***
Siedziałem sobie spokojnie w krzakach wiedząc, że zaraz powinni tutaj przyjść. Masa różu, która mnie otaczała nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie. W końcu dostrzegłem dwa wilki idące w moją stronę. Była to śliczna wadera i parszywy basior. Sora i Tsume. Ten pacan pożałuje za to, że zabrał mi dziewczynę.- Nie lubię różu - rozejrzał się z skawaszoną miną.
- Ja również - wilczyca zachichotała.
Usiedli. Sora miała na sobie jakiś czarny płaszcz, jednak nie było sensu, bym się bardziej się zastanawiał nad tym, skąd go wzięła.
- Głodna?
- No trochę.
Zaklaskał w łapy, a przed nimi pojawił się stół i lokaj z jedzeniem. Najwidoczniej nie zauważyli mnie. Obserwowałem więc dalej. Sorka zrobiła wielkie oczy.
- Czy to randka?
- Jeśli chcesz może i nią być - puścił jej oczko. Obrzydliwe. Na stole pojawił się świecznik.
- Smacznego - odgarnął jej włosy po czym dodał - Jesteś śliczna.
Wadera się zarumieniła. Nie wytrzymałem już dłużej. Zacząłem warczeć, co ujawniło moją obecność.
Tsume westchnął i powoli wstał.
- Tak, Shadow?
- ODEJDŹ OD NIEJ!
- Bo?
- Bo skręcę ci kark - warknąłem.
- Ojej, już cię boję - zmrużył oczy.
- Lepiej zacznij.
- Grozisz mi? - przekręcił łeb i zrobił gest łapą, który mnie poirytował na tyle, aby warknąć na cały las - Takiś silny? To dawaj. Nie krzycz, bo innych zbudzisz. Ej, Shadow możesz mi wyjaśnić jakim sposobem jesteś tak wybitnie głupi?
Zacząłem szarżować w jego stronę. Wytworzył za sobą mur z ciemności tak, abyśmy nie zrobili krzywdy Sorze. Tsume gwałtownie odskoczył, przez co uderzyłem z całej siły w barierę.
Bolało jak cholera, ale się powoli podniosłem. Tsume miał najwyraźniej niezły ubaw.
- Z czego się tak ryjesz jak powalony wieprz?! - wrzasnąłem.
- Z twojej głupoty... Nie dasz mi rady. - dalej rechotał, zupełnie, jakby usłyszał najlepszy na świecie żart.
- Kto się śmieje ten się śmieje ostatni... - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Taaak?... No co ty nie powiesz? - zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
- Tak naprawdę, to nie przyszedłem tu po Sorę...
- A po co? - spoważniał i przestał się głupio ryć, zastanawiając się, co mam na myśli.
- Na czym ci zależy najbardziej na świecie? - syknąłem krążąc dookoła Tsume'a.
- Na Sorze...
- Nie wiesz chyba, o co mi chodzi...
- No nie za bardzo. Wiem tyle, że jesteś strasznym idiotą i nie powinienem ci wierzyć.
Prychnąłem.
- Czyli nie zależy ci na życiu watahy? Ani innych wilków? Oj, jak smutno... - syknąłem z wrednym uśmieszkiem.
- Jesteś za głupi, żeby zniszczyć naszą watahę... - odparł już nie do końca pewien tego, co mówi.
- Czyżby? Zastanów się dobrze...
- Nie muszę się zastanawiać, bo ja to wiem.
- No to wychodzi na to, że to TY jesteś głąbem. - zaćwierkałem radośnie.
- Nadal nie wiem, o co ci chodzi...
Rozwinąłem skrzydła i jeszcze przemówiłem do niego z uśmiechem:
- Kii pewnie już szuka tego medalionu... Bez niego nie ma mowy o wizycie w Niebie przed śmiercią, wiesz? Czyli twojego ojczulka już nic, ani nikt nie zatrzyma... A ty bez tego naszyjnika nie odzyskasz Łaski, czyli już NIKT wam nie pomoże.
Nim zorientował się, o co mi chodzi, oraz co kilka godzin wcześniej zrobiłem, ja byłem już wysoko na niebie, lecąc w stronę obłoków z medalionem Kii w łapie. Tsume nawet jeżeli by chciał, to nigdy by mnie nie dogonił, bo moje skrzydła osiągają niesamowitą prędkość. Już przegrał.
<C.D.N.>