Odkąd Rafael powiedział mi "niedługo wrócę" minął już cały dzień, nie licząc tych kilku godzin. Nie mogłam ich szukać, bo nawet jeśli bym chciała, to i tak się nie uda, gdyż deszcz zmył cały zapach. Mocno podenerwowana oczekiwałam na powrót Rafaela wraz z Suzi. Gdzie oni mogą się podziewać? Urządzili sobie piknik? Nie... to jest niemożliwe, bo w takim deszczu raczej to powieść się nie mogło. Dreptałam podenerwowana po całej jaskini nie wiedząc czego mam się spodziewać. Siadałam - niewygodnie, chodziłam - źle, kładłam się - miałam ochotę wstać, stałam - chciałam leżeć. W nocy nawet nie mogłam usnąć, a jak już mi się to udało, to dręczyły mnie koszmary.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk chlupotania - najprawdopodobniej ktoś biegł w stronę mojej jaskini wdeptując w kałuże, które pozostawił deszcz. Wychyliłam głowę na zewnątrz, by zobaczyć, kto mnie zaszczyca swą obecnością. Był to nie kto inny jak...
- Rafael?! Gdzie ty byłeś?! A Suzi?!
Rafael mnie czuje objął, po czym przemówił patrząc mi głęboko w oczy:
- Asai i jej armia nas zaatakowała. I niestety, ale... Suzi nie przeżyła.
Zamurowało mnie.
- N-nie p-przeż-żyła? - wydusiłam mówiąc tak cicho, że aż szeptem. W moich oczach zebrały się gorzkie łzy.
- Niestety nie... - powiedział przytulając mnie do siebie. Zaczęłam płakać na dobre. Miała zostać już za 2 dni nową Alfą.
- Moja córeczka! Moja kochana córeczka! - płakałam bez pamięci. - To już drugie dziecko, jakie straciliśmy! Drugie! Najpierw Michael... teraz Suzi... i co my teraz zrobimy?
- Michael...? - zapytał nieco zdezorientowany. Na chwilę przestałam płakać, oderwałam się od niego i popatrzyłam na jego pysk zamglonymi oczami.
- Nasz synek... Michaelek...
- Wybacz, ale mnie też trochę poturbowali i mam zaniki pamięci.
- Ale... jak to? Nie pamiętasz Michaelka?
- Niestety nie... - odparł. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
- Umarł przy porodzie... byłby starszym bratem Suzi. - spuściłam wzrok i wpatrywałam się w ziemię. Rafael odpowiedział milczeniem. W jego oczach zobaczyłam coś... dziwnego. Coś nie jego. Coś wprost dziwnego. Nie odzywałam się już ani słowem pogrążona w czarnej żałobie do końca dnia.
<Suzi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz