Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
wtorek, 30 czerwca 2015
Od Suzanny "Łzy beznadziei" cz. 3 (cd. Rafael)
Skuliłam się za ciałem taty. Dlaczego ten wariat zamierza nas zabić?! Co my mu takiego zrobiliśmy?! Basior o imieniu Jasper zdawał mi się być znajomy. Tak... bardzo znajomy. Zupełnie jakbym w moim krótkim życiu już go raz spotkała na swojej drodze... Wtedy doznałam olśnienia - to przecież ten sam wilk, który naskoczył na mnie krótko po moich narodzinach! To jedna z niewielu rzeczy, które wbiły mi się w pamięć z tamtego czasu. Zaczęłam warczeć pod jego adresem.
- O... jakie to urocze... widzę, że mała też ma charakterek.
- Nie jestem mała!
- To jak wolisz, dziecko? - syknął zanosząc się kpiącym śmiechem.
- Nie, jestem młodzież. - warknęłam.
- Młodzież? To naprawdę zabawne, zasmarkany bachorze! - śmiał się coraz bardziej. W moim tacie chyba narastała złość, bo też postanowił się wtrącić do dialogu:
- Moja córka nie jest zasmarkanym bachorem, a ty masz się stąd natychmiast wynosić!
- Ojoj, bo co mi zrobisz? - nabijał się dalej. Wraz z tą wypowiedzią mój tata nie wytrzymał i po prostu rzucił się na przeciwnika. Ja, by nie oberwać odsunęłam się kilka kroków w tył. Nie byłam wyszkolona w dziedzinie walki, więc wolałam się nie wtrącać. Tak właściwie to nie znałam jeszcze swojego żywiołu, więc próba starcia z rosłym basiorem mogłaby się skończyć tragicznie. Czarny basior odepchnął tatę i usiłował trafić łapą z długimi pazurami, podobnymi do stalowych, w jego klatkę piersiową. Nie udało się to jednak, a tata wykorzystując nieudany cios kłapnął zębami zaraz przed jego pyskiem. Przez cały czas warczeli na siebie i rzucali takie spojrzenia, jakby zaraz mieli się porozrywać na strzępy.
- Uciekaj, póki daję ci do tego jeszcze okazję. - syknął tata.
- Nigdy w życiu! - odpowiedział mu tym samym tonem Jasper. Wówczas tata teleportował się tuż za nim, zaatakował ostrymi zębami jego grzbiet i z trudem uniósł ciało basiora do góry, a następnie rzucił nim o najbliższe drzewo. To, jako że stało tuż nad urwiskiem wyrwało się wraz z korzeniami, dając znak pierwszym szarpnięciem w dół, że zaraz spadnie do dołu. Jasper wciąż ogłupiały od ciosu zadanego przez niebiesko-czarnego przeciwnika, zorientował się, że coś jest nie tak dopiero przy drugim szarpnięciu, tym razem już oznajmującym, że leci wraz z drzewem do morza falującego kilka metrów niżej.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił tata, gdy Jasper zniknął nam zupełnie z oczu, było przytulenie mnie do swojej ciepłej pierwsi. W tej samej chwili rozpoczęła się burza, na którą zanosiło się od ostatniego pół godziny. Jak się okazuje, burza ta miała zwiastować nadchodzącą wiosnę, bo nawet nie zauważyłam, gdy kilkadziesiąt minut temu temperatura wzrosła do około 3 stopni powyżej zera. W duchu radowałam się z dwóch rzeczy - z deszczu, którego bardzo brakowało mi przez zimę oraz z pokonania tego całego Jaspera. Niestety zapomnieliśmy o jakże ważnym przysłowiu - "nie chwal dnia przed zachodem słońca", bo nasza radość i ulga była zbyt prędka. Chwilę później z przerażeniem zobaczyliśmy ciemną sylwetkę wdrapującą się na skraj klifu. To był Jasper. Zaczepił się podczas spadania o wystający korzeń innego drzewa, a teraz wchodzi z powrotem do nas na górę wspinając się po nim. Grube strugi wody lały mu się po grzbiecie, a łapy ślizgały po błocie, gdy się do nas zbliżał. Wyglądał okropnie. Jego psychopatyczny błysk w oku przyprawiał mnie o dreszcze.
- Teraz już nie macie szans! - rzekł przekrzykując deszcz. - Odwróćcie się no tylko! Popatrzcie!
Ze strachem zrobiliśmy co nam nakazał. W krzakach okalających sam klif można było dostrzec więcej ciemnych sylwetek, najpewniej sojuszników Jaspera. Poczułam całym swoim sercem, że nie mamy szans. Tata też chyba zdawał sobie z tego sprawę, ale mimo tego nie tracił nadziei i nie poddawał się. Oderwał się ode mnie, po czym dając okrzyk bojowy rzucił na nich zaklęcie zamrażające. Problem polegał na tym, że nie trafił przez mylący deszcz, a koledzy natrętnego wroga rzucili się w naszą stronę z pazurami wyciągniętymi na pierwszy plan. Tata po raz kolejny się do mnie szybko przytulił i nie puszczał, by ochronić mnie przez bolesnymi ciosami. Czułam ostre szarpnięcia, które miotały jego nieruchomym ciałem. Zachciało mi się płakać. Znowu. Dlaczego ja muszę być zawsze taka bezbronna? Dlaczego nigdy nie mogę zrobić niczego w obronie innych?! W tej samej chwili uścisk taty osłabł, a on sam upadł na ziemię. Z przerażeniem patrzyłam na to zdarzenie. Gdy chwilowe osłupienie już mi minęło, wrzasnęłam na całe gardło:
- CO MU ZROBILIŚCIE?!
Byłam naprawdę wściekła. Przez deszcz nie było na szczęście widać moich łez. Wilki wybuchnęły równie psychicznym śmiechem, jaki miał Jasper. Razem tworzyły uroczy chór hien.
- SŁYSZYCIE?! - krzyczałam dalej. Oni jednak ignorując moją wściekłość śmiali się jeszcze głośniej. Niespodziewanie oberwałam w głowę czymś twardym. Najpierw nastała jasność, a następnie przerażającą ciemność, która zwiastowała utratę przytomności.
<Rafi?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz