Tydzień temu zorientowałam się, że mogę się zmieniać w człowieka. To pierwsza odkryta przeze mnie moc... no dobrze, prócz tego jeszcze wcześniej zaobserwowałam u siebie ponadludzką głupotę i idący z nią w parze talent do irytowania innych. Czyżby było to moje nowe hobby? Sama nie wiem, ale teraz właśnie wlepiałam nos w wystawę sklepu elektronicznego. Oj, jakbym ja tylko mogła wymusić kilka groszy od rodziców, by kupić sobie laptopa, Simsy, no i oczywiście mój najnowszy obiekt mojego zainteresowania - tablet graficzny! Rzeczywiście mama wysłała mnie dziś na zakupy do miasta, bo miała serdecznie dość mojego ględzenia na temat tego, że chciałabym wreszcie jakieś porządne kartki do rysowania, ołówki, kredki, farby czy cokolwiek z tego typu, bo znacznie przejadło mi się ciągłe bazgranie nie wiadomo czego w piasku, co nie przypomina niczego konkretnego. Chciałam profesjonalizmu! No tak właściwie to... czegokolwiek, czym mogłabym się pochwalić przed innymi!
- Hej, ty! Możesz przestać wreszcie chuchać w tą szybę?! - krzyknęła jakaś blondynka stojąca na środku chodnika, która raptownie wyrwała mnie z zamyślenia. - Zasłaniasz mi wystawę!
- Ta... jasne... już się robi. - mruknęłam niezadowolona. Miałam ochotę jej porządnie dołożyć. Dziewczyna wpatrywała się uważnie w wystawę zza swoich okularów-kujonek. Skupiała się głównie na opakowaniu najnowszej gry - The Sims 4. Gdy jej zamyślenie prysnęło, od razu weszła do środka. Ja stałam dalej ogłupiała bardziej niż zwykle. Weszłam bez namysłu za nią i idąc szturchnęłam w ramię.
- Em... wiem że okropnie to głupio zabrzmi, ale jak masz na imię?
- A co cię to? - zmarszczyła brwi.
- No bo... nie bardzo mam przyjaciół. Ja jestem Suzi.
Blondynka posłała mi krzywy uśmiech.
- Czyli widzę, że moja imienniczka.
- Serio? - zaśmiałam się krótko. - Suzi i Suzi?
- Tsa...
- Zamierzasz kupić The Sims 4? - zapytałam patrząc na pudełko, które dzierżyła pod pachą.
- No... czemu pytasz?
- Bo ja też chciałabym sobie kupić, no ale... - tu się ugryzłam w język. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że nie mam komputera!
- No ale co?
- Ale... rodzice mi nie pozwalają. - wydukałam w ostatniej chwili.
- A to dlaczego?
- A nie wiem... Mają różne dziwne humorki.
- No w sumie fakt. Moi mają tak samo. - zaśmiała się. Ta Suzi mogła być w moim wieku... to znaczy w tym samym wieku, na jaki w tej chwili wyglądam. - Może chciałabyś kiedyś do mnie wpaść? No wiesz, żeby sobie pograć. Zlituję się nad tobą, bo skoro nie masz jak grać... wydajesz się być całkiem spoko. Do jakiej szkoły chodzisz?
To pytanie mnie zamurowało. "Do szczenięcej szkoły Watahy Magicznych Wilków"? Niee... to się w głowie nie mieści. Wyśmiałaby mnie i od razu wysłała do wariatkowa. Pospiesznie powiedziałam:
- A do takiej jednej poza miastem... no wiesz. Jestem ze wsi, a do miasta przychodzę dość rzadko.
- Aaa... rozumiem... - potakiwała podchodząc do kasy i płacąc banknotem za grę. Chwilę później (a przynajmniej wydawało mi się, że to jest chwila) tocząc niewiele znaczące rozmowy zorientowałam się, że jesteśmy już na skraju Parku w Mieście. Jak długo mogłyśmy tak chodzić?!
- Em... Suza... Mogłabyś mi powiedzieć, która jest godzina? - zapytała się Suzi. - Zaczyna się powoli ściemniać i robi się zimno.
Przełknęłam ślinę i ze zgrozą spojrzałam na swój zegarek wskazówkowy, który nie nosiłam jak każdy normalny człowiek na lewym nadgarstku, tylko na prawym.
- 17:08... Tata kazał mi być o 16:00 w domu. Będzie wściekły. - oświadczyłam z bijącym sercem. Dopiero w tej chwili poczułam uderzające zimno i poprawiłam sobie na szyi szalik, by dawał więcej ciepła.
- To jak musisz, to idź...
- Ok, to do zobaczenia! - rzuciłam na szybko i ruszyłam najszybciej jak tylko potrafię, co nie było proste, gdyż moje krótkie nogi nie osiągały zawrotnych prędkości. Zmęczona byłam już po kilku metrach, a prawe biodro zaczęło w tym samym momencie niemiłosiernie boleć, ale mimo wszystko biegłam dalej. Torba z zakupami nieprzyjemnie podskakiwała spowalniając mnie jeszcze bardziej. Łypałam nierówno lodowate powietrze, co było dość sporym błędem, bo kolka natychmiast dała o sobie znać, a do watahy zostały mi jeszcze 2 kilometry! Niech to! Kilka razy o mało bym się nie wywróciła na zamarzniętych kałużach, co mogłoby się skończyć tragicznie, bo nawet skręceniem kostki.
Z olbrzymim wysiłkiem doczołgałam się do jaskini, by tam (jak się spodziewałam) spotkał mnie karcący wzrok ojca.
- Gdzieś ty była? Mama cię szuka.
- Ja... em... nigdzie... - wysapałam. Otworzyłam pysk, by położyć torbę z zakupem przed jego łapami.
- Mów szybko, żeby się nie okazało, że się zaznajomiłaś z jakimś ludzkim chłopakiem...
- Nie chłopakiem, tylko dziewczyną.
Tata popatrzył na mnie z wielkim zdziwieniem.
- Jak to dziewczyną? Wolisz dziewczęta? Toż to wstyd dla Alfy!
Zaśmiałam się ironicznie.
- Nie... to tylko koleżanka, tato. Gadałyśmy sobie o Simsach...
- Czym?
- The Sims. Seria gier... No właśnie, tak a propos... nie myślałeś może nad zakupem... laptopa bądź komputera? - uśmiechnęłam się i zamrugałam słodko oczami próbując go delikatnie przekonać.
- A na co nam to? Od czego są książki?
- No ja wiem, książki, książki... Ale dzięki laptopowi można grać w gry! Surfować po internecie! Rysować przy użyciu tabletu graficznego?
- Że co proszę? Jaki znowu tablet graficzny? Co to takiego? Kolejny szajs, na który usiłujesz nas naciągnąć? - zezłościł się tato.
- Jaki znowu szajs?! Ty na wszystko, czego ja chcę mówisz, że to szajs! - krzyknęłam z oburzeniem.
- Jesteś wilkiem, powinnaś nauczyć się polować, czarować... a tobie tylko ludzka elektronika w głowie! Już wystarczy, że pozwoliliśmy ci rysować przy użyciu takich narzędzi, jakich używa człowiek! O żadnym komputerze nie ma mowy!
- Wy mnie nie rozumiecie!! NIGDY!! - wrzasnęłam. Obraz już zaczął mi się zamazywać od napływających łez.
- No powiedz mi, czy masz prawo wymagać od nas takich rzeczy, chociaż ty nic nam nie dajesz?! Nie pomagasz w obowiązkach, nic a nic!
- Próbuję!
- Nic nie próbujesz! Nic tylko siedzisz i się lenisz!!
- Wcale że NIE! - odkrzyknęłam próbując chronić resztek swojego honoru.
- To podaj choć jeden przykład pomocy z twojej strony! - to był już cios poniżej pasa. Zamilkłam. Miał rację. Nic nie wymyślę i tak. Nie mając już na nic siły pobiegłam przed siebie, gdzie tylko mnie zmęczone łapy poniosą, by pobyć choć przez chwilę sama.
Trafiłam na Wschodni Klif. Niewiele brakowało, a bym spadła w dół. Całe szczęście, że zatrzymałam się w porę. Położyłam się na ziemi pozwalając, żeby jedna łapa zwisała mi bezwładnie w dół, a po policzkach spływały słone łzy beznadziei. Wtedy usłyszałam, że ktoś biegł cały czas w ślad za mną...
<Tatusiu? ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz