Opowiedziała mi wszystko, o jej ojcu, matce i watasze. Nie zostawiłbym
jej samej nawet gdyby jej ojciec chciał mnie zabić. Wyszedłem z jaskini,
spojrzałem w niebo i wzleciałem. Myślałem nad tym co właśnie
usłyszałem, latałem dobre parę godzin. Było już ciemno, udałem się więc w
góry... Tamto miejsce, gdzie zawsze przebywaliśmy. Jeziorko było we
krwi. Ja tak samo, Lith wpatrzona w krew. Podszedłem, ona zniknęła. A w
"wodzie" odbicie Debiru. Zmieniłem się w demona nad którym już
panowałem, wskoczyłem do jeziorka. On uciekał do podziemi. Ja byłem
szybszy. Złapałem go i wypłynęliśmy na powierzchnię, gdy ja i on byliśmy
na ziemi. Zaczęła się krwawa walka. Po jakimś czasie on stał ledwo na
łapach jak i ja. Miał zadawać ostateczny cios, aby mnie zabić. Lithium
niestety to dotknęło, a nie mnie. W tej chwili zmieniłem się w
normalnego. Postawiłem łapy mocno na ziemi, łeb miałem przez chwilę
pochylony. "Serce waliło młotem. Puls zaszalał. Krew wypływała". Już co
się działo potem nie pamiętam. Ale gdy się obudziłem, nie miałem w
ogóle siły, Debiru leżał zabity, a Lith nie ruszała się leżąc na ziemi.
Poderwałem się jak błyskawica byłem przy niej.
- Ona... ona nie żyje?! - Powiedziałem sprawdzając puls jej.
Zacząłem wyć, jak nigdy dotąd. Nagle obudziłem się w górach nad jeziorkiem. Wszystko było jak powinno. Lith przyszła mówiąc:
- Gdzieś ty był całą noc! Każdy cię chyba szukał!
- Byłem po drugiej stronie - Powiedziałem uśmiechając się
- Chyba głębokie są te twoje rany i coś ci się przyśniło? - odpowiedziała śmiejąc się
- Dawno nie słyszałem jak się śmiejesz, wiesz?
- Naprawdę?
To co mi się przytrafiło, to była śmierć kliniczna. Rany nie przychodzą od tak, to co mi się śniło to było jak ja umarłem.
<Lith? Sory że tak późno odpowiedź ale sama wiesz co się działo>
Uwagi: niewiele z tego op. zrozumiałam, ale już nie poprawiałam niczego prócz znaków interpunkcyjnych i błędów ortograficznych, żeby się nie okazało, że źle coś zinterpretowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz