To moja pierwsza lekcja w terenie... Znaczy się całkowicie sama. Miałam za zadanie spędzić tydzień sama w lesie. To mój pierwszy dzień. Tak, pierwszy, a już mam dosyć. Niezbyt lubię tego typu zadania. Kręciłam się w kółko od dobrych paru godzin. I co teraz? Nie wolno było mi wracać do innych wilków. Eh... Co ja teraz zrobię? Usiadłam na miękkim mchu. Zmarszczyłam brwi i w skupieniu "wgapiałam się" w pobliskie drzewo. Zagapiłam się tak, że nie usłyszałam zbliżającego się do mnie od tyłu pewnego zwierzęcia. Ono chyba też mnie nie dostrzegło. Usłyszałam je dopiero po chwili, gdy ten podszedł odrobinę bliżej i złamał kopytem gałąź. Powolutku obróciłam głowę, zastanawiając się, któż taki chciał mi zrobić niespodziankę. Był to okazały, brązowy jeleń z pięknym dużym porożem. Atakować? Sama nie wiem, czy dałabym radę w pojedynkę. Wydało mi się to trochę dziwne, że jest sam, bez swojego stada. Patrzyłam na niego przez chwilę w bezruchu, póki on nie zauważył mnie. Również mi się przyglądał.
- Eeee... Cześć? - powiedziałam niemalże niesłyszalnie. Nie wiedziałam na co liczę, bo przecież wilki nie mogą się porozumiewać z innymi zwierzętami. Jeleń parsknął i ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział:
- Witam. Cóż tu porabia taka zacna dama?
- Uh... Od dziś jestem wegetarianką. - rzekłam sama do siebie patrząc na niego w zdumieniu.
- Słuszna decyzja. Zgubiłaś rodziców?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Mam tutaj pewien... sprawdzian. Mam 7 dni spędzić sama w lesie.
- Jesteś wilczym szczeniakiem, jak mniemam?
- Zgadza się.
- Dlaczego mnie w takim razie nie atakujesz?
- Nie lubię polować. Jak nie mam czego jeść, w ostateczności to robię...
- A nie możesz jeść trawy, tak jak ja? Jest bardzo smaczna. - uśmiechnął się zachęcająco. Roześmiałam się.
- Wybacz, ale jestem wilkiem i mogłoby mi to zaszkodzić, dlatego ja podziękuję za tą propozycję. Więcej dla ciebie.
- Skoro tak mówisz... Mogę wiedzieć, jak ci na imię?
- Valka, a tobie?
- Summer.
- Wiesz, że summer to po angielsku lato?
- Nie. Naprawdę? - zapytał zaintrygowany. - A czymże jest ten "angielski"?
- Taki język. Mówią nim w innym kraju.
- Króliki?
- Nie... - roześmiałam się. - Ludzie.
- Znasz ten angielski? - zdumił się.
- Tak, ale tylko kilka słówek.
- A po ludzku potrafisz mówić?
- Tak. Nieskromnie mówiąc świetnie mi to idzie.
- Naprawdę? Wiesz, że masz niesamowite szczęście? Niewiele zwierząt umie się posługiwać tym językiem. - rzekł patrząc na mnie z podziwem.
- Heh... Różnie w życiu bywa. Po prostu lubię sobie podpatrywać ludzi w mieście i się nauczyłam...
- Jak to "podpatrujesz"? Poszłaś do miasta?
- I tak i nie... Stoję na skraju, czając się za drzewami. Czasami przychodzą na tereny watahy i rozmawiają.
- A wiesz, że przy tym dużo ryzykujesz?
- No wiem... - zmartwiłam się. - Ale nie mam w sumie niczego innego do roboty.
- A rodzice ci na to pozwalają?
Zapanowała cisza.
- Valka? - zapytał po kilku sekundach pozbawionych odpowiedzi z mojej strony. Uniosłam łeb i popatrzyłam na niego. Siorbnęłam nosem ledwie co powstrzymując łzy napływające do oczu.
- Rodzice nie żyją...
- Bardzo mi przykro... Nie wiedziałem. - zmartwił się podchodząc trochę bliżej. - Wszystko w porządku?
Zamrugałam szybciej oczami. Zrobiłam to, ponieważ po pierwsze w ten sposób powstrzymałam całkowicie łzy, a po drugie mrówki zaczęły oplatać moje łapy. Najwidoczniej w pobliżu było mrowisko...
<c.d.n.>
Uwagi: brak
- Valka, a tobie?
- Summer.
- Wiesz, że summer to po angielsku lato?
- Nie. Naprawdę? - zapytał zaintrygowany. - A czymże jest ten "angielski"?
- Taki język. Mówią nim w innym kraju.
- Króliki?
- Nie... - roześmiałam się. - Ludzie.
- Znasz ten angielski? - zdumił się.
- Tak, ale tylko kilka słówek.
- A po ludzku potrafisz mówić?
- Tak. Nieskromnie mówiąc świetnie mi to idzie.
- Naprawdę? Wiesz, że masz niesamowite szczęście? Niewiele zwierząt umie się posługiwać tym językiem. - rzekł patrząc na mnie z podziwem.
- Heh... Różnie w życiu bywa. Po prostu lubię sobie podpatrywać ludzi w mieście i się nauczyłam...
- Jak to "podpatrujesz"? Poszłaś do miasta?
- I tak i nie... Stoję na skraju, czając się za drzewami. Czasami przychodzą na tereny watahy i rozmawiają.
- A wiesz, że przy tym dużo ryzykujesz?
- No wiem... - zmartwiłam się. - Ale nie mam w sumie niczego innego do roboty.
- A rodzice ci na to pozwalają?
Zapanowała cisza.
- Valka? - zapytał po kilku sekundach pozbawionych odpowiedzi z mojej strony. Uniosłam łeb i popatrzyłam na niego. Siorbnęłam nosem ledwie co powstrzymując łzy napływające do oczu.
- Rodzice nie żyją...
- Bardzo mi przykro... Nie wiedziałem. - zmartwił się podchodząc trochę bliżej. - Wszystko w porządku?
Zamrugałam szybciej oczami. Zrobiłam to, ponieważ po pierwsze w ten sposób powstrzymałam całkowicie łzy, a po drugie mrówki zaczęły oplatać moje łapy. Najwidoczniej w pobliżu było mrowisko...
<c.d.n.>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz