Powinienem się tak nie narzucać. Ale jej oczy... te piękne oczy nie dawały mi spokoju.
Po jej wyrazie twarzy widziałem że jest wkurzona. Byłem zbyt
nachalny, zrobiłem jej przykrość, lecz nie chciałem. Nie chciałem
skrzywdzić tej delikatnej dziewczyny. Była zbyt cenna... nie skrzywdzę
jej - pomyślałem. Byłem tak ciekaw o to że pomyliła mnie z duchem.
Ona widzi je. Chciałem ją pocieszyć. Była zbyt załamana... przeze mnie.
Nie wiedziałem że jest taka krucha i wrażliwa. A może ona kogoś ma.
Może go kocha. I on ją? Czy jest w ogóle taki basior? Poczułem że cały
się palę w środku. Jej spojrzenie. To przez to.
- Proszę... odejdź na chwilę... ja muszę ochłonąć... Zrobię ci krzywdę... - upadła na ziemię.
Biło od niej gorącem. Nienawidziłem się w tym momencie. Cofnąłem się.
Bałem się o nią... była mi bliska. Nie chcę jej zabić. Usiadłem po
turecku. Nie chcę aby pomyślała że ją prześladuję, czy coś. Ale czułem
coś do niej. Jęknęła, że nic jej nie jest. Patrzyła mi w oczy.
- To nie twoja wina, ja jestem... dziwna i chyba... - nie dokończyła
zdania bo na naszej drodze stanęła czarna puma. Shaylin chciała się na
nią rzucić ale ją powstrzymałem popychając ją do tyłu. Sam o nią
zawalczę. Wyjąłem z kieszeni spodni poręczny sztylecik i wbiłem go w
serce tego nieokrzesanego zwierza. Zanim padła zadrapała mnie aż do
krwi.
Bynajmniej policzek też ucierpiał.
- Nie musiałeś. Sama bym sobie poradziła - rzekła. Wyrwała mi z ręki sztylet i rzuciła nim w drzewo. Prosto w środek.
- Niezły rzut... - zaśmiałem się.
- Nieźle to ty zabiłeś tego zwierzaka. Szkoda, że nie jestem
głodna... - dotknęła wgłębienia w drzewie. Była niesamowita. Chyba się
zakochałem.... No i poszliśmy gdzieś gdzie śpiewają drzewa.
<Shay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz