Zasłuchałem się, waderka potrząsnęła mną bym wrócił do rzeczywistości.
Nawet nie zauważyliśmy jak się ściemniło. Księżyc był w pełni. Jak to miałem w zwyczaju, zacząłem wyć mym melodyjnym głosem. - Wspaniałe wycie - pochwaliła - Dzięki, a ty? - Hm? - Zawyj - poprosiłem - Ok. Oboje zaczęliśmy wyć, usłyszałem, że połowa watahy się dołączyła mimo późnej pory. Waderka zachichotała. Nasze wycie było dość długie. Nie zauważyłem nawet jak Kii zasnęła. Podszedłem do niej bezszelestnie, wyciągłem moje białe jak śnieg skrzydła i już chciałem ją wziąć na grzbiet, ale widziałem że dobrze jej się spało. - Coś twardo, rano się obudzi z bólem pleców - szepnąłem Podleciałem w poszukiwaniu złotych liści. Wziąłem trochę miękkich liści klonu i schowałem je w jednym skrzydle. Przyleciałem do niej, nawet nie drgnęła. Uśmiechnąłem się. Podniosłem ją, zarzuciłem na grzbiet, ułożyłem liście na glebie. Położyłem waderkę na mięciutkich liściach, spała jak zabita lekko fucząc. Ułożyłem się obok niej i odpłynąłem w nicość. < Kiiyuko, dokończ> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz