Wstałam rano. Nie czułam bólu, który prawdopodobnie doskwierał mi, gdy spałam na kamieniach. Powoli wstałam i ruszyłam przed siebie. Bez wahania stąpałam po nierównych terenach, bo po co patrzeć pod nogi? Przewrócę się, to wstanę. A jak nie wstanę to poleżę sobie chwilkę. W moich oczach nie było żadnej nutki szczęścia. Ogarniała mną rozpacz, złość... Czasami zastanawiałam się jakby to było jeżeli by mnie nie było. Może to dość egoistyczne, ale cóż taka może jestem. Pewnie użalam się nad sobą ciągle, przyjaciele by powiedzieli: "Ej! Sagi! Nie załamuj się! Przecież będzie dobrze!" . Ale ja takich słów nie usłyszę. Dlaczego? Bo nie mam nikogo kto by mógł tak powiedzieć. Nikogo kto by wysłuchał moich żali z ochotą, nikogo kto by mnie pocieszył i rozbawił. Siostra? Prawie nie rozmawiamy... Ja i ona to dwa różne światy, niby takie same, ale jednak inne. Nagle potknęłam się i wpadłam w sidła. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Siatka podniosła mnie do góry. Ja ułożyłam się wygodnie i leżałam, nie czekając na pomoc. Nagle usłyszałam głos wilka, basiora. Nie odwracałam się.
- Cześć, pomóc ci? - spytał bez wahania
- W czym?
- No jesteś w sidłach! Zaraz przyjdzie myśliwy i będzie nieprzyjemnie!
- Może to i lepiej - odparłam
<cd.CHĘTNY BASIOR>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz