz ją. Co prawda, zdaję sobie sprawę, dlaczego to zrobiłam boję się tego co może oznaczać to, że słyszę ten dziwaczny głos.
„Wszystkie działania mają swoje konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe twoje życie.”
Tym razem nawet nie ruszyłam uchem, kiedy Głos się odezwał. Poczułam z tego powodu ogromną dumę, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, co usłyszałam. W tym momencie cała radość ze mnie uleciała niczym powietrze z przekłutego balonika. Zastąpiły ją dwie gule, jedna w brzuchu, druga w gardle. Gule nie do przełknięcia, spowodowane nasilonym poczuciem winy i świadomością co zrobiłam. Otworzyłam oczy szerzej i stanęłam. Czułam jak moje ciało się napina, jakby w wyczekiwaniu. Nie miałam jednak w tej chwili nad nim władzy. Serce, które w ciągu ostatnich minut ciągle na zmianę to przystawało, to znowu biło szaleńczo, przeżyło kolejny zawał.
Próbowałam się ruszyć, odzyskać panowanie nad sobą, uspokoić się. Nie wychodziło mi to, nie potrafiłam nic zrobić, mogłam tylko stać i czuć jak serce mi wali. Czy to ma być kara za moje kłamstwo? W głowie zabrzmiało echo ostatnich dwóch zdań wypowiedzianych przez Głos. Zdań, które nie wiedzieć czemu wywołały u mnie tak dziwaczną reakcję.
- Tori! Hej, mała! Co ci jest? Tori?! - słyszałam jakby z daleka starszą samicę. Jej głos był zdenerwowany, martwiła się. Martwiła się o coś, ale już zapomniałam o co. Chyba o mnie, ale nie mam pewności. Nic już nie wiem.
„Wszystkie działania mają swoje konsekwencje. Nawet najmniejszy szczegół może odmienić całe twoje życie.”
Tylko te dwa zdania bez przerwy krążyły po mojej głowie. Poza nimi nie było nic innego. Tylko one...

<Zirael?>

Uwagi: Prosiłabym o używanie pełnego imienia do tytułów op.