Wiąż czując, że coraz więcej mrówek urządza sobie spacerek po moim ciele pisnęłam cicho i odskoczyłam na bok. Zaczęłam się panicznie otrząsać. Niezbyt zachwycającym uczuciem było wrażenie, że te mały istotki mogą mnie lada moment ugryźć!
- Spokojnie, nic ci nie zrobią. - powiedział z uśmiechem Summer.
- Na pewno? - zapytałam nadal podskakując. Na szczęście maluchy puszczały mnie i spadały na ziemię. Najbardziej cieszyłam się z faktu, że żadnej nie rozdeptałam. To jednak też istoty żywe, a ja takowych krzywdzić, a co dopiero zabijać nie potrafię.
- Tak. Nic ci nie będzie.
Mimo słów jelenia przestałam panikować dopiero wtedy, kiedy poczułam, że już nic po mnie się nie skrada. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam z powrotem na miejscu lekko sapiąc. Summer wybuchnął śmiechem.
- Co cię tak bawi? - spytałam się marszcząc nic nie rozumiejąc brwi.
- Twoja panika przed rzeczami nieuzasadnionymi.
- Niestety, ale ja już taka jestem i nikt tego nie zmieni...
- Rozumiem. Jakby każdy był taki sam, to świat byłby nudny. - spoważniał.
- Popieram twoje zdanie. - uśmiechnęłam się.
- Czyli będziesz tutaj 7 dni, tak? - zmienił temat.
- Uhum...
- Może pomóc ci przeżyć? Polubiłem cię, i nie chciałbym, abyś poległa już pierwszego dnia.
- To tutaj jest tak niebezpiecznie? - przeraziłam się.
- Zależy jak dla kogo... Dla mnie akurat nie, znam go jak własną kieszeń. Ale skoro to sprawdzian, to będę się pojawiał tylko w razie kłopotów, co ty na to?
Przełknęłam ślinę i powoli pokiwałam potakująco głową. Szczerze to nie chciałam, aby mnie zostawiał samą, ale już nie miałam serca oszukiwać... Trzeba być sprawiedliwym. Summer miał rację.
- A więc miodzio. Wołaj w razie problemów. - powiedział odchodząc.
- Ok... - odparłam już półgłosem. Gdy już zorientowałam się, że rzeczywiście zostałam sama, siedziałam po raz kolejny bezcelowo przyglądając się drzewu, zupełnie jakby było tam coś niesamowicie interesującego... Od czego mogłabym zacząć? Chyba rozpocznę swoją przygodę od znalezienia jakiejś przytulnej jaskini, w której mogłabym spać.
Szukałam dobre kilka godzin, i wciąż niczego ciekawego nie znalazłam. Prócz tego, że się ubrudziłam, byłam zmęczona i trochę pokaleczona, niczego nie dokonałam. Ani jednej bezpiecznie wyglądającej jaskini. Minęłam jakąś dziurę w ziemi. To pewnie nora lisa... Zaraz, nora lisa? Cofnęłam się i popatrzyłam w zamyśleniu na wgłębienie. Niestety, ale byłam już za duża na to, aby się tam zmieścić. Gdybym była jeszcze kilkumiesięcznym szczeniakiem, weszłabym tam bez problemu. Z cichym westchnieniem pomaszerowałam dalej. Było już okropnie ciemno, a sowy raz na jakiś czas upiornie pohukiwały. Miałam z każdym krokiem coraz mniej pewności siebie. Ciągłe wrażenie, że jestem obserwowana nie dawało mi spokoju. Nerwowo obejrzałam się za siebie. Niestety, ale było zbyt ciemno, bym cokolwiek zdołała tam dojrzeć. Wyglądało, że po raz kolejny uświadomiłam sobie, że mój lęk był nieuzasadniony. Chyba jestem tchórzem.
Kolejna sowa zahuczała, a po moim grzbiecie przebiegły ciarki. Zadarłam łeb do góry, w stronę, gdzie przed chwilą usłyszałam nocnego ptaka. Wyglądało na to, że nie pozostaje mi nic innego, jak wdrapać się na drzewo i tam spędzić noc. Nie byłam mistrzynią wspinaczki. W tej chwili zaczęłam zazdrościć kuzynce sprawności i sprytu. Bez problemu weszłaby na samą górę, nie męcząc się nawet. Ja za to niezdarnie drapałam w korę pazurami, próbując się podciągnąć do góry. Bez skutku. Nie można jednak tracić nadziei! Nagle usłyszałam łamiącą się gałązkę metr za sobą. Co to było?! Nawet nie wiem, jak tak nagle pojawiłam się na górze, oplatając się najmocniej jak tylko łapami gałąź. Trzęsłam się jak osika. Z przerażeniem w oczach popatrzyłam ku dołowi. Nikogo ani niczego tam nie było. Co to mogło być?! Ktoś mnie śledził?!
Czuwałam jeszcze dobrą godzinę, kiedy to mnie nie zmorzył sen. Całe szczęście, że później nie spadłam z drzewa. Pierwszy dzień mam już za sobą...
<C.D.N.>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz