- To podaj choć jeden przykład pomocy z twojej strony! - nie wytrzymałem i wydarłem się.
Złość wzięła nade mną górę. Suzi aż się skuliła słysząc mój krzyk.
Bardzo rzadko podnosiłem na nią głos. Widziałem łzy w oczach mojej
córki. Nie lubiłem gdy płakała, a wręcz nie cierpiałem. Ten widok mnie
ranił. Mimo wszystko jednak musiałem jakoś do niej dotrzeć, nie ważne w
jaki sposób. Młoda wilczyca spuściła pysk i szlochając pobiegła przed
siebie. Chciałem pobiec za nią, przytulić, ale musiałem pozostać
twardym. Zwyczajnie duma mi na to nie pozwalała. Dziecko nie będzie mną
manipulowało!
Nagle koło mnie pojawiła się zmartwiona i przestraszona Kii.
- Rafael, gdzie ona poszła?! - krzyknęła.
Chciała biec za nią, ale zatrzymałem ją, gdy już chciała rzucić się w pogoń.
- Przejdzie jej i wróci. - mruknąłem i wróciłem do jaskini.
***
Kiedy moja złość się ulotniła, jej miejsce zastąpiły smutek i wyrzuty sumienia.
- Może za bardzo na nią nawrzeszczałem? Może powinienem być
delikatniejszy? Przecież mimo wszystko...to jeszcze dziecko . - myślałem
przecierając od czasu do czasu pysk. Moja partnerka siedziała jak na
szpilkach wyczekując naszej córki. Spojrzałem na nią. W oddali słychać
było zbliżającą się burzę.
- Rafi... - powiedziała zmartwiona patrząc pusto w przestrzeń.
Usiadłem koło niej i przyciągnąłem ją do siebie. Wadera ufnie wtuliła się w moje futro.
- Idź po nią. Boję się, że coś może jej się stać. - wyszeptała ciągnąc nosem.
- Dobrze. - potarłem jej grzbiet. - Niedługo wrócę.
***
Szwendałem się po lesie, szukając zapachu Suzi.
Po paru minutach krążenia w kółko znalazłem trop. Niebo rozbłysła
pierwsza błyskawica, a za nią pojawił się grzmot. Pędem udałem się drogą
zapachu. Miałem jednak dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Przedzierając się przez chaszcze dotarłem na klif, gdzie leżała młoda
wilczyca. Przystanąłem na chwilę i patrzyłem na nią. Nie wiedziałem co
mam zrobić. W końcu zdecydowałem się do niej podejść.
- Suzi. - powiedziałem cicho, na co ta odwróciła głowę w moją stronę. - Idziemy do domu.
Wadera podniosła się z ziemi. Ze spuszczonym łbem i niepewnym krokiem
ruszyła w moją stronę. Kiedy stała już na przeciwko mnie, zamknąłem ją w
niedźwiedzim uścisku.
- Przepraszam. - szepnąłem i pocałowałem ją w czoło.
- Ja ciebie też tatusiu. - powiedziała mocno mnie obejmując.
Ulżyło mi gdy o powiedziała. Szczerze...po drodze też zaczynałem tworzyć
różne scenariusze, tego, co mogłem zastać, ale na całe szczęście nic
jej się nie stało.
Kiedy mieliśmy wracać, z gęstwiny wyłoniła się ponura postać jakiegoś
wilka. Nie należał on do naszej watahy, a mimo to, go znałem.
- No proszę, proszę...kogo ja widzę. - uśmiechnął się cwaniacko.
Odwróciłem się w jego stronę zasłaniając swoim ciałem moją córkę i jeżąc sierść na grzbiecie.
- Czego tutaj chcesz Jasper? - warknąłem.
- Ja? - zapytał.
Potem zaniósł się psychopatycznym śmiechem i podszedł do mnie.
- Ja chcę tylko waszej śmierci.
<Suzi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz