Był dosyć mroźny zimowy poranek. Jak zawsze włóczyłam się po nieznanych
terenach szukając schronienia. Od zawsze jestem sama i świetnie sobie
radziłam, chociaż z każdym dniem czuję, że robi się coraz gorzej. Zima
to najgorszy czas mojego krótkiego życia. Wszystkie rośliny są pod grubą
warstwą śniegu i muszę zużywać sporo magii, by znaleźć coś jadalnego.
Codziennie muszę zmieniać miejsce, by nie zostać zaatakowana przez
dzikie zwierzęta czy inne wilki. Latem, jesienią i wiosną nie sprawia mi
to problemów, jednak podczas tej pory roku często zostaję w jednym
miejscu, gdyż ciężko znaleźć dość ciepłą kryjówkę, by przeżyć noc. Przez
takie przesiadywanie prawie zawsze wpadam w kłopoty, z których ciężko
się wydostać, eh, ten mój "fart"...
Dzisiejszego dnia w końcu wyruszam na poszukiwanie nowej jaskini, za
długo już jestem na terenie obcej watahy. O dziwo jeszcze mnie nie
zauważyli... Okej, nie czas na przemyślenia, muszę iść. Hmmm, nie wiem
ile będę szła, więc lepiej zrobię zapasy....
<PO KILKU GODZINACH ZBIERANIA JADALNYCH ZIÓŁ>
Dobra, jestem gotowa! Na szczęście bezproblemowo doszłam do jaskini na
nowym, obcym terenie. Zdaje się, że te okolice też należą do jakiejś
watahy. Byłam już w wielu miejscach, jednak przyznam, że tu jest
najpiękniej! Pewnie nie zostanę tu zbyt długo. Tak zadbane tereny muszą
mieć wielu strażników... Dobra, lepiej się rozejrzę za drogą ucieczki na
wszelki wypadek. Słyszę szelesty. Pewnie dochodzą z tyłu.
Prawdopodobnie pochodzą od jakiegoś wilka... Pójdę jeszcze kawałek.
(Po kilku minutach)
Nic się nie zmieniło, nadal jestem śledzona...
- Wiem, że tu jesteś, pokaż się. - powiedziałam spokojnym, lecz
stanowczym i dość chłodnym tonem. Chwila, słyszę coś. To chyba... zrobiłam szybki unik. Strzała, wiedziałam.
- Tak chcesz się bawić? Skoro nalegasz.... - rzekłam lekceważąco. W
jednej chwili pode mną pojawił się cień, który z dużą prędkością podążał
za odgłosami w krzakach, by po chwili usłyszeć głos basiora (Dla tych,
co nie załapali - został on przywiązany sznurem z cienia do drzewa).
- Ch*lera! - krzyknął wściekły
- Mówiłam, żebyś wyszedł, nie siedziałbyś teraz przywiązany do drzewa.
Ciesz się, nie lubię zabijać. Tak swoją drogą, jak masz na imię?
Milczał.
- Chyba nie jesteś zbyt chętny do rozmowy... Inaczej - powiedz, dlaczego mnie atakowałeś?
- Jak to dlaczego? Jesteś na terenie NASZEJ watahy, nie tolerujemy obcych.
- Waszej watahy, powiadasz? A... a mogłabym d-dołączyć? Muszę kiedyś znaleźć stałe schronienie.
- Nie ma mowy, nie potrzebujemy więcej wilków.
- Hmm, no dobra, w takim razie cię tu zostawiam, pa! Oh, ostrzegam, tak
łatwo nie pozbędziesz się tych sznurów, są z cienia, hihi. - mówiąc to,
zaczęłam powoli oddalać się w przypadkową stronę.
- Ej, czekaj!
-Taak? - uśmiechnęłam się zwycięsko, ten jednak zamilknął.
- Hmmm?
- Zabiorę cię do Alfy, jeśli mnie rozwiążesz. To ona zadecyduje, czy możesz dołączyć.
- Świetnie! To prowadź. - powiedziałam wesoła i uwolniłam niezbyt
zachwyconego basiora. Idziemy już kawałek i dochodzimy do miejsca gdzie
roi się od wilków. Wszystkie krzywo na mnie patrzą, jakbym powyrzynała
im rodzinę... Jednak to mnie nie zniechęci! Po każdej stronie znajdują
się jakieś jaskinie.... Też bym taką miała? No nic, zaraz się okaże. Na
samym końcu widać jaskinię, do której się kierujemy. Zgaduję, że to tam
znajduje się Alfa. Miałam rację.
(Po krótkiej rozmowie)
- Czyli, czyli mogę... dołączyć?
- Raczej tak, nie widzę przeszkód. Witaj w domu!
Witaj w domu... ten zwrot brzmi tak ciepło... Czas zacząć nowy rozdział w życiu!
<Przepraszam właściciela wilka, jeżeli opowiadanie się nie podoba>
Uwagi: to nie roleplay. Nie pisz wypowiedzi o treści "...". Czy w jakiejś książce spotkałaś się z czymś takim? No i po co te "gwiazdki"? Piszesz językiem nadającym się do typowego RP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz