Siedziałam jako człowiek w mojej kapitańskiej kajucie. Po chwili
usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili wszedł mój chłopiec
pokładowy, James.
- Czego do stu krakenów chcesz, James?!
- Kapitanie, załoga chce cię widzieć.
Założyłam mój kapelusz, wzięłam muszkiet oraz kordelas (ostrożności nigdy za wiele) i wyszłam do załogi. Nagle usłyszałam...
- Dobra robota James!
Po chwili zostałam popchnięta w stronę deski.
- Nie możecie tego zrobić! Jestem waszym kapitanem!
- Już nie.
James podszedł do mnie i ściągnął mi kapelusz. Po chwili sam go założył.
- Teraz ja tu jestem kapitanem.
- Niech żyje kapitan James!
Zmieniłam się w wilka i skoczyłam ku James'owi. Nie zdążyłam go nawet
drasnąć, ponieważ zostałam, dosłownie, wykopana za burtę. Z trudem dopłynęłam do brzegu, a gdy już odnalazłam ląd, pobiegłam w
stronę lasu.
***
Włóczyłam się już jakiś czas. Nagle wpadłam na jakiegoś wilka.
- Na sto bałwanów morskich! - po chwili dodałam:
- Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka.
<ktoś chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz