Przechadzałam się po terenach, by skontrolować, czy wszyscy pełnią swoje obowiązki, gdy zobaczyłam nową waderę. Zwała się o ile mnie pamięć nie myli Jiu. Zagląda do wnętrza spróchniałego drzewa. Skoro była nowa, to powinnam ją mieć na oku, by nie zrobiła niczego głupiego. Odwróciłam na chwilę głowę, by upewnić się, czy aby na pewno nikt nie postanowił sobie, żeby jej pilnować. Prócz kilku drzew nic, a tym bardziej nikt tam się nie znajdował. Następnie westchnęłam, obróciłam pysk w jej stronę, ale... zwyczajnie jej nie było.
- Jiu?! - zakrzyknęłam w nadziei, że zaraz wyjdzie z pniaka lub zza krzewów, ale nic takiego się nie stało. No nic, muszę jej szukać. Zajrzałam w krzaki, obeszłam wszystkie drzewa, a nawet patrzyłam w korony drzew czy trawę. Bez skutku. Najwyraźniej musiała się ukryć w tym starym drzewie. Zmarszczyłam brwi już nieco niezadowolona z faktu, że poświęciłam na jej poszukiwania tyle czasu, po czym weszłam do środka. Tu mnie spotkało coś, czego się nie spodziewałam: grunt pod łapami zapadł mi się, a ja wpadłam do jakiegoś dołu, czy bardziej tunelu. Mocno zdezorientowana spadałam coraz bardziej w jego głębię, zaskoczona na tyle, że nawet z mojego gardła nie wydobył się pisk. Ponadto moje zdumienie powiększało oślepiające liliowe światło z brokatem z bliżej nieokreślonego źródła, które towarzyszyło mi przez cały "lot", zakończony niezbyt przyjemnym upadkiem w wysoką trawę. Mruknęłam pod nosem tylko kilka nieprzyjemnych słów i zbolała dźwignęłam się na łapy. Kolejne zdziwienie. Byłam w jakimś innym, dość dziwnym świecie. Wszystko było tu ciemne i mroczne, można powiedzieć - wymarłe. Sama uświadomiłam sobie, że moje łapy były nieco dłuższe, niż zwykle. Czym się stałam?
- Hej! - usłyszałam z odległości kilkunastu metrów krzyk, który o mało mnie nie przyprawił o zawał. Wilk, bądź inny gadający zwierz pędził w moją stronę. Powoli się odwróciłam. Przede mną już stała uradowana wadera machająca radośnie ogonem, niczym rozbrykany szczeniak. Tak szybko podbiegła? Wyglądało, że tak. Nie kojarzyłam jej nawet z widzenia.
- A ty, to kto? - zapytałam nieufnie.
- Yui, a ty?
Zaraz... a to nie czasem ta Jiu, której szukałam? Ups. Znowu pomyliłam imiona. W dodatku wyglądała inaczej, niż początkowo. Po jakiego grzyba ten mroczny świat miałby zmieniać wilki w różowe lalusie, tak jak teraz Yui?
- Pestka.
- Jaka znowu Pestka? - wytrzeszczyła na mnie swoje złote oczy.
- Jakaś. - mruknęłam. Miałam dziś zły dzień. Nie miałam nawet zamiaru podawać jej mojego właściwego imienia. Niech żyje w błędzie. Lubię nabierać innych.
- No więc, Pestko... może ty wiesz, co tutaj się dzieje?
Prychnęłam.
- Przed chwilą tutaj się pojawiłam, a ty już mnie pytasz o jakieś bzdury? Jesteśmy w jakimś mrocznym świecie. I co? Wystarczy, że się stąd wydostaniemy. Tyle w temacie.
- Ale...
- Ale co?
- Jakaś skrzydlata wadera powiedziała, że musimy uratować ten świat, bo jest nieszczęśliwy.
- A co nam do tego?
Yui się zamyśliła. Obserwowałam ją spod na wpół przymkniętych oczu.
- No... właściwie to nic. Tak naprawdę jest inny, taki słodki...
- Słodki w jakim sensie?
- Wszędzie były cukierki, wata cukrowa, czekolada...
- Już do niedługa.
- Co masz przez to na myśli?
- To, że wszystko zeżrę, zaraz po tym, jak "uratujemy" ten świat.
- Zaraz... co?! - wykrzyknęła w osłupieniu wadera.
- Co "co"?
- Jak to wszystko "zeżresz"?!
- Bo bardzo lubię słodycze. - wyszczerzyłam się kpiąco. Miała niezwykle zabawną minę.
- Ale, że aż tak?
- Owszem. Co w tym złego? Zabronisz mi? - warknęłam. Yui się skuliła
- No nie.
- Więc właśnie. Gdzie ta cukrowa kraina? Te sowy bez głów zaczynają być wnerwiające. - Mówiąc to rzuciłam niezadowolone spojrzenie pod adresem jednego z tych dziwacznych ptaków, które latały jak na złość tuż nad głowami.
- Nie wiem... zostałam tutaj przeniesiona za pomocą portalu...
- To użyj go ponownie i się przeniesiemy tam. Jestem głodna. Mam smaka na lizaka.
- Ale nie umiem...
- To się naucz.
Wadera nie odpowiedziała, tylko stała niezadowolona wpatrując się w swoje łapy. Pewnie w duchu przeklinała, że nie może mieć lepszego towarzysza.
- Co tak patrzysz? Czekasz, aż ziemia się rozstąpi?
- Nie.
- No to rusz się wreszcie. Idziemy. - rzekłam pewna siebie.
- Ok... - odrzekła prawie niesłyszalnie.
W milczeniu szłyśmy przez ciemne łąki i lasy, niecierpliwie oczekując na pojawienie się różowej krainy.
<Yui? Suza ma dziś zły dzień - będzie Ci tak przez cały czas marudzić, niczym Kazuma :D>
Tak wygląda w tym wymiarze Suzi (jak ja nie cierpię dawać do op. obrazków... ale jak trzeba, to trzeba):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz