Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 31 stycznia 2015

Od Percy'ego "Praca cz. 1"

Grime stoi ze wzrokiem utkwionym we mnie. Dzieli nas jedynie białe ogrodzenie. Jest piękną, tarantowatą klaczą w dwóch kolorach: białym oraz szarym. U Pana Lanterna jest od tygodnia. Nikt nie potrafi jej osiodłać, ani nawet założyć kantaru. Jest koniem dzikim, ze stepu Azji. Po raz pierwszy mam z nią do czynienia. Jeszcze przed poznaniem Desari i w ogóle znalezieniu watahy, uczyłem się jeździć. W nocy zabierałem konia z pastwiska i galopowałem na oklep. Byłem samoukiem, więc mój dosiad może być nieco dziwny. Przypominając sobie stare czasy, dopiero po chwili widzę, że Grime podeszła nieco bliżej i ma postawione uszy. Za sobą ma tyle zielonej trawy, kilka hektarów łąki, lecz ona trwa przy mnie.
Wyciągam powoli rękę w jej stronę. Zatrzymuje się na wysokości jej chrap. Stawiam wolno jeden krok, potem drugi.
- Percy! - rozlega się głośny okrzyk. - Miałeś przyprowadzić Equista do stajni!
Grime ucieka w popłochu wierzgając i rżąc przenikliwie. Biegnie na drugi koniec pastwiska, jak najdalej od innych koni. Odwracam się szybko. Co on tu robi? Philip Lantern. Wysoki, nieco krępy mężczyzna po czterdziestce. Wbijam wzrok w jego dziwny, krzywy nos, bardzo zadarty. Jeszcze nigdy nie patrzyłem na jego twarz tak długo, więc dostrzegam sporo szczegółów. Jako człowiek mam również wyostrzone zmysły.
- Właśnie się za to zabieram, ale Grime stała w przejściu.
- Grime zostaw doświadczonym pracownikom. Equist jest na innym pastwisku. - śmieje się cicho.
Uśmiecham się lekko odwracając się i odwiązując uwiąz ze szczebla płotu.
Prowadzę dumnego, kasztanowatego araba. Widząc jakąś klacz, od razu wygina szyję i wysoko podnosi nogi. Jedyny "Casanova" w stajni. Wprowadzam go do boksu i odpinam niebieski kantar. Wychodząc, wieszam go na haku obok tabliczki z imieniem i ważnymi informacjami. Idę do siodlarni wyczyścić parę siodeł. Potem jeszcze oporządzę Edwarda, małego, karego kuca szetlandzkiego i nakarmię konie w pierwszym budynku, czyli tym.
Pucuję siodło na błysk gdy wchodzi Simon.
- Czyje? - pyta patrząc na mnie.
- Hazell. - to siwa klacz kuca walijskiego. - Mam zamiar na niej pojeździć, jeśli Philip pozwoli.
Simon ogląda dokładnie uzdy wałachów, po czym wybiera najbardziej zniszczoną - Edwarda. Siada na przeciw mnie. Milczymy zajęci pracą. Podnoszę nieco głowę. Widzę jego rudą czuprynę. W przeciwieństwie do pozostałej części rodziny, ma proste włosy.
- Jak z Grime? - pytam nagle.
Przestaje majstrować coś przy wędzidle.
- Nie da się do niej podejść... od początku. Od razu próbuje gryźć i grzebie kopytem w ziemi.
- Dziś prawie jej dotknąłem, ale Lantern przyszedł...
Podnosi brwi robiąc wielkie oczy.
- Powiem Philipowi, żeby ją tobie przydzielił. Chyba cię widziałem...
- Bez przesady,  jestem tu dopiero tydzień... Ty jesteś bardziej doświadczony.
- To nie zmienia faktu, że ty jesteś pierwszym pracownikiem, którego nie próbowała zranić.
Wzruszam ramionami. Już prawie kończę czyścić łęk przedni, gdy chłopak odkłada uzdę.
- Ja to zrobię. Skończysz wcześniej robotę, mi i tak przyda się zajęcie.
Wyciąga rękę po siodło. Po chwili mu je podaję.
- Ale... - uśmiecha się jednym kącikiem ust. - Powiedz Lanternowi, że radzisz sobie lepiej z Grime niż pozostali.
Śmieję się głośno wstając i zmierzając do boksu Edwarda.
Edek wita mnie cichym rżeniem. Głaskam go po głowie i biorę kuferek ze szczotkami obok boksu. Wchodzę do środka. Oglądam go dokładnie. Wolę go nie wyprowadzać na korytarz, bo czasami się niecierpliwi. Jest w "sektorze" dla szetlandów, więc ściany między boksami są przystosowane do ich wzrostu. Przy szczotkowaniu go, czyszczeniu kopyt muszę siedzieć na ściółce... Zdaję sobie sprawę jak to wygląda, no ale cóż mogę zrobić?
Wsypuję mieszankę dla koni do żłobów. Jeszcze chwila i kończę pracę... Mam zamiar iść do Philipa z prośbą zajmowania się Grime. Nie wiem czy będzie jeszcze w biurze, ale warto spróbować.
Pukam do drzwi. Wchodzę do środka. Wita mnie nieokreślony zapach. Lantern siedzi za biurkiem wypełniając papiery.
- Dzień Dobry. - witam się drugi raz w tym dniu. - Przychodzę do Pana z nietypową propozycją.
Odrywa się od kartki i wskazuje otwartą dłonią na krzesło na przeciw niego. Siadam w tym miejscu.
- Chciałbym zająć się Grime. - mówię od razu.
- Zostaw ją doświadczonym pracownikom, już ci mówiłem. - odpowiada błyskawicznie, jakby wiedział, po co przyszedłem.
- Dziś byłem bliski jej pogłaskania, proszę mi dać pozwolenie...
- Możesz jej bardziej zaszkodzić.
- Oddam 3/4 swojej pensji, jeśli nie zdołam jej nie udomowić. Jeśli mi się uda... - nie wiem co powiedzieć. - Odda mi ją Pan.
Przestaje pisać. Wzdycha ciężko i długo. Rozgląda się po pokoju pomijając moje spojrzenie.
- Mimo swoich dwudziestu sześciu lat wiesz, czego chcesz od życia... Na Grime będziesz musiał zapracować i zapłacić.
Wstaję z siedziska zmierzając do drzwi. Nie wiem czy tłumię w sobie złość, czy szczęście. Moja ręka zatrzymuje się na klamce, bo Lantern chrząka głośno.
- Nie myśl sobie, że tylko ty chcesz się nią zajmować. Jeżeli dam ci zezwolenie, nie będziesz miał ją na własność.
Opieram się łokciami o płot. Czuję na swoim ramieniu ciepły oddech Brytana, srokatego wałacha rasy shire. Jego kłąb jest mojej wielkości, a nie zaliczam się do niskich ludzi. Brytan jednak nadal rośnie... Przeraża mnie jego wielkość. Mam szczerą ochotę usiąść na jego grzbiecie, lecz nie mogę. Stoimy więc tak wpatrzeni w oddalone wielkie miasto. Za kilka chwil rozruszam wałacha, pobawimy się w wymyśloną przez niego grę. On udaje, że pasie się beztrosko, a ja mam jedno zadanie - złapać go. Kiedy jestem na prawdę blisko, on zawsze rzuca się w bok, a ja go gonię. Nie biega najszybciej jak potrafi, bo robi wszystko, abym wygrał. Potem zaczyna się od nowa, tym razem ja udaję, że zrywam jakieś pojedyncze kwiaty.

<C.D.N.>


Uwagi: Wataha znajduje się w bliżej nieokreślonym miejscu, miasto które jest niedaleko nie ma nazwy, więc nie jest to Los Angeles.

Od Noriny "O tym czym kończy się śledzenie James'a" cz.1

Szłam przez las. Chciałam pobyć chwilę sama i spotkać się ze znajomą, która była wyrocznią. Po chwili usłyszałam:
- Witaj, Norino.
- Witaj. - Odwróciłam się. - Zapewne wiesz o tym, że James ukradł mi tytuł kapitana.
- Owszem. - Spojrzała na mnie. - Lecz twoim przeznaczeniem nie było, spędzić całego życia jako kapitan.
- To co wtedy?
- Dowiesz się.
- Ariane, proszę.
- Już mówiłam, dowiesz się. A poza tym, ile razy ci mówiłam, że nie masz wymawiać mojego imienia?
- Przepraszam.
- Przyjmuję je. - Ariane zaczęła się wycofywać.
- Wyrocznio, zaczekaj!
- Tak, Nor? - Uśmiechnęłam się, słysząc zdrobnienie mojego imienia.
- Chciałam tylko wiedzieć, czemu się mną zaopiekowałaś, gdy byłam młoda.
- Otóż twoi rodzice byli moimi przyjaciółmi. - Po chwili zniknęła.
Zmieniłam się po chwili w człowieka i poszłam w miejsce, gdzie ostatnio zakotwiczony był mój, a właściwie, już statek James'a. Nagle musiałam skoczyć w krzaki, ponieważ mój największy wróg wyszedł zza rogu. Postanowiłam go śledzić. Dotarliśmy do miasta. James po jakimś czasie wszedł do jakiegoś sklepu z bronią. Już miałam za nim wejść, lecz zostałam złapana przed dwóch facetów.
- Ona będzie odpowiednia do tamtej roli.
- Zgadzam się z tobą.
Zostałam "zaciągnięta" do jakiegoś budynku. Po chwili zostałam zaprowadzona do jakiejś kobiety.
- Kim jesteś? - Spytała.
- Norina Rassele. - Powiedziałam,wymyślając nazwisko.
- Wiesz kim jestem?
- Nie.
- Otóż jestem jednym z najbardziej znanych reżyserów teatralnych. I chciałam ci zaproponować rolę w moim najnowszym przedstawieniu.
- Ja nie jestem aktorką.
- Ale się nią staniesz.
- No dobrze. Zgadzam się.
- To dobrze, tu jest scenariusz. - Podała mi coś, podobnego do książki. - Twoje kwestie są zaznaczone na czerwono.
- Dobrze. Mam jeszcze zostać?
- Nie, już nie. Jutro przyjdź rano na próbę.
- Dobrze.

<C.D.N>


Uwagi: Po znakach interpunkcyjnych używamy Spacji.

piątek, 30 stycznia 2015

Od Tamorayn'a "Miłostki" cz. 1 (Cd. Lilly)

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że Desari już mi się nie podoba. To nie była CHYBA miłość. Szybciej zauroczenie. Wszystko przez ten sen....
Jestem nad rzeką. Czuje niepokój. Wszystko jest szare, a nad moją głową latają białe kruki. Odczuwam strach. Po drugiej stronie rzeki dostrzegam Desari. Przeskakuje przez wodę i do niej biegnę. Wadera spogląda na mnie, ja na nią. Nagle coś zmienia się w jej postaci. Jej sierść robi się biała, wyrastają jej szare, duże, masywne skrzydła. Jej pysk jest cały w krwi, tak samo jak łapy. W pysku trzyma 4 głowy wilków. Głowy należą do mojej rodziny. Jedna z nich należy do mnie.
Obudziłem się z dreszczem przerażenia. Od teraz boję się spojrzeć na Desie. Jednak muszę ją znaleźć. Jest, widzę ją! Podbiegam nerwowo do niej.
- Cześć. - powiedziałem drżąc od strachu
- Hej. Zimno ci? - spytała obojętnie
- Nie. Desari wysłuchaj mnie. - powiedziałem unikając jej wzroku.
- Co?
- Pamiętasz mówiłem ci, że cię k... kocham. - zacząłem
- No i?...
- To już nieaktualne. - powiedziałem szybko i uciekłem
- Tamorayn! - usłyszałem za sobą. Nawet się nie odwróciłem. Bałem się, że ona zamieniła się w jego... Po 4 minutach biegu odwróciłem głowę, na parę sekund. Tyle wystarczyło, by mocno przywalić łbem w drzewo. Nie wiem, co się stało, ale jak się obudziłem byłem w jaskini Ice. Niedaleko stały 2 wadery. Ice i jakaś inna. Nie znam tej drugiej... Podniosłem się.
- Co się stało? - spytałem
- Zemdlałeś. - wyjaśniła krótko Ice. - Lilly cię znalazła, jak leżałeś pod jakimś drzewem.
- Lilly? - spytałem. - Kto to?
- Tak mam na imię. - powiedziała wadera
- Jesteś nowa? - spytałem
- Tak. Pokazać ci coś? - zwróciła się do mnie.
- Pokaż. - kiwnąłem głową. Wyszliśmy z jaskini.
- To chodź. - pokazała głową kierunek i ruszyła, ja za nią.
- Jestem Tamorayn. - powiedziałem
- Wiem. Ice mi powiedziała
- Jestem Tamorayn. - powtórzyłem jak kretyn. Ta cała Lilly spodobała mi się. Poczułem "motylki" w brzuchu,
- Już to mówiłeś. - roześmiała się
- Gdzie idziemy? - spytałem
- Do drzewa. - powiedziała
- Ale chyba nie wiedzy?!
- Nie spokojnie. Do innego.
- Uff.... - odetchnąłem z ulgą
- Już jesteśmy. - oznajmiła.
- Co jest takiego ciekawego w tym drzewie? - zaciekawiłem się
- Przyjrzyj się. - powiedziała
- Dobrze... - zacząłem się przyglądać. Z jednej strony odpadła kora, chodziły tam obrzydliwe robale.
- To w nie się walnąłeś. - powiedziała
- Kto je tak...?
- Ty, a raczej twoja głowa. - roześmiała się
- Ha-ha-ha. - powiedziałem niby złośliwie

<Lilly?>

Uwagi: brak

Od Norwegiana "Pamięć jest zbyt bolesna" cz.1 (jeżeli chce, to Patty)

Życie dla mnie straciło sens. Miałem takie nadzieję. Wiem, że to głupio brzmi "zakochać się w nieznajomej'', ale ona nie była mi obca. Czułem, że ją znam, lecz było inaczej.
Byłem głupi, że od razu jej to powiedziałem. Mogłem to z czasem zrobić a teraz... nie ma już nic. Nigdy jej nie zobaczę. Wszystko zawaliłem... to moja wina!
Udałem się na klif watahy.
Przemieniłem się w człowieka. Stojąc nad tą przepaścią żałowałem całkowicie mojego życia.
Gardziłem tym, że w ogóle się urodziłem. Lepsza dla mnie była by śmierć. Spojrzałem w niebo... chciałem ostatni raz nacieszyć się tak pięknym widokiem słońca. Usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i ujrzałem czarną waderę... pamiętałem ją.
- Biedny chłopcze, miłość nie zawszę jest prosta - powiedziała
- Niech cię to nie obchodzi. - patrzałem na nią z nienawiścią.
- Czy warto chłopcze oddać życie za nędzną dziewczynę?
- Ona jest wyjątkowa! - krzyknąłem
- Nie znasz jej... ona tylko taką udaje. Jest przebiegła i łamię wszystkim serca.
- Nie mów tak!
- Spokojnie Norwegianie... mam dla ciebie propozycję
Zaśmiała się.
- Jaką? - odpowiedziałem. Chciałem wiedzieć co ona knuje - pomyślałem.
- Przejdź na moją stronę. Już nigdy nikt cię nie upokorzy... a nawet może sprawię, że Shaylin wróci do ciebie z otwartymi rękami.
Shaylin - pomyślałem
- Nigdy!! - wykrzyknąłem. Zamachała swoimi skrzydłami z taką siłą, że omal nie upadłem.
- Ty głupcze! Nie możesz jej kochać!!!
Kochałem ją z całego serca - myśli nie dawały mi spokoju.

<c.d.n - ale także może je dokończyć Patty>

Uwagi: Spacji używać PO przecinku, a nie przed. Pisząc cudzysłowie używamy ", zamiast dwukrotnego przecinka. Po "..." używamy Spacji. Te myślniki przy wypowiedziach, na które już zwracałam niejednokrotnie uwagę...

Od Percy'ego "Ucieczka cz. 11" (CD. Desari)

Wpatruję się w jej wielkie oczy. Nie daję po sobie poznać zdziwienia. Wspominała mi... zdaje się, że o dziecku. Wilk, według którego jestem "ścierwem", to chyba był ten jej cały mąż. Sam nie wiem...
- Nie wydajesz się być szczęśliwa. Zabrał ci syna, a teraz chce, żebyś zanim się znów związała? - szepczę nie ruszając się.
Odwraca wzrok ciężko wzdychając.
- Może prawnie jesteś z nim w związku, ale nie wydajesz się być szczęśliwa. - dodaję nieco głośniej. - Chcesz odzyskać syna lub chociaż go widywać? Postaw się twojemu "partnerowi", a przy okazji ojcu. Twój koszmar musi się w końcu skończyć. Będę obok w trudnych chwilach. Jestem pewien, że nas obserwują.
Zbliżam się nieco i szepczę jej do ucha.
- Pokaż, że jesteś silna.
Odsuwam się z bladym uśmiechem. Daję jej kilka chwil na przetrwanie moich słów.
- Nie pozwól omamić się słodkimi słowami niewiernych chłopców. - mówię z dziwnym grymasem na twarzy. - Chcesz tu zostać,  czy wrócić do watahy? - pytam ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Zostańmy tu do jutra.

***

Wstałem pierwszy. Promienie słońca próbują dostać się do puszczy przez korony drzew. Jest około dziesiątej. Od razu po przebudzeniu wadery musimy ruszać. Jeżeli prawdą jest to, że nad śledzą, lepiej usunąć się stąd jak najszybciej. Siedzę po turecku na podłodze. Zgięte łokcie opieram na kolanach, a na pięściach spoczywa ma głowa. Wspominam dawne czasy. W takiej pozycji patrzyłem na morze z wysokiego klifu.  Nie było jednak tak cicho. Braciszek ciągle mi dokuczał, docinał z powodu braku drugiej połówki. Wadery w naszej watasze były dziwne. Kochały plotkować, wydawało im się, że są inteligentne i atrakcyjne. Za bardzo się przeliczyły. W tym momencie zauważam Desari. Wpatrywała się we mnie i w dziwne miny, jakie robiłem.
- Nie pytaj. Wspomnienia.

<Des?>

Uwagi: brak (a mówiłaś, że masz pewnie masę ;p)

Od Desari "Ucieczka cz. 10" (cd. Percy)

Byłam zaskoczona pytaniem Percy’ego. Zaskoczona? Nie, byłam po prostu w szoku, i chociaż nie liczyłam sekund, co najmniej na pół minuty kompletnie przestałam reagować na cokolwiek. Wpatrywałam się tylko w niego całkowicie zdezorientowana. Ale nareszcie musiałam poruszyć się, czy chociaż zaczerpnąć powietrza.
- To jest… Żart? – wyszeptałam, wbijając paznokcie w palec, jakbym chciała się obudzić. Dorobiłam się już krwi na kciuku, kiedy on zaprzeczył ruchem głowy. Chwycił mnie za dłoń, jakby czytając w myślach, by udowodnić mi, że nie śnię. Dotyk jego kojącej skóry spowodował u mnie ciarki, choć sama nie wiem, czy to z powodu moich uczuć, czy też różnicy temperatur, bo byłam niewyobrażalnie zimna, lecz w moim wypadku to naturalne. Milcząco spuściłam wzrok, podgryzając wargi. W końcu musiałam zdobyć się na odwagę, by wydać z siebie chociaż słowo.
- Percy… Ty mnie nie znasz, nie wiesz, jaka jestem... – ściskało mnie w żołądku podczas wypowiadania tego zdania, migrena powróciła. W głowie kołatało mi mnóstwo myśli, pewna byłam tego, że im bardziej poznawałam Jared’a, tym mniej go rozumiałam. Kompletnie nie umiałam przewidzieć żadnej jego reakcji, a już w ogóle nie spodziewałam się tego, że mnie tu przyprowadzi.
- Ale wiem, co do ciebie czuję. – sprostował, przez co poczułam się jeszcze gorzej.
- Ja chcę.. Z tobą… Tylko... – tu przerwałam na chwilę, żeby nabrać w płuca tlenu i odrobinę uspokoić drżące ze stresu ciało. – To się nam nie uda. Ja już nie mogę wrócić do watahy, a twoje życie na zawsze się zmieni. Nie popełniaj tego błędu, proszę. Nie wybaczę sobie, jeżeli cię skrzywdzę. – przybliżyłam się do niego i otuliłam rękoma jego szyję. Do oczu znów napłynęły mi błyszczące łzy. Chciałam jak najdłużej mieć go przy sobie, jednak w końcu musiałam wyznać gorzką prawdę. Po dłuższym momencie, który dla mnie i tak trwał za krótko puściłam go, by zacząć opowiadać historię mojego życia po ucieczce z rodzinnego domu, jakim było Azarath.
- Gdy przybyłam na Ziemię stałam się inna. Białe jak śniegowy puch futro zniknęło, zamiast tego zyskałam czarną, zdolną do niewidzialności, krótką i szorstką sierść. Moje oczy z błękitnych przeistoczyły się w żółte, a ja z miłej stałam się… Cóż, zła. Po kilkumiesięcznej tułaczce zyskałam nowy dom. Byłam naiwna, dałam się… Uwieść. Spotkałam swoją pierwszą miłość, tak mi się przynajmniej wydawało. Byliśmy ze sobą kilka miesięcy, później wzięliśmy ślub. Urodziłam synka, poświęciłam dla niego wszystko, był... Jest całym moim światem. Ale gdy skończył rok, Kovu, mój ówczesny mąż się zmienił. Przez oczy mojego ojca stał się zły, porwał nasze dziecko do Azarath, a mnie odebrał resztę mocy, żebym nie mogła tam wrócić. Załamałam się, uciekłam stamtąd, miałam dość życia, i tylko myśl o uratowaniu syna trzymała mnie przy nim. W dzień moich czwartych urodzin przypadkiem wpadłam na tę watahę. Nie chciałam tu zostać, ale nie miałam wyboru. Postanowiłam zostać na kilka dni, a potem… Poznałam ciebie. – tu przerwałam, ganiąc się za ostatnie słowa. Mimo swojej obojętności czułam się przy nim słaba, co doprowadzało mnie do szału. Wyznawanie uczuć nie należało do moich mocnych stron. Nie byłam w stanie podnieść wzroku, żeby spojrzeć na jego reakcje. Zaciskałam tylko dłonie tak, że moje knykcie przybrały odcień srebra.
- Chyba nie interesuje cię związek z dziewczyną z dzieckiem, i jeszcze teoretycznie mężatką? – zakończyłam śmiejąc się cicho, ponuro.

<Percy?>

Uwagi: brak

czwartek, 29 stycznia 2015

Od Patty "Moja Historia'' cz. 2 (cd. Lilly)

- Dobra, po pierwsze wstań. - powiedziałam i podałam jej swoją łapę
- Dziękuję.
- Nie ma za co, a tak ogólnie skąd jesteś? - spytała Shaylin
- Z innej watahy.
- Aha, może dołączysz do naszej watahy? - powiedziałam z uśmiechem
- Z chęcią!
Jak powiedziała te słowa zaprowadziłyśmy ją do Kiiyuko.
- Kiiyuko, jesteś?
- Tak, jestem Patty.
- Kii to jest Lilly, znalazłyśmy ją w Zielonym Lesie. - rzekła Sagrina
- Witam. - ''pokłoniła'' się wadera - Jesteś Alfą, prawda?
- Tak, jestem nią.
- Mam pytanie: mogę dołączyć do watahy?
- Tak, możesz.
- Dziękuję Alfo.
Wszystkie cztery wyszłyśmy z jaskini, a Lilly dziękowała nam.
- Nie ma za co. - powiedziałam
- Może mnie któraś oprowadzić?
- Ja mogę - powiedziałam
- Ja też - dodała Shaylin
Sagrina nic nie mówiła
- No to chodźmy - powiedziałam
- Dziewczyny ja pójdę do jaskini, do zobaczenia. - powiedziała Sagi
- To najpierw pokażemy Ci Wrzosową Łąkę
***
Po godzinach dotarłyśmy do Drzewa Wiedzy, oczywiście w bezpiecznej odległości wadera chciała już podejść na ''niebezpieczny'' teren drzewa
- Ej! Nie idź tam! - powiedziałam i złapałam ją łapą za ogon
- Czemu?
- To właśnie Drzewo Wiedzy, mówi tylko prawdę. Jeżeli przyjdziesz sekundę wcześniej lub sekundę później niż wschód i zachód słońca, Drzewo Wiedzy razi cię prądem. Jeżeli po tym przeżyjesz to jest cud. Nigdy nie pudłuje. - rzekłam
- Wow...
- Dobra to już wszystko. Na Szczenięcą Polankę ciebie nie zaprowadzimy bo nie ma po co. - powiedziała Shaylin
- No prawda - powiedziałam - Pokazać ci coś albo kogoś?

<Lilly?>

Uwagi: Wyraz "dziękuję" ma na końcu "ę". Po jakimś zakrzyknięciu, potwierdzeniu, przeczeniu bądź czymś z tego typu piszemy przecinek (bo trudno mi to określić), np. "Dobra, po pierwsze wstań.", "Tak, jestem nią.", czy "Jesteś Alfą, prawda?".

Od Sagriny "Żadna sensacja" cz.6 (cd. Ajax, Anuriti)

Popatrzyłam z powagą i ze zdziwieniem na basiora.
- Anu nie żartuj sobie, nie mam nastroju. - przewróciłam oczami
- Ale to nie był żart - spojrzał mi prosto w oczy.
Ajax podszedł do nas bliżej. Usiadłam po czym zaczęłam rozmowę o czymś innym.
- Jest dość ciepło, może pójdziemy do wody?
- Sagrina nie unikaj rozmowy. - powiedział Anuriti
- Jakiej rozmowy? - spytał Ajax
- To nie jest ważne, takie głupoty - lekko się zarumieniłam
- Na pewno? - dodał Ajax
- Nie! Na pewno nie! - wstał Anu
Popatrzyłam raz na jednego, raz na drugiego. Nie wiedziałam co mam zrobić. Unikałam ich wzroku. Siedzieliśmy przez chwilę w głuchej ciszy, którą co chwilę przerywał gwizd ptaków.
- Wracam do domu - powiedziałam po chwili
- Odprowadzę cię - mówił czerwony basior
- Nigdzie nie pójdzie! - Anu złapał mnie za łapę, przyciągnął do siebie i pocałował.

<Anuriti? Ajax?>

Uwagi: Sprawdzaj tekst, aby uniknąć błędów z typu "Na pewno nie !", zamiast prawidłowego "Na pewno nie!".

Od Shaylin "Idę na studia'' cz.2

Obudziłam się z krzykiem. Coś złego musiało mi się przyśnić. Pamiętam tylko tyle, że widziałam w nim Norwegiana. Wszędzie była krew. To było okropne i przerażające. Po co w ogóle ludzie mają sny? Tego nikt się nie dowie. Nie chętnie wstawałam, ale no przecież musiałam tam pójść, bo inaczej wylecę. Nastał ten dzień. Będzie ciężko, ale z czasem będzie lepiej. Postanowiłam, że załatwię to szybko i bez boleśnie. Poszłam się z wszystkimi pożegnać. Będzie mi ich wszystkich brakować. Czas szybko zleciał. Musiałam się już zbierać, by zdążyć.
***
 Szkoła wyglądała bardzo nowocześnie. Na zewnątrz jak i w środku. Nie była ani duża ani mała, taka akurat w sam raz dla mnie. Zwiedzając szkołę wpadłam do biblioteki, w której było mnóstwo książek. Potem na stołówkę oraz salę gimnastyczną. Zaskoczył mnie fakt, że są zajęcia pozalekcyjne takie jak jazda konna. Poznałam także moją nauczycielkę - pannę Sofię. Była miła, aż za bardzo. Numer mojego pokoju to 205., mieszkałam oczywiście z dwoma dziewczynami. Luce to zwykła dziewczyna z niebieskimi oczami i czarnymi włosami, aż do ramion a ta druga to Stephanie z farbowanymi rudymi włosami. Na ogół nie mówiły zbyt wiele. Chociaż to i dobrze, bo nie zniosłabym ich w innej postaci. No a co do planu: jestem nawet zadowolona. Gdy opuszczałam dawny dom pomyślałam, że będzie mi brakować wszystkich z watahy.
Panna Sofia zapoznała mnie z wszystkimi. Luce i jej koleżanka po jakimś czasie w końcu się otwarły i zaczęły normalnie ze mną rozmawiać. Nie słyszałam ich zbytnio, gdyż uczyłam się na jutrzejszy sprawdzian z biologii.
- Co za szczęście. Jutro test. - powiedziałam z nieszczerym uśmiechem.
- Udało się. Będę miała jak ściągać. - Luce spojrzała na mnie. Zaśmiała się.
- Taaa... jasne... - położyłam się na łóżko.
Ta druga rozmawiała przez telefon. Rodzice.
- Chodź pójdziemy do biblioteki - pociągnęła mnie Luce za rękę. Wstałam no i poszłyśmy.

< c.d.n> 

Uwagi: Nadal nie wiem, co ma oznaczać "..". "Pójdziemy" piszemy przez "ó".

środa, 21 stycznia 2015

Od Rose "Hades" cz. 17 (cd. Ajax)

Teleport trwał tylko chwileczkę. Nie było to zbytnio przyjemne, ale jakoś dało się przeżyć. Szybko wyskoczyłam z portalu i otrząsnęłam się. Przede mną rozciągał się korytarz o wysadzanej kocimi łbami podłodze i ścianami zrobionymi z czerwonego kamienia. Hades. Zmarszczyłam brwi. To w takim razie gdzie jest Styks? Nagle z tyłu usłyszałam syczenie. Nadstawiłam uszy i obróciłam się. Portal wygasł. Czyli Ajax'owi się nie udało. Zmarszczyłam nos. No świetnie. Teraz muszę go wyciągać z Międzyprzestrzeni. Westchnęłam ciężko i sięgnęłam do torby (którą zawsze mam przy sobie) i wyjęłam z niej łapacz snów. Mało kto wie, że każdy taki gadżet, który ma w środku plecionki obsydian łączy się z Międzyprzestrzenią. Mruknęłam zaklęcie, a świat zaczął się rozmywać i powoli znikać. Chwilkę potem stałam już na czarnej plamie obok Ajax'a.
 - Co ty tu... - zaczął, ale zatkałam mu pysk łapą
- W Międzyprzestrzeni tracisz energię trzy razy szybciej. Każde słowo kosztuje. A teraz wynośmy się stąd. - wydyszałam Złapałam basiora za łapę i wypowiedziałam zaklęcie po raz kolejny.

<Ajax? Wena mnie opuściła>

Uwagi: brak, prócz tego, że Twoje op. zazwyczaj są tej samej długości. Postaraj się o trochę dłuższe. Nie liczy się ilość, ale jakość.

niedziela, 18 stycznia 2015

Od Shaylin "Idę na studia'' cz.1

Gdy tylko się dowiedziałam, że przyjęli mnie na na wybraną przeze mnie uczelnię poszłam pochwalić się tym przyjaciołom z watahy.
- Patty ja w to po prostu nie wierzę. Jestem taka szczęśliwa!
- Masz się z czego cieszyć - odezwał się Mid
- No i to nie wiesz jak... a co z wami? - zapytałam się ich.
- Wiesz, ja będę sekretarką - odezwała się Kiiuko
- Kazuma będzie pracować w policji.
- Dla mnie jest opcja strażak - dodała Patty
- Ja to jeszcze nie wiem - uśmiechnął się Midnight.
Tylko był jeden haczyk - internat. Szkołę zaczynam za 3 dni... ogólnie za cztery ale muszę się zakwaterować. Co do kierunku wybrałam wojskową, inaczej mundurową. Jednym z wymagań jest tam mundur. Na zwiedzanie szkoły jestem umówiona jutro i dostanę plan lekcji. Wiem tylko tyle, że będą tam zajęcia z samoobrony, poznawania i uczenia strzelania z broni palnych i nie tylko. Dobra, dowiem się jutro. Gadaliśmy tak do północy. Potem wszyscy się rozeszliśmy i akurat ja poszłam spać, tylko miałam problem. Nie potrafiłam zasnąć... patrzyłam się w niebo i na te piękne gwiazdy. Cały czas myślałam o szkole
- Taaa, jasne... Shay będzie wojskową... i czego jeszcze dusza zapragnie?
Zmusiłam się do spania. No i po jakimś czasie zasnęłam, czekając na jutrzejszy dzień.

<cdn>

Uwagi: 
Nadal przecinki niestarannie stawiasz. Powinno być "samoobrony, poznawania", a nie "samoobrony,poznawania". Nie zapominaj o Spacji PO przecinku.
"Po prostu" piszemy osobno.
Nadal wypowiedzi (myślniki) nie są postawione tak, jak sobie tego życzyłam.
W wyrazie "policji" piszemy jedno "i".
"Tylko był jeden haczyk-internat." - jeżeli piszesz coś w ten sposób, czyli <wraz>-<wyraz>, oznacza to, że może to być biało-czerwone, albo drewniano-metalowe. W tym przypadku więc pisz "haczyk - internat", czyli dodaj Spację przed i po myślniku.
Wyraz "wojskową" starczy, że napiszesz małą literą. W op. nie był to początek zdania.

Od Valki "Tam jest północ, a tam południe" cz. 1

- Czyli tam jest północ, a tam południe... - mruknęłam do siebie patrząc w niebo. - A może na odwrót?
To moja pierwsza lekcja w terenie... Znaczy się całkowicie sama. Miałam za zadanie spędzić tydzień sama w lesie. To mój pierwszy dzień. Tak, pierwszy, a już mam dosyć. Niezbyt lubię tego typu zadania. Kręciłam się w kółko od dobrych paru godzin. I co teraz? Nie wolno było mi wracać do innych wilków. Eh... Co ja teraz zrobię? Usiadłam na miękkim mchu. Zmarszczyłam brwi i w skupieniu "wgapiałam się" w pobliskie drzewo. Zagapiłam się tak, że nie usłyszałam zbliżającego się do mnie od tyłu pewnego zwierzęcia. Ono chyba też mnie nie dostrzegło. Usłyszałam je dopiero po chwili, gdy ten podszedł odrobinę bliżej i złamał kopytem gałąź. Powolutku obróciłam głowę, zastanawiając się, któż taki chciał mi zrobić niespodziankę. Był to okazały, brązowy jeleń z pięknym dużym porożem. Atakować? Sama nie wiem, czy dałabym radę w pojedynkę. Wydało mi się to trochę dziwne, że jest sam, bez swojego stada. Patrzyłam na niego przez chwilę w bezruchu, póki on nie zauważył mnie. Również mi się przyglądał.
- Eeee... Cześć? - powiedziałam niemalże niesłyszalnie. Nie wiedziałam na co liczę, bo przecież wilki nie mogą się porozumiewać z innymi zwierzętami. Jeleń parsknął i ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział:
- Witam. Cóż tu porabia taka zacna dama?
- Uh... Od dziś jestem wegetarianką. - rzekłam sama do siebie patrząc na niego w zdumieniu.
- Słuszna decyzja. Zgubiłaś rodziców?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Mam tutaj pewien... sprawdzian. Mam 7 dni spędzić sama w lesie.
- Jesteś wilczym szczeniakiem, jak mniemam?
- Zgadza się.
- Dlaczego mnie w takim razie nie atakujesz?
- Nie lubię polować. Jak nie mam czego jeść, w ostateczności to robię...
- A nie możesz jeść trawy, tak jak ja? Jest bardzo smaczna. - uśmiechnął się zachęcająco. Roześmiałam się.
- Wybacz, ale jestem wilkiem i mogłoby mi to zaszkodzić, dlatego ja podziękuję za tą propozycję. Więcej dla ciebie.
- Skoro tak mówisz... Mogę wiedzieć, jak ci na imię?
- Valka, a tobie?
- Summer.
- Wiesz, że summer to po angielsku lato?
- Nie. Naprawdę? - zapytał zaintrygowany. - A czymże jest ten "angielski"?
- Taki język. Mówią nim w innym kraju.
- Króliki?
- Nie... - roześmiałam się. - Ludzie.
- Znasz ten angielski? - zdumił się.
- Tak, ale tylko kilka słówek.
- A po ludzku potrafisz mówić?
- Tak. Nieskromnie mówiąc świetnie mi to idzie.
- Naprawdę? Wiesz, że masz niesamowite szczęście? Niewiele zwierząt umie się posługiwać tym językiem. - rzekł patrząc na mnie z podziwem.
- Heh... Różnie w życiu bywa. Po prostu lubię sobie podpatrywać ludzi w mieście i się nauczyłam...
- Jak to "podpatrujesz"? Poszłaś do miasta?
- I tak i nie... Stoję na skraju, czając się za drzewami. Czasami przychodzą na tereny watahy i rozmawiają.
- A wiesz, że przy tym dużo ryzykujesz?
- No wiem... - zmartwiłam się. - Ale nie mam w sumie niczego innego do roboty.
- A rodzice ci na to pozwalają?
Zapanowała cisza.
- Valka? - zapytał po kilku sekundach pozbawionych odpowiedzi z mojej strony. Uniosłam łeb i popatrzyłam na niego. Siorbnęłam nosem ledwie co powstrzymując łzy napływające do oczu.
- Rodzice nie żyją...
- Bardzo mi przykro... Nie wiedziałem. - zmartwił się podchodząc trochę bliżej. - Wszystko w porządku?
Zamrugałam szybciej oczami. Zrobiłam to, ponieważ po pierwsze w ten sposób powstrzymałam całkowicie łzy, a po drugie mrówki zaczęły oplatać moje łapy. Najwidoczniej w pobliżu było mrowisko...

<c.d.n.>

Uwagi: brak

Od Ajaxa "Tajemnica starej księgi" cz.16 (cd. Rose)

I jej się udało. "Wyczarowała" lustro. W nim, zamiast szkła, znajdowało się dziwne, świecące coś, co wyglądało jakby ktoś godzinę wycierał kartkę kurą pomalowaną na czarno i czerwono. Do tego bolały przez to oczy.
- Co to ma być? To wygląda jak obiad autorstwa mojej matki! – Krzyknąłem.
- To portal. – Powiedziała Rose. Sądziłem, że portale istnieją jedynie w bajeczkach dla szczeniaków. A tu proszę – jednak nie. Nie wiedziałem, co będzie dalej.
- I kto pierwszy? – Zapytałem.
- Sądzę, że ty.
- Co? Przecież panie mają pierwszeństwo! – Uśmiechnąłem się i wepchnąłem ją do portalu. Tak, żem się nagle elegancki zrobił. Zaraz po wepchnięciu tam Rose, postanowiłem nie zostawiać jej tam samej i powoli, ostrożnie wszedłem. To było bardzo, bardzo dziwne. Nie wiem, co działo się po tym. Widziałem ciemność, jakbym śnił, ale byłem totalnie rozbudzony. Nawet raz się uderzyłem, by sprawdzić czy na pewno jeszcze żyję, czy nie śpię. To było okropne. Nie wiem, czy spadałem, czy stałem na niewidzialnej ziemi. Wszystko nagle zniknęło, a Rose nigdzie nie było. Mogłem tylko stać, czy tam lecieć, czekając na to, co może nastąpić lada chwila...

 <Rose? Żyjesz tam? xd>

Uwagi: brak

Od Patricii "Impreza się skończyła" cz.1

Przechadzałam się po terenach. Od dawna nic nowego tutaj się nie wydarzyło. Cały czas przychodzili tu nowi. Kii w końcu przestała ich przyjmować. Myślałam, że teraz to wreszcie przestanie ich przybywać... Jednak nie. Jak ktoś tylko sobie pójdzie od razu wychodzą z ukrycia i chcą dołączyć. Ostatnio nie chcę towarzystwa. Hałas, ruch i dźwięki mnie denerwują. Czuje się wiecznie zmęczona. Cały czas czuje ból. Przez to jestem dla wszystkich wredna. Tłumacze się im jednak. Chyba mi nie wierzą. Ważne jest to że wybaczają. Wiele razy chodziłam do medyczki. Badała mnie i badała. Nie mogła jednak rozpoznać jaka to choroba.
Poszłam nad wodospad. Napiłam się wody. Ból się powiększył. Ugh... Położyłam się na ziemi. Czułam jak bije mi serce. Coraz szybciej i szybciej. Nagle przestało. Poczułam się jakby ktoś mnie podnosił do góry. Poczułam wiatr. Byłam na wysokości drzew. Spojrzałam na dół. Tam byłam ja, leżałam. Podniosłam łapę i na nią spojrzałam. Była na pół przezroczysta. Chciałam zejść na dół wejść do swojego ciała. Tak jak chciałam zniżyłam się. Jednak nie udało mi się wejść do ciała. I co, będę sobie tak latać już zawsze?! Ktoś mnie zobaczył, a raczej moje ciało. To był Kai. Gdybym była żywa zabiłoby mi szybciej serce. Chwila, chwila.... Ja jestem martwa?! Nie to przecież niemożliwe! Czemu ja?! Kai spojrzał na mnie.
 - Patricia! - usłyszałam jego krzyk jakby był bardzo daleko.
 - Jestem tutaj! - krzyknęłam, on jednak mnie nie usłyszał. Basior potrząsnął mną.
 - Idziemy do Ice! - powiedział, wziął mnie na grzbiet i zaniósł do jaskini lekarki.
 - Ice! Ona zemdlała! - krzyknął i położył mnie na skale, który udawał stół. Wadera szybko podbiegła. Położyła twarz w okolicach mojego serca.
 - Kai, ona nie żyje.... - powiedziała Ice.
 - Nieprawda! Ja jestem tutaj! - krzyknęłam. Dalej mnie nie słyszeli.
 - Na co ona zmarła? - spytał Kai chowając twarz
 - Nie wiem. Nie znam tej choroby. - powiedziała Ice
 - Kai.... Wadera zaczęła coś mówić, ale nic nie usłyszałam. Przeszedł przez moją duszę dreszcz. Wszystko się rozmazało. Zobaczyłam światło. Wyrywałam się, by nie iść w jego stronę. Jednak wbrew mojej woli byłam coraz bliżej niego.
 - Twoja impreza zwana życiem się już skończyła. - usłyszałam niski głos
 - Nie! - krzyknęłam
 - Ja nie chcę! - wyrwałam się tej nieziemskiej sile
 - Nie masz wyboru. Twój czas już się skończył. - usłyszałam
 - Nieprawda! Wracam na Ziemię. - oznajmiłam i zaczęłam się cofać. Otworzyłam oczy. Byłam na ziemi. Podniosłam się. Podniosłam łapę. Już nie była przezroczysta. Miałam sierść. Wstałam i zaczęłam tańczyć. Podczas moich wygibasów w progu jaskini stanęła Ice, Kai i Kiiyuko. Szybko jednak uciekli. Usiadłam osamotniona.

 <C. D. N.>

Uwagi: 
"Wierzą" piszemy przez "rz", bo wymienia się na "wiara".
W wyrazie "niemożliwe" cząstkę "nie" piszemy razem.
W wyrazie "nieprawda" cząstkę "nie" piszemy razem.

Od Shaylin "Bójka"

Przemierzałam kolejne kilometry w ludzkim ciele. Spodobało mi się być człowiekiem, gdyż dość rzadko nim byłam. Słyszałam nadjeżdżające samochody oraz czułam zapach benzyny. Wyłaniając się zza lasu... pomyślałam, że to jest przecież miasto. Duże i piękne, w którym znajdę prawie wszystko. Był już zmrok, więc praktycznie sami bandyci czaili się w nim. Na szczęście byłam choć trochę uzbrojona. Unikałam wrogo wyglądających ludzi oraz ich spojrzeń. Byłam nadzieją że nic się nie stanie, lecz byłam w błędzie. Za mną szło trzech chłopaków. Śmiali się.
- Hej, poczekaj na nas... My się tobą zaopiekujemy. - nie miałam ochoty zwracać na tych idiotów uwagi.
- Kiciu... zamruczysz? - zaśmiał się drugi. Trzeci pociągnął mnie za tył bluzy.
- Spadaj! - wrzasnęłam, uderzając go w twarz. Pobiegłam przed siebie, starając się uciec. Oni niestety podążyli za mną. Udawałam przerażenie, choć wiedziałam, że to ja wygram... chciałam ich podręczyć. Teraz to ja się pośmieję. Stanęłam nagle na przeciwko nich. Również się zatrzymali, o mało na siebie nie wpadając. Ten pierwszy spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nie wiedząc, cóż takiego uknułam.
- Nie boisz się? - spytał - Nie boisz się swoich lęków?
Ścisnęło mi żołądkiem.
- Nie - skłamałam. Skierował w moją stronę sztylet, lecz ja się cofnęłam.
- A powinnaś... Chłopaki, bierzcie ją. Przyda się.
Po tych słowach nie miałam już czasu na głupie pogawędki... biegłam dalej. Potykałam się o własne nogi. Tym razem naprawdę mnie nastraszyli. Schowałam się za następną aleją. Dwóch biegło dalej, lecz ten jeden zniknął z mojego pola widzenia. Starałam uspokoić swój oddech.
- Znalazłem cię - szepnął mi niespodziewanie jeden z chuliganów do ucha, który najwidoczniej ukrył się wcześniej za mną. Wykręcił mi rękę do tyłu.
- Nie powiedziałabym. Masz problem, bo ja się nie boje żadnego z was - parsknęłam. Wykręcił je boleśnie jeszcze mocniej. Zamknęłam oczy marszcząc nos z bólu. Potem drugą ręką zakrył mi usta. Po co? Nagle popchnął mnie na ziemię, o mało nie łamiąc mi kości. Stał nade mną, a gdy chciałam się podnieść kopnął mnie z całej siły w plecy. Z bólem padłam na brzuch. Usiadł obok mnie gwiżdżąc.
- Po co dziewczyny wybierają się po zmroku na miasto? Nie myślisz, że to jest niebezpieczne?
- Co cie to obchodzi?! - krzyknęłam podnosząc się z trudem z chodnika. Miałam ten moment... wyciągnęłam po cichu scyzoryk z kieszeni i niezauważalnie wbiłam kolesiowi w nogę. Podniosłam się całkowicie, a on prędko chwycił moją nogę. Wyrwałam się mu i na dokładkę kopnęłam go nogą w twarz, łamiąc mu przy tym nos. Nie wiedziałam, że jest taki kruchy. Zaklął. Jego kumple wtedy również się zjawili. Po krótkim spojrzeniu rzuconym na kolegę garbiącego się z bólu, przetestowałam na ich twarzach wykop wpół obrotu. Lekko dysząc już z wyczerpania wbiłam im po moim zapasowym nożyku w brzuchy, tak szybko, że nie zauważyli nic. Pobiegłam w stronę lasu, nim zdążyli się zorientować, co się stało.
- Chłopaki, nie zadziera się z obcymi! - krzyknęłam śmiejąc się. Zostawiłam ich rannych. Ojoj, za to będę mieć kłopoty.
- Dorwę cię ty... - wystękał jeden, ale nie chcąc już tego słuchać, zwyczajnie ulotniłam się.

Uwagi: 
Tytułuj op.! 
"-- Przemierzałam kilometry w ludzkim ciele." - po co te dwa myślniki na początku? Najpierw pisałaś "........", a teraz myślniki. To jest zbędne. 
"Benzyny" piszemy przez "en". 
Ogranicz ".." i "...". 
Przyjrzyj się temu, jak stawiasz przecinki, bo raz wygląda to tak: nie, bo nie (prawidłowe), raz tak: nie , bo nie, raz tak: nie ,bo nie
"Za mną szło trzech chłopaków. Śmiali się za mną." - unikaj powtórzeń. 
Wypowiedzi postaci zaczynające się od myślnika piszemy od wielkiej litery, bo to początek zdania. 
Zamiast: "- nie-skłamałam.", pisz: "- Nie - skłamałam.", widzisz różnicę? Przyjrzyj się odstępom przed i po myślniku. 
"Wrzasknęłam" - nigdy nie słyszałam o takim słowie. Jak już to "wrzasnęłam". 
"- Nie boisz się? -spytał- nie Boisz się swoich lęków?hee..-ścisnęło mi żołądkiem." - szkoda mi aż po prostu słów, bo nic nie rozumiem. Kto co mówi? To dwie wypowiedzi czy jedna? 
Opowiadanie ogólnie jest bardzo chaotyczne, dokładnie nie wiadomo co się dzieje i kiedy, za dużo ciosów jak na raz. Zrobiła to bez jakiegokolwiek zmęczenia. Czyż to nie jest dziwne? Wyrwała się z jego uścisku, ot tak, ale już nie napisałaś w jaki sposób. Mam wrażenie, że słabo znasz odruchy i ograniczenia fizyczne ludzi. Rzucając ją na ziemię z takiego uchwytu złamałby jej rękę. Skąd tyle scyzoryków i noży? Skąd je w ogóle wyciągali? Z kieszeni? A może brzydko mówiąc z d**y (przepraszam za słowo)? Czy to normalne, że wilk lub zwykła dziewczyna ich nosi przy sobie całe mnóstwo? Od zawsze dziewczyny były słabsze od mężczyzn, a ona ich pokonała bez trudu. Mają też krótszy czas reakcji, a tutaj było na odwrót. Jak? Nie ma wpisane przy form żadnych super sił, ani nie ma medalionu, dzięki któremu by się nie zmęczyła i miała większą siłę. Nie rób z niej Supermana. Musiałam też poprawić kilka innych rzeczy, aby nabrało to większego sensu...
Mam wrażenie, że nie czytasz tych op. po napisaniu. Gdy jednak to zaczniesz robić i poprawiać błędy, zobaczysz, jak wielu pomyłek się pozbędziesz.

sobota, 17 stycznia 2015

Od Midnight'a "Wyprawa" cz. 1

Słońce powoli kryło się za linią horyzontu, by ustąpić miejsca księżycowi. I kolejny dzień żmudnego lotu za mną. Tyle tygodni już wędrowałem, że straciłem nadzieję, na spotkanie jakiegokolwiek innego wilka. Zmęczony zniżyłem lot, by gładko wylądować na polanie, skąpanej z płomieniach zachodzącego słońca. Rozejrzałam się w poszukiwaniu choćby niewielkiego schronienia, gdzie mógłbym odzyskać siły. W okół niestety były jedynie góry i widoki, które były już dla mnie męczące. Nie chciałem tego robić, ale nie było innego wyjścia. Przypaliłem pień jednej z sosen stojących niedaleko wielkiego kamienia, a ta osunęła się na niego, dzięki czemu jej gałęzie zapewniały mi ochronę od góry. Wcisnąłem się między kamień, a drzewo, po czym wygodnie ułożyłem na miękkim mchu. Moje oczy powoli się zamykały. Czułem jak odpływam do krainy snu, gdy usłyszałem ciche wycie wilka. Uniosłem się gwałtownie, nasłuchując wycia. Szukać go teraz, czy zająć się tym później? Tak dawno nie widziałem, żadnego ze swoich… może on również jest sam? Ostatkiem sił dałem odpowiedź. Odgłos rozszedł się echem po okolicy, a ja w napięciu czekałem na odpowiedź, gdy doszła ona do mych uszu. Mimowolnie uśmiechnąłem się i ruszyłem w ostatnią wędrówkę. Choć miałem silne skrzydła, czułem, że robią się miękkie i nie będą w stanie dłużej pracować. Wylądowałem niezgrabnie, ale sylwetka w dole dodawała mi otuchy. W końcu… dotarłem.
- Co tu robisz?- jego szorstki głos kierował się w moją stronę, wyczekując odpowiedzi.
- Szukam schronienia. Jestem już znużony długimi wędrówkami i pragnę zagrzać miejsca wśród innych wilków.
Mówiłem zmęczony, nie dając po sobie tego poznać.
- No coś takiego - wilk okrążył mnie. Ja tylko wodziłem za nim wzrokiem, gotowy na ewentualny atak.
- A więc coś za jeden? - zapytał, gdy stanął przede mną.
- Zwą mnie Midnight. - przedstawiłem się. - A Ciebie jak nazywają?
- Helfi... Mam, więc rozumieć, że szukasz schronienia.
- Dokładnie.
- Wyglądasz na silnego. Przyda nam się ktoś taki jak ty. Jeśli chcesz schronienia, chodź za mną. Jeśli nie… znikaj stąd - przymrużył oczy.
-A więc prowadź Helfi - skinąłem lekko łbem, podążając za postawnym basiorem.

<C.D.N.>

Uwagi: Tytułuj op. "Księżyc" piszemy od małej litery, tak samo jak "słońce". "Mówiłem zmęczony, nie dając po sobie poznać zmęczenia." - czy tylko moim zdaniem coś tutaj jest nie tak?

Od Telleni "Szczenięca Przygoda" cz. 7

- Jak to? On tego ma więcej? - wyszeptałam do towarzyszki
- Chyba tak...
Nagle z jego twarzy robił się wielki balon, pękł ale nie oblepił go tylko wciągnął tego balona spowrotem
- Co on zrobił? - spytałam patrząc na niego z zdziwieniem
- On to zjadł?
Nagle przyszedł jego tata, a z tego powodu, że oczywiście był jednym z tych myśliwych zauważył nas
- WISSY, CHODU! - krzyknęłam do towarzyszki
- SZYBKO!
Uciekałyśmy ile sił miałyśmy w łapkach, a ten ojciec strzelał do nas z pistoletu (to się wyjaśniło, że pistolet). W końcu droga się skończyła... żadnej drogi ucieczki
- Wissy... ja przepraszam, że nas w to wpakowałam... to moja wina... - powiedziałam z łzami
Wissy nic nie mówiła, tylko też zaczęła płakać
- Powiedzcie ''papa'' wilczki - powiedział myśliwy, lecz nagle przybiegł jego synek
- Tato, nie zastrzelaj ich!
Ja i Wissy mocno się zdziwiłyśmy, dzieciak wziął nas na ręce i zabrał do jakiegoś dziwnego pojazdu... chyba siedziałyśmy z tyłu
- Wissy, gdzie oni nas zabierają? - spytałam
- N-nie w-wiem
Jak się zatrzymali zabrali nas do dziwnego miejsca, założyli nam na szyje dziwne kółka, na mnie mówili Plamka, a na Wissy Gwiazdka
- Jak wy nas nazywacie?! - krzyknęłam jak zamknęli nas w pokoju
- Wis, musimy stąd iść! Teraz!
- Ale jak?! - krzyknęła ze złością - przepraszam... - powiedziała nieśmiało
Stałam i gapiłam się na nią jak wryta
- Dobra mniejsza o to, podsadź mnie tam! - wskazałam jej łapką otwór, który był wysoko.
Wissy podsadziła mnie i ja ją wciągnęłam. Jak to nawet nie pytajcie...
- Wow! Ale wysoko! - krzyknęłam
Wissy patrzyła w dół
- Ej, Wis!
- CO?! - Spytała z przerażeniem
Złapałam ją za ogon i pociągnełam w dół, spadłyśmy na coś miękkiego
- J-ja z-zaraz p-przez c-ciebie z-zejde n-na z-zawał - wyjąkała Wissy
Była noc, dobra nasza.
- Dobra Wissy, chodź za mną!
- Dobrze... ale nie wpakuj nas w nic teraz, dobrze?
- Dobrze, postaram się.

<Wissy?>

Uwagi: Wypowiedzi co prawda zaczynamy od myślnika, ale lepiej to wygląda, gdy po nim robimy Spację (np. zamiast -Ja Patty... miło. tak: - Ja Patty... miło.). Nie zapominaj o "ę" i "ą" w niektórych czasownikach (zamiast uśmiechnęłam, krzyknęła, machnęła piszesz uśmiechnEłam, krzyknEła, machnEła). Wilki nie mają nóg, tylko łapy. Nie pisz "rence", tylko "ręce". Nie "mósimy", tylko "musimy". Zamiast "z tąd" pisz "stąd". Poćwicz przecinki.

Od Wissy "Szczenięca przygoda cz. 6" do Telleni

Śmiałam się tak, że myślałam że się uduszę. Powoli zaczęłam moją drżącą ze śmiechu łapą ściągać z pyska Telleni tą substancję, ale nie przemyślałam tego, że i moje łapy zaczną się całe kleić. Po kilku minutach byłyśmy obie całe poklejone. Ugrzęzłyśmy. Ale moja towarzyszka okryła, że to "coś" da się zniszczyć.
- Ej, popatrz, jak to naciągnę, to pęka! - próbowała powiedzieć przez poklejony pyszczek.
- Faktycznie - powiedziałam naciągając moje łapy - pękło! - uradowane zaczęłyśmy ściągać to tworzywo.
- Tel, nie uważasz, że to ma znajomy smak?
- Hm... Może i masz rację... To... TO... TRUSKAWKI! Mniam! - Wadera zaczęła zjadać resztki tego czegoś różowego.
- Mmmm... Pycha - i ja zaczęłam zajadać wraz z wilczycą.
***
Rozbolał nas strasznie brzuch, to chyba jest szkodliwe... No ale trudno, kiedyś przejdzie.
Nagle zobaczyłyśmy ludzkie szczenię, które zbliżało się do nas. Schowałyśmy się w krzakach i oczekiwałyśmy reakcji ludzia. Najwidoczniej czegoś szukał, chyba tego co zjadłyśmy. Szukał, szukał i zaczął płakać. Chyba się zdenerwował.
- Wis, jak myślisz, szuka tych klejących truskawek? - wyszeptała do mnie Tel.
- Nie wiem.
- A jak nas znajdzie?
- No to siedźmy cicho...
- A jakby nas znalazł?
- No nie wie...
Nie zdążyłam dokończyć, kiedy zuważyłyśmy, że wyciągnął ze swojej odzieży jeszcze jedną klejącą truskawkę i ją zaczął zjadać. Byłyśmy niemało zdziwnione widząc to zjawisko.

<Telleni?>

Uwagi: Zamiast ".." pisz "...". Licz kropki. ;p

Od Anuritiego "Żadna sensacja cz. 5" do Sagriny

Widziałem, że wilczyca była wyraźnie smutna, i mnie to zresztą też smuciło, że taka cudowna i piękna wilczyca była taka zawiedziona. Kiedy odeszła, bez chwili wahania postanowiłem pójść za nią i dowiedzieć się, o co chodzi. Cóż, wolałem iść obok niej. Sagi wyraźnie szła w jakieś miejsce, przechodziliśmy przez wiele dziwnych lasów, aż doszliśmy do pewnego, dziwnego miejsca, które przypominało... Emm... Drzewo? Tyle że, z kamienia... Nie mam pojęcia co to mogło być, w każdym razie, kiedy powiał wiatr, jej piękne włosy falowały jak fale na morzu. Jej oczy były przepełnione smutkiem, a ja patrzyłem się na nią jak... Zakochany.
Gapiłem się na nią jak... Jak sam nie wiem, była poprostu piękna, a utrwalił to piękny morski krajobraz, każda fala obijała się o skały...
- Emm... Anu?
Była i jest nadal piękna, jej cudowny puszysty ogon dodawał jej znacznie urody, ale te jej oczy... Były zdecydowanie najpiękniejsze, a jej głos jest dla mnie muzyką, której mogę słuchać całe życie...
- Anu... żyjesz?
Była przepiękna, zastanawiałem się, czy to co miała w pyszczku to zęby, czy perły, białe, błyszczące, sprawiające wrażenie świecących... Aww... Mogę się na nią patrzeć całe wieki..
- ANU!!! - wykrzyknęła do mnie wadera, a ja się ocknąłem. Nagle zauważyłem Ajaxa, który się do nas zbliżał, chyba nieco... zdenerwowany. Ale co mnie to obchodzi.
Nie zwracając uwagi na Axaja, podszedłem do Sagriny, i powiedziałem jej prosto w jej cudną twarz:
- Jesteś najpiękniejszą waderą na świecie..

<Sagrina?>

Uwagi: "Pójść" piszemy przez "ó". "Wahania" piszemy przez "h".

Od Patty "Kapitan musi odejść'' cz. 2 (cd. Midnight)

Patrzyłam się na nie znajomą surowo... po chwili wyszczerzyłam moje ostre jak szpilki kły
- Kim jesteś?! - warknęłam na nią
- Em... - powiedziała przerażona wadera - Jestem byłym kapitanem statku... - rzekła
- Kapitan? Hahaha! - padłam na ziemie ze śmiechu - Ty?! Kapitanem? Haha!
Wadera patrzyła na mnie jak na wariatkę, w końcu wstałam i otrzepałam się z piasku
- Jesteś piratką, tak? - spytałam
- Tak. Norina jestem
- Ja Patty... miło.
- ALE TY MASZ SKRZYDŁA! - krzyknęła z przerażeniem odsuwając się lekko w tył, gdy rozłożyłam skrzydła
- To coś? - pokazałam łapą moje skrzydło
- No ''to coś''.
- Eh - machnęłam łapą - nic ci nie zrobią jak mnie nie wnerwisz - uśmiechnęłam się do niej
- Ee... a ty tu mieszkasz?
- Tak... i nie tylko ja..
- NIE TYLKO TY? JEST TU WAS WIĘCEJ?! - krzyknęła szczęśliwa
- Tak... jest nas... 39.
- Ale dużo!
- No... - nagle powiedziałam - A tak potrafisz?
Zmieniłam się w dziewczynę z kosą w ręku.
- No jasne!
Po czym zmieniła się również w człowieka
- To chodź! - machnęłam ręką w i pobiegłam w stronę watahy, ona zrobiła tak samo.
- Dobra... Teraz wilki.
Zmieniłyśmy się w wilki.
- Dobra, na razie oprowadzę cię po terenach. Pasi? - spojrzałam w jej oczy
- No jasne!
- Dobra, będzie trochę zwiedzania, ale to nic.
Pokazałam jej całe tereny od A do Z. Czas na nas! Na pokazanie naszych wilków!
- Dobra teraz poznasz watahę!
- Wow... ciekawo jacy są... - zaciekawiła się Norina
- Eh... niektórzy są straszni... tak jak ja... ale jak się lepiej poznać... są nawet mili - uśmiechnęłam się do niej - Dobra, najpierw Alfa.
- Jak wygląda? - spytała Norina
- Przekonasz się - pociągnęłam ją za łapę i pobiegłyśmy do jaskini Kiiyuko
***
- Halo! Kii! Gdzie jesteś?! - krzyknęłam, a mój głos rozniósł się po ścianach jej jaskini
- Tu jestem, Patty. - rzekła Kiiyuko
- Em... Kii... to jest Norina, znalazłam ją na plaży.
- Witam - ukłoniła się Norina
- Witaj... Jesteś Norina, tak?
- Tak.
- Em... Kii, czy Norina dołączyć może? - spytałam
- Tak, jak najbardziej...
- Dziękuję - ukłoniła się znowu Norina
Pożegnałyśmy się z Kii i wyszłyśmy z jej jaskini. Pokazałam i przedstawiłam każdego wilka.
- Dobra to chyba wszyscy... A nie, CZEKAJ! JESZCZE MIDNIGHT!
- A kto to?
- Taki jeden - zarumieniłam się troszeczkę
- Kochasz go?
- No może...
Nagle ktoś wyszedł zza krzaków... To był Midnight we własnej osobie

<Midnight?>

Uwagi: "Rzekła" piszemy przez "rz". Wypowiedzi co prawda zaczynamy od myślnika, ale lepiej to wygląda, gdy po nim robimy Spację (np. zamiast -Ja Patty... miło. tak: - Ja Patty... miło.). Nie zapominaj o "ę" i "ą" w niektórych czasownikach (zamiast uśmiechnęłam, krzyknęła, machnęła piszesz uśmiechnEłam, krzyknEła, machnEła). Unikaj powtórzeń wyrazów ("machnęłam ręką w moją stronę i pobiegłam w stronę watahy"). "Rozniósł" piszemy przez "ó". "Dziękuję" ma na końcu "ę", a nie "e". Piszemy "wyszłyśmy", zamiast "wyszedłyśmy". Poćwicz pisanie przecinków.

Od Lilly "Moja Historia" cz.1 (Cd. Sagrina, Shaylin lub Patty)

- Lilly! - zawołała mnie moja przyszywana matka, Senari.
- Tak? - spytałam
- Alfa cię woła. - powiedziała
- Mnie? - nie zrozumiałam. Co takiego zrobiłam?
- Tak ciebie. Lepiej tam idź. Chyba, że chcesz, by Jack zrobił ci to co zrobił z Dezeusem. - wzdrygnęła się. Dezeus to mąż Senari. Znaczy był jej mężem, a moim przyszywanym ojcem. Jack go wołał, Dezeus jednak nie miał czasu i zamiast rano poszedł późnym wieczorem (Dezeus zbierał zapasy dla watahy. Jego motto brzmiało: "Zanim zaczniesz coś nowego, skończ to co robisz.") Wszedł do jaskini i nie wyszedł. 2 dni po tym zdarzeniu znalazłam jego ciało w pobliży jaskini Jacka. Przypominając to wszystko sobie też się wzdrygnęłam. Wystraszona szybko wybiegłam z jaskini matki i pobiegłam do Jacka.
- Lillith dobrze, że jesteś. Musimy pogadać. Usiądź. - uśmiechnął się. Przelękniona usiadłam. Tak przelękniona! Boję się go! On zabił Dezeusa i pół watahy. Najdziwniejsze się, że wszystkie wadery (oprócz mnie oczywiście) się w nim kochają. Ja uważam, że to bezczelna, wredna, rządna krwi pokraka! Do watahy non stop ktoś się pcha.
- O.... O co chodzi? - spytałam
- Musisz odejść. Brakuje już miejsca w watasze. - powiedział
- Czemu ja?! - krzyknęłam zdenerwowana
- Bo ty. Radzę ci nie ze mną nie zadzierać i odejść w pokoju. - wyszczerzył złowrogo zęby.
- Dobrze. Idę się pożegnać z mamą. - oznajmiłam
- Radzę ci się pośpieszyć kundlu! - krzyknął. Po tych słowach nagle się do niego odwróciłam. Skoczyłam na niego. Szybko leżał na ziemi, przybity przeze mnie.
- Nie jestem kundlem! - warknęłam
- Ta jasne. - spróbował się wyrwać.
- Zamknij się! - warknęłam - Zrobię co będę chcieć! Mogę iść gdzie chcę i kiedy chcę! Zrozumiano?!
- Zz.... Zrozumiałem. - powiedział zlękniony. Hmh... Potrafię być porządnie niebezpieczna. Puściłam go. Basior się otrzepał. - Zabije cię kiedyś Lilith!
- Nie zdążysz! Ja pierwsza to zrobię. - warknęłam i odeszłam w stronę jaskini mamy. Opowiedziałam mamie o całym zajściu. Najpierw łzy potem śmiech i znowu łzy. Też zaczęłam płakać. Musiał mi to zrobić akurat moje urodziny! Wspaniały dostałam prezent! Przytuliłam matkę. Potem z nią chodziłam do wszystkich po kolei. Każdy mnie zrozumiał. Kiedy odwiedziłyśmy dom, osoby, które w nim mieszkały szły dalej z nami. Na sam koniec cała wataha stała i mnie przytulała. Każdy zrozumiał. Czemu oni się nie zbuntują. Razem są silniejsi od tego czegoś.
- Alice powinna wrócić. - powiedzieli. Alice to matka Jacka. Ona tutaj rządziła, była dobra. Za jej życia mnie tu przyjęli. Jack miał akurat 1 tydzień. Alice wyszła na tereny wrogów pół roku temu. Nadal nie wróciła. Wszyscy na nią czekają....
- Trzymajcie się. - powiedziałam, ze łzami w oczach. Ostatni przytulas z nimi i odeszłam przed siebie. Po 50 metrach stanął przede mną Jack.
- Lilith. - powiedział
- Czego chcesz?! - warknęłam
- Niczego. - powiedział
- No to inaczej. Czemu za mną idziesz?!
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co? - spytałam obojętnie.
- Lilith. - powiedział i się na mnie rzucił, leżałam na ziemi, on mnie przygwoździł! Myślałam, że za chwilę, będzie mój koniec.... Zamknęłam oczy i nie próbowałam się wyrywać, byłam zbyt zdziwiona. Moje zdziwienie się powiększyło, gdy Jack... mnie pocałował. Puścił mnie.
- Zawsze cię kochałem! - krzyknął. Zszokowana uciekłam. Biegłam jak najdalej od niego! Nic już nie rozumiem! Najpierw kazał mi odejść z watahy i obiecał, że mnie zabije, a teraz ten pocałunek i wyznanie wiecznej miłości.... Cały czas biegłam. Obróciłam głowę, by zobaczyć, czy za mną nie biegnie. Wpadłam w poślizg. Upadłam i zaczęłam jechać po błocie. Zatrzymałam się pod nogami trzech wader. Spojrzałam do góry, na nie. One na dół, na mnie. Były widocznie zdziwione moim widokiem.
- Yyyy.... Cześć jestem Shaylin.- przedstawiła się jedna z nich. Potem wskazałam na 2 pozostałe - A to jest Sagrina i Patty.
- Lilly. - powiedziałam

<Shaylin, Sagrina, Patty?>

Uwagi: brak

Od Shaylin "Pierwsze spotkanie" cz. 8

Zastanawiałam się co powiedzieć. Jaki plan wymyśleć by nie zawalić. Mam pomysł.
- Midnight... Musze uratować się sama. Nie będę was narażać... po co się w ogóle narażać dla mnie? Ja i tak mam dziwne i ... - dokończyłabym, że trochę niesamowite życie. Ale po co? - pomyślałam. Spojrzałam smutno na nich dwóch.
- Nie ma mowy! Ja cię ratuje, a ty chcesz się poddać? - krzyknął Mid
- Chyba - rzekłam
- Cicho! - krzyknęła Patty - Dziewczyna dobrze mówi... Oddacie mi jej śmierć za ból który ja przeżyłam... i pamiętaj, Kochaniutki to przez ciebie - spojrzała na niego.
- Dobra ja już mam tego dość... przestań krzywdzić Patty. Mnie możesz, ale nie osoby które... są dla mnie ważne - powiedziałam wyrywając się z jej objęć. Niespodziewanie zrobiła mi ostrzem miecza głęboką ranę na ramieniu, z której zaczęła ciec krew. Upadając na ziemie słyszałam jak Yusuf atakuje Patty. Mid podbiegł do mnie. Zatamował upływ krwi swoją bluzą.
- Dziękuję - szepnęłam. - Nie martw się. Ja musiałam to powiedzieć... bo...
- Na szczęście jesteś bezpieczna. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wiesz czasem się dziwię... Co ty we mnie widzisz?
Zauważyłam jak jego usta się poruszyły.
- Wszystko - odpowiedział ledwo słyszalnie. Pomyślałam, że za bardzo go ranię... jest zbyt wyjątkowy i nie powinnam zawracać mu głowy. Ale coraz bardziej czuje jak mu na mnie zależy. Jest taki czuły i opiekuńczy. A co do Norwegiana... no cóż, chyba mnie nic z nim nie łączy, ale za to chyba złamię mu serce. Chyba jestem zdecydowana... Jeśli on powie tak, to i ja też. Tylko czy... Ah, szczypie jak diabli. A jednak! Norweg wrócił. Wychodził zza drzew...
- Shaylin, nie! Mi także na tobie zależy... - powiedział z żalem na sercu. Teraz stali naprzeciwko siebie.
- Nigdy - rzekł Mid
- Ona jest moja.. .- rzucili się sobie do gardeł. Norweg wyciągał nóż. Wykopałam mu go z ręki.
Patrzał na mnie zdziwiony.
- Przestańcie!
- Shaylin...ja..- nie dokończył norweg
- Tak, wybrała kogoś innego - rzucił z wściekłością Mid
- przepraszam - szepnęłam
Norweg uciekł zamieniając się w wilka. Poczułam się strasznie... skrzywdziłam znowu osobę, która mnie lubiła. Życie chyba było zbyt okrutne. Podszedł do nas Yusuf, już bez Patty
- Ona też uciekła... Ale ten norweg ma tupet. - odrzekł Yufus
Smutnie usiadłam pod drzewem nie zwracając uwagi na nikogo i zamknęłam się w swoim świecie, odcinając się od rzeczywistości.

Uwagi: imiona pisz wielkimi literami, zdania zaczynaj od wielkich liter, ogranicz "...". Tytułuj op.

sobota, 10 stycznia 2015

Zawieszam

Zawieszam WMW na 3-7 dni. Można mi wysyłać op., ale ich nie wstawię, lecz zapiszę sobie w dokumencie na komputerze i wstawię po moim "powrocie". Chcę trochę odsapnąć. Mam nadzieję, że wytrwacie to kilka dni. ^^

piątek, 9 stycznia 2015

Od Telleni "Zostaniesz moją siostrą?" cz. 4 (Cd. Astrid)

Myślałam co będzie jak moi rodzice znowu ukażą się w moim śnie... o co ich zapytam? Może co się z nimi stało? Czy się mną opiekują? Myślałam długo aż w końcu ocknęłam się z ''snu''
- Hej, As! Mam pomysł!
- Jaki?! - krzyknęła szybko wstając
- Skoro... moi rodzice byli w moim śnie...
- To...? - spytała
- To możemy iść tam... gdzie ich widziałam! - krzyknęłam uradowana
- A gdzie ich widziałaś?
Myślałam bardzo ciężko, aż krzyknęłam:
- W BIAŁYM POKOJU! - krzyknęłam szczęśliwa, lecz po chwili mój uśmiech zmienił się w smutek
- Eee... Tell... ja nie wiem jak ci to powiedzieć ale... nie wiem gdzie mogą być białe pokoje
- Jak to nie wiesz? - spytałam szeptem
- No nie wiem Tell... nie wiem.. - rzekła zakłopotana Astrid
- Oh... rozumiem... po prostu... rozumiem... - powiedziałam i podreptałam do mojego drzewa na którym często przebywam... zasnęłam tam po wylaniu mnóstwa łez. Znowu przyśnił mi się ten pokój! Znowu moi rodzice! Nie byli przykuci do ściany jak po przednio, mogli zwyczajnie w świecie się ruszać... zaczęłam skakać... nagle ktoś mnie zauważył... z tłumu wilków wybiegła moja rodzina! Mama Tata i Rebecca! Byli tam oni wszyscy! Przytulili mnie do siebie i mówili "Córciu jak się czujesz?'', "Siostrzyczko kochana! Dobrze że nic Ci nie jest!" Pomówiłam z nimi... powiedzieli mi wszystko, lecz tata odszedł, a mama poszła za nim... zostałam z Rebeccą... Rozmawiałam z nią tak jakby ciągle żyła! To niesamowite! Chyba tylko ja tak potrafię? A może nie tylko ja? Nie wiem, ale widziałam jak rodzina się ze mną żegna i życzy mi powiedzenia i szczęśliwych dni... obudziłam się szczęśliwa... pobiegłam do jaskini Astrid...

<Astrid?>

Od Telleni "Magia rodziny" cz. 9 (cd. Sohara)

- Soharko nie płacz... - powiedziałam sama powstrzymując łzy, żeby nie zobaczyła tego wadera
- Tell.. to nie takie proste... moi rodzice... już nie istnieją... - powiedziała Sohara patrząc w zachodzące słońce
- Sohara... ja wiem jak się czujesz... też nie miałam rodziny długo... ale ty miałaś ją przynajmniej dłużej... mogłaś ich poznać... moi rodzice też byli wspaniali... poświęcili życie żeby ratować... mnie i moją siostrę... - wyznałam, po czym odsunęłam się od Sohary a po moim pyszczku płynęły gorzkie łzy - ja... bardzo bym chciała żeby tu byli... może nie było tam dużo jedzenia... ale... była tam moja rodzina... - powiedziałam po czym zaczełam ocierać łzy łapką
Sohara się nie odezwała... siedziała zamyślona, ja powiedziałam do niej że idę już spać i poczekam na nią w jaskini
***
Kiedy do jaskini wróciła Sohara, było bardzo ciemno
- Sohaaara - ziewnęłam - Co ty tutaj robisz?
- Nic... zamyśliłam się i tyle - powiedziała po czym położyła się obok mnie
***
- Już dzień! Mogę zrobić dla Sohary niespodziankę! - pomyślałam po czym udałam się na Szczenięcą Polankę i zerwałam dla wadery wielokolorowe kwiatki. Znalazłam jakiś sznureczek i zacisnęłam w nim kwiaty i zaniosłam dla Sohary...
- Może jeszcze coś jej do jedzenia znajdę? - ponownie pomyślałam i poleciałam do lasu... po godzinie upolowałam sześć myszek, dwa zające i jedną wiewiórke... całkiem ładnie jak na mnie... ledwo uniosłam to do jaskini... poczekałam aż moja przyjaciółka się obudzi
***
W końcu Sohara obudziła się, jak ujrzała te kwiaty i jedzenie od razu zerwała się na równe nogi
- Kto to przyniósł?
Od razu odpowiedziałam:
- Ja - uśmiechnęłam się do niej szeroko
- Ale... jak... jak ty to? Wszystko sama upolowałaś? - spytała z niedowierzaniem wadera
- Po prostu wcześnie wstałam
- A te kwiatki dla kogo mała? - spytała po czym spojrzała na mnie
- Dla ciebie Soharko! - krzyknęłam i podałam jej kwiatki
- Ohh... Jakie to słodkie... Dziękuje Telleni - rzekła wadera po czym wyjęła jeden z nich o moich kolorach i dała go mi - a to dla ciebie mała - podała mi go i uśmiechnęła się do mnie
- Nie ma za co... - powiedziałam

<Sohara? Poprawa z poprzedniej części :D >

Od Noriny "Kapitan musi odejść" cz. 1 (cd. chętny)

Siedziałam jako człowiek w mojej kapitańskiej kajucie. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili wszedł mój chłopiec pokładowy, James.
- Czego do stu krakenów chcesz, James?!
- Kapitanie, załoga chce cię widzieć.
Założyłam mój kapelusz, wzięłam muszkiet oraz kordelas (ostrożności nigdy za wiele) i wyszłam do załogi. Nagle usłyszałam...
- Dobra robota James!
Po chwili zostałam popchnięta w stronę deski.
- Nie możecie tego zrobić! Jestem waszym kapitanem!
- Już nie.
James podszedł do mnie i ściągnął mi kapelusz. Po chwili sam go założył.
- Teraz ja tu jestem kapitanem.
- Niech żyje kapitan James!
Zmieniłam się w wilka i skoczyłam ku James'owi. Nie zdążyłam go nawet drasnąć, ponieważ zostałam, dosłownie, wykopana za burtę. Z trudem dopłynęłam do brzegu, a gdy już odnalazłam ląd, pobiegłam w stronę lasu.

***

Włóczyłam się już jakiś czas. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka.
- Na sto bałwanów morskich! - po chwili dodałam:
- Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka.

<ktoś chętny?>

Od Lithium Vane "Za tych, których odebrał nam los." cz.1 (cd. Kiiyuko)

Minęło sporo czasu zanim zrozumiałam, że Alexander tak naprawdę nie był szpiegiem. On się poświęcił za swego przywódcę. Co ja narobiłam? Rzuciłam się na Boga ducha winnego wilka. Czy tylko ja jestem tak świetna i wspaniała, by rzucać się na pierwszego i oskarżać go o bycie szpiclem?
Czy tylko ja...wpędzam innych w sidła wroga...?
Nie było mi łatwo, ale teraz wiem, że Black Spirit musi powrócić. Bez względu na wszystko. Zrobię to dla tych, którym jestem to winna. Mamie, Alexandrowi... tym, których odebrał mi los. Powiem Alfie, że mam wobec niektórych dług.
Było już ciemno, kiedy wymknęłam się do lasu. Chciałam zobaczyć, czy zdołam przywołać ducha z Otchłani i go tam znów odesłać. Zaczęłam od chochlika.
- Dziecię zesłane do Otchłani, przybądź tu, gotowe na moje rozkazy. - wyrecytowałam zaklęcie przywołania, oczekując na znak od ducha.
Nagle ziemia lekko zadrżała, a z niej wydostał się chochlik. Podziałało. Teraz musiałam go jedynie odesłać tam, skąd go przyniosło.
- Odejdź dziecko Cienia tam...
- Vane?

<Kiiyuko?>

Od Shaylin "Nowe dzieje" cz. 1

Byłam na terytorium watahy - na Wschodnim Klifie. Podziwiałam piękne widoki. Było niesamowicie.
Słyszałam szum fal, odbijało się jakby echem. Mogłabym tu siedzieć dniami i nocami.
Wszystko było takie fascynujące, piękne, niesamowite i wyjątkowe. Byłam tam razem z duchem - Wriglesse'm. Powtarzał mi jak zawsze, że mam uważać na wszystko i wszystkich.
- No przecież wiem, ale ten wypadek to nie moja wina... - odburknęłam
- Pamiętam cię Shaylin, nigdy nie byłaś tak zadziorna.
Co on ma na myśli?
- W przeszłych stuleciach. - dopowiedział
- Jaka byłam?
- Coż... nie taka jak teraz.., - machnął łapą.
- Kim byłam, co robiłam?
- Damą rodu Fallenów... i... moją przyjaciółką... -spojrzał w dół klifu na wodę.
- Serio?
-Tak. Nigdy bym cię nie okłamał... razem uciekliśmy... - unikałam jego wzroku.
- Gdzie?
Zastanawiał się nad odpowiedzią.
- W czas.
- Wriglesie..po co?
- Musiałem cię uratować przed niebezpieczeństwem.
- Mnie? Dlaczego?
- Bo wiedziałem co twój tamten ojciec chciał zrobić...
- Ojciec? Co on?...
- Skazać cie na nie szczęście... a potem na śmierć.
I znowu kolejny cios w serce... Czy w każdym z moich poprzednich żyć nie byłam bezpieczna? - pomyślałam.
- Czemu całe swoje przeklęte życie dowiaduje się o samych zły pełnych morderstw i brutalności rzeczach? Czy to jakieś cholerne żarty? Czy ja w ogóle istnieje? Bo słyszę, że były poprzednie. Ja... Czy ja zwariowałam? A może ja was nie widzę tylko wyobrażam, że jednak jesteście?
- Nie, to co mówisz to nie prawda... tylko ty nas widzisz i tylko ty nas rozumiesz... bez ciebie nie dalibyśmy rady... twoja matka w ciebie wierzy, ja w ciebie wierze i inni w ciebie wierzą. Jesteś naszą nadzieją. Mogłem ci tego nie mówić, ale chciałem żebyś wiedziała.
- Czemu nie było cię wtedy rok?
- Nie mogłem..
Wolałam nie pytać o to.
- Shay. Twoje rodzeństwo żyje... dbałem także o nich. Oni mają się dobrze, żyją razem i nie musisz ich szukać, bo prędzej czy później znajdziecie się..
- Nie wyganiam cię... ale chcę zostać sama. Wróć kiedy chcesz, ale ja muszę odpocząć psychicznie.
- Żegnaj... - odpowiedział i zniknął uśmiechając się do mnie...

<C.D.N.>

czwartek, 8 stycznia 2015

Od Astrid "Zostaniesz moją siostrą?" cz. 3 (Cd. Telleni)

- Wow! Słyszałam, że takie sny mogą być prorocze, mogą coś zapowiadać! - krzyknęłam
- Czyli co? Będę widzieć duchy? Moi rodzice będą duchami? - niezrozumiała Telleni
- Nie wiem, ale według mnie może to oznaczać, że spotkasz rodzinę... - wyjaśniłam. Telleni spojrzała na mnie dużymi oczami i się zamyśliła. Rozpromieniła się.
- Naprawdę?! - spytała
- No nie wiem. Tylko tak sądzę. - roześmiałam się. Była taka szczęśliwa.... - A tak z innej beczki. Jak się czujesz? - spytałam
- Dobrze. Chyba.... - powiedziała. Usiadła, zamerdała ogonem i znowu pogrążyła się w myślach....

<Telleni? Sorka, że takie krótkie i bez sensu, ale nie miałam pomysłu i robiłam na szybko....>

Od Midnight'a "Pierwsze spotkanie" cz. 7 (cd. Shaylin)

- WTF, WHAT ARE YOU DOING?! - krzyknąłem pełen złości i odpychnąłem Patty od Shaylin.
- Shaylin... Co ty zrobiłaś, że wszyscy chcą mnie zabić wzrokiem?! - spytałem szybko.
- Norwegian wyznał mi miłość, a Patty narzeka, że wybrałeś mnie! - powiedziała w pościechu. Jednak ja usłyszałem tylko końcówke jej wypowiedzenia. Zrobiłem unik przed dzidą Norwegiana. Wyjąłem miecz, a tak dokładnie prosty miecz, bo mi kordelasy gdzieś pouciekały. Zacząłem próbować atakować przeciwka. Był on jednak nawet wyszkolony w walce. Pomyślałem jeszcze o Patty, która drasnęła mnie mieczem w biodro. Zaczęła się mocna walka. Po pięciu minutach walenia o miecze i zgrzytanie metalu o metal zjawił się ktoś, kogo już znałem. Yusuf we własnej osobie. Szybko wyjął miecz i przegonił Norwegiana, a ja mu zrzuciłem miecz Patty.
- Dzięki! - krzyknęliśmy oboje w tym samym czasie.
Nagle pomyślałem:
- Gdzie Shaylin?!
- Puśćcie miecz albo ją zabije! - krzyknęła za moimi plecami Patty. Przytrzymywała Shaylin w objęciach (jak by to powiedzieć), trzymając nóż koło jej gardła.
- PUŚĆCIE BROŃ! - krzyknęła. Niestety musiałem to zrobić, ponieważ mógłby ją zabić. Yusuf zrobił tak samo.
- Jakiś plan? - zapytałem Shaylin.
 
<Shaylin?>
 
P.S. Szczerze? Jeżeli się nie pogodzicie w najbliższym czasie w op., za tą "wojenkę" czeka was sąd. Kii będzie robić za sędzię. ;_;

Od Midnight'a "Warto było tutaj przyłazić?" cz.9 (cd. Shaylin lub Norwegian)

- No chodźm Mid... Oprowadzę cię po terenach. - odpowiedziała i poszliśmy oglądać te terenowiska. Chodziliśmy tam i spowrotem. NUDA!!!
****************
- A tu dotarliśmy do... - nie dałem jej dokończyć.
- SKOK WIARY!!! - krzyknąłem i skoczyłem w wodospad. Patrzyła się z góry na mnie jak na idiotę. Pf... Kogo to wkurza niby?! Byłem w wodzie w mgnieniu oka. Wyszedłem jak najszybciej z wody i pobiegłem na tereny mojej ulubionej watahy.
*********************
Wędrował tu i tam odkrywając tereny. Nagle zobaczyłem coś co prawie zniszczyło mi serce. Jakiś wilk dowalał się do Shaylin. NIE MOGŁEM NA TO POZWOLIĆ! Pobiegłem najszybciej w ich strone. Rzuciłem się na tego nowego i przytrzasnąłem go do ziemi. 
- CO TY ROBISZ Z MOJĄ D... KOLEŻANKĄ?! - krzyknąłem.
 
<Shaylin lub Norwegian? Brak weny :(>

środa, 7 stycznia 2015

Od Shaylin "Pierwsze spotkanie" cz. 6 (cd. Midnight)

Norwegian dotrzymywał mi kroku, jak zwykle. Nudziło mnie to jego spojrzenie. Nic nie mogłam zrobić, bo nie powiem mu "przestań się na mnie gapić", było by to nie grzeczne.
Chciałam być wolna, lecz tak się jednak nie stało. Coraz bardziej go nie lubiłam. Aż wnerwiał mnie.
- Shaylin ja... nie wiem jak to się stało, ale nigdy nie umiałem... kogoś pokochać. Shaylin ja... ja cie kocham. Jesteś fantastyczna, mądra, piękna... niczego ci nie brakuje.
Stanęłam jak wryta. Nie umiałam nic wykrztusić z siebie. Boże... myślałam że upadnę. Biegłam przed siebie... nie myślałam nad tym co robię. Wołał mnie, ale ja bałam się tych słów...
Wpadłam na jakiegoś wilka. Ten wilk chyba chciał mnie ugryźć. A przecież to Patty... byłam tak ślepa, że nawet jej nie zauważyłam.
- Dlaczego to robisz? Shaylin... proszę... Dlaczego...? Wiesz jak ja się czuję. Ja go kochałam, a ty mi go zabrałaś... - warknęła na mnie. Już wiedziałam o co jej chodzi... Ona kocha Midnight'a.
- Uspokój się Patty. Ja nic nie zrobiłam złego
- Skrzywdziłaś mnie. Mogliśmy być taką świetną para, a ty wszystko zniszczyłaś... - miała taką minę, jakby mnie zabić chciała, no i wskoczyła na mnie. Broniłam się...
Usłyszałam szelest zza krzaków wyłonił się Midnight, a po boku szedł Norweg. Co się stanie? Nikt chyba nie wie, oprócz mnie...

<Mid?>

Od Wissy "Czarna Chwila" cz.1

Chodzę samotnie po terenach watahy, jak zwykle bez skutecznie i bez żadnego powodu. Lubię takie samotne spacery, zwłaszcza po pięknym złocistym lesie.
Nudno. Nie ma tutaj zupełnie nic interesującego, żadnej nowej rzeczy, wszystkie Alfy poznikały, szczenięta wolą bawić się ze sobą, każdego akceptują - oprócz mnie... - małej, bojaźliwej waderki. Jak tak sobie pomyślę... po co ja tu jestem? W jakim celu? W watasze dzieje się wiele rzeczy, i miło mi nawet popatrzeć na nie wszystkie... Tylko po co?
- Sama dałabym radę, bez nikogo. Jestem w tej watasze jak piąte koło od wozu - czyli bez znaczenia i większych możliwości - powiedziałam sama do siebie idąc dalej.
Właśnie wkroczyłam w pewien las. Dość ciemny i nieprzyjazny... Ja - jak to ja - popatrzyłam się i bez chwili większego namysłu uciekłam. Cisza tam była przerażająca i głucha, nie czułam tam żadnego żywego zwierzęcia.. Nie lubię takich miejsc, więc postanowiłam po prostu odejść. Tamorayn nauczył mnie polować. Niedaleko wyczułam świeżo upolowane mięso, bez wahania zaczęłam iść w kierunku zapachu. Szłam pewnym szlakiem, a raczej ścieżką. Doszłam w końcu do oczekiwanej ofiary. Był to najzwyczajniejszy w świecie biały, puszysty królik, który ku mojemu zdziwieniu był jeszcze żywy. Machał błagalnie swoimi mięciutkimi łapkami o pomoc, o darowanie życia.. Ale przypomniałam sobie, jak to mojej rodzinie nikt go nie darował, a także prosili o pomoc, o łaskę. Wzięłam królika do pyska, i zacisnęłam na nim mój pyszczek tak mocno, jak tylko potrafiłam. Jego krew napływała do mojego pyska... A ten zapiszczał, powierzgał trochę łapkami i najzwyczajniej w świecie - zdechł. Odstawiłam ciało na ziemię i zaczęłam zjadać.
Po zakończonym posiłku oblizałam się i poszłam dalej zostawiając za sobą resztki królika.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem na terenach watahy. Nie wiem, gdzie jestem. Szłam przed siebie tak długo, że straciłam orientację, a byłam na terenach obszernych, pustych, ciemnych. Co jakiś kawałek rosła pojedyncza trawa, a w oddali widziałam drzewo. No cóż, tam gdzie drzewo, tam musi być wodopój. Pobiegłam w jego stronę, już dobiegałam, zobaczyłam malutkie jeziorko, już czułam smak pysznej wody w pyszczku...
Ale nagle wyskoczył przede mnie biały jak śnieg wilk, z perłowymi oczyma, futrem ułożonym w jak najlepszym porządku i z zębami jak mniejsza wersja sztyletu.
Wydawał mi się znajomy...
- K-kim jesteś? - zapytałam niepewnie oczekując na odpowiedź.
- Twoim koszmarem... - odpowiedział, a już po chwili leżałam, nieprzytomna.
***
Ocknęłam się w tym samym miejscu, w którym go spotkałam. Ta sama szara gleba, ten sam kamień leżący obok mnie, to samo drzewo, to samo malutkie jeziorko... Ale wilka brak. Nie było go nigdzie, a przynajmniej pod moim kątem widzenia. W końcu dla pewności poruszyłam lekko łapą.
Nie, nie było nikogo. Byłam sama.
Czym prędzej się podniosłam, i po cichu podeszłam do jeziorka się napić. Piłam, cały czas w niepewności.
- Pij, pij malutka, przyda Ci się, przed Tobą długa podróż. - Usłyszałam głos dochodzący zza moich pleców.
- Ż- że co?!
- W tej torbie masz wszystkie potrzebne rzeczy, a teraz chodź, nie ma czasu. - nie zdążyłam nawet zapytać o co dokładnie chodzi, kiedy biały wilk chwycił mnie za kark i pobiegliśmy w głąb tego szarego pustkowia.

<C.D.N.>

wtorek, 6 stycznia 2015

Od Alexandra "Czy to koniec watahy?" cz.5

C.D. op. Moonlight, Lithium Vane, Kiiyuko i Shadow'a

Jakiś czas później, siedząc u siebie w jaskini stwierdziłem, że już Kiiyuko naprawdę długo nie zaszczyca nas swoją obecnością, a uświadomiła mi to dopiero lekko stuknięta Lithium. Może rzeczywiście coś się jej stało? Nie, nie mogę tego tak po prostu zostawić. Wyszedłem prędko z jaskini i powędrowałem do pierwszego lepszego wilka, jaki mi przyszedł do głowy, udając, że nie widzę wściekłego spojrzenia Lithium czającej się za krzakami. Poszedłem do Moonlight, by ją poinformować o moim planie.
- Witaj Moon.
- Cześć. - rzekła zdezorientowana z jaskini.
- Chciałem ci powiedzieć, że mogę zniknąć na jakiś czas.
- Zniknąć to znaczy?...
- Idę na tereny Asai. Martwię się o Kiiyuko. Przekaż reszcie, żeby wszelkie ważne sprawy kierowali do Bety.
- Dlaczego mówisz to akurat mi?
- Bo mieszkasz najbliżej. - wyjaśniłem krótko i pobiegłem tam, gdzie miałem w planach. Teraz to już Lithium Vane była zapewne święcie przekonana, że jestem zły...

***

Czułem, że święci się coś złego. O tak, bardzo złego. Gnałem mrocznymi korytarzami w zamczysku Asai, w którym niestety, ale musiała mieszkać. Nabrałem jeszcze większej prędkości widząc zamknięte drzwi do sali, na której wyraźnie wyczuwałem obecność Kiiyuko. Może wiedziałem gdzie jest ze względu na to, że mam taki żywioł? Może tak, może nie... Wyrwałem z olbrzymim hukiem drzwi. Moim oczom ukazały się przerażone pyski Asai niosącej jakąś miskę, parszywego Shadow'a i Kiiyuko jakimś cudem zamkniętej w klatce.
- Grrr... Co tu się wyrabia? - warknąłem.
- Tu? Nic. - uśmiechnął się Shadow.
- Gdzie jest medalion?
- Może jest, może go nie ma. - zaśmiała się przebiegle Asai.
- Nie denerwuj mnie! - krzyknąłem rzucając się na waderę tak, że ta zdumiona wylądowała na ziemi.
- Oddawaj medalion i uwolnij Kiiyuko!
- Uh... - tylko sapnęła próbując się uwolnić z mojego uścisku.
- Słyszysz co do ciebie mówię?!
- Słyszę, słyszę... Nie dramatyzuj. - syknęła przewracając oczami. - Zrobię co każesz pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Wypijesz zawartość miski. - wskazała łapą na srebrne naczynie. Nie miałem pojęcia, co robi zawarty w niej płyn, ale Kiiyuko i jej medalion był ode mnie ważniejszy.
- Zgoda. Ale najpierw zapłata.
- Eh... - mruknęła. Klatka zniknęła, a ona podniosła się z podłogi. Rzuciła medalion Kiiyuko, który wcześniej miała zawieszony na szyi. Różowa wadera prędko pochwyciła go w pysk. Ja po upewnieniu się, że zrobiła co kazałem, powoli podszedłem do miski i przez chwilę wpatrywałem się w swoje odbicie.
- No pij, pij.
Jednym haustem wypiłem zawartość. Smakowało jak zwykła woda. Już 3 sekundy później chwycił mnie koszmarny ból głowy, brzucha i wszystkich mięśni. Czułem, jak moje wszystkie wspomnienia giną. Kiiyuko szybko uciekła przerażona widokiem, który zobaczyła patrząc na mnie...
- Jestem Xander. Nikt, a to nikt mi się nigdy nie sprzeciwi... - powiedziałem sam do siebie uśmiechając się szatańsko, gdy już złe samopoczucie minęło.

Od Alexandra "Jak dołączyłem? [Anuriti]" cz.2 (cd. Anuriti)

- Po co tutaj przyszedłeś? - warknąłem groźnie.
- Eeee... - "zawiesił się" zastanawiając się nad tym, co ma dalej powiedzieć. - ...po jedzenie.
- Po jedzenie? Sam sobie upolować czegoś nie możesz?
- Nie za bardzo. Za wolny jestem, żeby cokolwiek dogonić. - wyszczerzył się szeroko. Przewróciłem dramatycznie oczami. Im młodsze pokolenie, tym głupsze. Coraz gorzej szkoleni do walki i polowań... Eh, co się z tym światem porobiło.
- A moje pazury są zbyt tępe, aby przebić skórę i... - kontynuował, ale ja mu przerwałem unosząc łapę na znak, aby się łaskawie zamknął.
- Sprawa pierwsza: wstawaj.
Wykonał polecenie otrzepując się niezdarnie z piasku.
- Sprawa druga: ty sobie w takim razie w życiu nie poradzisz. Nie przeżyjesz więcej niż tydzień. Jakim cudem jeszcze trzymasz się przy życiu?
- Moja inteligencja oraz podświadoma medytacja daje mi moc i...
- Ale ja się pytam naprawdę.
- Padlina.
- Eh... - westchnąłem. - Chyba jestem zmuszony cię przyjąć do watahy.
- Serio? - ucieszył się merdając ogonem.
- Serio. A teraz poszukaj Ajaxa, jest tutejszą Betą lub Rose będącą Gammą. Poproś, aby któryś z nich oprowadził cię po terenach. - rzekłem niechętnie.
- Ok!
- A teraz pozwól, że sobie pójdę, bo nie mam za bardzo czasu na pogawędki. - odparłem odchodząc.

<Anuriti?>

Od Yusuf'a "Witam i przepraszam bardzo" cz. 1 (cd. Midnight lub Kiiyuko)

Był słoneczny dzień złote liście poopadały na ulice, a ja miałem do wykonania przechwyt. Super. Mój biały płaszcz w sumie trochę już ubrudzony. Powiewał na chłodnym wietrze. O, mam cel. Normalnym krokiem podszedłem do blondyna z prostymi włosami długości chyba jakoś jak ja. Wybierał jabłka ze straganu. Mhm to na pewno on. Szybko sięgnąłem do jego kieszeni, wyjąłem jakieś zawiniątko i szybszym krokiem sobie poszedłem, myśląc, że tego nie zauważył. Skręciłam do uliczki między kamienicami. A ktoś mnie przygwoździł do ściany, był to ten sam mężczyzna. Jak to, przecież jestem najlepszym złodziejem! Jak mógł poczuć?!
- Co ty sobie myślałeś?! - krzyknął.
- A bo ja wiem - uśmiechnąłem się wzruszając ramionami. Naglę na jego szyi zauważyłem znamię, miałem takie samo. Hmm... A jeśli? Nawet głupi nie jest, więc może...
- Gadaj, albo pożegnasz się z życiem - warknął i wyciągnął pistolet, którego wcześniej nie zauważyłem.
- Nie tylko ty masz takie cacko - zaśmiałem się odpychając go od siebie i sam pokazałem mu pistolet - Należysz do zakonu?
Stał moment z otwartą buzią. No tak, zwykły człowiek nie wie kim jesteśmy, w przeciwności do templariuszy i innych ludzi z bronią. Wyjął miecz.
- Spokojnie nie jestem templariuszem - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Udowodnij - warknął.
Pokazałem znak zakonu na mieczu. Łączył moment wątki, ale zaraz znowu powrócił jego wrogi wyraz twarzy.
- Mogłeś go ukraść - nie zmieniał tonu.
- Ugh, ale ty uparty - westchnąłem i odsunąłem trochę koszule ukazując moje inicjały i znak assassynów na obojczyku. Złagodniał, schował miecz i pistolet.
- No to witam bracie - powiedział już normalnie.
- Witam i przepraszam bardzo za to - odpowiedziałem oddając mu jego własność - pomyliłem cię, wybacz.
- Zapewne jakaś misja, rozumiem - powiedział uśmiechając się. Odetchnąłem z ulgą. Po chwili zastanowienia spytał się mnie - Czy ty też umiesz tak?
Nie zdążyłem zapytać co, a on był już w postać białego wilka ze skrzydłami. Matko Boska, nie jestem sam! Zaśmiałem się i również zamieniłem się w nie wiem psa? Wilka?
- Tak umiem.
- No to cóż mam do ciebie propozycje - uśmiechnął się - Chodź!
Nie zdążyłem zapytać co, a on już ruszył biegiem w kierunku obrzeży miasta, nie miałem wyjścia, pobiegłem za nim. Trzymałem się tuż za nim. Ludzie odsuwali się krzycząc "Hycla!" albo "Co za paskudne bestie!".
- Idioci - prychnąłem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - dodał.
- Co chcesz mi pokazać zaproponować czy co tam? - spytałem się w pośpiechu.
- Zobaczysz sam - rzucił przez ramie.
***
Po godzinie biegania i sprintowania dotarliśmy do drzewa, na którym były pomarańczowe liście, może by to nie było nic nie zwykłego gdyby nie to, że powinny one już dawno opaść, a one nadal uporczywie trzymały się drzewa, zaciekawiony, zerwałem jednego, a drzewo zaskrzypiało. Ups. To chyba magiczne drzewo.
- Zostaw, to je boli - powiedziała wadera wychodząca zza drzewa.
- Kiiyuko - powiedział basior i schylił głową, naśladując go zrobiłem to samo.
-Nie wiedziałem - powiedziałem cicho w swojej obronie.
- Zauważyłam - powiedziała - Mid, mogę wiedzieć czemu przyprowadziłeś tutaj tego wilka?
- Chciałbym, aby dołączył - powiedział poważnie.
Aby dołączył do czego? A dobra, już wiem.
- Ja też - dodałem.
- Hmm niech się zastanowię-mruknęła okrążając mnie, na pewno mnie oceniała.

<Kii? Mid?>

Od Soni "Co nam przyniesie dzień"

Pewnego razu  postanowiłam odejść od swojej rodzinnej watahy i zacząć swoje nowe, lepsze życie. Chciałam przybyć do watahy, która zachowuje się podobnie do mnie. Przybyłam też w celu umilenia złych wilków. W swojej rodzinnej watasze byłam tkz. "Malutką królewną" Wszyscy mieli mnie za kogoś naprawdę ważnego, ponieważ byłam córką Alfy. Na początku musiałam odbyć długą podróż, jednak potem, gdy ujrzałam progi swojej nowej watahy zaczęła dygotać z radości. Teraz czeka na wiadomość, którą otrzymuje każdy nowy w watasze. Podczas czekania modliłam się też do Greckich Bogów o to by strażnik, który wskazał mi drogę do jednej z lepszych watah wyzdrowiał, ponieważ ciężko zranił go wtargający się do dworu watahy zbójca Alhemant. Długo nie czekałam za odpowiedzią z uśmiechem na pysku przyjęli mnie do watahy. Nie wiedziałam, czy uda mi się udobruchać złe wilki, ponieważ dawno już tego nie robiłam. Alfa poprosiła Betę, aby pokazał mi, gdzie jest moja jaskinia. Bardzo się ucieszyłam, gdy ujrzałam błękitną jaskinie wokół której rosły kwiaty i płynęła rzeczka. Jestem bardzo ciekawa swojej przyszłości.

Od Norwegiana "Pierwsze spotkanie" cz. 5 (cd. Shaylin)

Powinienem się tak nie narzucać. Ale jej oczy... te piękne oczy nie dawały mi spokoju.
Po jej wyrazie twarzy widziałem że jest wkurzona. Byłem zbyt nachalny, zrobiłem jej przykrość, lecz nie chciałem. Nie chciałem skrzywdzić tej delikatnej dziewczyny. Była zbyt cenna... nie skrzywdzę jej
- pomyślałem. Byłem tak ciekaw o to że pomyliła mnie z duchem.
Ona widzi je. Chciałem ją pocieszyć. Była zbyt załamana... przeze mnie. Nie wiedziałem że jest taka krucha i wrażliwa. A może ona kogoś ma. Może go kocha. I on ją? Czy jest w ogóle taki basior? Poczułem że cały się palę w środku. Jej spojrzenie. To przez to.
- Proszę... odejdź na chwilę... ja muszę ochłonąć... Zrobię ci krzywdę... - upadła na ziemię.
Biło od niej gorącem. Nienawidziłem się w tym momencie. Cofnąłem się. Bałem się o nią... była mi bliska. Nie chcę jej zabić. Usiadłem po turecku. Nie chcę aby pomyślała że ją prześladuję, czy coś. Ale czułem coś do niej. Jęknęła, że nic jej nie jest. Patrzyła mi w oczy.
- To nie twoja wina, ja jestem... dziwna i chyba... - nie dokończyła zdania bo na naszej drodze stanęła czarna puma. Shaylin chciała się na nią rzucić ale ją powstrzymałem popychając ją do tyłu. Sam o nią zawalczę. Wyjąłem z kieszeni spodni poręczny sztylecik i wbiłem go w serce tego nieokrzesanego zwierza. Zanim padła zadrapała mnie aż do krwi.
Bynajmniej policzek też ucierpiał.
- Nie musiałeś. Sama bym sobie poradziła - rzekła. Wyrwała mi z ręki sztylet i rzuciła nim w drzewo. Prosto w środek.
- Niezły rzut... - zaśmiałem się.
- Nieźle to ty zabiłeś tego zwierzaka. Szkoda, że nie jestem głodna... - dotknęła wgłębienia w drzewie. Była niesamowita. Chyba się zakochałem.... No i poszliśmy gdzieś gdzie śpiewają drzewa.

<Shay?>

Od Shaylin "Pierwsze spotkanie" cz. 4 (cd. Norwegian)

Szłam w ciągłym stresie. Nie wiedziałam co może się stać. Może powinnam tak po prostu odejść. Zostawić go i zniknąć? Po jego słowach ''idealna'' nie umiałam nic z siebie wydusić
Potraktował mnie jak zabawkę. A przecież nią nie byłam. Rozzłościł mnie. Dlaczego był taki nachalny. Zrobiłam chyba błąd, że się do niego odezwałam. On także dotrzymywał mi kroku, nic nie mówiąc. Wyprzedziłam go i nie szliśmy równym tempem. Byłam zła, tak okropnie zła. Bardziej to chyba na siebie. Dlaczego życie jest takie wkurzające? Nie chcę zrobić nikomu krzywdy, a ja co zrobiłam? Ciągle to robię. Chyba powinnam odejść... tak by nikomu nie zrobić przykrości i bólu. Usiadłam pod drzewem. On szedł, ale potem także usiadł drzewa dalej. Zachowałam się tak głupio. Dlaczego tak głupio myślę? Nie jestem z natury wredna, ale wszystko mnie wkurza. Jak mogę się tak znęcać? Nie powinnam tak robić.
Już wiem dlaczego, ale to moja tajemnica. Gdzieś daleko wyczułam zapach wilka. Była to Sora... Jednak jej zapach już po kilku chwilach zniknął, a basior ponownie mi się ujawnił.

<Norwegian?>

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Od Sohary "Magia rodziny" cz. 8 (cd. Telleni)

- Telleni! Gdzie ty byłaś?! - wykrzyknęłam na powitanie. Kamień spadł mi z serca widząc ten jej mały, znajomy pyszczek.
- Ja... Um... Na drzewie.
- Przez ten cały czas?
- Tak...
- Uh... Już nigdy więcej nam się nie chowaj. - powiedziałam przytulając ją do siebie, jak prawdziwa matka mimo niewielkiej różnicy wieku. Nie byłam na nią zła, a nawet wręcz przeciwnie: cieszyłam się z tego jak nigdy, że jednak nic jej się nie stało, a nasze przypuszczenia o porwaniu okazało się, że nieprawdziwe. Wujek chyba stwierdził, że nic tu po nim i po prostu odszedł w swoim, własnym kierunku.
- Dlaczego chciałaś uciec? - zapytałam zmartwiona. Waderka wtuliła się w moje futro na piersi i dopiero po odczekaniu kilku chwil w końcu namyśliła się na wyjaśnienie sytuacji:
- Bo... Stwierdziłam, że nikt mnie nie polubi.
- Jasne, że cię polubi... Skąd ten pomysł? - do moich oczu napłynęły grube łzy, ale że Telleni miała pyszczek przytulony do mojej piersi, nie zauważyła tego. Głos też zaczął drżeć tak jak zmącona woda po wrzuceniu do niej kamyka.
- Każdy z was ma rodziców, a ja nie... Przyjaźnicie się wszyscy razem... A ja odstaję od grupy. Nikt się ze mną nie zaprzyjaźni i...
Przerwała w połowie zdania, bo na pyszczek spadła jej gorąca łza. Nie należała ona do niej, lecz do mnie. Skierowała główkę do góry i popatrzyła na mnie zdezorientowana. Zaczęłam szybko ocierać łapą oczy, ale napływały do nich kolejne i kolejne łzy tak, że dałam sobie w końcu spokój.
- Sohara?... - szepnęła. - Coś się stało?
- N-nic... Po prosu... Ja... Też nie mam rodziców. Dante też nie. - przytuliłam ją do siebie mocniej. - Mama popełniła samobójstwo, o ile wiesz co to znaczy.
- Wiem.
- A tata nas... Opuścił. Jego sercem zawładnął mrok i sam nie wie już co czyni. Zostawił nas, by nie skrzywdzić któregoś z przyjaciół nawet przez przypadek. Więc wiesz... Życie nie jest wcale aż takie różowe, jak by się początkowo wydawało. - wyjaśniłam ledwie dając radę wypowiadać coraz to kolejne słowa, bo żałosny szloch nie dawał mi mówić.
- Żołnierze nie płaczą, dasz radę, łzy niczego ci nie dadzą... - pocieszałam się w duchu, ale nie przynosiło to zamierzanych skutków, bo płacz tylko się nasilił.
- Lepiej wcale nie znać swoich rodziców i nie wiedzieć, co się z nimi stało, niż znać i mieć świadomość z tego, jak dobre wilki musiały odejść z tego świata... - powiedziałam.

<Telleni? Trochę smutne mi to opko wyszło...>

Od Telleni "Szczenięca przygoda" cz. 5 (cd. Wissy)

- Tam ktoś idzie... Wis szybko! W krzaki! - pobiegłam do krzaków, a Wissy za mną... no a jak inaczej by takie strachajło postąpiło? Wis wbiegła w samą porę, zza rogu wyszedł jakiś bachor ludzki razem ze swoją mamą... za nimi szedł tata, miał wielką straszną rzecz, nosił takie dwie... jedną w ręku a drugą w pasie
- Wissy...
- Co T-Tell?
- Wiesz co... my chyba musimy stąd uciekać - powiedziałam sparaliżowana
- Masz całkowitą racje
- Wis... choć za mną... - szepnęłam do wadery
Przeszłyśmy bezpiecznie... nagle na polanie coś zobaczyłam
- Ej Wissy! - ciągałam ją za futro - coś tam jest!
- N-nie w-w-wiem c-c-o i w-wole się n-nie dowiadywać - powiedziała Wis i chciała wracać ale podcięłam jej łapę, tak że straciła równowagę... ta następnie upadła na mnie i sturlałyśmy się z górki
- To jest różowe? - spytałam z niedowierzaniem - i jeszcze ładnie pachnie - po czym zaciągnęłam się zapachem do tej dziwnej rzeczy... była w jakimś dziwnym papierowym czymś... pazurem to otworzyłam i... no zjadłam... żułam to i poczułam truskawkę z miętą! Mięta to moje ulubione liście, a truskawka to ulubiony owoc... nakłoniłam Wissy żeby też spróbowała... bo dwóch godzinach w końcu mi się udało.... Wissy to zjadła, ja to nadmuchałam i zrobił mi się przed mordką wielki balon. Nagle Wis dotknęła go łapką, jednocześnie balon pękł i cała mordka mi się oblepiła w tej rzeczy... Wis śmiała się do rozpuku.

<Wissy?>

Od Shaylin "Pierwsze spotkanie" cz. 2 (cd. Norwegian)

Ten wilk szedł za mną cały czas, aż w końcu uległam.
- Chcesz coś ode mnie?
Zawstydzony odpowiedział:
- Przepraszam. Miałem nadzieję, że... powiesz mi... no tego... - plątał mu się język.
- Nie powinnam nic mówić... ah... jestem Shaylin - uśmiechnęłam się
Odwzajemnił uśmiech. Cieszę się że to nie jest duch. Znowu bym cierpiała. Chociaż cierpienie to już norma u mnie. Przedstawił się, że ma na imię NORWEGIAN.
- Jeśli nie chcesz, nie mów. A tak w ogóle co ty tu robiłaś?
Zawahałam się, bo co mu miałam powiedzieć?
- Po prostu jestem i wpadłam na ciebie.
Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, jakoś po prostu mam dziwne wrażenie że...
Czułam zapach... krwi, zgniłego ciała? Co? Moje nozdrza chyba zwariowały... dziwnie się poczułam... kręciło mi się w głowie... zemdlałam.
************
Obudził mnie dotyk łapy. Ach! Przecież Norwegian był tuż obok. Patrzył na mnie.
Odruchowo podniosłam się.
- Co się stało? - zapytał zmartwionym głosem
- Ach, nieważne. Nic, ja tak już mam... - posmutniałam kolejny już raz w swoim dziwnym życiu
Co? Myślałam, że on stał się człowiekiem. On stał się. Nikt jeszcze nigdy nie widział mnie istotą ludzką, więc ja też się przemieniłam. Takie dziwne uczucie... mieć nogi i ręce i w ogóle ciało. Patrzył na mnie tak, że aż się wzdrygnęłam. Puścił mi oczko. Miałam ochotę uderzyć go nawet nie wiem za co. Jednym palcem dotknął mojego policzka. Zdziwiłam się.
- Idealna... - zaśmiał się.

<Norwegian?>

Od Telleni "Zostaniesz moją siostrą?" cz.2 (cd. Astrid)

Kiedy As się oto spytała moje serce przestało bić i bez wahania padłam na ziemie... widziałam tam tylko duchy... dusze które nie zdołały spełnić tego co chciały przed śmiercią...
Biegłam i biegłam... kiedy zauważyłam rodziców i moją siostrę... obudziłam się... wokół mnie siedziała Astrid... Ice tam nie było bo poszła gdzieś daleko... powiedziałam dla As że chce się zastanowić...
***
Następnego dnia powiedziałam dla Astrid, że chce zostać jej siostrą... przy tym powiedziałam jej o tym śnie... lub nie śnie? Ja tam byłam i chodziłam... więc to była taka realna wizja... mówiłam o tym jak zauważyłam rodziców... o tym dlaczego zemdlałam...

<Astrid? sorry że krótko ale nie miałam pomysłu co napisać :P >

Od Kazumy "Warto było tutaj przyłazić?" cz.8 (cd. Midnight)

- A niech ją... - warknęłam. Mam dokoła siebie samych idiotów, którzy o siebie samych nie potrafią zadbać.
- Przeżyje? - zapytał z przerażeniem w oczach chłopak.
- Nie.
- Co?! Zrób coś! - wykrzyknął spanikowany.
- Po co? - zapytałam obojętnie wsiadając z powrotem na grzbiet smoka.
- Bo ona nie przeżyje!
- A co mnie to obchodzi? Jedna osoba mniej. Też mi różnica.
- Ale ona jest Alfą watahy... Nie może zostawić swoich na lodzie... Nie poradzą sobie. - załamał się. Popatrzyłam na niego z powagą.
- Alfą? Ona?
- Tak...
- Kiiyuko jak dobrze mniemam?
- Zgadza się. - rzekł niepewnie patrząc w moją stronę. Zsiadłam ze smoka. Szepnęłam mu na uchu w jego języku, że może już wracać. Leniwie gramolił się w stronę przepaści i rzucił się w dół, by następnie rozwinąć potężne skrzydła i poszybować wysoko w górę i zniknąć między chmurami. Podeszłam do różowowłosej.
- Grrr... Starsza a nie umie o siebie zadbać. - warknęłam.
- Coś mówiłaś? - zapytał chłopak.
- Nic.
Na me słowa nieznajomy odpowiedział milczeniem. Przykucnęłam przy nieprzytomnej i skupiając się na tyle, ile mogę skumulowałam całą energię w czubkach palców. Zajaśniały one bladym blaskiem. Przyłożyłam dłonie do czoła Kiiyuko i otworzyłam oczy. Zaczęła się krztusić i prędko usiadła wytrzeszczając oczy tak, że były wręcz wielkości filiżanek.
- Gdzie ja jestem? - zapytała z przerażeniem.
- W miejscu, gdzie nadejdzie dla ciebie zguba. - syknęłam. Kiiyuko popatrzyła w moją stronę. Najwyraźniej dopiero teraz zorientowała się, kogo ma obok siebie. Wstałam.
- A-Amzuka?! - wykrzyknęła. Zmarszczyłam nos z niezadowoleniem.
- Nieee... Skąd ci w ogóle to przyszło do głowy?
- Oh. Chyba cię z kimś pomyliłam. - odparła zmartwiona.
- Wstawać. Idziemy. Jeżeli chcecie sobie urządzać piknik, to nie tu. Jeżeli wam tyłki do ziemi przymarzły to trudno. - warknęłam rozdrażniona.
- Tsa... - mruknęła z niezadowoleniem dziewczyna wstając. Ruszyłam przed siebie.
- A gdzie tak właściwie nas prowadzisz? - zapytał nieufnie chłopak.
- Do takiego fajnego miejsca, w którym na pewno się zgubisz.
- Zaraz... Co?
- Jak wolisz zostać, to proszę bardzo. Jeżeli coś cię tu pożre to już nie będzie moja wina. - rzuciłam nie obracając się wcale nawet w jego stronę. Nie jest godzien mojej uwagi. Stał tam przez chwilę, ale w końcu nie wytrzymał i pobiegł w naszą stronę.
- Kiiyuko! Zaczekajcie! - krzyknął doganiając nas. Wiedziałam, że zaraz wróci. Wtem i mnie, i ich ogarnął nagły jasny blask, który oślepił i ich i mnie, bo nasze oczy już zdążyły przywyknąć do mroku.
- Co się stało? - mruknął basior, gdy wylądowaliśmy na łące. Byliśmy już w normalnym świecie.
- Midnight... Jesteśmy na terenie Watahy Magicznych Wilków. - odparła Kiiyuko patrząc zdezorientowana przed siebie.
- Zgadza się. - uśmiechnęłam się szeroko. - A teraz droga siostro przygarnij mnie do siebie, za taką milutką przysługę, jaką było przeteleportowanie was tutaj.
Popatrzyła na mnie z przerażeniem. Nasza cała trójka była znowu w formie wilczej.
- Amzuka?
- Nie. Teraz już nie. Mów mi Kazuma. Amzuki już nie ma. - syknęłam. - Przyjmiesz czy nie?
- Em... No... Dobrze. - wyjąkała. Najwidoczniej w moim towarzystwie nie była już taka odważna. Phi.
- A więc dobrze. Niech mnie nikt nie oprowadza. Dam radę sama. - rzekłam odchodząc w swoim kierunku. Kiiyuko w tym czasie oprowadzała tego Midnighta.

<Midnight? Jak nie masz pomysłów, to nie kończ.>