Wiem, że identyczne op. już się pojawiały, ale to tak zwany "tasiemiec", więc
muszę pisać od nowa, ale tak, żeby każdy zrozumiał o co chodzi w tym wszystkim, bo łatwo się pogubić, jakbym pisała to w formie tradycyjnej (cd. pozostałych części). Ten tasiemiec wpływa na losy całej watahy.
- Kii... Śpisz? –
zapytałem szeptem wchodząc do jaskini Alfy, by jej nie budzić.
-
Nie, a co? – zapytała wadera podnosząc się z ziemi. Jej białe futro lśniło na
srebrzyście w świetle księżyca, jeszcze bardziej podkreślając jej nieziemską
urodę...
-
Wiesz co?... Przemyślałem sobie wszytko...
-
Wszystko to znaczy co?
-
Moje okropne zachowanie... I postanowiłem w końcu, że poprawię się i będę już
dobrym basiorem. - uśmiechnąłem się, a wadera zaskoczona zamrugała oczami,
rzucając przy tym cień na kości policzkowe swoimi długimi rzęsami.
Taaa,
jasne... Przecież i tak nic z tego nie wyjdzie – pomyślałem.
-
Ty mówisz serio?
-
A dlaczego miałbym kłamać? – przewróciłem oczami.
Bo
jestem zły? – skomentowałem, ale nie powiedziałem tego na głos.
-
Nie wiem... Tak jakoś przyszło mi na myśl... A tak ogólnie mówiąc, to dlaczego
z tym do mnie przychodzisz?
-
Bo chciałem zapytać, czy może ktoś z watahy nie potrzebuje pomocy, bo mam dużo
wolego czasu, a chciałbym się jakoś nauczyć być "dobrym chłopcem" od
kogoś, kto byłby dla mnie dobrym przykładem. Tylko no wiesz, w nocy...
-
Ktoś się znajdzie, i nawet wiem kto. – uśmiechnęła się serdecznie wychodząc ze
swojej jaskini. Jest taka piękna, że aż chce się ją całować... No ale muszę
zrobić "dobre pierwsze wrażenie". Podążyłem za nią zastanawiając się,
do kogo mnie prowadzi...
Po kilku
minutach drogi Kii zadrapała w prowizoryczne drzwi czyjejś jaskini. Po chwili w
wejściu pojawiła się czarna jak noc wadera. Wyglądała trochę inaczej od
pozostałych... Ale wciąż równie piękna.
-
Witaj, Des. – przywitała ją z uśmiechem Alfa. Ja z wymuszonym uśmieszkiem też wybełkotałem
pod nosem, tak że tylko ja siebie usłyszałem, a one najpewniej nie:
-
Cześć. Niedługo wasza wataha przepadnie już po wieki.
-
Nie za późno na odwiedziny? – usiadła, otuliwszy się ogonem.
-
Wybacz, możemy iść, jeśli przeszkadzamy. – zawstydziła się Kii.
-
Żartuję. I tak nie znam uczucia snu. Można spytać, skąd ta chęć zajrzenia do
mnie? Bo raczej nie bezinteresowna.
-
A więc mamy do ciebie sprawę... – zaczęła Kii.
-
Jaką?
-
Czy Shadow mógłby ci trochę pomóc?
-
W czym? – uniosła brwi czarna wadera, nazywana przez Kii Des.
Ciekawe, czy naprawdę tak ma na imię?... To kolejna wilcza piękność w tej
watasze... Muszę uważać, bo jeszcze się z nią zwiążę. I z tą Des, i z watahą
znaczy się.
- No nie wiem... W tym co przed chwilą robiłaś
na przykład.
-
Hm... No dobrze... – mruknęła wadera po chwili zamyślenia – Pomoże mi w
ustaleniu właściwości pewniej rośliny, której nie znam.
-
Shadow, może być? – zwróciła się do mnie Kii, na co ja żwawo pokiwałem głową
potakując jej.
-
No to ja już pójdę, przyjdź do mnie jakbyś szukał kolejnej pracy.
-
Ok! – krzyknąłem za nią. Spojrzałem na Des, ale ona już zniknęła w swojej
jaskini, więc podreptałem w ślad za nią.
-
To gdzie jest ta roślina? – zapytałem.
-
Zaraz... – odparła wyciągając zza skały w zębach jakiś kwiat – Znalazłam to na
cmentarzu i nie bardzo wiem, jakie ona ma właściwości. Sprawdziłam już
wszystkie księgi i nic o niej nie było wspomniane.
Położyła
kwiatka mi przed łapami, bym mógł mu się uważniej przyjrzeć. Szczerze wolałbym
patrzeć na nią, ale nie pozostało mi nic innego, jak udawanie, że zastanawiam
się nad gatunkiem owej cmentarzowej flory. Nie mogłem nic wymyślić, ale nie
chciałem wyjść na głupka, więc odparłem naukowym tonem:
-
Znam tylko jeden sposób, by to sprawdzić...
-
Jaki? – wyprostowała się z nadzieją Des.
-
Taki. – odpowiedziałem, schyliłem się i... zjadłem roślinkę.
-
Co ty zrobiłeś idioto?! – wrzasnęła przerażona, a ja przeżuwałem w skupieniu
coś ziołopodobnego.
-
Szmakuje jag mienta... – mruknąłem.
-
Wypluj to, natychmiast!
-
Za późno... - rzekłem przełykając ślinę, a następnie "susząc ząbki" w
stronę Des – ...już połknąłem.
-
Co?! Możesz się tym zatruć i zginąć! – krzyczała, a ja tylko machnąłem łapą
nonszalancko.
-
Mówi się trudno, ale przynajmniej będziesz wiedzieć, co "robi" ta
roślina.
-
Ty debilu!
-
E tam... – mruknąłem wychodząc z jej jaskini i zmierzając w stronę, gdzie
obecnie znajduje się Kii.
-
Masz dla mnie jakąś jeszcze robotę? – zapytałem białej wadery.
-
Już? Tak szybko? – zdziwiła się Kii.
-
Tak... – uśmiechnąłem się szeroko.
-
No to może... – zaczęła, ale przerwała jej Nari krzycząc spanikowana i wpadając
do jaskini Alfy:
- Pomocy!
Atakują!
- Kto atakuje? –
zapytała Kiiyuko.
- Szczeniaki!
- Akurat Shadow
szuka jakiejś miłej pracy... JAZDA DO MALUCHÓW BO ZGINIE NAM ŻOŁNIERZ!
Posłusznie
poszedłem do wilczątek, a kolejna piękna wadera za mną. Szkoda, że nie przed...
Szczeniaki mnie obskoczyły i obwiązały linami.
- Mamy nowego zakładnika!
– zawołali chórem.
- Dzieci,
zostawcie pana! - krzyknęła zaskoczona ich zachowaniem.
- Nie! To nasza
uwięziona księżniczka! Tylko książę może ją uratować pocałunkiem prawdziwej
miłości!
Podeszła i
próbowała mnie rozwiązać.
- Bardzo cię
przepraszam za ich zachowanie – powiedziała zmieszana Nari.
- Nie no, spoko.
– wyszczerzyłem się.
Dla kobiet
wszystko. – pomyślałem.
- Ej, maluchy.
Kto będzie moim księciem?
- Eee... –
zacięły się, a potem stanęły w jednym kole, by omówić plan.
- Długo jeszcze
ma wasza księżniczka czekać?
- Musisz
zatańczyć dla nas taniec szamana, a cię wypuścimy.
<C.D.N.>