Przede mną rozciągała się piękna wielokolorowa łąka, która pachniała
wprost obłędnie. Zachwycona tym widokiem i zapachem miałam ochotę legnąć
na roślinach i spoglądać w błękitne niebo, lecz szybko otrząsnęłam się z
tego stanu. Słońce piekło niemiłosiernie, co bardzo mi dokuczało, więc
rozglądałam się za drzewem. Wreszcie po pół godzinie spędzonej nam
wędrówce przez niekończącą się łąkę trafiłam na wielki, sosnowy las.
- Chciałaś drzewo to masz drzewo - mruknęła pod nosem i żwawo ruszyłam w kierunku cienia
Gdy tylko sosny zakryły mi słońce odetchnęłam z ulgą i uważnie
przelustrowałam dróżkę, która wiła się przede mną. Na pierwszy rzut oka
była wydeptana przez jelenie, jednak kiedy dokładniej przyjrzałam się
śladom moje oczy przybrały kształt filiżanek. Wilki. Dużo wilków. Zapewne
jakaś wataha. Nagle z krzaków dzikiej róży rosnących nieopodal
usłyszałam głuchy warkot. Odskoczyłam jak oparzona. Z krzaka wyłonił się
jakiś wilk masywnej budowy, niewątpliwie basior.
- Czego tu chcesz? - warknął szczerząc kły.
- Szczerze mówiąc, szukałam cienia. - uśmiechnęłam się promiennie - A
jeśli chodzi o teren, nie wiedziałam, że ktokolwiek tu mieszka.
<Ajax?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz