Gdy tylko ugryzł kawałek, wypluł go. Roślinożerca nie powinien jeść tego
co nie jest zgodne z jego dietą. Zdziwiło mnie jego "przywiązanie" do
mnie, ponieważ normalny jeleń z rozumem by odpuścił, lecz ten nie miał
ochoty na to. Jelonek zaczął chodzić po jaskini "obwąchując" teren. Ja
gdy skończyłam już jeść zaciągnęłam zdobycz do "spiżarni" (nazywam tak
rów w skale w którym trzymam jedzenie) i podeszłam do mojego "gościa".
Jeleń robił to co robił, nawet się nie obejrzał. Zawarczałam na niego, a
on jak to wcześniej zrobił tylko odebrał to jako zabawę i pokazał swoje
tępe mleczaki. Zaczynał mnie już wkurzać. Chciałam już go ugryźć, gdy
nagle wpadłam na pomysł. Chciałam wykorzystać jego ufność do celów
treningowych. Przecież to jego wina, że się tak uczepił. Chciałam sobie
na nim trochę poćwiczyć ataki i moc regeneracji. Najpierw go zranię,
później go uleczę. Ja sama nie mogę na sobie używać czaru regeneracji,
ponieważ najzwyczajniej na świecie go nie potrzebuję. Przez mój
naszyjnik nieśmiertelności wszystkie rany się goją. Chwyciłam w pysk
jelonka i przeteleportowałam się do jaskini w której wcześniej trzymałam
Aleksandra. Zawiązałam jelonka by nie mógł uciec i zaczęłam go
masakrować. Gdy jeleń był już półżywy, a miał takie rany że było mu
widać kości spróbowałam go uleczyć. Pierwsza próba była jakaś nieudana.
Zamiast go uleczyć miał urwaną część skóry i był jeszcze bardziej
zmasakrowany. Kolejne próby kończyły się fiaskiem. Po każdej nieudanej
próbie jeleń albo tracił mięśnie, albo skórę. Po kilkudziesięciu próbach
nie było już czego zbierać. Został szkielet jelonka i jego wnętrzności.
Po każdej próbie czułam się bardziej ożywiona. Może będę umiała jego
wnętrzności jeszcze usunąć. Zamknęłam oczy i użyłam swojego czaru.
Usłyszałam rżenie. Jak porażona prądem odskoczyłam, otworzyłam oczy i
zszokowana zobaczyłam na pozostałości jelonka. Nie miał krtani więc jak
mógł rżeć? Jego oczy świeciły czerwienią, a we swoim wnętrzu nie miał w
ogóle wnętrzności. Na dodatek urósł.
C.D.N
Uwagi: Zapomniałaś o kilku przecinkach.
Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
czwartek, 30 czerwca 2016
Od Yuki "Jelonek" cz.1
Tego dnia bardzo się nudziłam. Rutyna wkurzała mnie już. Byłam bezsilna
na jej ataki. Chciałam się skulić w kącie i w końcu skończyć z sobą. Po
co Vario mnie ożywiał? Pomyślałam zasmucona. Gdyby nie on, byłabym już w
niebie wraz z Katrin, Ripple i moją matką. Wstałam, a moje ciało
zaczęło nabierać sił po głębokim śnie. Zdrzemnęłam się wcześniej z nudów, by jakoś ten dzień minął. Miałam akurat takie szczęście, że były
przelotne deszcze, a chmury nie ustępowały słońcu nawet na chwilę.
Wyszłam na zewnątrz. Wszystkie te chmury wywołują we mnie złe
samopoczucie. Byłam w złym humorze, czyli idealnym nastroju na
polowanie. Lubiłam się wyżywać na niewinnych zwierzętach. Poszłam na
polanę i zrobiłam w ramach rozgrzewki parę kółek dookoła starego pnia.
Po ostatnim kółeczku pobiegłam jednym ciągiem w góry gdzie zaczęłam się
wspinać. Usłyszałam nagle przeżuwanie i stukanie kopytem. Popatrzałam
skąd wydobywa się dźwięk. Była to młoda kozica górska. Jednak ona nie
przeżuwała. Obok niej stał mniejszy jelonek jedzący trawę. Idealna
ofiara. Zaczaiłam się na kozicę zajętą myciem jelonka. Skoczyłam wielkim
susem na szyje kozicy gryząc przy tym jej tętnice. Kozica po chwili
była martwa. Poczułam nagle, że coś mnie obwąchuje. Odwróciłam się do
tego. Był to ten jelonek, który zaczął mnie wąchać. Zawarczałam na
niego, a on popatrzał na mnie rozbawiony. Podszedł do mnie chwiejnym
krokiem i zaczął obwąchiwać pysk, po czym polizał krew będącą na moim
policzku. Zdziwiona jego zachowaniem popatrzałam na niego pytającym
wzrokiem. Ten jeleń był optymistycznie nastawiony do świata. Próbowałam
go odpędzać, lecz to było na nic. W końcu zabrałam swoją zdobycz i
zaczęłam ją targać do jaskini. W połowie drogi wydawało mi się że go
zgubiłam, lecz jak dotarłam do jaskini tak i on przybiegł do mnie.
Zawiedziona nieudaną próbą zgubienia piątego koła zaczęłam jeść. Jelonek
popatrzał się na mnie pytająco, ale po chwili spróbował ugryźć kawałek
kozicy.
C.D.N
Uwagi: Postaraj się pisać dłuższe op. "Konto" a "kąt" to dwa całkiem różne słowa.
C.D.N
Uwagi: Postaraj się pisać dłuższe op. "Konto" a "kąt" to dwa całkiem różne słowa.
Ciekawostka #10
Suzanna została koronowana na Alfę 30 czerwca 2015 roku, czyli w 13-ste urodziny Adminki.
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Ciekawostka #9
Przez około tydzień WMW miała swojego Aska, ale ja jako genialny Admin oczywiście musiałam zapomnieć do niego hasła.
sobota, 25 czerwca 2016
Szkoła
Wiem, że taaaak stęskniliście się za szkołą, że chcecie już do niej wrócić (co z tego, że wczoraj skończył się rok szkolny), więc zapraszam na mojego bloga o pewnej normalnej, polskiej uczelni.
Na zachętę: tam akurat odpisuję na op. niemalże automatycznie.
Na zachętę: tam akurat odpisuję na op. niemalże automatycznie.
Trzeba go jakoś rozruszać! Pomożecie?
piątek, 24 czerwca 2016
Od Kirke "W pokonywaniu własnych lęków" cz. 2 (c.d Mizuki)
- J... Ja?! - spytałam zszokowanym tonem - N... na scenie? W... wokół wszystkich wilków?!
<Mizuki?>
- Tak - powiedziała Mizuki, nie zważając na przerażenie w moich słowach. Wzięłam głęboki wdech.
- N... Nie występowałam nigdy. Zawsze sobie sama nuciłam w lesie jak miałam MP3... - mruknęłam.
- Nie będzie aż tak źle - powiedziała i mnie szturchnęła.
-
No... - popatrzyłam na jej oczy w których był błysk nadziei - niech
będzie - lekko się uśmiechnęłam - A nie, wróć! Będę na tym festynie jako
kelnerka! Oj... przykro mi...
- To nie przeszkodzi. Z resztą
nie tylko ty będziesz kelnerką - powiedziała. Mój plan nie wypalił...
Ja... nie dam rady śpiewać przy wszystkich! Ledwo stanę przy swoich
przyjaciołach, a mam przy WSZYSTKICH!
- Kirke? Haloo - mówiła Miz i zaczęłam mi machać ogonem przed pyskiem.
- Sorki, zamyśliłam się - pomachałam łbem na różne strony - jest problem. Nie umiem się zmieniać w człowieka.
- To Cię nauczę. Chodź - pobiegłyśmy obie w stronę Zielonego Lasu. Po chwili wybiegłyśmy z niego, będąc przy wodospadzie.
- No... zawsze miałam problemy z nauką...
-
Jesteś nauczycielką od eliksirów! To tak jakbyś uczyła siebie -
szturchnęła mnie - Dobra. Musisz pomyśleć o człowieku. O tym jak wygląda
i... przelać te myśli do swojego ciała.
- "Przelać myśli do swojego ciała"? - powtórzyłam nie rozumiejąc.
- Byłaś kiedyś człowiekiem? - spytała.
- No... razem z Sarah byliśmy w Mrocznym Lesie i tam po raz pierwszy zmieniłam się w...
- Bingo! - powiedziała, a ja podniosłam brew.
- Pomyśl o tamtej formie.
- Co?
-
Popatrz - zamknęła oczy - myślę o kobiecie. Niezbyt są wysokie i bardzo
się różnią od mężczyzn - zobaczyłam jak się zmienia w człowieka. Muszę
przyznać, ładnie wyglądała - Widzisz?
- Spróbuje... -
zamknęłam oczy i pomyślałam o tym samym, co przed chwilą Miz. Czułam jak
zaczynam stać na dwóch łapach, a raczej nogach. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam, że jestem wysokości mojej towarzyszki.
- Wow -
powiedziała - ładne upięcie włosów - popatrzyłam na swoje palce z
zaciekawieniem. Miałam niebieskie, spięte włosy, a oczy koloru nieba.
-
Wow... - powiedziałam, kładąc rękę na sercu. Spojrzałam w swoje
odbicie. Wyglądałam... inaczej niż w lesie. Bardziej promiennie.
- Mówiłaś, że już byłaś człowiekiem.
-
Ale inaczej wyglądałam - powiedziałam kładąc palce na policzku. Skóra
była gładka i nienaruszona. Z zaciekawieniem dotykałam policzków,
ramion. Mój pysk... był spłaszczony. Dlatego pewnie nazywają ludzie tą
część ciała twarzą.
- Widzę, że ci się podoba - powiedziała z uśmiechem.
- No... - wzięłam głęboki wdech - chyba musimy iść tam... no... po instrumenty - wyprostowałam się.
<Mizuki?>
Uwagi: "Towarzyszki" piszemy przez "rz". Zielony Las i Mroczny Las to nazwa miejsca! "Nienaruszona" piszemy razem.
Od Saviry "Nowy rozdział"
Niedawno napotkałam watahę. Właściwie jest nawet miła. Mojej watahy już prawie
nie pamiętam, ani co się zdarzyło, ani co to było. Jedyne co wiem to tu i teraz. Alfa
jest miła - przyjęła mnie na okres próbny, czyli jak będę się dobrze
sprawować to mnie przyjmie, czy coś w tym stylu. Właściwie nie znam tu nikogo oprócz Alfy.
Może sprawie sobie jakąś kolacje? Mm, raczej nie pewnie. Prędzej kaktus mi na łapie wyrośnie, niż ja dogonię królika... Pójdę lepiej się położyć
Może będzie następnego dnia lepiej? Na pewno wiem, co będzie jutro.
Brzuch marsza będzie mi grać ale co tam. Muszę szybko znaleźć schronienie. Nie chcę spać pod gołym niebem.
-Jakiś czas później-
Uff, nareszcie jakiś dach nad głową.
Nagle przeszła mnie myśl: A może zajmować się szczeniakami... albo mm, polowaniem? Dobra jestem w ataku.
Ehh, marzenia.
Wyjrzałam na chwile z mojej nory i zobaczyłam gwiazdy. Jakie piękne! Zachwycałam się patrząc w górę, przez długi czas i myśląc o przeszłości, przyszłości, ale raczej skupiałam się na teraźniejszości.
Późno już, gwiazdy są piękne, ale na dziś koniec - idę spać.
Uwagi: Literówki, za długie zdania, pomijanie niektórych wyrazów... Nie zapominaj o Spacjach. Całe op. to jeden wielki misz masz - najpierw wspomina watahę, a później nagle o kolacji mówi.
Może sprawie sobie jakąś kolacje? Mm, raczej nie pewnie. Prędzej kaktus mi na łapie wyrośnie, niż ja dogonię królika... Pójdę lepiej się położyć
Może będzie następnego dnia lepiej? Na pewno wiem, co będzie jutro.
Brzuch marsza będzie mi grać ale co tam. Muszę szybko znaleźć schronienie. Nie chcę spać pod gołym niebem.
Uff, nareszcie jakiś dach nad głową.
Nagle przeszła mnie myśl: A może zajmować się szczeniakami... albo mm, polowaniem? Dobra jestem w ataku.
Ehh, marzenia.
Wyjrzałam na chwile z mojej nory i zobaczyłam gwiazdy. Jakie piękne! Zachwycałam się patrząc w górę, przez długi czas i myśląc o przeszłości, przyszłości, ale raczej skupiałam się na teraźniejszości.
Późno już, gwiazdy są piękne, ale na dziś koniec - idę spać.
Uwagi: Literówki, za długie zdania, pomijanie niektórych wyrazów... Nie zapominaj o Spacjach. Całe op. to jeden wielki misz masz - najpierw wspomina watahę, a później nagle o kolacji mówi.
Ciekawostka #8
Kii miała mieć więcej żywiołów niż pozostałe wilki: wodę, ogień, ziemię,
powietrze oraz energię. Również z czasem zmienił się jej życiorys.
Miała mieć towarzysza o imieniu Kytaku, ale ostatecznie zniknął.
czwartek, 23 czerwca 2016
Od Nirvarena ''Wędrówka'' cz. 3 (C.D Yuko)
Nigdy nie
spotkałem żadnej watahy oprócz tej, w której się wychowywałem. Dwie
wadery z tej samej watahy, jedna okrutna, dzika i surowa, a druga miła,
opiekuńcza i towarzyska. Biała wadera która mnie niosła była widocznie
zdenerwowana. Nie chciałem się odzywać, bo skończyłbym jako pokarm dla
dzikich zwierząt.
Po kilku minutach wadera mnie upuściła i zaczęła szukać ran. Ogólnie lekko bolała mnie głowa i kark, oprócz tego, nic.
- Co ty tam robiłeś?! Nie wiesz, że tam mieszka Yuko? - powiedziała zdenerwowana wadera. - Życie ci niemiłe?
-
Miłe, nawet bardzo. Nie znam tej Yuko, ani ciebie, ani w ogóle nikogo.
Nawet nie wiedziałem, że tutaj jest terytorium jakiejś watahy -
odrzekłem.
- Czyli nie jesteś stąd. Witaj na terytorium Watahy
Magicznych Wilków. Jestem Astrid, lekarka w watasze. Yuko jest
mordercą, chyba nikt jej nie lubi, odkąd zmarła Ripple. Alfę powinieneś
poznać niedługo, a resztę członków watahy w swoim czasie.
Wszystko
robiło się coraz dziwniejsze, Wataha Magicznych Wilków, mordercy
napadający szczeniaki w środku lasu i lekarka, która chyba każdym musi
się zaopiekować. Nie wiedziałem na co się mam przygotować. Już chciałem
wypytywać ją o watasze, o jej członkach i terytoriach, gdy nagle
podeszły do nas dwie wadery, Jedną z nich była Yuko, a druga chyba była
Alfą. W tym momencie zrozumiałem, że to może być koniec mojej podróży,
nareszcie znalazłem miejsce gdzie nikt nie będzie nastawiony do mnie
wrogo. Oczekiwałem co powie Alfa.
<Yuko?>
Uwagi: Następnym razem postaraj się napisać dłuższe op.
Uwagi: Następnym razem postaraj się napisać dłuższe op.
środa, 22 czerwca 2016
Od Yuki "Ukryty talent" cz. 3
- A z jakiej racji Vario miałby ci gadać o cieniach? - spytał się groźnym tonem
- Nie wiem - powiedziałam - sam przyszedł gdy mnie Shadow i jego paczka zabili.
- Ach tak? - zapytał się - to chcesz mi mówić, że Vario cię wskrzesił?
- Chyba tak - rzekłam
- To po jakie g*wno cię ożywiał?! - odezwał się.
- Nie wiem.
- Zobaczymy czy mówisz prawdę - odszedł. Zostawił mnie samą w ciemnej jaskini.
- Dostałem nakaz od Vario, by zniszczyć książkę o cieniach i wytrenować cię na członka - powiedział i zmienił się z powrotem w wilka - chodź za mną - basior zaprowadził mnie do wielkiej sali w której było wiele przeróżnych manekinów. Od stojących ludzi po ruszające się smoki. Basior odwrócił się w moją stronę i rzekł:
- Usiądź - wykonałam rozkaz - wytłumaczę ci co to są w ogóle cienie - powiedział i zaczął mówić o stowarzyszeniu. Okazało się, że cienie współpracują z innym tajnym stowarzyszeniem ludzi mających na celu obalenia rządzących dotychczas ludzi mających na celu wprowadzenia nowego porządku świata. Po długim gadaniu nadszedł czas powiedzenia, jakie daje zalety bycia cieniem.
- Jeżeli jesteś cieniem dostajesz żywioł mroku - powiedział, a ja ucieszyłam się z tego powodu - musisz się nauczyć go opanowywać - wstał - nauczę cię podstawowej mocy - przerwał - kuli mroku - wstałam. trening był trudny ponieważ trudno było mi się skupić. Miałam zebrać swoją moc i skupić się na miejsce przed sobą i pomyśleć że w niej znajduje się mrok.
Treningi mijały, a ja zdobywałam coraz większą sprawność władania nad mrokiem. Opanowałam już podstawowe moce jak kula mroku czy kreowanie pomocników za pomocą cienia. Nadszedł moment gdy miał mnie nauczyć bardziej zaawansowanego czaru wymagającego mego zdrowia i cierpliwości. Miałam nauczyć się przemieniać swoją postać w inną, którą dostałam przy dołączeniu do cieni.
C.D.N
Uwagi: Zdania zaczynaj wielką literą, a kończ kropką...
- Nie wiem - powiedziałam - sam przyszedł gdy mnie Shadow i jego paczka zabili.
- Ach tak? - zapytał się - to chcesz mi mówić, że Vario cię wskrzesił?
- Chyba tak - rzekłam
- To po jakie g*wno cię ożywiał?! - odezwał się.
- Nie wiem.
- Zobaczymy czy mówisz prawdę - odszedł. Zostawił mnie samą w ciemnej jaskini.
*****
Godziny mijały, a ja czekałam na rozwój wydarzeń. Usłyszałam kroki.
Nagle zapaliło się światło. Basior podszedł do mnie i zmieniając się w
człowieka rozwiązał kajdany.- Dostałem nakaz od Vario, by zniszczyć książkę o cieniach i wytrenować cię na członka - powiedział i zmienił się z powrotem w wilka - chodź za mną - basior zaprowadził mnie do wielkiej sali w której było wiele przeróżnych manekinów. Od stojących ludzi po ruszające się smoki. Basior odwrócił się w moją stronę i rzekł:
- Usiądź - wykonałam rozkaz - wytłumaczę ci co to są w ogóle cienie - powiedział i zaczął mówić o stowarzyszeniu. Okazało się, że cienie współpracują z innym tajnym stowarzyszeniem ludzi mających na celu obalenia rządzących dotychczas ludzi mających na celu wprowadzenia nowego porządku świata. Po długim gadaniu nadszedł czas powiedzenia, jakie daje zalety bycia cieniem.
- Jeżeli jesteś cieniem dostajesz żywioł mroku - powiedział, a ja ucieszyłam się z tego powodu - musisz się nauczyć go opanowywać - wstał - nauczę cię podstawowej mocy - przerwał - kuli mroku - wstałam. trening był trudny ponieważ trudno było mi się skupić. Miałam zebrać swoją moc i skupić się na miejsce przed sobą i pomyśleć że w niej znajduje się mrok.
Treningi mijały, a ja zdobywałam coraz większą sprawność władania nad mrokiem. Opanowałam już podstawowe moce jak kula mroku czy kreowanie pomocników za pomocą cienia. Nadszedł moment gdy miał mnie nauczyć bardziej zaawansowanego czaru wymagającego mego zdrowia i cierpliwości. Miałam nauczyć się przemieniać swoją postać w inną, którą dostałam przy dołączeniu do cieni.
C.D.N
Uwagi: Zdania zaczynaj wielką literą, a kończ kropką...
wtorek, 21 czerwca 2016
Od Yuki "Ukryty talent" cz. 2
Wyszłam z Biblioteki i poszłam na wskazany adres. U celu zorientowałam się, że jaskinia była jedną z tych wolnych dla nowych. Bardzo mnie to
zdziwiło, ponieważ nikt tam nie mieszkał. Kiedyś mieszkała tam Ripple.
Weszłam do jaskini. Wyglądała jakby przeszedł po niej huragan.
- Halo?! - krzyknęłam. Po ścianach jaskini przebiegło echo. Nagle usłyszałam cichy odgłos prawie niesłyszalny, jakby coś skoczyło na ziemię. Poczułam nagłą obecność. Obejrzałam się. Moim oczom ukazał się czarny basior z czerwonymi oczami i z smoczymi skrzydłami. Miał czerwone pasy na grzbiecie i na łapach, lecz bardziej gęstsze i cienkie, czerwoną grzywę stojącą na sztorc i grzywkę lekko opadającą na jego pokaleczony pysk. Za uszami miał czarne rogi zawinięte jak to bywa u przeróżnych demonów.
- Czego chcesz? - spytał się grzmiącym głosem. Był ode mnie o trzydzieści centymetrów wyższy. Poczułam się jak bezbronny szczeniaczek. Położyłam po sobie uszy. Basior patrzał na mnie niewzruszonym wzrokiem. Mógłby mnie zabić dotknięciem łapy. Zebrałam się i powiedziałam
- Em... przyszłam... przyszłam w sprawie książki jaką wypo... wypożyczyłeś - jąkałam się, a pod koniec wypowiedzi ściszyłam trochę głos z niepewności. Basior popatrzał na mnie badawczym wzrokiem.
- A właśnie jej szukałem - powiedział - mogłabyś pomóc mi w tym? - zapytał się. Trochę się bałam grzebać w jego jaskini, bo nie wiem jakie rzeczy mogę tu spotkać.
- Dobra... - powiedziałam troszeczkę niepewnie. Basior zaprowadził mnie do pokoju, w którym było wiele przeróżnych rzeczy. Po dłuższym szukaniu znalazłam miejsce bardzo pachnące właścicielem. Basior znikł pomiędzy różnymi przedmiotami już parę minut temu. W tym miejscu było pełno jego kłaków. Odkopałam górkę sierści i znalazłam w niej książkę zatytułowaną "Cienie". Zabrałam w pysk książkę i popędziłam szukać basiora. Jaskinia teraz wydawała się pusta. Zawołałam jeden raz. Brak odpowiedzi. Drugi i trzeci lecz było to samo. Niepewna wyszłam z jaskini. Poczułam nagłe uderzenie w łeb i zemdlałam.
Obudziłam się w ciemnej jaskini. Czułam kajdany na swych łapach. Bolała mnie głowa jakby rozdymka w niej siedziała. Poczułam obecność i zapach tamtego basiora. Zawarczałam. Poczułam czyjąś łapę na pysku, jakby porywacz nie chciał bym się odzywała.
- Gadaj, skąd wiesz o cieniach - powiedział porywacz. Uśmiechnęłam się szyderczo zapominając o wcześniejszym strachu do niego. Opuścił łapę z mojego pyska.
- W życiu - byłam pewna siebie - w pierwszym życiu - najwidoczniej basior mnie nie zrozumiał
- Gadaj! - krzyknął
- A warczeć mi nie dałeś - wredota w głosie była bardzo słyszalna. Usłyszałam głośne warknięcie basiora.
- Dobra, bez spiny - powiedziałam
- TO GADAJ! - krzyknął
- Od Vario - powiedziałam spokojnym głosem.
C.D.N
Uwagi: Przecinki... i powtórzenia.
Weszłam do jaskini. Wyglądała jakby przeszedł po niej huragan.
- Halo?! - krzyknęłam. Po ścianach jaskini przebiegło echo. Nagle usłyszałam cichy odgłos prawie niesłyszalny, jakby coś skoczyło na ziemię. Poczułam nagłą obecność. Obejrzałam się. Moim oczom ukazał się czarny basior z czerwonymi oczami i z smoczymi skrzydłami. Miał czerwone pasy na grzbiecie i na łapach, lecz bardziej gęstsze i cienkie, czerwoną grzywę stojącą na sztorc i grzywkę lekko opadającą na jego pokaleczony pysk. Za uszami miał czarne rogi zawinięte jak to bywa u przeróżnych demonów.
- Czego chcesz? - spytał się grzmiącym głosem. Był ode mnie o trzydzieści centymetrów wyższy. Poczułam się jak bezbronny szczeniaczek. Położyłam po sobie uszy. Basior patrzał na mnie niewzruszonym wzrokiem. Mógłby mnie zabić dotknięciem łapy. Zebrałam się i powiedziałam
- Em... przyszłam... przyszłam w sprawie książki jaką wypo... wypożyczyłeś - jąkałam się, a pod koniec wypowiedzi ściszyłam trochę głos z niepewności. Basior popatrzał na mnie badawczym wzrokiem.
- A właśnie jej szukałem - powiedział - mogłabyś pomóc mi w tym? - zapytał się. Trochę się bałam grzebać w jego jaskini, bo nie wiem jakie rzeczy mogę tu spotkać.
- Dobra... - powiedziałam troszeczkę niepewnie. Basior zaprowadził mnie do pokoju, w którym było wiele przeróżnych rzeczy. Po dłuższym szukaniu znalazłam miejsce bardzo pachnące właścicielem. Basior znikł pomiędzy różnymi przedmiotami już parę minut temu. W tym miejscu było pełno jego kłaków. Odkopałam górkę sierści i znalazłam w niej książkę zatytułowaną "Cienie". Zabrałam w pysk książkę i popędziłam szukać basiora. Jaskinia teraz wydawała się pusta. Zawołałam jeden raz. Brak odpowiedzi. Drugi i trzeci lecz było to samo. Niepewna wyszłam z jaskini. Poczułam nagłe uderzenie w łeb i zemdlałam.
Obudziłam się w ciemnej jaskini. Czułam kajdany na swych łapach. Bolała mnie głowa jakby rozdymka w niej siedziała. Poczułam obecność i zapach tamtego basiora. Zawarczałam. Poczułam czyjąś łapę na pysku, jakby porywacz nie chciał bym się odzywała.
- Gadaj, skąd wiesz o cieniach - powiedział porywacz. Uśmiechnęłam się szyderczo zapominając o wcześniejszym strachu do niego. Opuścił łapę z mojego pyska.
- W życiu - byłam pewna siebie - w pierwszym życiu - najwidoczniej basior mnie nie zrozumiał
- Gadaj! - krzyknął
- A warczeć mi nie dałeś - wredota w głosie była bardzo słyszalna. Usłyszałam głośne warknięcie basiora.
- Dobra, bez spiny - powiedziałam
- TO GADAJ! - krzyknął
- Od Vario - powiedziałam spokojnym głosem.
C.D.N
Uwagi: Przecinki... i powtórzenia.
Ciekawostka #7
Przez pierwsze 7 miesięcy działalności (maj-listopad 2013 r.) WMW
średnia ilość op. miesięcznie wynosiła 19 op., rok temu (liczone
miesiące od sierpnia 2014 do lutego 2015 r.) 65 op., a obecnie (liczone
miesiące od września 2016 do maja 2016 r., pomijając listopad i
grudzień, gdyż wtedy wataha była nieaktywna) 31.
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Od Yuki "Wędrówka" cz. 2 (c.d Nirvaren)
Skoczyłam na szczeniaka. Nawet sekunda nie minęła, a w
pysku trzymałam przestraszonego malucha. Zaczął skomleć i drapać mnie po
pysku. Pamochałam głową, rzucając przy tym nim jak kompletną szmatą. To
był najlepszy sposób na ogłuszenie szczeniaka. Rzuciłam nim o ziemię.
Zawarczałam na niego i syknęłam:
- Czy nie zdajesz sobie sprawy że żaden wilk z watahy cię nie uratuję? - zaśmiałam się szyderczo - teraz cierp i żałuj że tu przyszedłeś
- Ale ja tylko się zgubiłem... - powiedział lekko zipiąc.
- Ach tak? - powiedziałam umilanym głosem - To zaprowadzę cię... - przerwałam - DO PIEKŁA - rzuciłam się na niego gryząc intruza w nogę i szarpiąc nim jak wilk z Watahy Asai. Skomlał niewyobrażalnie głośno. Poczułam nagle ugryzienie w grzbiet. Puściłam ofiarę i spojrzałam się na napastnika. Była to wkurzona Astrid.
- Co robisz?! - krzyknęła
- Ratuję życie temu biednemu szczeniakowi - popatrzyła na mnie ognistym wzrokiem. Podeszła do wilczka. Podniosła go za kark i odeszła. Podbiegłam do niej.
- Co chcesz z nim zrobić? - spytałam się.
- Opatrzyć mu rany, które jakaś debilka zadała mu w nieuczciwej walce - odpowiedziała oburzonym głosem.
- Przecież musisz mieć zgodę Alfy! - krzyknęłam na nią.
- To jeżeli jesteś taka mądra, pójdź o jej zgodę - powiedziała
- A po co zgoda? - spytałam się jej
- Sama mówiłaś, że trzeba zgody - powiedziała. Nagle dotąd milczący szczeniak powiedział:
- Czy wy należycie do watahy?
- Czy nie zdajesz sobie sprawy że żaden wilk z watahy cię nie uratuję? - zaśmiałam się szyderczo - teraz cierp i żałuj że tu przyszedłeś
- Ale ja tylko się zgubiłem... - powiedział lekko zipiąc.
- Ach tak? - powiedziałam umilanym głosem - To zaprowadzę cię... - przerwałam - DO PIEKŁA - rzuciłam się na niego gryząc intruza w nogę i szarpiąc nim jak wilk z Watahy Asai. Skomlał niewyobrażalnie głośno. Poczułam nagle ugryzienie w grzbiet. Puściłam ofiarę i spojrzałam się na napastnika. Była to wkurzona Astrid.
- Co robisz?! - krzyknęła
- Ratuję życie temu biednemu szczeniakowi - popatrzyła na mnie ognistym wzrokiem. Podeszła do wilczka. Podniosła go za kark i odeszła. Podbiegłam do niej.
- Co chcesz z nim zrobić? - spytałam się.
- Opatrzyć mu rany, które jakaś debilka zadała mu w nieuczciwej walce - odpowiedziała oburzonym głosem.
- Przecież musisz mieć zgodę Alfy! - krzyknęłam na nią.
- To jeżeli jesteś taka mądra, pójdź o jej zgodę - powiedziała
- A po co zgoda? - spytałam się jej
- Sama mówiłaś, że trzeba zgody - powiedziała. Nagle dotąd milczący szczeniak powiedział:
- Czy wy należycie do watahy?
<Nirvaren? "I CHYC O PODŁOGĘ" :'D>
Uwagi: "Wataha" piszemy przez "h"... "ugryźnięcie"? Powinno być "ugryzienie". Kończ zdania kropką, błagam, nawet te kończące narrację do wypowiedzi.
Uwagi: "Wataha" piszemy przez "h"... "ugryźnięcie"? Powinno być "ugryzienie". Kończ zdania kropką, błagam, nawet te kończące narrację do wypowiedzi.
niedziela, 19 czerwca 2016
Od Yuki "Polowanie" cz. 5 (c.d Alfie)
Pełna satysfakcji z tego, że miałam rację poszłam za zapachem
jelenia. W sumie ta jędza nie dość. że mnie okłamała, to jeszcze
bezczelnie pozwoliła uciec jeleniowi. No po prostu hańba. Chciałam
trochę pomęczyć Alfie. Po paru minutach tropienia odnalazłam zgubę. Pił
wodę z wodopoju. Zaczęłam się skradać. Bezszelestnie podeszłam do
zdobyczy na odległość dwóch i pół metra. Idealna odległość do
zaatakowania. Napięłam tylne nogi i w pewnym momencie odbiłam się od
ziemi. Niemalże po chwili miałam w pysku grzbiet jelenia. Ofiara
zaryczała i spróbowała uciekać, lecz przez jej zmiażdżone kopyta upadła.
Zdobycz się chwilę szarpała, ale w końcu zrozumiała że gra skończona,
przegrała. Zacisnęłam szczękę na jej tchawicy. Jeleń umierał, aż w końcu
wyzionął ducha. Chwyciłam go mocniej i przeteleportowałam się do
jaskini Alfie. Tam gdzie najwięcej było sierści wadery położyłam
jelenia. Zaczęłam go rozrywać na coraz mniejsze kawałeczki. Zmoczyłam nos
we krwi i napisałam na podłodze " Tęskniłaś?", a obok napisu położyłam
odgryzioną głowę jelenia. Porozrzucałam po całej jaskini jego szczątki i
schowałam się w najciemniejszym miejscu.
***
Usłyszałam kroki. Do jaskini weszła cała rozpłakana Alfie. Widząc moją niespodziankę znieruchomiała.<Alfie?>
Uwagi: "Tylne nogi", nie "tylnie". "Momencie" piszemy przez "en". "Wyzionął" piszemy przez "ą".
Ciekawostka #6
Op. były tytułowane zupełnie inaczej: po prostu "Historia Kiiyuko" czy "O tym, jak Kiiyuko jak poznała Kytaku".
sobota, 18 czerwca 2016
Od Yuki "Zbiórka" cz. 1 (c.d Yusuf)
Otworzyłam swoje śpiące oczy. Zaczęłam wciągać żółtko. Rozciągnęłam się i
ziewnęłam. Byłam głodna, jak co rano. Wyszłam z jaskini. Księżyc już
się chował, ale nadal był widoczny. Rosy było więcej niż zawsze. Po
zapachu można było odczuć, że padał deszcz. Chciałam coś na szybko
upolować. Nie chciało mi się moczyć łap, ani gonić przez pięć minut
zdobycz. Moje mięśnie jeszcze nabierały sił, więc zdecydowałam się
upolować zająca.
Gdy tropiłam swoją zdobycz, usłyszałam rozmowę dwóch wilków. Zaciekawiona zaczęła podsłuchiwać. To była rozmowa dwóch basiorów. Nie znałam ani jednego, bo w sumie skąd mam znać? Przecież wszystkich wyzywam od debili i gryzę jak coś mi się nie podoba. Po głosach mogłam poznać, że jeden z nich jest starszy. Oboje brzmieli jak jacyś napakowani samce. Nienawidziłam takich wilków.
Schowałam się w krzakach i ustawiłam uszy na sztorc.
- Idziesz na dzisiejszą poranną zbiórkę? - powiedział starszy
- Tak, a ty? - spytał się drugi
- Dziś nie mam czasu - odpowiedział pierwszy - podobno Alfa każe wszystkim jak dotąd nieobecnym przyjść na zbiórkę.
- Wiesz kto musi dziś przyjść? - zapytał
- Pewnie ta wadera co ciągle siedzi u siebie i wszystkich gryzie - odpowiedział
- Ta...- zamyślił się młodszy - Yuko, czy jak jej tam?
- Tak, ta - otworzyłam szerzej oczy. O jakiej zbiórce mówili? Musiałam się tego jak najszybciej dowiedzieć, co to ta zbiórka. Basiory się pożegnały, a ja zaczęłam podążać za młodszym, no bo w końcu on szedł na tą zbiórkę.
Po godzinie szpiegowania basiora zaczęłam się nudzić. Tylko gdzieś chodził bez celu. Nagle zatrzymał się. Jego ogon był mocno podniesiony do góry. Co on robi, pomyślałam. Wpatrywał się w ziemię, jakby coś znalazł. Zaciekawiona zbliżyłam się. Usłyszałam warknięcie. Zobaczyłam latającą ziemie. Upadłam. Czułam ciężar na klatce piersiowej. Byłam w szoku. Po chwili domyśliłam się co się stało. Zostałam zaatakowana. Na mojej klatce piersiowej były dwie ogromne białe łapy z ostrymi jak brzytwa czarnymi pazurami. Ucisk nie dawał mi swobodnie oddychać. Popatrzałam na twarz napastnika. Był to szary basior z białym pyskiem i czarną grzywą. Miał kolczyk w lewym uchu po zewnętrznej stronie. Jego błękitne oczy płonęły ze złości. Pokazywał swoje kremowo-żółte kły z którymi mój kark nie chciał mieć bliskiego spotkania.
Co taka chudziutka wadera jak ja mogłaby zrobić takiemu basiorowi? Co najwyżej wyrwać parę kłębków sierści. Nie chciałam okazywać strachu. Zaczęłam warczeć. Moje ostrzeżenia nie działały. W końcu powiedział:
- Co cię skłoniło do śledzenia?! - Jego głos był teraz o wiele groźniejszy niż wcześniej. Nagle coś mi zaświtało. Przecież mam teleportacje. Uśmiechnęłam się kpiąco. Naplułam mu na twarz i po chwili już byłam o dziesięć metrów od niego. Basior trochę zszokowany zauważył mnie. Zobaczyłam, że był teraz cho*ernie zdenerwowany. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach.
Po długiej ucieczce udało mi się go zgubić. Byłam gdzie w środku Zielonego Lasu. Usłyszałam Alfę. Wołała na cały głos "zbiórka". To o tej zbiórce mówili. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Na szczęście zdążyłam na zbiórkę. Alfa kazała ustawić się w szeregu. Wadery do przodu, basiory do tyłu. Ustawiłam się i spojrzałam w tłum wilków. Po chwili zauważyłam tego basiora. Poczułam że mam przerąbane. Przełknęłam ślinę. Jakoś trzeba przeżyć. Na zbiórce było dziesięć osób. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Alfy.
- Baczność! - stanęłam prosto - Spocznij - wystawiłam na bok swoją przednią łapę, inni zrobili to samo - Kolejno odlicz
- Jeden - powiedziała czarno-czerwona wadera
- Dwa - odrzekł basior
- Trzy- rzekła czarna wadera
- Cztery - wrzasnął znany mi z widzenia szary basior
- Pięć - powiedziałam. Podczas gdy inni mówili cyfry, ja spojrzałam się na samca. Zauważył to i tylko uśmiechnął się ukradkiem. Wiedział, że się go boje.
- Baczność - Krzyknęła Suzanna - Na rozgrzewkę trzy kółka wokół Zielonego Lasu
Zaczęłam biegać. Gdy byłam już w połowie drugiego kółka, podbiegł do mnie rudy basior. Nie znałam go, ale wyglądał mi trochę jak ten Toboe z opowiadań Ripple.
- Słyszałem, że dziś miałaś wpadkę z Yusufem - powiedział
- Z kim? - spytałam zdziwiona
- Z Yusufem - odpowiedział - nie dość że go szpiegowałaś, to mu jeszcze naplułaś na twarz - powiedział
- I co z tego?
- I to że on gdy wpadnie w furie umie zagryźć - przełknęłam ślinę - Na twoim miejscu miałbym oczy dookoła głowy - pobiegł dalej.
<Yusuf? Nie miałam co wymyśleć ;P>
Uwagi: "Zaczęłam wciągać żółtko." - jakie żółtko? "Zielony Las" to nazwa miejsca... aż do znudzenia będę to powtarzać, bo chyba nie dociera. "Był to szary basior z białym pyskiem i czarną grzywą. Miał kolczyk w lewym uchu po zewnętrznej stronie. Jego błękitne oczy płonęły ze złości. Pokazywał swoje kremowo-żółte kły" - czy ty opisałaś Kai'ego? Z tego co pamiętam Yusuf jest biało-szary, ma jasnoniebieskie oczy i bandaże na łapach... ale żadnych czerwonych akcentów ani też kolczyków brak.
Gdy tropiłam swoją zdobycz, usłyszałam rozmowę dwóch wilków. Zaciekawiona zaczęła podsłuchiwać. To była rozmowa dwóch basiorów. Nie znałam ani jednego, bo w sumie skąd mam znać? Przecież wszystkich wyzywam od debili i gryzę jak coś mi się nie podoba. Po głosach mogłam poznać, że jeden z nich jest starszy. Oboje brzmieli jak jacyś napakowani samce. Nienawidziłam takich wilków.
Schowałam się w krzakach i ustawiłam uszy na sztorc.
- Idziesz na dzisiejszą poranną zbiórkę? - powiedział starszy
- Tak, a ty? - spytał się drugi
- Dziś nie mam czasu - odpowiedział pierwszy - podobno Alfa każe wszystkim jak dotąd nieobecnym przyjść na zbiórkę.
- Wiesz kto musi dziś przyjść? - zapytał
- Pewnie ta wadera co ciągle siedzi u siebie i wszystkich gryzie - odpowiedział
- Ta...- zamyślił się młodszy - Yuko, czy jak jej tam?
- Tak, ta - otworzyłam szerzej oczy. O jakiej zbiórce mówili? Musiałam się tego jak najszybciej dowiedzieć, co to ta zbiórka. Basiory się pożegnały, a ja zaczęłam podążać za młodszym, no bo w końcu on szedł na tą zbiórkę.
Po godzinie szpiegowania basiora zaczęłam się nudzić. Tylko gdzieś chodził bez celu. Nagle zatrzymał się. Jego ogon był mocno podniesiony do góry. Co on robi, pomyślałam. Wpatrywał się w ziemię, jakby coś znalazł. Zaciekawiona zbliżyłam się. Usłyszałam warknięcie. Zobaczyłam latającą ziemie. Upadłam. Czułam ciężar na klatce piersiowej. Byłam w szoku. Po chwili domyśliłam się co się stało. Zostałam zaatakowana. Na mojej klatce piersiowej były dwie ogromne białe łapy z ostrymi jak brzytwa czarnymi pazurami. Ucisk nie dawał mi swobodnie oddychać. Popatrzałam na twarz napastnika. Był to szary basior z białym pyskiem i czarną grzywą. Miał kolczyk w lewym uchu po zewnętrznej stronie. Jego błękitne oczy płonęły ze złości. Pokazywał swoje kremowo-żółte kły z którymi mój kark nie chciał mieć bliskiego spotkania.
Co taka chudziutka wadera jak ja mogłaby zrobić takiemu basiorowi? Co najwyżej wyrwać parę kłębków sierści. Nie chciałam okazywać strachu. Zaczęłam warczeć. Moje ostrzeżenia nie działały. W końcu powiedział:
- Co cię skłoniło do śledzenia?! - Jego głos był teraz o wiele groźniejszy niż wcześniej. Nagle coś mi zaświtało. Przecież mam teleportacje. Uśmiechnęłam się kpiąco. Naplułam mu na twarz i po chwili już byłam o dziesięć metrów od niego. Basior trochę zszokowany zauważył mnie. Zobaczyłam, że był teraz cho*ernie zdenerwowany. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach.
Po długiej ucieczce udało mi się go zgubić. Byłam gdzie w środku Zielonego Lasu. Usłyszałam Alfę. Wołała na cały głos "zbiórka". To o tej zbiórce mówili. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Na szczęście zdążyłam na zbiórkę. Alfa kazała ustawić się w szeregu. Wadery do przodu, basiory do tyłu. Ustawiłam się i spojrzałam w tłum wilków. Po chwili zauważyłam tego basiora. Poczułam że mam przerąbane. Przełknęłam ślinę. Jakoś trzeba przeżyć. Na zbiórce było dziesięć osób. Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Alfy.
- Baczność! - stanęłam prosto - Spocznij - wystawiłam na bok swoją przednią łapę, inni zrobili to samo - Kolejno odlicz
- Jeden - powiedziała czarno-czerwona wadera
- Dwa - odrzekł basior
- Trzy- rzekła czarna wadera
- Cztery - wrzasnął znany mi z widzenia szary basior
- Pięć - powiedziałam. Podczas gdy inni mówili cyfry, ja spojrzałam się na samca. Zauważył to i tylko uśmiechnął się ukradkiem. Wiedział, że się go boje.
- Baczność - Krzyknęła Suzanna - Na rozgrzewkę trzy kółka wokół Zielonego Lasu
Zaczęłam biegać. Gdy byłam już w połowie drugiego kółka, podbiegł do mnie rudy basior. Nie znałam go, ale wyglądał mi trochę jak ten Toboe z opowiadań Ripple.
- Słyszałem, że dziś miałaś wpadkę z Yusufem - powiedział
- Z kim? - spytałam zdziwiona
- Z Yusufem - odpowiedział - nie dość że go szpiegowałaś, to mu jeszcze naplułaś na twarz - powiedział
- I co z tego?
- I to że on gdy wpadnie w furie umie zagryźć - przełknęłam ślinę - Na twoim miejscu miałbym oczy dookoła głowy - pobiegł dalej.
<Yusuf? Nie miałam co wymyśleć ;P>
Uwagi: "Zaczęłam wciągać żółtko." - jakie żółtko? "Zielony Las" to nazwa miejsca... aż do znudzenia będę to powtarzać, bo chyba nie dociera. "Był to szary basior z białym pyskiem i czarną grzywą. Miał kolczyk w lewym uchu po zewnętrznej stronie. Jego błękitne oczy płonęły ze złości. Pokazywał swoje kremowo-żółte kły" - czy ty opisałaś Kai'ego? Z tego co pamiętam Yusuf jest biało-szary, ma jasnoniebieskie oczy i bandaże na łapach... ale żadnych czerwonych akcentów ani też kolczyków brak.
piątek, 17 czerwca 2016
Od Nirvarena "Wędrówka" cz. 1 (cd. chętny)
Wschodziło kolejne słońce mojej wędrówki. Podniosłem się, otrząsłem z wilgoci i poszedłem zapolować. Wystarczy, że wyszedłem na powierzchnię, a już słyszałem króliki, nornice i sarny. Jako, iż od kilku dobrych dni nie miałem dobrego kawałka mięsa w pysku, upolowałem dwie młode nornice. Po krótkim odpoczynku wyruszyłem w drogę. Dzień mijał, las stawał się żywszy. W zaroślach biegało coraz więcej królików, lisów i innych małych zwierząt.Przywykłem do ich odgłosów chodzenia. Mniej "pospolitym" zwierzęciem jakim spotkałem, okazał się łoś. Dumnie chodził po lesie, uważał się za władcę tych terenów. Dla niego żadne zwierzę się nie równało z nim. Obserwowałem go przez dłuższą chwilę do momentu, gdy mnie zauważył. Zaczął biec w moją stronę, a ja bojąc się o własną skórę, zacząłem uciekać. Biegłem jak trafiony piorunem. Nie wiem dlaczego biegłem tak długo, łoś w pierwszych minutach pościgu zrezygnował. Wymęczony biegiem, znalazłem mała polanę niedaleko strumienia. Napoiłem się i odpoczywałem. Po kilku minutach ruszyłem w dalszą drogę. Niebo zaczęło ciemnieć. Musiałem poszukać jakiejś jaskini bądź zagłębienia w ziemi. Podczas poszukiwań usłyszałem szelest w pobliskich krzakach. Różnił się od innych. Kojarzyłem ten dźwięk, ale po chwili namysłu, zrozumiałem, że to był wilk. Do moich uszu docierał prawie taki sam dźwięk jak tamtego dnia, gdy utraciłem matkę i wzrok w prawym oku. Zebrałem siły.
- Wiem, że tam jesteś. Nie musisz się chować, nie zagryzę cię - rzekłem. - Nawet nie wiem, czy mam się bać.
Byłem przygotowany na atak napastnika. Nigdy nie czułem takiej adrenaliny. Potyczka mogła się zakończyć okaleczeniem mnie lub przeciwnika, a nawet śmiercią jednego z nas. Sekundy mijały niczym godziny, aż w końcu z krzaków z prawej strony zaszarżował dorosły wilk. Szansę na zwycięstwo miałem znikome.
<Ktoś chciałby mnie napaść, na waszym terytorium?>
Uwagi: Nie stawiaj cudzysłowie za pomocą dwóch przecinków!
- Wiem, że tam jesteś. Nie musisz się chować, nie zagryzę cię - rzekłem. - Nawet nie wiem, czy mam się bać.
Byłem przygotowany na atak napastnika. Nigdy nie czułem takiej adrenaliny. Potyczka mogła się zakończyć okaleczeniem mnie lub przeciwnika, a nawet śmiercią jednego z nas. Sekundy mijały niczym godziny, aż w końcu z krzaków z prawej strony zaszarżował dorosły wilk. Szansę na zwycięstwo miałem znikome.
<Ktoś chciałby mnie napaść, na waszym terytorium?>
Uwagi: Nie stawiaj cudzysłowie za pomocą dwóch przecinków!
Od Valki "Kiedyś nadejdzie starcia czas" cz. 6
Kucnęłam w krzakach i patrzyłam jak kolejne wilki przechodzą, chcąc dotrzeć na teren swojej watahy.
- Xan, co robisz? - usłyszałam za sobą kpiący głos, który zdawał się być dziwnie znajomy. Obróciłam głowę i popatrzyłam w kierunku wilka z wysoko uniesionym podbródkiem na znak wyższości. Posłałam mu nienawistne spojrzenie, domyślając się, że tak jak zawsze stosunki między tą dwójką powinny być dość trudno zrozumiałe. Uśmiechnął się tylko i nachylił się nad moim uchem i wyszeptał:
- Słyszałeś? Asai nie żyje. Wygląda na to, że będziemy między sobą konkurować o jej stanowisko.
Przymrużyłam oczy i popatrzyłam na basiora. Podobno jest bystry, a jednak nie wpadł na to, że prawdziwy Xander nie żyje, a obok niego stoi jego córka.
- Tak? Skoro ci na tym zależy, to proszę bardzo. To ciebie, nie mnie wybrała na swojego zastępcę.
Shadow wywrócił oczami i się odsunął.
- O wszystkim zadecyduje głosowanie... Ale pamiętaj, że wygra ten lepszy - posłał mi znaczące spojrzenie. Chciał mi rzucić wyzwanie. Nie miałam zbytnio chęci, ani tym bardziej umiejętności, by je przyjąć, bo jedyne co mogłabym zrobić, to ośmieszyć własnego ojca.
- Nie idziesz wspomóc reszty? Niektórzy bardzo to przeżywają - zmieniłam temat, patrząc na zapłakaną i roztrzęsioną waderę, na którą nikt zdawał się nie zwracać uwagi. Inni rozmawiali między sobą ściszonymi głosami, stojąc w licznych grupkach. Mimo, że nad terenami Watahy Magicznych Wilków wznosiło się słońce, to nad Watahą Asai wisiały jednolicie ciemne chmury, a gęsta mgła paliła w gardło.
- A po co? Powinni być twardzi. Skoro tacy nie są, to już nie mój problem. Sądziłem, że jesteśmy tego samego zdania.
Niech to szlag. Za mało znałam Xandra, by udawać go całkowicie idealnie. Moje umiejętności też pozostawiały wiele do życzenia. W duchu błagałam, aby nie zorientował się, że coś jest nie w porządku.
- Ból to najlepsza nauka dla każdego - dodał po chwili, a następnie nawet się nie odwracając ruszył w kierunku placu głównego. Poczułam ostre ukłucie w sercu. W sumie miał trochę racji. Poczułam opuszczające mnie siły... Nie! Nie mogę się teraz poddać! Muszę dowiedzieć, co knują i jak wygląda ich system wewnętrzny.
Wypełzłam z krzaków i podążyłam w ślad za Shadow'em, który dołączył się do najliczniejszej grupy dyskusyjnej.
- Kto przejmie teraz stanowisko przywódcy? - zapytał, ale w jego oczach dostrzegłam pewien błysk. Wilki popatrzyły na siebie niepewnie.
- Jeszcze to ustalamy... - mruknął jakiś chuderlawy basior.
- A czy zapomnieliście, kto był prawą łapą Asai? - warknął, nachylając się nad samcem. Skulił się. Obserwowałam to wszystko z pewnej odległości.
- Ty... - pisnął.
- No więc właśnie - wyprostował się - W takim razie kto powinien zostać władcą?
- Ty, panie... - odezwał się po raz kolejny. Shadow uśmiechnął się zadowolony. Pozostałe wilki również wyczuwając coś, co im się nie spodobało w jego tonie głosu i zachowaniu, zaczęły się wycofywać z podkulonymi ogonami.
- Ale głosowanie... musimy zrobić głosowanie... - odezwał się jeden, ale Shadow posłał mu dzikie, wręcz mordercze spojrzenie. Wilk wyglądał tak, jakby miał zaraz paść na zawał z nerwów.
- Naprawdę? A nie lepiej byłoby wybrać tego, którego oznaczyła sobie Asai przed śmiercią? - ryknął na tyle głośno, że serce zabiło mi mocniej. Wilk, który mu podpadł faktycznie się przewrócił. Dostał napadu astmy lub właśnie zawału. Nie znam się na tym, ale w każdym razie miał nieprzyjemne dla oka drgawki na cały ciele. Chciałam podbiec i mu pomóc, tak samo jak pozostali, ale wiedzieliśmy, że to by tylko pogorszyło sytuację i rozwścieczyło Shadow'a. Przesunął wzrokiem we wszystkie wpatrujące się w niego wilki. Zaczął się cicho śmiać. Nie był to normalny śmiech, bo wręcz psychopatyczny.
- Pokłon przed nową Alfą! - wykrzyknął na tyle głośno, że jego głos rozległ się na całym placu. Wilki po chwili niedowierzania i przerażenia jednak zdecydowały się paść na kolana i ukłonić na tyle nisko, by dotknąć nosami ziemi. Jego śmiech przeobraził się w niemożliwy do opanowania nawał. Zwariował. Jeszcze bardziej zwariował. Serce mi się ścisnęło na blade wspomnienie tego, jaki był kiedyś. Teraz tylko ja stałam i patrzyłam na niego bez wyrazu. Zauważył to już chwilę później.
- Xander? A ty co? Myślisz, że jesteś lepszy? Kłaniaj się, jak pozostali.
- Nie zrobię tego.
- Jak to nie?!
Spojrzałam zmartwiona na resztę. Po ich minach można było bez problemu uznać, że mają wątpliwości odnośnie nowej władzy, a obecne traktowanie ich jest nienaturalne. W duchu zaczęłam im współczuć. To była tak naprawdę teraz ich sprawa, nie moja. Gdyby tylko ktoś mu się narzucił, gdyby ktoś odważyłby się odezwać prócz mnie... Może wtedy by siebie uratowali. W tej sytuacji jestem niestety całkowicie bezużyteczna. Nie dowierzając ich zrezygnowaniu, wykrzyknęłam:
- Pozwolicie tak sobą pomiatać?!
Po raz kolejny zdumiałam się na siłę głosu kogoś, w kogo skórę weszłam. Wilki zrozumiały, w czym rzecz i co chcę im przekazać. Niepewnie zaczęły spoglądać na siebie, jednak nie podnosząc się z ziemi. Shadow-owi chyba puściły nerwy, bo wrzasnął na całe gardło, aby mnie pojmali i zamknęli w najciemniejszej celi.
Na początku starałam się szukać pozytywnych stron. Może w ten sposób dowiem się więcej, niż jakbym paradowała sobie po "mieście"? Po godzinie siedzenia w bezruchu i opracowywania planu oraz podnoszenia samej siebie na duchu, poczułam opuszczające mnie siły i dziwną lekkość. Domyśliłam się, że wróciłam do swojej prawdziwej postaci. Kłopot może się pojawić w momencie, gdy ktoś przyjdzie na kontrolę... Wątpię, abym zdołała kiedykolwiek ponownie dokonać zmiany ponownie w jego postać.
Siedziałam już tak skulona najodleglejszym kącie celi, w którym to właśnie do mnie dotarło wszystko to, co mnie spotkało w ciągu tych kilku dób. Poczułam napływające do oczu łzy. Jak mogłam zabić własnego ojca? Już nie chodzi o samo to, że nie będę potrafić wrócić do jego postaci... tylko o to, że dokonałam ojcobójstwa. Pokonałam w ten sposób złoczyńcę, jednak wciąż byliśmy rodziną. A teraz... teraz... On nie wróci. Nawet jeśli rzekomo był nieśmiertelny, nie odrodzi się. Nie pamiętam, gdzie zakopałam jego głowę... Odcięłam mu głowę i z zimną krwią dokonałam bezceremonialnego pochówku. Teraz jego ciało pewnie gdzieś gnije. Powinnam wbrew wszystkiemu zapewnić mu godny pogrzeb...
Podwinęłam pod siebie ogon. Cicho łkałam, nie wiedząc co zrobić. Jestem w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji. Nie jestem zdolna do żadnego, chociażby najmniejszego ruchu. W co ja się wpakowałam? Teraz tutaj zginę. Chciałam jeszcze chociażby kilku rzeczy dokonać w życiu, które pewnie teraz nie mają już żadnego znaczenia. Jestem nikim dla tak wielkiego świata. Moje marzenia mogą przepaść, tu i teraz. Nie będę tęsknić, ani nikt za mną...
Dokonałam morderstwa, więc trafię do piekła. Pójdę do taty. Zamknęłam zapuchnięte od łez oczy i wyobraziłam sobie go, kawałek po kawałeczku. Jego ciepłe futro i miły zapach wrzosów. Lśniące, wyjątkowo czułe zielone oczy, które należą do basiora skorego do zabawy z dzieckiem. (Przejmujące zimno panujące w podziemiach przejmowało moje ciało.) Wspólne turlanie się z zielonych pagórków we watasze i śmiech przez cały ten czas. Siedzenie w lesie, obserwowanie zza krzaków króliczki i ich wesołe kicanie w tę i wew tę. (Powoli zapadałam w ciemność.) Bieganie bez sensu w koło, byleby mnie zmęczyć i móc wieczorem położyć spać...
Moje wyjątkowo pesymistyczne rozmyślania przerwał huk dobiegający zza masywnych, metalowych drzwi, za którymi się znajdowałam. Otworzyłam oczy i głupio sądząc, że coś dostrzegę, wpatrywałam się w kierunku, w którym miały się one właśnie znajdować. Miałam naiwną nadzieję, że ktoś mnie uratuje. Z jednej strony o to w duchu błagałam, ale z drugiej chciałam być już u boku taty. Ku mojemu zdumieniu drzwi się otworzyły na oścież. Oślepiona nagłym blaskiem, zmrużyłam oczy. Dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że będąc sobą nie widzę dobrze, a świat jest wyjątkowo zamazany. Zorientowałam się tylko, że w oświetlonym korytarzu stoi wilk i patrzy na mnie. Trwało to jednak raptem chwilę, bo jego cień zniknął i popędził dalej, otwierając kolejne to zasuwy ciężkich wrót do celi.
Powoli wstałam, nie wiedząc, czego mam się spodziewać i podeszłam do wyjścia z mojego więzienia. Wciąż mrużyłam oczy, próbując cokolwiek dostrzec, ale prócz mieszaniny kolorowych plam nie widziałam nic. Za to słyszałam, i to dobrze. Krzyki, radosne krzyki, lecz nie tylko. Inni byli przerażeni. Nie wiedziałam, że był tu ktokolwiek prócz mnie... ani tym bardziej, jak długo mogli tu przebywać. Ja po tych kilku godzinach miałam dosyć...
Wmieszałam się w powstający tłumek uwolnionych więźniów. Niewyobrażalnie śmierdzieli. Nie myli się od dawna. Również biegiem ruszyłam w ślad za nimi, a raczej za ich radosnymi okrzykami. Widziałam coraz słabiej, zranione płuco niewyobrażalnie piekło... więc upadek był nieunikniony. Gwałtownie zawróciło mi się w głowie i nim odzyskałam czucie, leżałam już na ziemi. Mdlejąc uświadamiałam sobie, że w pewnym momencie podbiegły do mnie jakieś wilki i próbowały wymusić ode mnie jakiekolwiek słowo, dające im znać, że żyję i jestem przytomna. Próbowałam otworzyć oczy, ale to było ponad moje siły. Straciłam przytomność.
- Jak się nazywasz? - zapytał jakiś głos. Był delikatny, ale i za razem męski.
- Fal... - sapnęłam, nie mogąc niczego z siebie więcej wydusić. Poczułam, jak pot spływa po moim ciele. Musiałam mieć wysoką gorączkę.
- Radziłbym jeszcze poleżeć. - Usłyszałam ten sam głos, co wcześniej. Skierowałam spojrzenie w jego kierunku, ale prócz cienia nie zobaczyłam nic. Po chwili namysłu położyłam się ponownie na twardym kamieniu. Tu również było duszno, więc doszłam do wniosku, że wciąż byłam na terenie sąsiadującej z Watahą Magicznych Wilków. - Widzę, że czujesz się już lepiej.
Nie odpowiedziałam. Pozwoliłam mu mówić.
- Nie mamy szpitala, więc zabrałem cię do siebie. Kim jesteś?
- V-valka... - wydusiłam. Oczekiwałam na odpowiedź, lecz ta nie nadeszła szybko. Chyba nie był nazbyt rozmowny. Domyśliłam się, że pewnie na mnie patrzy.
- Alvarleg.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być jego imię. Z trudem skinęłam głową. Chciałam zapytać o powód mojego uwolnienia, ale nie byłam w stanie. W jaskini zapanowała cisza. Miałam tyle pytań, ale żadne z nich nie zostało wypowiedziane...
<C.D.N.>
Uwagi: brak.
- Xan, co robisz? - usłyszałam za sobą kpiący głos, który zdawał się być dziwnie znajomy. Obróciłam głowę i popatrzyłam w kierunku wilka z wysoko uniesionym podbródkiem na znak wyższości. Posłałam mu nienawistne spojrzenie, domyślając się, że tak jak zawsze stosunki między tą dwójką powinny być dość trudno zrozumiałe. Uśmiechnął się tylko i nachylił się nad moim uchem i wyszeptał:
- Słyszałeś? Asai nie żyje. Wygląda na to, że będziemy między sobą konkurować o jej stanowisko.
Przymrużyłam oczy i popatrzyłam na basiora. Podobno jest bystry, a jednak nie wpadł na to, że prawdziwy Xander nie żyje, a obok niego stoi jego córka.
- Tak? Skoro ci na tym zależy, to proszę bardzo. To ciebie, nie mnie wybrała na swojego zastępcę.
Shadow wywrócił oczami i się odsunął.
- O wszystkim zadecyduje głosowanie... Ale pamiętaj, że wygra ten lepszy - posłał mi znaczące spojrzenie. Chciał mi rzucić wyzwanie. Nie miałam zbytnio chęci, ani tym bardziej umiejętności, by je przyjąć, bo jedyne co mogłabym zrobić, to ośmieszyć własnego ojca.
- Nie idziesz wspomóc reszty? Niektórzy bardzo to przeżywają - zmieniłam temat, patrząc na zapłakaną i roztrzęsioną waderę, na którą nikt zdawał się nie zwracać uwagi. Inni rozmawiali między sobą ściszonymi głosami, stojąc w licznych grupkach. Mimo, że nad terenami Watahy Magicznych Wilków wznosiło się słońce, to nad Watahą Asai wisiały jednolicie ciemne chmury, a gęsta mgła paliła w gardło.
- A po co? Powinni być twardzi. Skoro tacy nie są, to już nie mój problem. Sądziłem, że jesteśmy tego samego zdania.
Niech to szlag. Za mało znałam Xandra, by udawać go całkowicie idealnie. Moje umiejętności też pozostawiały wiele do życzenia. W duchu błagałam, aby nie zorientował się, że coś jest nie w porządku.
- Ból to najlepsza nauka dla każdego - dodał po chwili, a następnie nawet się nie odwracając ruszył w kierunku placu głównego. Poczułam ostre ukłucie w sercu. W sumie miał trochę racji. Poczułam opuszczające mnie siły... Nie! Nie mogę się teraz poddać! Muszę dowiedzieć, co knują i jak wygląda ich system wewnętrzny.
Wypełzłam z krzaków i podążyłam w ślad za Shadow'em, który dołączył się do najliczniejszej grupy dyskusyjnej.
- Kto przejmie teraz stanowisko przywódcy? - zapytał, ale w jego oczach dostrzegłam pewien błysk. Wilki popatrzyły na siebie niepewnie.
- Jeszcze to ustalamy... - mruknął jakiś chuderlawy basior.
- A czy zapomnieliście, kto był prawą łapą Asai? - warknął, nachylając się nad samcem. Skulił się. Obserwowałam to wszystko z pewnej odległości.
- Ty... - pisnął.
- No więc właśnie - wyprostował się - W takim razie kto powinien zostać władcą?
- Ty, panie... - odezwał się po raz kolejny. Shadow uśmiechnął się zadowolony. Pozostałe wilki również wyczuwając coś, co im się nie spodobało w jego tonie głosu i zachowaniu, zaczęły się wycofywać z podkulonymi ogonami.
- Ale głosowanie... musimy zrobić głosowanie... - odezwał się jeden, ale Shadow posłał mu dzikie, wręcz mordercze spojrzenie. Wilk wyglądał tak, jakby miał zaraz paść na zawał z nerwów.
- Naprawdę? A nie lepiej byłoby wybrać tego, którego oznaczyła sobie Asai przed śmiercią? - ryknął na tyle głośno, że serce zabiło mi mocniej. Wilk, który mu podpadł faktycznie się przewrócił. Dostał napadu astmy lub właśnie zawału. Nie znam się na tym, ale w każdym razie miał nieprzyjemne dla oka drgawki na cały ciele. Chciałam podbiec i mu pomóc, tak samo jak pozostali, ale wiedzieliśmy, że to by tylko pogorszyło sytuację i rozwścieczyło Shadow'a. Przesunął wzrokiem we wszystkie wpatrujące się w niego wilki. Zaczął się cicho śmiać. Nie był to normalny śmiech, bo wręcz psychopatyczny.
- Pokłon przed nową Alfą! - wykrzyknął na tyle głośno, że jego głos rozległ się na całym placu. Wilki po chwili niedowierzania i przerażenia jednak zdecydowały się paść na kolana i ukłonić na tyle nisko, by dotknąć nosami ziemi. Jego śmiech przeobraził się w niemożliwy do opanowania nawał. Zwariował. Jeszcze bardziej zwariował. Serce mi się ścisnęło na blade wspomnienie tego, jaki był kiedyś. Teraz tylko ja stałam i patrzyłam na niego bez wyrazu. Zauważył to już chwilę później.
- Xander? A ty co? Myślisz, że jesteś lepszy? Kłaniaj się, jak pozostali.
- Nie zrobię tego.
- Jak to nie?!
Spojrzałam zmartwiona na resztę. Po ich minach można było bez problemu uznać, że mają wątpliwości odnośnie nowej władzy, a obecne traktowanie ich jest nienaturalne. W duchu zaczęłam im współczuć. To była tak naprawdę teraz ich sprawa, nie moja. Gdyby tylko ktoś mu się narzucił, gdyby ktoś odważyłby się odezwać prócz mnie... Może wtedy by siebie uratowali. W tej sytuacji jestem niestety całkowicie bezużyteczna. Nie dowierzając ich zrezygnowaniu, wykrzyknęłam:
- Pozwolicie tak sobą pomiatać?!
Po raz kolejny zdumiałam się na siłę głosu kogoś, w kogo skórę weszłam. Wilki zrozumiały, w czym rzecz i co chcę im przekazać. Niepewnie zaczęły spoglądać na siebie, jednak nie podnosząc się z ziemi. Shadow-owi chyba puściły nerwy, bo wrzasnął na całe gardło, aby mnie pojmali i zamknęli w najciemniejszej celi.
***
Ciekawe, czy innych buntowników również będzie wsadzać do tej "najciemniejszej celi"...? W końcu jest tylko jedna NAJciemniejsza. Choć przyznam, że strażnicy faktycznie mieli rację odnośnie doboru więzienia, gdyż tutaj nie dość, że z trudem oddychałam, to jeszcze nie widziałam czubka własnego nosa. Fakt, poddałam się bez walki, ale w sumie co by mi to dało? Kilka sekund? Uderzenie czymś twardym w głowę? Nowego siniaka? A może by mnie śmiertelnie zranili.Na początku starałam się szukać pozytywnych stron. Może w ten sposób dowiem się więcej, niż jakbym paradowała sobie po "mieście"? Po godzinie siedzenia w bezruchu i opracowywania planu oraz podnoszenia samej siebie na duchu, poczułam opuszczające mnie siły i dziwną lekkość. Domyśliłam się, że wróciłam do swojej prawdziwej postaci. Kłopot może się pojawić w momencie, gdy ktoś przyjdzie na kontrolę... Wątpię, abym zdołała kiedykolwiek ponownie dokonać zmiany ponownie w jego postać.
Siedziałam już tak skulona najodleglejszym kącie celi, w którym to właśnie do mnie dotarło wszystko to, co mnie spotkało w ciągu tych kilku dób. Poczułam napływające do oczu łzy. Jak mogłam zabić własnego ojca? Już nie chodzi o samo to, że nie będę potrafić wrócić do jego postaci... tylko o to, że dokonałam ojcobójstwa. Pokonałam w ten sposób złoczyńcę, jednak wciąż byliśmy rodziną. A teraz... teraz... On nie wróci. Nawet jeśli rzekomo był nieśmiertelny, nie odrodzi się. Nie pamiętam, gdzie zakopałam jego głowę... Odcięłam mu głowę i z zimną krwią dokonałam bezceremonialnego pochówku. Teraz jego ciało pewnie gdzieś gnije. Powinnam wbrew wszystkiemu zapewnić mu godny pogrzeb...
Podwinęłam pod siebie ogon. Cicho łkałam, nie wiedząc co zrobić. Jestem w wyjątkowo beznadziejnej sytuacji. Nie jestem zdolna do żadnego, chociażby najmniejszego ruchu. W co ja się wpakowałam? Teraz tutaj zginę. Chciałam jeszcze chociażby kilku rzeczy dokonać w życiu, które pewnie teraz nie mają już żadnego znaczenia. Jestem nikim dla tak wielkiego świata. Moje marzenia mogą przepaść, tu i teraz. Nie będę tęsknić, ani nikt za mną...
Dokonałam morderstwa, więc trafię do piekła. Pójdę do taty. Zamknęłam zapuchnięte od łez oczy i wyobraziłam sobie go, kawałek po kawałeczku. Jego ciepłe futro i miły zapach wrzosów. Lśniące, wyjątkowo czułe zielone oczy, które należą do basiora skorego do zabawy z dzieckiem. (Przejmujące zimno panujące w podziemiach przejmowało moje ciało.) Wspólne turlanie się z zielonych pagórków we watasze i śmiech przez cały ten czas. Siedzenie w lesie, obserwowanie zza krzaków króliczki i ich wesołe kicanie w tę i wew tę. (Powoli zapadałam w ciemność.) Bieganie bez sensu w koło, byleby mnie zmęczyć i móc wieczorem położyć spać...
Moje wyjątkowo pesymistyczne rozmyślania przerwał huk dobiegający zza masywnych, metalowych drzwi, za którymi się znajdowałam. Otworzyłam oczy i głupio sądząc, że coś dostrzegę, wpatrywałam się w kierunku, w którym miały się one właśnie znajdować. Miałam naiwną nadzieję, że ktoś mnie uratuje. Z jednej strony o to w duchu błagałam, ale z drugiej chciałam być już u boku taty. Ku mojemu zdumieniu drzwi się otworzyły na oścież. Oślepiona nagłym blaskiem, zmrużyłam oczy. Dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że będąc sobą nie widzę dobrze, a świat jest wyjątkowo zamazany. Zorientowałam się tylko, że w oświetlonym korytarzu stoi wilk i patrzy na mnie. Trwało to jednak raptem chwilę, bo jego cień zniknął i popędził dalej, otwierając kolejne to zasuwy ciężkich wrót do celi.
Powoli wstałam, nie wiedząc, czego mam się spodziewać i podeszłam do wyjścia z mojego więzienia. Wciąż mrużyłam oczy, próbując cokolwiek dostrzec, ale prócz mieszaniny kolorowych plam nie widziałam nic. Za to słyszałam, i to dobrze. Krzyki, radosne krzyki, lecz nie tylko. Inni byli przerażeni. Nie wiedziałam, że był tu ktokolwiek prócz mnie... ani tym bardziej, jak długo mogli tu przebywać. Ja po tych kilku godzinach miałam dosyć...
Wmieszałam się w powstający tłumek uwolnionych więźniów. Niewyobrażalnie śmierdzieli. Nie myli się od dawna. Również biegiem ruszyłam w ślad za nimi, a raczej za ich radosnymi okrzykami. Widziałam coraz słabiej, zranione płuco niewyobrażalnie piekło... więc upadek był nieunikniony. Gwałtownie zawróciło mi się w głowie i nim odzyskałam czucie, leżałam już na ziemi. Mdlejąc uświadamiałam sobie, że w pewnym momencie podbiegły do mnie jakieś wilki i próbowały wymusić ode mnie jakiekolwiek słowo, dające im znać, że żyję i jestem przytomna. Próbowałam otworzyć oczy, ale to było ponad moje siły. Straciłam przytomność.
***
Obudził mnie nawał kaszlu zmieszanego z krwią. Wciąż niemiłosiernie bolała mnie głowa. Otworzyłam oczy i nie mogąc się na niczym skupić, od razu je zamknęłam. Z sykiem wypuściłam z wciąż bolących płuc powietrze.- Jak się nazywasz? - zapytał jakiś głos. Był delikatny, ale i za razem męski.
- Fal... - sapnęłam, nie mogąc niczego z siebie więcej wydusić. Poczułam, jak pot spływa po moim ciele. Musiałam mieć wysoką gorączkę.
***
Ocknęłam się... jakiś czas później. Wciąż kręciło mi się w głowie, więc minęła dobra chwila, nim zdecydowałam się ruszyć z miejsca.- Radziłbym jeszcze poleżeć. - Usłyszałam ten sam głos, co wcześniej. Skierowałam spojrzenie w jego kierunku, ale prócz cienia nie zobaczyłam nic. Po chwili namysłu położyłam się ponownie na twardym kamieniu. Tu również było duszno, więc doszłam do wniosku, że wciąż byłam na terenie sąsiadującej z Watahą Magicznych Wilków. - Widzę, że czujesz się już lepiej.
Nie odpowiedziałam. Pozwoliłam mu mówić.
- Nie mamy szpitala, więc zabrałem cię do siebie. Kim jesteś?
- V-valka... - wydusiłam. Oczekiwałam na odpowiedź, lecz ta nie nadeszła szybko. Chyba nie był nazbyt rozmowny. Domyśliłam się, że pewnie na mnie patrzy.
- Alvarleg.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to może być jego imię. Z trudem skinęłam głową. Chciałam zapytać o powód mojego uwolnienia, ale nie byłam w stanie. W jaskini zapanowała cisza. Miałam tyle pytań, ale żadne z nich nie zostało wypowiedziane...
<C.D.N.>
Uwagi: brak.
czwartek, 16 czerwca 2016
Od Kirke "Światło w ciemności" cz.4 (c.d Onux)
Uśmiechnęłam się delikatnie do basiora. Jego wzrok mimo to, że był ślepy był... żywy.
- Ej, ale tak się nie trzęś, bo Alfa uzna, że się jej boisz - odparłam spokojnym głosem.
- Jak to? Czyli... nie uważasz mnie za tego gorszego? - spytał.
-
Oczywiście, że nie - odparłam - jestem nauczycielką, kelnerką, a
dodatkowo pewnie będę piosenkarką. W moich pracach, jakbym zważała na
wady to bym zwariowała.
- Serio?
- No - odpowiedziałam - Z resztą... też jestem "ta gorsza" - odparłam.
- Jak to? Masz jakieś niedoskonałości? - dopytał.
- Nie... znaczy... mam wyczyszczoną pamięć, to tyle.
- Czemu?
-
Nie chce o tym mówić - po tych słowach szliśmy do Alfy w ciszy. Onux
przestał się trząść, a ja mogłam... przemyśleć wszystko. Co pamiętam, a
co nie. Las, burza, strach jaki mnie przepełniał, ból, mieszane
wspomnienia, uczucie zapominania. Muszę sobie przypomnieć... ale jak?
Nie wiem, ale nie chcę odczuwać tego bólu co tamtego dnia.
- Słuchaj...
- Hm? - słowo Onuxa wybudziło mnie z transu.
- Długo tutaj jesteś? - spytał.
- Praktycznie od roku - odparłam - no dobra, może roku i parę miesięcy. A co?
- Opowiedz mi coś o tej watasze - spytał zaciekawiony. Wzięłam głęboki wdech.
- Dramatyczne czy spokojne? - spytałam.
- Najciekawsze - po tych słowach posmutniałam i popatrzyłam w niebo.
- Co jest? - spytał.
-
Nie wiem, kiedy to było... ale była jatka - zamknęłam oczy i cieniami
zaczęłam pokazywać niektóre sceny z bitwy - mimo to, że była nas raptem
trzydziestka, dawaliśmy sobie radę z tym piekłem, jakie nam rozpętali.
Gdy się dowiedziałam natychmiast pobiegłam w stronę bitwy. Nie chcesz
wiedzieć ile tam było krwi, martwych wilków... Gdy dobiegłam na miejsce
zobaczyłam bardzo mi znajomego basiora, Kasume. On... przeżyłam z nim
wiele. Mimo to, że był z przeciwnej drużyny przeszedł do nas i pomógł
nam... W końcu... - otworzyłam oczy, które były napełnione łzami - wilk z
przeciwnej drużyny skoczył na mnie. Kasume... on... poświęcił swoje
życie, by mnie uratować - zaczęłam się trząść lekko - nie... nie chce o
tym dalej mówić - gdy doszliśmy do Alfy, Onux był jakoś spokojniejszy.
- Kirke, kim jest twój towarzysz? - spytała Alfa.
- To Onux. Znalazłam go w lesie rannego, ale go opatrzyłam.
- W wilczym szpitalu? - spytała.
-
Nie. Nie wiedziałam jak zareaguje w szpitalu, więc wolałam, by się
zaadoptował u mnie. No... chyba, że miałam go dać do szpitala w
niepewności, czy nie zachowa się agresywnie - Alfa popatrzyła na mnie
niechętnie i przewróciła oczami.
-
Niech będzie - odparła - Więc... Onux. Chciałbyś dołączyć do nas? - na
pytanie Alfy popatrzyłam na Onuxa. Ten najwyraźniej, był lekko
podekscytowany, ale nie było to po nim widać.
<Onux?>
Uwagi: Skąd w ogóle wzięła się forma "wataszy"?
Uwagi: Skąd w ogóle wzięła się forma "wataszy"?
Od Yuki "Ukryty talent" cz. 1
Leżąc w jaskini z pyskiem opartym na łapach myślałam o swojej młodości.
Niby czasy szczęścia, ale dla mnie były czymś okropnym. Przewijałam
stare wspomnienia. Czasy gdy jeszcze Katrin żyła, gdy spotkałam swoją
pierwszą miłość, czasy spędzone z Ripple… Przypomniałam sobie tą wesołą
błękitną wilczycę, której uśmiech nie schodził z twarzy. Miała biały
brzuch i kawałek pyska. Pamiętam jeszcze te różowe oczy gdy opowiadała
mi o watasze. Zrobiło mi się trochę smutno, gdy przypomniałam sobie o
tym, że wykorzystywałam ją wtedy, kiedy jeszcze byłam szpiegiem Asai. Te
wszystkie wspomnienia niegdyś wydawały się dla mnie znajome, a teraz
brzmią jak wymyślna bajka. Gdzie teraz podziewa się mała radosna Yuki,
którą byłam przed paroma laty? Teraz wszystko się zmieniło. Dorosłam i
już nie wróci mój szczenięcy charakter. A właśnie? Dlaczego się
zmieniłam? Czy to te przeżycia czy zasługa cieni? Cienie przemieniły
moją sierść na czarną, a może i charakter. Od wtedy, gdy Vario mnie
przemienił, mam dziwne wizję, jakbym oglądała śpiących ludzi i zwierzęta z
cienia. Jeszcze to, że poprawił mi się wzrok, przez co widzę w ciemności.
Może dostałam od nich jeszcze żywioł? Ciekawość mnie zżerała, więc
postanowiłam pójść do Biblioteki Barwnej Duszy i poszukać coś na temat
cieni. Wybiegłam z jaskini i popędziłam do niej. Bardzo krótko
zajęła mi droga do biblioteki, ponieważ co chwilę się teleportowałam
coraz bliżej celu. Gdy byłam obok, zwolniłam tempo. Weszłam
kłusem do środka. Miła woń książek łaskotała moje czułe nozdrza.
Zaczęłam wokół regałów szukać coś na temat cieni. Zaczęłam od regału z
legendami, lecz moje poszukiwania poszły na marne. Po godzinie byłam już
zmęczona tym ciągłym szukaniem. Może bibliotekarka mi pomoże? O wilku
mowa, a wilk tuż. Podeszłam do ciemnej wadery.
- Dzień dobry, czy mogę się spytać gdzie jest półka na której mogę znaleźć książkę o Cieniach? - Spytałam się - Czyli o tajnym stowarzyszeniu.
- Witaj - przywitała się - zdaje mi się, że powinna być w regale legendy
- Patrzałam do niego parę razy i nic tam nie znalazłam.
- Poczekaj chwilę - powiedziała - idę zobaczyć, ponieważ wiele wilków wypożycza książki, więc ktoś może mieć tą książkę - wadera odeszła w stronę pomieszczenia dla bibliotekarek. Po chwili wróciła z karteczką w pysku
- Niestety, ktoś już ją wypożyczył rok temu i jeszcze nie oddał - powiedziała - zrób dla mnie przysługę i poproś owego wilka by ją oddał, ponieważ jest już po terminie - podała mi karteczkę z danymi wilka.
- Dziękuje za wiadomość i do widzenia - powiedziałam - pójdę do tego wilka.
<C.D.N>
Uwagi: "Biblioteka Barwnej Duszy" to nazwa miejsca! "Wszedłam" - czy Yuko to jakiś gender? "Wszedłem" to tak, "weszłam" również, ale żeby "wszedłam"? Przecinki~
- Dzień dobry, czy mogę się spytać gdzie jest półka na której mogę znaleźć książkę o Cieniach? - Spytałam się - Czyli o tajnym stowarzyszeniu.
- Witaj - przywitała się - zdaje mi się, że powinna być w regale legendy
- Patrzałam do niego parę razy i nic tam nie znalazłam.
- Poczekaj chwilę - powiedziała - idę zobaczyć, ponieważ wiele wilków wypożycza książki, więc ktoś może mieć tą książkę - wadera odeszła w stronę pomieszczenia dla bibliotekarek. Po chwili wróciła z karteczką w pysku
- Niestety, ktoś już ją wypożyczył rok temu i jeszcze nie oddał - powiedziała - zrób dla mnie przysługę i poproś owego wilka by ją oddał, ponieważ jest już po terminie - podała mi karteczkę z danymi wilka.
- Dziękuje za wiadomość i do widzenia - powiedziałam - pójdę do tego wilka.
<C.D.N>
Uwagi: "Biblioteka Barwnej Duszy" to nazwa miejsca! "Wszedłam" - czy Yuko to jakiś gender? "Wszedłem" to tak, "weszłam" również, ale żeby "wszedłam"? Przecinki~
środa, 15 czerwca 2016
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Od Yuki "Jak najdalej stąd" cz. 6 (c.d Alexander)
Ten basior wyglądał według mnie podejrzanie. Nie ufałam mu, ponieważ
wyglądał według mnie jak szpieg. W końcu każdemu nie ufam i wszystkich
gryzę. Gdybym tylko mogła dowiedzieć się skąd przybyli i po co. Ten
"Alexander" był czarnym basiorem z czarniejszą grzywą. Był tym typem
basiora którego nienawidzę - był umięśniony. No ale muszę się przyznać,
ale niech to pozostanie w watasze - był lekko przystojny.
W celu dowiedzenia się czegoś o gościu podkradłam się do wilczego szpitala i weszłam wręcz niezauważalnie do jaskini. Basior leżał tam, a Astrid zajmowała się jego uchem. Czemu ona tak długo to robi? Chciałabym by było coś, bym stała się niewidzialna. Ale jak? Przecież uczyłam się tego z dziennika i nic. Teraz to byłoby mi przydatne. Ach... jeszcze paraliżowanie wilków, to byłby cud. No ale cóż jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Teleportacja w tej chwili w ogóle nie jest potrzebna. Po prostu ukryć się w cieniu poczekać aż basior zostanie sam i zaśnie i go porwać. Prostsze już być nie może.
Czekałam i czekałam, aż w końcu Astrid poszła do swojej jaskini. Oczywiście miałam takie szczęście, że Yusuf jako pielęgniarz pilnował go. Oczywiście nie mówię, że stał jak obrońca, tylko od czasu do czasu przychodził do niego i sprawdzał jego stan. Gdy dawniej podsłuchiwałam rozmowy jego i Astrid, lekarka powiedziała, że rano będzie wolny.
Popatrzałam na basiora. Spał w najlepsze. Podniosłam obolałe łapy od stania. Zamarłam. Przez to, że tak długo stałam moje stawy zapiszczały. Popatrzałam przestraszonym wzrokiem na samca. Miał głęboki sen. Upewniłam się, że Yusuf nie idzie, a gdy byłam pewna, podeszłam bliżej basiora. Aż było mi żal go porywać. No cóż... Z obrzydzeniem lekko dotknęłam basiora i przeteleportowałam do pewnej jaskini w środku Mrocznego Lasu. Lubiłam tu przebywać, gdy miałam dość tego świata. Jaskinia była stara i to rzeczywiście była nora z przejściem "do podziemi". Wybrałam właśnie to miejsce, ponieważ jest tu bardzo ciemno, więc on mnie nie zobaczy w całości i jest tu pełno lian którymi mogłabym związać "ofiarę". Urwałam parę i zawiązałam je w najjaśniejszym miejscu. Upewniłam się że są dobrze zawiązane i tylko czekałam aż się obudzi. Co tam, że Alfa będzie wściekła.
Gdy czekałam na jego pobudkę zdążyłam się umyć (językiem) i trochę ponudzić. Usłyszałam szybszy oddech porwanego. Był przestraszony. Nagle coś szybko powiedział:
- Jeżeli tu jesteś, pokaż się porywaczu - wysunęłam się z cienia, ale ustawiłam się tak by nie poznał mnie po pysku.
- Widzę, że śpioch się obudził - powiedziałam szyderczym tonem - a właśnie myślałam czy nie zostawić cię do pożarcia dzikim zwierzętom - musiałam go czymś przestraszyć. Gdybym tego nie zrobiła, zabawa straciłaby urok.
- Czego chcesz?- powiedział tonowanym głosem, "by brzmieć jak samiec Alfa".
- Czego chcę? - zaśmiałam się - Chcę dowiedzieć się po co tu jesteś.
-Dobra...
*****
Co on ze mną zrobił? Nie pamiętam nic po tym jak powiedział
"dobra". Na szczęście jeszcze tu leżał. Powiedział do mnie szyderczym
tonem:
- Wystarczy?
- Ty diable! - krzyknęłam. Znałam moce różnych żywiołów i on po prostu usunął moje wspomnienia.
- I kto to mówi?
- No co - powiedziałam - pretensje kieruj do cieni.
<Alexander? A tam małe porwanko ;P>
Uwagi: Mroczny Las to nazwa miejsca, przypominam... O pisaniu "Alfa" z wielkiej litery chyba nie muszę przypominać. To wilki mają twarz?
W celu dowiedzenia się czegoś o gościu podkradłam się do wilczego szpitala i weszłam wręcz niezauważalnie do jaskini. Basior leżał tam, a Astrid zajmowała się jego uchem. Czemu ona tak długo to robi? Chciałabym by było coś, bym stała się niewidzialna. Ale jak? Przecież uczyłam się tego z dziennika i nic. Teraz to byłoby mi przydatne. Ach... jeszcze paraliżowanie wilków, to byłby cud. No ale cóż jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Teleportacja w tej chwili w ogóle nie jest potrzebna. Po prostu ukryć się w cieniu poczekać aż basior zostanie sam i zaśnie i go porwać. Prostsze już być nie może.
Czekałam i czekałam, aż w końcu Astrid poszła do swojej jaskini. Oczywiście miałam takie szczęście, że Yusuf jako pielęgniarz pilnował go. Oczywiście nie mówię, że stał jak obrońca, tylko od czasu do czasu przychodził do niego i sprawdzał jego stan. Gdy dawniej podsłuchiwałam rozmowy jego i Astrid, lekarka powiedziała, że rano będzie wolny.
Popatrzałam na basiora. Spał w najlepsze. Podniosłam obolałe łapy od stania. Zamarłam. Przez to, że tak długo stałam moje stawy zapiszczały. Popatrzałam przestraszonym wzrokiem na samca. Miał głęboki sen. Upewniłam się, że Yusuf nie idzie, a gdy byłam pewna, podeszłam bliżej basiora. Aż było mi żal go porywać. No cóż... Z obrzydzeniem lekko dotknęłam basiora i przeteleportowałam do pewnej jaskini w środku Mrocznego Lasu. Lubiłam tu przebywać, gdy miałam dość tego świata. Jaskinia była stara i to rzeczywiście była nora z przejściem "do podziemi". Wybrałam właśnie to miejsce, ponieważ jest tu bardzo ciemno, więc on mnie nie zobaczy w całości i jest tu pełno lian którymi mogłabym związać "ofiarę". Urwałam parę i zawiązałam je w najjaśniejszym miejscu. Upewniłam się że są dobrze zawiązane i tylko czekałam aż się obudzi. Co tam, że Alfa będzie wściekła.
Gdy czekałam na jego pobudkę zdążyłam się umyć (językiem) i trochę ponudzić. Usłyszałam szybszy oddech porwanego. Był przestraszony. Nagle coś szybko powiedział:
- Jeżeli tu jesteś, pokaż się porywaczu - wysunęłam się z cienia, ale ustawiłam się tak by nie poznał mnie po pysku.
- Widzę, że śpioch się obudził - powiedziałam szyderczym tonem - a właśnie myślałam czy nie zostawić cię do pożarcia dzikim zwierzętom - musiałam go czymś przestraszyć. Gdybym tego nie zrobiła, zabawa straciłaby urok.
- Czego chcesz?- powiedział tonowanym głosem, "by brzmieć jak samiec Alfa".
- Czego chcę? - zaśmiałam się - Chcę dowiedzieć się po co tu jesteś.
-Dobra...
- Wystarczy?
- Ty diable! - krzyknęłam. Znałam moce różnych żywiołów i on po prostu usunął moje wspomnienia.
- I kto to mówi?
- No co - powiedziałam - pretensje kieruj do cieni.
<Alexander? A tam małe porwanko ;P>
Uwagi: Mroczny Las to nazwa miejsca, przypominam... O pisaniu "Alfa" z wielkiej litery chyba nie muszę przypominać. To wilki mają twarz?
1400 postów
Świętujemy! Mamy 1400 postów!!!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 14 pkt. (jak będzie 1500 postów - 15 pkt., 1600 postów - 16 pkt. itd., więc naprawdę watro)!
Każdy wilk otrzyma po bonusowe 14 pkt. (jak będzie 1500 postów - 15 pkt., 1600 postów - 16 pkt. itd., więc naprawdę watro)!
niedziela, 12 czerwca 2016
Od Alexandra "Jak najdalej stąd" #5 (cd. chętny)
Oto piąta część op. od wilków spoza CK. Aby dowiedzieć się nieco więcej o
nich oraz o powodzie ich ucieczki, możecie również przeczytać serię op.
"Nowy dom?" z BK, w której to Alexander oraz Kira poznają się ze sobą i
szybko zaprzyjaźniają się, choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut
oka.
Op. powstaje ze współpracą CK.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od Yuki "Mroczny zamek" cz. 5
Zrobiłam unik. Zaczęłam uciekać w stronę niekończącego się korytarzu.
Dziwne ryki świadczyły o tym, że potwór był wręcz wkurzony tak, że
najchętniej by mnie rozszarpał. Zobaczyłam cele więzienne. Jedna z nich
była otwarta. Weszłam do niej i zamknęłam za sobą kraty. Stwór szarpał
kratami i próbował mnie dosięgnąć, lecz byłam na drugim końcu sali, więc
nie dał rady. Dopiero teraz zauważyłam, że byłam zamknięta w celi.
- F*CK - przeklęłam. Rozejrzałam się po pseudo pokoju. Jedyne co się tu znajdowało, była stara skrzynia, coś w rodzaju łoża i dziura z wodą, co pewnie było pseudo kiblem. Popatrzałam do "kibla". Dziura wydawała się być przejściem. "Raz kozie śmierć" pomyślałam, po czym zanurkowałam w "kiblu". Nie lubię pływać więc to było dla mnie okropne. Dziura się zwężała, a powietrza było coraz mniej. Naglę ujrzałam, że dziura skręca na bok i do góry. Ucieszyłam się, ponieważ już moja nadzieja
się sypała. Wynurzyłam się z wody. Śmierdziałam, jakbym się w gównie łosia wytarzała. Otrzepałam
się i rozejrzałam po pokoju. Była to stara komnata, przyozdobiona srebrem i innymi takimi rzeczami. Była zbudowana w pradawnym stylu. Nad głową był powieszony ogromny złoty żyrandol, a pomiędzy jego ramionami były pajęczyny z ogromnymi włochatymi pająkami. Mam arachnofobie, dlatego zadygotałam. Komnata była ogromna, większa od wszystkich pomieszczeń w jakich
kiedykolwiek byłam. Zaczęłam się przechadzać. Płytki ozdabiające podłogę były zimne i wilgotne. Jak na ukrytą komnatę wyglądała na bardzo zadbaną. Dopiero teraz ujrzałam, że na końcu pokoju była wilczyca. Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam ją. To była Galler'a. Zawarczałam, lecz ona tylko spokojnym tonem powiedziała:
- Nie spodziewałam się ciebie tu żywej - wyglądała na pewną siebie - przeszłaś już dwie próby, pora na kolejne. - Po tym jak skończyła z "nieba" wyłoniły się różne kreatury. Jedna z nich wyglądała jak wielki czarny kocur połączony z niedźwiedziem, za to inny był wielką jaszczurką z zębami większymi niż swój mózg. Pokazałam swoje kły Gallerze i syknęłam:
- Ty diable wcielony - nagle potwory zaczęły na mnie szarżować. Kocur skoczył na mnie, lecz za nim mnie złapał zrobiłam unik, a on przeleciał na inną kreaturę. Były na siebie zdenerwowane i zaczęły się gryźć. O dwóch mniej. Pozostało jeszcze osiem. Jaszczurka chwyciła moją tylną łapę i zaczęła gryźć. Przeszywający ból skłonił mnie do obrony. Rzuciłam się na kark jaszczura i zacisnęłam szczękę. Wydobył z siebie przerażający ryk, który z czasem cichł. Inne potwory odsunęły się ode mnie, gdy zobaczyły martwego jaszczura. Zaszarżowałam na pierwszego lepszego. Był to wilk, lecz trochę zmutowany z ptakiem. Był cały biały. Jasne pióra wymieszały się z czarną sierścią.
Jego pierze było zabarwione na bordowy. Zaczął skomleć. Chwyciłam jego przednią łapę i w szalę zaczęłam nim miotać jak kompletną szmatę. Jego wołania o pomoc w niczym nie pomogły. Po chwili rzuciłam jego zwłokami w Galler'e, lecz przeleciał nad nią. Zapatrzona w jego zwłoki jak poleciały nie zauważyłam szarżującego na mnie ogromnego czarnego lisa. Napadł na mnie. Był silniejszy, ale wydawał się być głupi. Odepchnęłam go tylnymi łapami i wstałam. Upadając stłukł sobie głowę. Oszołomiony nie potrafił się podnieść. Zaatakowałam go, kończąc przy tym jego marny żywot. Ukradkiem zobaczyłam czarnego kocura zabijającego tamtą kreaturę. Pora go zabić. Szybkim ruchem przeteleportowałam się obok niego i napadłam go. Zaczęłam gryźć jego grzbiet. Zaryczał i uciekł. Bitwa z resztą potworów była już łatwiejsza. Gdy już kończyłam żywot ostatniej kreatury Galler'a powiedziała:
- Jednak nie jesteś taka słaba jak myślałam. Ostatni etap... - przerwała. Poczułam jak coś na mnie naskakuje. To ona napadła na mnie i zaczęła mnie gryźć po grzbiecie. Zaskomlałam. Zaczęłam biec z całej petary. Galler'a nie wytrzymując siedemdziesięciu kilometrów na godzinę puściła mnie. Spadła, turlając się po ziemi. Zrobiłam driwta i zaszarżowałam na nią. Popełniła najgłupszy błąd. Odsłoniła miękki brzuch, który miał cienką skórę. Chwyciłam jej przednią łapę ostrymi zębami i zaczęłam zgniatać ją. Galler'a darła się na cały głos. Skomlała i wyła z bólu.
Poczułam nagle że mam coś w pysku. Galler'a uwolniła się z uścisku i odeszła kulejąc ode mnie w parę metrów. Nie miała łapy. Odgryzłam tej babie łapę. Byłam szczęśliwa z tego powodu. Wyplułam kawałek jej ciała i zaczęłam ją gryźć. Teraz to nie była taka cwana. Po paru minutach zaciętej walki upadła martwa na ziemię. Sama tego jędza chciała. Nagle na czele komnaty otworzyły się ogromne drzwi. Prowadziły na zewnątrz. Ucieszona wybiegłam na dwór. Gdy się odwróciłam, zamku już nie było. Na szczęście koniec koszmaru. Odetchnęłam świeżym powietrzem. W końcu wolna. Ta noc była jedną z najdłuższych. Zmęczona poszłam do jaskini. Idąc tam rozmyślałam o moich przygodach minionej nocy. Wielkie kruki i wrony, pielęgniarki, Ambrozje i Galler'a. Czy to wszystko mogło się zmieścić w jednej nocy? Moje oczy kleiły się od zmęczenia. Nie zważając uwagi na ziemię, przypadkiem potknęłam się o błękitną bransoletkę. Bez zainteresowania ją zabrałam w pysk i poszłam dalej. W jaskini zastałam wielką stertę książek dotyczących eliksirów. Wybrałam sobie najdalszy kąt jaskini, w którym nie docierało światło i zwinęłam się w kłębek. Zaczęłam intensywniej myśleć o dzisiejszych rzeczach. Powtarzałam sobie wszystkie sceny. Nie wiedziałam, że byłam taka szybka. Zrobiłam sobie podsumowanie minionego dnia. Na prawdę mi się udał. Rozmyślając minęła godzina. W końcu zmęczona zasnęłam.
Uwagi: Nie "przeklnęłam", tylko "przeklęłam". Wiem, ja też byłam zaskoczona poprawną formą. Standardowo powtórzenia i przecinki. "Gówno" też podchodzi pod wulgaryzm... "w starym pradawnym stylu" - to pradawny nie jest stary? "Zapatrzona w jego zwłoki jak poleciały nie..." - totalnie nie rozumiem sensu tego zdania. "Zrobiłam driwta" - gdy to przeczytałam, aż się zaczęłam śmiać. Powinno być "wykonałam zwrot", ale niech ci już będzie. "Bezinteresownie" to nie to samo co "bez zainteresowania"!
- F*CK - przeklęłam. Rozejrzałam się po pseudo pokoju. Jedyne co się tu znajdowało, była stara skrzynia, coś w rodzaju łoża i dziura z wodą, co pewnie było pseudo kiblem. Popatrzałam do "kibla". Dziura wydawała się być przejściem. "Raz kozie śmierć" pomyślałam, po czym zanurkowałam w "kiblu". Nie lubię pływać więc to było dla mnie okropne. Dziura się zwężała, a powietrza było coraz mniej. Naglę ujrzałam, że dziura skręca na bok i do góry. Ucieszyłam się, ponieważ już moja nadzieja
się sypała. Wynurzyłam się z wody. Śmierdziałam, jakbym się w gównie łosia wytarzała. Otrzepałam
się i rozejrzałam po pokoju. Była to stara komnata, przyozdobiona srebrem i innymi takimi rzeczami. Była zbudowana w pradawnym stylu. Nad głową był powieszony ogromny złoty żyrandol, a pomiędzy jego ramionami były pajęczyny z ogromnymi włochatymi pająkami. Mam arachnofobie, dlatego zadygotałam. Komnata była ogromna, większa od wszystkich pomieszczeń w jakich
kiedykolwiek byłam. Zaczęłam się przechadzać. Płytki ozdabiające podłogę były zimne i wilgotne. Jak na ukrytą komnatę wyglądała na bardzo zadbaną. Dopiero teraz ujrzałam, że na końcu pokoju była wilczyca. Gdy podeszłam bliżej, rozpoznałam ją. To była Galler'a. Zawarczałam, lecz ona tylko spokojnym tonem powiedziała:
- Nie spodziewałam się ciebie tu żywej - wyglądała na pewną siebie - przeszłaś już dwie próby, pora na kolejne. - Po tym jak skończyła z "nieba" wyłoniły się różne kreatury. Jedna z nich wyglądała jak wielki czarny kocur połączony z niedźwiedziem, za to inny był wielką jaszczurką z zębami większymi niż swój mózg. Pokazałam swoje kły Gallerze i syknęłam:
- Ty diable wcielony - nagle potwory zaczęły na mnie szarżować. Kocur skoczył na mnie, lecz za nim mnie złapał zrobiłam unik, a on przeleciał na inną kreaturę. Były na siebie zdenerwowane i zaczęły się gryźć. O dwóch mniej. Pozostało jeszcze osiem. Jaszczurka chwyciła moją tylną łapę i zaczęła gryźć. Przeszywający ból skłonił mnie do obrony. Rzuciłam się na kark jaszczura i zacisnęłam szczękę. Wydobył z siebie przerażający ryk, który z czasem cichł. Inne potwory odsunęły się ode mnie, gdy zobaczyły martwego jaszczura. Zaszarżowałam na pierwszego lepszego. Był to wilk, lecz trochę zmutowany z ptakiem. Był cały biały. Jasne pióra wymieszały się z czarną sierścią.
Jego pierze było zabarwione na bordowy. Zaczął skomleć. Chwyciłam jego przednią łapę i w szalę zaczęłam nim miotać jak kompletną szmatę. Jego wołania o pomoc w niczym nie pomogły. Po chwili rzuciłam jego zwłokami w Galler'e, lecz przeleciał nad nią. Zapatrzona w jego zwłoki jak poleciały nie zauważyłam szarżującego na mnie ogromnego czarnego lisa. Napadł na mnie. Był silniejszy, ale wydawał się być głupi. Odepchnęłam go tylnymi łapami i wstałam. Upadając stłukł sobie głowę. Oszołomiony nie potrafił się podnieść. Zaatakowałam go, kończąc przy tym jego marny żywot. Ukradkiem zobaczyłam czarnego kocura zabijającego tamtą kreaturę. Pora go zabić. Szybkim ruchem przeteleportowałam się obok niego i napadłam go. Zaczęłam gryźć jego grzbiet. Zaryczał i uciekł. Bitwa z resztą potworów była już łatwiejsza. Gdy już kończyłam żywot ostatniej kreatury Galler'a powiedziała:
- Jednak nie jesteś taka słaba jak myślałam. Ostatni etap... - przerwała. Poczułam jak coś na mnie naskakuje. To ona napadła na mnie i zaczęła mnie gryźć po grzbiecie. Zaskomlałam. Zaczęłam biec z całej petary. Galler'a nie wytrzymując siedemdziesięciu kilometrów na godzinę puściła mnie. Spadła, turlając się po ziemi. Zrobiłam driwta i zaszarżowałam na nią. Popełniła najgłupszy błąd. Odsłoniła miękki brzuch, który miał cienką skórę. Chwyciłam jej przednią łapę ostrymi zębami i zaczęłam zgniatać ją. Galler'a darła się na cały głos. Skomlała i wyła z bólu.
Poczułam nagle że mam coś w pysku. Galler'a uwolniła się z uścisku i odeszła kulejąc ode mnie w parę metrów. Nie miała łapy. Odgryzłam tej babie łapę. Byłam szczęśliwa z tego powodu. Wyplułam kawałek jej ciała i zaczęłam ją gryźć. Teraz to nie była taka cwana. Po paru minutach zaciętej walki upadła martwa na ziemię. Sama tego jędza chciała. Nagle na czele komnaty otworzyły się ogromne drzwi. Prowadziły na zewnątrz. Ucieszona wybiegłam na dwór. Gdy się odwróciłam, zamku już nie było. Na szczęście koniec koszmaru. Odetchnęłam świeżym powietrzem. W końcu wolna. Ta noc była jedną z najdłuższych. Zmęczona poszłam do jaskini. Idąc tam rozmyślałam o moich przygodach minionej nocy. Wielkie kruki i wrony, pielęgniarki, Ambrozje i Galler'a. Czy to wszystko mogło się zmieścić w jednej nocy? Moje oczy kleiły się od zmęczenia. Nie zważając uwagi na ziemię, przypadkiem potknęłam się o błękitną bransoletkę. Bez zainteresowania ją zabrałam w pysk i poszłam dalej. W jaskini zastałam wielką stertę książek dotyczących eliksirów. Wybrałam sobie najdalszy kąt jaskini, w którym nie docierało światło i zwinęłam się w kłębek. Zaczęłam intensywniej myśleć o dzisiejszych rzeczach. Powtarzałam sobie wszystkie sceny. Nie wiedziałam, że byłam taka szybka. Zrobiłam sobie podsumowanie minionego dnia. Na prawdę mi się udał. Rozmyślając minęła godzina. W końcu zmęczona zasnęłam.
Uwagi: Nie "przeklnęłam", tylko "przeklęłam". Wiem, ja też byłam zaskoczona poprawną formą. Standardowo powtórzenia i przecinki. "Gówno" też podchodzi pod wulgaryzm... "w starym pradawnym stylu" - to pradawny nie jest stary? "Zapatrzona w jego zwłoki jak poleciały nie..." - totalnie nie rozumiem sensu tego zdania. "Zrobiłam driwta" - gdy to przeczytałam, aż się zaczęłam śmiać. Powinno być "wykonałam zwrot", ale niech ci już będzie. "Bezinteresownie" to nie to samo co "bez zainteresowania"!
Ciekawostka #4
Kiedyś każdy mógł być nieśmiertelny, a i tak w sklepie znajdował się medalion dający tę cechę.
sobota, 11 czerwca 2016
Od Itachi’ego „Nocne karaoke” cz. 1 (cd. Desari Valentine)
Spacerowałem po Zielonym Lesie przysłuchując się radosnym trelom ptaków,
które przysiadywały na gałęziach i przyglądały mi się z zaciekawieniem.
Całkiem miło było być w centrum zainteresowania, chociażby takich
drobnych zwierzątek, które mógłbym upolować, gdybym tylko chciał. Z
niechęcią uświadomiłem sobie, że muszę iść do pracy i siedzieć w sklepie
w centrum, gdzie mnóstwo dwunożnych istot robi strasznie dużo hałasu.
Niechętnie przedzierałem się przez Las i przybrałem postać człowieka.
Szarym chodnikiem szedłem w stronę przystanku autobusowego. Miałem parę
groszy, ściślej mówiąc około dziesięciu… złotych? Chyba tak to ludzie
nazywają. Powinno starczyć na te ich śmieszne papierki, dzięki którym
można wsiąść do autobusu, takiego tam przerośniętego pudełka z kołami, w
którym są automatyczne drzwi. Dziwne urządzenie. W każdym razie
usiadłem na ławce. Wreszcie coś w miarę normalnego. Chociaż trochę
różniła się od naszych zwykłych kłód drewna, na których zwykle
przysiadywałem w Zielonym Lesie, by chwilę odpocząć. Pewna kobieta, w
wieku może czterdziestu lat, w czarnej spódnicy i nieskazitelnie czystej
i gładkiej białej koszuli, przyglądała mi się. Nic dziwnego – miała
okazję spotkać średniego wzrostu bruneta, o czekoladowych oczach, z
burzą nierozczesanych włosów na głowie, w szarej bluzie przykrywającą
błękitny T–shirt i lekko brudnych dżinsach. Czerwone trampki były
pokryte niewielką ilością błota. Nie ukrywajmy, że przypominałem teraz
łobuza, zwłaszcza z tym swoim delikatnym uśmieszkiem. W końcu przyjechał
wyczekiwany autobus o numerze czterysta dwadzieścia dziewięć. Pamiętałem już, czym mam jechać, bo
czasem zdarzało się, że zabłądziłem i nie wiedziałem gdzie jestem.
Miasto było za duże, a przynajmniej dla mnie. Usiadłem na wolnym
miejscu. W autobusie o dziwo nie było dużo ludzi. Prawdopodobnie coś
świętowali, a tylko najważniejsi urzędnicy musieli iść dziś do pracy. Po
przeciwnej stronie siedziała wysoka blondynka razem z dziewczynką o tym
samym kolorze włosów, która mogła mieć około ośmiu lat. Ubrana była w
niebieską sukienkę sięgającą jej do kolan. Długie włosy opadały na jej
ramiona. Była pogrążona ze swoją mamą w rozmowie. Nie przysłuchiwałem
się jej, bo i tak niewiele bym zrozumiał. Nie znałem wszystkich pojęć,
których używali na co dzień ludzie. Obie młode kobietki wysiadły
przystanek przede mną. Sklep znajdował się naprzeciwko „stacji”
autobusowej. Zameldowałem się u mojego szefa, a tak naprawdę szefowej,
która miała może gdzieś około pięćdziesiątki. Skinęła głową, gdy mnie
zobaczyła i wskazała kasę numer cztery, przy której miałem dziś pracować. Jak
to ludzie mówią – była sobota i w markecie był duży ruch. Miałem dużo
pracy, tak jak osoby z reszty stanowisk. Kupowane były przeróżne rzeczy
– od smakowicie pachnącej szynki, przez artykuły papiernicze i po
zabawki, które były zachciankami dzieci, którym rodzice kupić byli
gotowi wszystko, co sobie zażyczą. Nie chcę się wtrącać w ich sposób
wychowywania dzieci, ale czy to nie jest głupie z ich strony? Nie znam
się na ich zachowaniu, więc nie powinienem się wymądrzać na ten temat.
Powoli kasowałem wszystkie przedmioty, a mieszkańcy Miasta zaraz mi
płacili papierkami, innymi od tych, które kasować trzeba było w
pudełkach w autobusie, lub monetami. To pierwsze nazywało się
banknotami, a drugie biletami, o ile dobrze pamiętam. Powinienem, bo
czasem rozmawiam z szefową. Tłumaczę się, że zawsze żyłem na wsi i na
obrzeżach kraju i na razie nie poznaje, że kłamię jej w żywe oczy.
Męczący dzień pracy w końcu dobiegł końca. Od godziny ósmej do osiemnastej zmuszony byłem siedzieć na krześle i wykonywać nudną robotę kasjera. Pożegnałem się z kierowniczką tego interesu i powróciłem na tereny WMW.
Położyłem się na ziemi. Leżałem jak długi w Jaskini, a niedaleko spała Rey. Ja nie mogłem zasnąć. W między czasie [czyli pomiędzy wróceniem do Zielonego Lasu i znalezieniem się tutaj] zdążyłem zrelaksować się spacerem w okolicach Gór. Nie mogłem zasnąć, więc ociężale powstałem i wyszedłem z mojego noclegowego miejsca. Usłyszałem śpiew. Śpiew wadery. Nie miałem co do tego wątpliwości. Dochodził z okolic… Wilczego Szpitala? Pobiegłem w tę stronę. W niewielkim zagajniku przechadzała się czarna jak noc wadera, która była słabo widoczna w ciemnościach nocy.
- Kim jesteś? – Wilczyca od razu wyczuła moją obecność. Chyba wolę nie mieć jej za wroga.
- Itachi.
< Desari? >
Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie.
Męczący dzień pracy w końcu dobiegł końca. Od godziny ósmej do osiemnastej zmuszony byłem siedzieć na krześle i wykonywać nudną robotę kasjera. Pożegnałem się z kierowniczką tego interesu i powróciłem na tereny WMW.
Położyłem się na ziemi. Leżałem jak długi w Jaskini, a niedaleko spała Rey. Ja nie mogłem zasnąć. W między czasie [czyli pomiędzy wróceniem do Zielonego Lasu i znalezieniem się tutaj] zdążyłem zrelaksować się spacerem w okolicach Gór. Nie mogłem zasnąć, więc ociężale powstałem i wyszedłem z mojego noclegowego miejsca. Usłyszałem śpiew. Śpiew wadery. Nie miałem co do tego wątpliwości. Dochodził z okolic… Wilczego Szpitala? Pobiegłem w tę stronę. W niewielkim zagajniku przechadzała się czarna jak noc wadera, która była słabo widoczna w ciemnościach nocy.
- Kim jesteś? – Wilczyca od razu wyczuła moją obecność. Chyba wolę nie mieć jej za wroga.
- Itachi.
< Desari? >
Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie.
Od Alfie "Polowanie" cz. 4 (C.D Yuki)
No i stało się. Jak mogłam tak udawać? Prawda prędzej czy później i tak by wyszła na jaw...
Mogę zabić jelenia i zostać uratowana, ale nie mogę tego zrobić. Nie chcę. Widziałam jego oczy. Wiedział już, co go czeka. Yuki stała obok mnie, widocznie dumna z tego co właśnie zrobiła. Popatrzyłam na nią. Wiedziała, że nie dam rady.
Nie mogłam dłużej słuchać wycia tego biednego stworzenia. Pobiegłam mu na ratunek. Próbowałam podnieść drzewo, ale było za ciężkie.
- Wiedziałam! - krzyknęła szyderczo Yuki - Wiedziałam, że go nie zabijesz. Po co te kłamstwa, hę?
Nie przejmowałam się nią. Dalej próbowałam uratować jelenia. Nagle coś się ruszyło. Drzewo drgnęło i poturlało się na drugą stronę. Popatrzyłam na jelenia. Był wyraźnie zdziwiony.
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Wadera nie wierzyła w to, co przed chwilą zrobiłam. Uratowałam czyjąś kolację. Jeleń miał całe poobijane kopyta, jednak nie krwawiły. Uciekł kulejąc.
- Nie jesteś prawdziwym wilkiem. Prawdziwy wilk by się tak nie zachował!
Zaczęłam uciekać, płacząc. Nawet nie wiedziałam, gdzie biegnę. Chciałam się ukryć od spojrzeń innych.
"Mamo, po co mnie tutaj przysłałaś?" - pomyślałam.
<Yuki?>
Uwagi: Wciąż zapominasz o jednej Spacji pisząc wypowiedzi.
Mogę zabić jelenia i zostać uratowana, ale nie mogę tego zrobić. Nie chcę. Widziałam jego oczy. Wiedział już, co go czeka. Yuki stała obok mnie, widocznie dumna z tego co właśnie zrobiła. Popatrzyłam na nią. Wiedziała, że nie dam rady.
Nie mogłam dłużej słuchać wycia tego biednego stworzenia. Pobiegłam mu na ratunek. Próbowałam podnieść drzewo, ale było za ciężkie.
- Wiedziałam! - krzyknęła szyderczo Yuki - Wiedziałam, że go nie zabijesz. Po co te kłamstwa, hę?
Nie przejmowałam się nią. Dalej próbowałam uratować jelenia. Nagle coś się ruszyło. Drzewo drgnęło i poturlało się na drugą stronę. Popatrzyłam na jelenia. Był wyraźnie zdziwiony.
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Wadera nie wierzyła w to, co przed chwilą zrobiłam. Uratowałam czyjąś kolację. Jeleń miał całe poobijane kopyta, jednak nie krwawiły. Uciekł kulejąc.
- Nie jesteś prawdziwym wilkiem. Prawdziwy wilk by się tak nie zachował!
Zaczęłam uciekać, płacząc. Nawet nie wiedziałam, gdzie biegnę. Chciałam się ukryć od spojrzeń innych.
"Mamo, po co mnie tutaj przysłałaś?" - pomyślałam.
<Yuki?>
Uwagi: Wciąż zapominasz o jednej Spacji pisząc wypowiedzi.
piątek, 10 czerwca 2016
ZAPOZNANIE, CZERWIEC 2016
Mamy już czerwiec, więc najwyższa pora na kolejną edycję zapoznania, nie uważacie? :)
Mam nadzieję, że weźmie w nim udział więcej, niż 3 osoby (co swoją drogą byłoby na tamtą chwilę jakąś 1/6 całości), jak to było w maju.
Za op. należy się bonus + 3 pkt. do wszystkich umiejętności i + 1 pkt. do mocy (liczy się tylko za pierwsze op., ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować serię dalej. Ba! To jest nawet wskazane). Temat na op. jest absolutnie dowolny.
Mam nadzieję, że weźmie w nim udział więcej, niż 3 osoby (co swoją drogą byłoby na tamtą chwilę jakąś 1/6 całości), jak to było w maju.
Za op. należy się bonus + 3 pkt. do wszystkich umiejętności i + 1 pkt. do mocy (liczy się tylko za pierwsze op., ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kontynuować serię dalej. Ba! To jest nawet wskazane). Temat na op. jest absolutnie dowolny.
Abym zaliczyła op. do tej oto "promocji", wystarczy napisać pod skończonym op. "ZAPOZNANIE, CZERWIEC 2016". :)
- Kiiyuko → Toboe
- Kai → Shayle
- Tsume → Sarah
- Desari → Zone
- Dante → Yuki
- Sohara → Shira
- Valka → Alfie
- Lithium → Sierra
- Astrid → Kirke
- Kazuma → Lithium
- Yusuf → Mizuki
- Suzanna → Rey
- Toboe → Astrid
Yuki → Yusuf- Mizuki → Onux
- Yui → Serill
- Shayle → Tsume
- Kirke → Sohara
- Vanessa → Valka
- Sierra → Suzanna
- Shira → Yui
- Sarah → Kai
- Zone → Vanessa
- Alfie → Kazuma
- Rey → Maey
- Onux → Kiiyuko
Itachi → Desari- Luke → Itachi
- Serill → Luke
- Maey → DanteW razie pytań... zapoznanie majowe wciąż jest aktualne. Jego ważność zakończy się dopiero w momencie ogłoszenia zapoznania lipcowego, więc wciąż można na nie pisać op. Link: klik!
czwartek, 9 czerwca 2016
Od Yuki "Polowanie" cz. 3 (c.d Alfie)
Trochę mi tu czymś śmierdziało. Ta wadera wydawała mi się dziwna. W
dodatku jej zdobycz śmierdziała jak padlina, a sama była zbyt pełna
energii jak na waderę co upolowała jelenia. Podejrzewałam ją o kłamstwo.
Zaczęłam się domyślać, że ona jest jedną z tych "o, biedne zwierzątko"
więc przygotowałam plan, który chcę wcielić w życie. Pożegnałam się z
nią, ale za nim odeszłam umówiłam się z nią na "spacer" po terenach
watahy. Gdy już zapadła noc, a ja byłam pewna że już spała wyszłam na
małe "zwiady". A dla tych, co nie wiedzą jak się dowiedziałam, że śpi jest na to proste wytłumaczenie - po prostu ją śledziłam.
Mój plan polegał na tym, by teraz znaleźć jelenia i przy miażdżyć mu kopyto głazem, a na spacerze wybiorę trasę prowadzącą do niego i zaproponuje Alfie, by zabiła go. Jeżeli go zabije, będę wiedziała że nie kłamała, a jak będzie się wywijała to będzie wiadomo, że kłamała.
Znalezienie jelenia nie trwało długo. Nawinął się sam pod mój pysk. W pobliżu nie było żadnego głazu, ale za to widziałam spróchniałe drzewo, które mogłabym powalić swoim czterdziestokilogramowym cielskiem. Zagoniłam ofiarę pod to drzewo i prze teleportowałam się obok niego i zaczęłam pchać. Jeleń który niczego się nie spodziewał zastał niemiłą niespodziankę. Jego obie tylne nogi były zmiażdżone przez drzewo. Jeleń ryczał z bólu, ale ja już dawno odeszłam.
Następnego dnia o omówionej porze dnia przyszłam do zielonego lasu. Alfie przyszła po paru minutach. Zaprowadziłam ją do miejsca z jeleniem. Modliłam się by tam jeszcze był. Moje modlitwy nie poszły na marne.
Alfie widząc jelenia otworzyła szerzej oczy. Była w szoku, czułam to. Jeleń widząc mnie za wilczycą z demonicznym uśmiechem na pysku zaczął się wierzgać. Podeszłam do wadery i szepnęłam jej do ucha:
- Zabij go.
Wadera zaczęła się stresować. Dziś się nie nabiorę. Będzie musiała albo go zabić, albo uciec zhańbiona przez swoje "małe kłamstewka".
<Alfie? Myślałaś że ona nie ma dobrego węchu?>
Uwagi: Litery i cyfry w op. zapisujemy słownie. Zapomniałaś o kilku przecinkach. "Zielony Las" to nazwa miejsca, zapisuj ją z wielkich liter.
Mój plan polegał na tym, by teraz znaleźć jelenia i przy miażdżyć mu kopyto głazem, a na spacerze wybiorę trasę prowadzącą do niego i zaproponuje Alfie, by zabiła go. Jeżeli go zabije, będę wiedziała że nie kłamała, a jak będzie się wywijała to będzie wiadomo, że kłamała.
Znalezienie jelenia nie trwało długo. Nawinął się sam pod mój pysk. W pobliżu nie było żadnego głazu, ale za to widziałam spróchniałe drzewo, które mogłabym powalić swoim czterdziestokilogramowym cielskiem. Zagoniłam ofiarę pod to drzewo i prze teleportowałam się obok niego i zaczęłam pchać. Jeleń który niczego się nie spodziewał zastał niemiłą niespodziankę. Jego obie tylne nogi były zmiażdżone przez drzewo. Jeleń ryczał z bólu, ale ja już dawno odeszłam.
Następnego dnia o omówionej porze dnia przyszłam do zielonego lasu. Alfie przyszła po paru minutach. Zaprowadziłam ją do miejsca z jeleniem. Modliłam się by tam jeszcze był. Moje modlitwy nie poszły na marne.
Alfie widząc jelenia otworzyła szerzej oczy. Była w szoku, czułam to. Jeleń widząc mnie za wilczycą z demonicznym uśmiechem na pysku zaczął się wierzgać. Podeszłam do wadery i szepnęłam jej do ucha:
- Zabij go.
Wadera zaczęła się stresować. Dziś się nie nabiorę. Będzie musiała albo go zabić, albo uciec zhańbiona przez swoje "małe kłamstewka".
<Alfie? Myślałaś że ona nie ma dobrego węchu?>
Uwagi: Litery i cyfry w op. zapisujemy słownie. Zapomniałaś o kilku przecinkach. "Zielony Las" to nazwa miejsca, zapisuj ją z wielkich liter.
Ciekawostka #3
Wataha zyskała taką popularność dzięki... cierpliwości. Jak już
wspominałam, pierwszy wilk zaraz po Kii pojawił się dopiero miesiąc
później. Jestem cierpliwym człowiekiem, więc pozwoliłam tej stronie
samej się rozwijać, a to co widzimy teraz, jest efektem wielu godzin
siłowania się z moimi własnymi myślami, co zrobić, aby blog był
wyjątkowy.
środa, 8 czerwca 2016
Od Mizuki "W pokonywaniu własnych lęków" cz.1 (cd. Kirke)
Kolejny zwykły dzień. Na pozór... wszystkie wilki od samego rana biegały
w te i z powrotem przenosząc różne rzeczy. Jak zwykle nie byłam w
temacie. Przeciągnęłam się leniwie i podeszłam do pierwszego spotkanego
wilka, by zapytać o co tu chodzi. Po niecałych dwóch minutach znalazłam
Kirke.
- Kirke, co tu się dzieje? - spytałam
Samo patrzenie jak te wszystkie wilki biegały było męczące. Wilczyca patrzyła na mnie jak na jakiegoś przybysza z innej galaktyki.
- Serio nie wiesz? Szykuje się festyn, dziwne że o tym nie wiesz
Nagle olśnienie. To wydarzyła się jakieś pięć dni temu. Smacznie sobie spałam gdy ni stąd ni zowąd wszedł do mojej jaskini jakiś wilk.
- Em... Mizuki?
- Mhm... - powiedziałam w pół przytomna
- Alfa kazała przekazać wszystkim, że zbliża się festyn - powiedział nieco speszony
- To tyle? - spytałam po czym zasnęłam
- Nieszczególnie, Alfa poszukuje kogoś kto wystąpi na koncercie - Te słowa słyszałam jak przez mgłę - Mizuki?
- Ach, tak. Jasne, jasne - powiedziałam wyrywając się ze snu
- Czyli się zgadzasz? To super, od razu powiem to Alfie! - powiedział uradowany po czym wybiegł z jaskini. Po czym ja poszłam spać dalej. Do teraz myślałam, że był to tylko sen. Zaczęłam się nerwowo śmiać.
- Mizuki? Mizuki? Stało się coś? - Spytała ze zdziwieniem Kirke
"Mam przechlapane, może uda się to jakoś odkręcić? Co ja teraz zrobię!?" - myślałam.
- Miz, słuchasz mnie czy nie!? - wydarła się Kirke
- Przepraszam, przypomniałam sobie o czymś bardzo ważnym - powiedziałam, po czym zaczęłam iść w przypadkowym kierunku.
- I co ja teraz zrobię? Co ja teraz zrobię? Mam przechlapane - mówiłam na głos
Nagle zorientowałam się, że idzie za mną Kirke.
- Możesz mi powiedzieć, w czym problem? - spytała zaniepokojona
Opowiedziałam jej całą historię, a ta na końcu wybuchła śmiechem.
- No nieźle cię wrobił - ze śmiechu aż zaczęła kulać się na ziemi
- Przestań, to nie jest zabawne!
- I co masz teraz w planach zrobić? - powiedziała już nieco poważniej
Nastała chwila ciszy po czym wpadł mi do głowy genialny pomysł.
- Kirke, a może wystąpisz ze mną? - spytałam poważnie
- Ja?
- Tak, słyszałam jak kiedyś śpiewałaś, masz taki piękny i czysty głos. No to jak będzie, pomożesz mi? - spytałam z nadzieją w głosie
(Kirke? Co o tym myślisz?)
Uwagi: Wciąż piszesz wypowiedzi w jednym ciągu, nie robiąc Spacji między myślnikami. Zastanawia mnie z tego powodu to, czy ty w ogóle czytasz jakiekolwiek uwagi pod op... Nie "z tond", tylko "stąd".
- Kirke, co tu się dzieje? - spytałam
Samo patrzenie jak te wszystkie wilki biegały było męczące. Wilczyca patrzyła na mnie jak na jakiegoś przybysza z innej galaktyki.
- Serio nie wiesz? Szykuje się festyn, dziwne że o tym nie wiesz
Nagle olśnienie. To wydarzyła się jakieś pięć dni temu. Smacznie sobie spałam gdy ni stąd ni zowąd wszedł do mojej jaskini jakiś wilk.
- Em... Mizuki?
- Mhm... - powiedziałam w pół przytomna
- Alfa kazała przekazać wszystkim, że zbliża się festyn - powiedział nieco speszony
- To tyle? - spytałam po czym zasnęłam
- Nieszczególnie, Alfa poszukuje kogoś kto wystąpi na koncercie - Te słowa słyszałam jak przez mgłę - Mizuki?
- Ach, tak. Jasne, jasne - powiedziałam wyrywając się ze snu
- Czyli się zgadzasz? To super, od razu powiem to Alfie! - powiedział uradowany po czym wybiegł z jaskini. Po czym ja poszłam spać dalej. Do teraz myślałam, że był to tylko sen. Zaczęłam się nerwowo śmiać.
- Mizuki? Mizuki? Stało się coś? - Spytała ze zdziwieniem Kirke
"Mam przechlapane, może uda się to jakoś odkręcić? Co ja teraz zrobię!?" - myślałam.
- Miz, słuchasz mnie czy nie!? - wydarła się Kirke
- Przepraszam, przypomniałam sobie o czymś bardzo ważnym - powiedziałam, po czym zaczęłam iść w przypadkowym kierunku.
- I co ja teraz zrobię? Co ja teraz zrobię? Mam przechlapane - mówiłam na głos
Nagle zorientowałam się, że idzie za mną Kirke.
- Możesz mi powiedzieć, w czym problem? - spytała zaniepokojona
Opowiedziałam jej całą historię, a ta na końcu wybuchła śmiechem.
- No nieźle cię wrobił - ze śmiechu aż zaczęła kulać się na ziemi
- Przestań, to nie jest zabawne!
- I co masz teraz w planach zrobić? - powiedziała już nieco poważniej
Nastała chwila ciszy po czym wpadł mi do głowy genialny pomysł.
- Kirke, a może wystąpisz ze mną? - spytałam poważnie
- Ja?
- Tak, słyszałam jak kiedyś śpiewałaś, masz taki piękny i czysty głos. No to jak będzie, pomożesz mi? - spytałam z nadzieją w głosie
(Kirke? Co o tym myślisz?)
Uwagi: Wciąż piszesz wypowiedzi w jednym ciągu, nie robiąc Spacji między myślnikami. Zastanawia mnie z tego powodu to, czy ty w ogóle czytasz jakiekolwiek uwagi pod op... Nie "z tond", tylko "stąd".
Od Alfie "Polowanie" cz. 2 (cd. Yuki)
Udałam się na polowanie z Yuki. Chyba pierwszy raz od tak wielu lat
odezwałam się do kogoś, ale tak na poważnie. Nie pamiętałam już jak
cudownie jest mówić. Wiecznie żyłam w samotności. Może dlatego matka
chciała abym się tu znalazła? To będzie nowy etap życia.
Nowo poznana wilczyca zaprosiła mnie na wspólne polowanie. Zgodziłam się. Jak miałam odmówić? Jednak nie powiedziałam, że tak naprawdę nie jem mięsa... No chyba, że padlinę, ale od dawna nie polowałam.
Nie chcę, aby niewinne zwierzęta ginęły dla mojej swobody. Nie chcę być taka jak ludzie... To nie wina sarny czy jelenia, że nimi są. Czy ktoś je pytał o zdanie? Czy ktoś przed ich urodzeniem powiedział: "Ej, chcesz być sarną? Będziesz żyć w ciągłym strachu aż w końcu upoluje cię jakiś wilk".
Nie mogłam się przyznać. Nie chciałam.
- Ej, coś ty taka smutna? Czy to przeze mnie? - zapytała Yuki.
- Nie... to nie przez ciebie. Po prostu tak sobie myślę.
Wyczułam nagle coś dziwnego. Coś jakby padlinę. Tak, to był jeleń. Wpadłam na genialny pomysł.
- A może niech każda z nas upoluje coś z osobna, hmm?
- No wiesz... myślałam, że w dwójkę będzie nam łatwiej, no ale zgoda.
Od razu pobiegłam w stronę martwego jelenia. Obwąchałam go. Biedak, padł dzisiejszego ranka. Dobrze się składa.
Celowo ubrudziłam krwią swój pysk i łapy. Musiałam być cierpliwa. Na pewno polowanie na jelenia nie jest tak szybkie i proste. W tym czasie podrapałam trochę jego ciało, aby wyglądało to bardziej naturalnie. Wyglądał teraz jak żywy! Albo raczej martwy... W każdym bądź razie, wyglądał jakbym go właśnie upolowała.
Jeszcze trochę powyłam i "poszczekałam". Teraz może jakoś wybrnę z tej sytuacji. Pobiegłam w stronę Yuki.
- Patrz co upolowałam! - pochwaliłam się swojej nowej koleżance.
- No, nieźle! Widać, że jesteś w tym dobra.
Yuki miała obok siebie sarnę i kilka zajęcy. Pomyślałam tylko, jak te biedaki musiały się namęczyć.
- Tobie też bardzo dobrze poszło! - Pochwaliłam ją i razem zaniosłyśmy zdobycze do jaskini, również dla innych wilków. Czułam coś na sumieniu...
"A jeśli ktoś się zorientuje?" - pomyślałam, ale te myśli szybko przenikły.
<Yuki?>
Uwagi: "Przeze mnie", a nie "prze zemnie".
Nowo poznana wilczyca zaprosiła mnie na wspólne polowanie. Zgodziłam się. Jak miałam odmówić? Jednak nie powiedziałam, że tak naprawdę nie jem mięsa... No chyba, że padlinę, ale od dawna nie polowałam.
Nie chcę, aby niewinne zwierzęta ginęły dla mojej swobody. Nie chcę być taka jak ludzie... To nie wina sarny czy jelenia, że nimi są. Czy ktoś je pytał o zdanie? Czy ktoś przed ich urodzeniem powiedział: "Ej, chcesz być sarną? Będziesz żyć w ciągłym strachu aż w końcu upoluje cię jakiś wilk".
Nie mogłam się przyznać. Nie chciałam.
- Ej, coś ty taka smutna? Czy to przeze mnie? - zapytała Yuki.
- Nie... to nie przez ciebie. Po prostu tak sobie myślę.
Wyczułam nagle coś dziwnego. Coś jakby padlinę. Tak, to był jeleń. Wpadłam na genialny pomysł.
- A może niech każda z nas upoluje coś z osobna, hmm?
- No wiesz... myślałam, że w dwójkę będzie nam łatwiej, no ale zgoda.
Od razu pobiegłam w stronę martwego jelenia. Obwąchałam go. Biedak, padł dzisiejszego ranka. Dobrze się składa.
Celowo ubrudziłam krwią swój pysk i łapy. Musiałam być cierpliwa. Na pewno polowanie na jelenia nie jest tak szybkie i proste. W tym czasie podrapałam trochę jego ciało, aby wyglądało to bardziej naturalnie. Wyglądał teraz jak żywy! Albo raczej martwy... W każdym bądź razie, wyglądał jakbym go właśnie upolowała.
Jeszcze trochę powyłam i "poszczekałam". Teraz może jakoś wybrnę z tej sytuacji. Pobiegłam w stronę Yuki.
- Patrz co upolowałam! - pochwaliłam się swojej nowej koleżance.
- No, nieźle! Widać, że jesteś w tym dobra.
Yuki miała obok siebie sarnę i kilka zajęcy. Pomyślałam tylko, jak te biedaki musiały się namęczyć.
- Tobie też bardzo dobrze poszło! - Pochwaliłam ją i razem zaniosłyśmy zdobycze do jaskini, również dla innych wilków. Czułam coś na sumieniu...
"A jeśli ktoś się zorientuje?" - pomyślałam, ale te myśli szybko przenikły.
<Yuki?>
Uwagi: "Przeze mnie", a nie "prze zemnie".
wtorek, 7 czerwca 2016
Od Itachi’ego „Festyn” cz. 1 (cd. Rey)
Niechętnie otworzyłem oczy, a słoneczne światło oślepiło mnie. Z cichym
mruknięciem odwróciłem się na bok i po kilku minutach leniuchowania i
myślenia o niczym, wstałem. Rey jeszcze spała, nie chciałem jej budzić,
więc przemieniłem się w człowieka i sięgnąłem po książkę. Zaczynałem już
nową, a poprzednią muszę oddać do biblioteki. Czemu nie zrobić tego
teraz? Zadowolony ze swego pomysłu, sięgnąłem po starą, zniszczoną
czarną torbę i przewiesiłem sobie ją przez ramię. Włożyłem do niej
książkę. Powolnym krokiem szedłem w stronę Biblioteki Barwnej Duszy. W
drodze towarzyszył mi mały ptak, który urozmaicał wyprawę o swój wesoły
śpiew. Uśmiechnąłem się na widok tego drobnego stworzonka i pozwoliłem
mu latać koło mnie. Podejrzewam, że zbliżał się do mnie z tego względu,
że byłem pod postacią człowieka i mógłbym dać mu coś do jedzenia. Gdybym
przemienił się teraz w wilka, mógłby odlecieć przestraszony, w obawie,
że mogę mu coś zrobić. Nie miałem zamiaru go przerazić, ale nie mogłem
też dać mu żadnego smakołyku. Moje kieszenie były puste, a w torbie była
tylko książka. Aby pokazać ptakowi, w każdy możliwy sposób, że nie
posiadam żadnego kąska, wywróciłem kieszenie do góry dnem, oraz
wskazałem mu torbę i jej zawartość. Mimo tego towarzysz mojej podróży
nie zraził się i latał za mną krok w krok. Opuścił mnie na progu
Biblioteki. Westchnąłem cicho i podszedłem do lady. Błyskawicznie
przemieniłem się w wilka, mającego koło siebie torbę. Łapą próbowałem
wyciągnąć tomisko i trzymałem je w pysku. Pokazałem bibliotekarzowi
egzemplarz i podałem tytuł. Ten tylko pokiwał głową i odłożył księgę na
puste miejsce. Było to całkiem możliwe, bo kto przychodzi do biblioteki o
tak wczesnej porze? Przemieniłem się z powrotem człowieka, aby
wygodniej mi było nieść torbę. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i
spacerowym krokiem zmierzałem w stronę jaskini. W czasie drogi znów
towarzyszył mi pamiętny drobny ptaszek, który u celu mej podróży znów
pozostawił mnie samemu sobie… bądź nie, bo Rey już wstała i była pod
postacią człowieka. Siedziała na kępce trawy i mchu, które służyła jej
za posłanie i popijała herbatę. Na małym stoliczku obok niej leżała
druga.
- Gdzie byłeś? – Spytała zaciekawiona i popatrzyła na mnie tym swoim wścibskim wzrokiem, który chce zarejestrować każdy ruch i widzieć wszystko, co może i ma w zasięgu swojego wzroku.
- W bibliotece. – Odpowiedziałem lakonicznie, pozostawiłem torbę koło miejsca, w którym zazwyczaj spałem i usiadłem koło Rey.
- To dla ciebie. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Odwzajemniłem ten sympatyczny gest i podniosłem, najwyraźniej jedną z najtańszych w mieście, filiżanek. Nie przeszkadzało mi to, zresztą mamy wojnę i wilki nie mogą pozwalać sobie na zbyt duże wydatki. Trzeba cieszyć się tym, co się ma, zwłaszcza w dość kryzysowych sytuacjach. W milczeniu wypiliśmy swoje porcje napoju, a ja przemieniłem się w wilka. Oparłem się o jedną z twardych ścian jaskini. Położyłem się, mając nadzieję, że uda mi się zasnąć, ale nic z tego. Niezadowolony myślałem, czy nie wybrać się dziś wieczorem na festyn, który niedawno się rozpoczął. Tylko że był dopiero późny ranek, a restauracja otwierana jest tylko wieczorami. A czemu by nie skorzystać z pięknej pogody i wybrać się gdzieś?
- Co powiesz na przechadzkę nad Wodospad? – Nagle nabrałem ogromnej ochoty, by poszukać kamieni szlachetnych, lub pochlapać się trochę w wodzie, jak za szczenięcych lat.
- Dobry pomysł. Przydałoby się trochę ochłody. – Wadera natychmiastowo zamieniła się w wilka i podeszła do mnie. – Idziemy?
W odpowiedzi pokiwałem głowę i z Rey u boku kierowałem się w stronę Wodospadu. Gdy szliśmy przez Zielony Las, przez drogę przeskoczył nam dorodny jeleń. Coś mi się przypomniało…
- Chcesz zobaczyć dość dziwne zjawisko? – Zaproponowałem mojej towarzyszce i uśmiechnąłem się zachęcająco. Ta pokiwała głową. Przemieniłem się w jelenia… ale w obecności innego wilka. Mogłem porozumiewać się mową jelenia, wilka i człowieka. Przez to, że mam te trzy wcielenia. Wilczyca obnażyła zęby i zaczęła warczeć, myśląc, że gdzieś pobiegłem, a jakiś obcy jeleń przedostał się koło niej cichaczem.
- To ja, Itachi. – Zaśmiałem się, a Rey przyłączyła się do mnie. Resztę drogi przebyłem jako jeleń.
- To jak ty polujesz, skoro umiesz zamieniać się w zwierzynę, którą powinieneś zjadać?
- Nie wiem, jakoś żyję. Ale nie zabijam jeleni, owszem. Żywię się głównie królikami, w ostateczności sarną lub padliną. – Odpowiedziałem i przemieniłem się już w wilka, aby jakiś inny nie wyskoczył znienacka i nie wziął mnie za swą zdobycz, której mięso powinno zaraz znaleźć się w jego brzuchu. Powoli do naszych uszu dobiegał coraz głośniejszy szum wody. Przyspieszyłem kroku, co zaraz zrobiła też wadera. Widzieliśmy już cel naszej podróży, Wodospad. Powoli zanurzyłem się w wodzie. Przy brzegu zauważyłem coś lśniącego w słońcu. Podpłynąłem, gdzie woda była już płytsza i woda sięgała mi zaledwie do łap, ujrzałem piękny bursztyn, w którym zatopiona była mała mucha. Wilczyca, która spostrzegła, że przyglądam się czemuś, również weszła do domu i podeszła do mnie.
- Weźmiesz go?
- Nie, o wiele lepiej będzie wyglądał tutaj, przy brzegu Wodospadu. – Westchnąłem cicho i powróciłem do pływania.
< Rey? >
Uwagi: brak
- Gdzie byłeś? – Spytała zaciekawiona i popatrzyła na mnie tym swoim wścibskim wzrokiem, który chce zarejestrować każdy ruch i widzieć wszystko, co może i ma w zasięgu swojego wzroku.
- W bibliotece. – Odpowiedziałem lakonicznie, pozostawiłem torbę koło miejsca, w którym zazwyczaj spałem i usiadłem koło Rey.
- To dla ciebie. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Odwzajemniłem ten sympatyczny gest i podniosłem, najwyraźniej jedną z najtańszych w mieście, filiżanek. Nie przeszkadzało mi to, zresztą mamy wojnę i wilki nie mogą pozwalać sobie na zbyt duże wydatki. Trzeba cieszyć się tym, co się ma, zwłaszcza w dość kryzysowych sytuacjach. W milczeniu wypiliśmy swoje porcje napoju, a ja przemieniłem się w wilka. Oparłem się o jedną z twardych ścian jaskini. Położyłem się, mając nadzieję, że uda mi się zasnąć, ale nic z tego. Niezadowolony myślałem, czy nie wybrać się dziś wieczorem na festyn, który niedawno się rozpoczął. Tylko że był dopiero późny ranek, a restauracja otwierana jest tylko wieczorami. A czemu by nie skorzystać z pięknej pogody i wybrać się gdzieś?
- Co powiesz na przechadzkę nad Wodospad? – Nagle nabrałem ogromnej ochoty, by poszukać kamieni szlachetnych, lub pochlapać się trochę w wodzie, jak za szczenięcych lat.
- Dobry pomysł. Przydałoby się trochę ochłody. – Wadera natychmiastowo zamieniła się w wilka i podeszła do mnie. – Idziemy?
W odpowiedzi pokiwałem głowę i z Rey u boku kierowałem się w stronę Wodospadu. Gdy szliśmy przez Zielony Las, przez drogę przeskoczył nam dorodny jeleń. Coś mi się przypomniało…
- Chcesz zobaczyć dość dziwne zjawisko? – Zaproponowałem mojej towarzyszce i uśmiechnąłem się zachęcająco. Ta pokiwała głową. Przemieniłem się w jelenia… ale w obecności innego wilka. Mogłem porozumiewać się mową jelenia, wilka i człowieka. Przez to, że mam te trzy wcielenia. Wilczyca obnażyła zęby i zaczęła warczeć, myśląc, że gdzieś pobiegłem, a jakiś obcy jeleń przedostał się koło niej cichaczem.
- To ja, Itachi. – Zaśmiałem się, a Rey przyłączyła się do mnie. Resztę drogi przebyłem jako jeleń.
- To jak ty polujesz, skoro umiesz zamieniać się w zwierzynę, którą powinieneś zjadać?
- Nie wiem, jakoś żyję. Ale nie zabijam jeleni, owszem. Żywię się głównie królikami, w ostateczności sarną lub padliną. – Odpowiedziałem i przemieniłem się już w wilka, aby jakiś inny nie wyskoczył znienacka i nie wziął mnie za swą zdobycz, której mięso powinno zaraz znaleźć się w jego brzuchu. Powoli do naszych uszu dobiegał coraz głośniejszy szum wody. Przyspieszyłem kroku, co zaraz zrobiła też wadera. Widzieliśmy już cel naszej podróży, Wodospad. Powoli zanurzyłem się w wodzie. Przy brzegu zauważyłem coś lśniącego w słońcu. Podpłynąłem, gdzie woda była już płytsza i woda sięgała mi zaledwie do łap, ujrzałem piękny bursztyn, w którym zatopiona była mała mucha. Wilczyca, która spostrzegła, że przyglądam się czemuś, również weszła do domu i podeszła do mnie.
- Weźmiesz go?
- Nie, o wiele lepiej będzie wyglądał tutaj, przy brzegu Wodospadu. – Westchnąłem cicho i powróciłem do pływania.
< Rey? >
Uwagi: brak
Od Yuki „Zwrot do właściciela” cz.1
Wspaniały dzień na spacer po terenach watahy. Burzowe chmury wiszą nad
koronami drzew, chmury pobłyskują i grzmią, a ja się bawię jak za
starych lat i tupie kiedy grzmi. Przechodzę przez cmentarz patrząc na
nagrobki i oddaje cześć ich zmarłym duszą, kłoniąc się przed nimi i
mówiąc parę słów, których moja mama nauczyła mnie za młodych lat.
Najdłużej składałam nazwijmy to "pozdrowienia" Rafaelowi - dawnej Alfie
"zabitej" podstępem przez wilka z Watahy Asai. Po "modlitwie" zaczęło
kropić. Powolnym tempem zbliżałam się do Zielonego Lasu. Moje futro było
wilgotne, ale mi nie przeszkadzało, że przylepia się do ciała. Usłyszałam
z tyłu siebie straszny hałas jakby coś ogromnego i bardzo ciężkiego
spadło za mną z wielkiej góry. Doznałam szoku. Usłyszałam szum w uszach,
a moje pole widzenia było skrócone przez czarne punkty, które powoli
zasłaniały coraz więcej. Oszołomiona odwróciłam się. Zobaczyłam tylko
płomienie i coś pośrodku nich. Coś tak jasnego, że nie mogłam na to
patrzeć. Emitowało światłem jak słońce w bardzo upalny dzień. Czułam
takie gorąco, że moje futro samo się wysuszyło. To coś zbliżyło się do
mnie, a ja próbowałam od tego uciekać, lecz na marne. Za każdym razem
gdy robiłam krok do tyłu, to coś było już dwa kroki bliżej mnie, a
ciepło które emitowało zabijało całe życie w promieniu dziesięciu metrów od
niego. Oczywiście mówiąc "życie" mam na myśli rośliny. Czarne punkciki
powoli znikały, a ja (mrużąc oczy) mogłam się lepiej przyjrzeć temu
czemuś. Był to biały wilk, który rysami pyska przypominał waderę. Miała
przyjazną buzię, mówiącą by się niczego bać. Jakby ona została
tak "napadnięta" przy spacerze nie bałaby się? Pewnie by podeszła do
takiego czegoś, co może ją spalić. Po chwili to coś było ode mnie niemal
siedemdziesiąt pięć centymetrów. Ciepło powodowało chęć zdrapania z
siebie skóry. Zamknęłam oczy ponieważ łzy mi odparowywały. Usłyszałam
melodyjny głos.
- Podążaj za... - przerwała, a ja czując ochłodzenie otworzyłam oczy. Wilczyca rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie pył... ale i coś jeszcze. Na największej kupce popiołu leżał dziwny naszyjnik z srebrnym łańcuszkiem i czerwonym kryształem przypominający kolorem rubin. Kamień był wyszlifowany i był koloru czerwonego przechodzącego w róż. Bardzo kocham naszyjniki, a najbardziej te wartościowe. Nie umiem żyć bez jakiejś biżuterii na sobie. Zawsze muszę mieć coś na sobie. Nie muszę się martwić że nie mam co do "ubrania" na siebie, ponieważ kolczyki żywiołu już dawno mi wrosły i są częścią mnie. Czasem zakładam na siebie mój kruczy naszyjnik, który dostałam od kruków w mrocznym zamku. Jestem bardzo związana z biżuterią i nie lubię jak ktoś wyśmiewa się z niej. Przynajmniej mogę mówić, że jest cenniejsza od niego. Zabrałam wisiorek i z trudem włożyłam go do szyi. Śmierdziałam węglem. Moja sierść była lekko zwęglona. Nagle poczułam
grube krople deszczu spadające na moją poparzoną skórę, które piekły mnie tak jakbym weszła do jakiegoś kwasu. Popędziłam do jaskiń, ale pech chciał, że w środku Zielonego Lasu, gdy biegłam zapadała się ziemia i wpadłam do dziwnej dziury. Wydawała się przytulna. Po środku płynęła niebieska rzeka. Ściany były z czarnego kamienia, a pomiędzy skałkami były niebieskie grzyby emitujące błękitne światło. Woda była odwrotnością deszczówki, która była żrąca jak kwas dla mojej poparzonej skóry. Zaczęłam obmywać się w tej boskiej wodzie. Nie lubię pływać, ale teraz to mi nie przeszkadza. Chce tu być wieczność. Ta woda jest smaczna. Nie jest słona, ani smakująca jakimiś odpadkami, po prostu jest słodka. Nie da się określić tego smaku. Pływałam dosyć długo w tą i z powrotem. Byłam mokra jak szczur, ale nie chciałam wychodzić. Nurkowałam, robiłam sztuczki i chlapałam się w najlepsze, póki nie poczułam głodu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam że jest już noc.
Przecież ja wyszłam na spacer rano! Zaniepokoiłam się. Czy na serio cały dzień pływałam? Wyszłam z wody i się otrzepałam. Byłam zmęczona tym pływaniem, więc od razu zaczęłam się suszyć, a później znalazłam sobie jakieś przytulne wgłębienie dosyć suche i skuliłam się. Zamknęłam oczy, a mój oddech zaczynał stopniowo regulować się, a powieki stawały się cięższe. Powoli przechodziłam do snu...
Byłam w zerdzewiałej klatce nad przepaścią. Z przepaści wydobywały się ryki jak z horrorów. Klatka ograniczała moje ruchy i nawet nie mogłam przekręcić głowy w bok. Usłyszałam huk i nagły chaos zapanował wokół mnie. Z przepaści wyleciała chmara smoków, które były wystraszone od huku. Parę zahaczyło pazurami o moją klatkę, zadrapując mnie przy tym. Poczułam, że spadam. Klatka się urwała. Zobaczyłam co wystraszyło smoki. To było coś ogromnego. Przypominającego mieszaninę
smoka z jakimiś dziwnym potworem. Zobaczyło mnie, czyli bezbronną waderę, spadającą do przepaści nie wyglądającą ani trochę jak wredna wadera jaką znam, a jakiś puchaty kundel, pieszczoch dwunożnych. Ruszyło do ataku. Gdy już miało mnie chapsnąć coś podleciało do mnie i chwyciło za kark. To był kruk. Ogromny kruk z czarno-fioletowymi piórami. Podleciał do góry, kracząc. Z nieba wydobył się huk i zobaczyłam czarne chmury nade mną. Zaczęły się błyskać i
strzelać piorunami. Nagle jeden z piorunów strzelił prosto we mnie.
Po kilku minutach w jaskini było coraz więcej błękitnego światła. Ujrzałam wielkie podziemia z ogromnymi stalagmitami wyrastającymi z czarnego kamienia, a po między nimi gdzie nie gdzie była niebieska lawa, a raczej błękitna. Było gorąco jak w piekle. Poczułam nagły podmuch wiatru z prawej strony mnie, a później o mało co jakiś ogon z kolcami mnie nie staranował. Obejrzałam się w stronę tego czegoś. To był czarno-czerwono-niebieski smok z żółto-pomarańczowymi oczami. Jego źrenice były jak u kotów - pionowe. Był pokryty srebrnymi kolcami i miał ogromne zakrzywione rogi na czubku głowy. Od małego zachwycałam się tymi zwierzętami. Pełne wolności, dumy i siły. Gdy czytałam książki o smokach było tam zapisane, że one atakują i lubią być samotnikami, lecz ten smok nie wyglądał na to że chce mnie zaatakować, był bardziej... smutny. Pełny żalu i smutku. Zrobiło mi się smutno, ponieważ nie lubię patrzeć jak jakieś zwierzęta co lubię cierpią.
Smok był z pewnością smoczycą, ponieważ drobny pysk i zgrabne szpony świadczyły o tym, że jest to płeć żeńska. Bardzo wiele wiem o smokach i jedyne co może wywołać taki żal to stracenie czegoś cennego lub wygnanie z swoich terenów. Smoki rzadko kiedy opuszczają swoje główne siedlisko, a co dopiero tereny. Smoczyca wydała z siebie ryk i... spojrzała na mnie. Jej policzki się trochę "najeżyły". Zmieniła kurs lotu na mnie. Zaczęła przyśpieszać i gdy była już blisko mnie otworzyła pysk. Zrobiłam unik kucając jak najbardziej się da. Prawie by o mnie zahaczyła swoim obwisłym brzuchem. Ej... no przecież. Aż taką agresje u smoczycy może wywołać jedynie strata potomstwa, a zwisający brzuch świadczył o tym że smoczyca do dopiero zniosła jaja. Ktoś lub coś musiał jej ukraść jaja. Tylko kto... Jedyne co mogę na razie dodać do mojej listy podejrzanych to inny smok lub wilk. Tylko jaki wilk by wchodził do "piekła" po jakieś smocze jajo?
Zobaczyłam nagle na ziemi coś dziwnego. Był to medalion z obrazkiem smoka koło ruin. Zabrałam medalion w pysk i założyłam go, lecz niedługo po tym usłyszałam ponownie ryk. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz zanim się obejrzałam już mnie staranowała. Zaczęłam spadać. Spojrzałam w dół. Spadałam wprost na ostre jak brzytwa stalagmity, a jeżeli miałabym tyle szczęścia i ominęła je i tak bym spadła do błękitnej lawy. Czekała na mnie śmierć, czułam jej obecność. To nie mogło się tak skończyć. Zamknęłam oczy i skupiłam całą swoją moc by przeteleportować się na stabilny ląd. Poczułam że już nie spadam. Otworzyłam oczy. Byłam... na smoczycy. Dopiero po chwili zorientowała się, że na niej jestem. Zaczęła robić różne sztuczki, aby mnie zrzucić, a ja ze strachu wbiłam pazury w jej skórę pomiędzy łuskami. Zaryczała, a jej ruchy były bardziej dzikie. Ledwo co mogłam się utrzymać. Po paru długich minutach smoczyca zwolniła i zrozumiała że jej nie puszczę. Teraz gdy leciała wolnym tempem mogłam się przeteleportować z powrotem tam gdzie medalion, lecz nigdzie nie widziałam tego klifu.
Zobaczyłam, że smoczyca leci w stronę dziwnego kurhanu. To zapewne jej siedlisko. Gdy wleciała tam zobaczyłam tabliczkę z napisem - Jonasoa. Koło kurhanów są takie tabliczki, które mówią kto został tu pochowany, oczywiście po imieniu, a w przypadku smoków - kto tu mieszka. Jeżeli smok ma własny kurhan jest albo potężnym smokiem, albo potomstwem oswojonego smoka, które zostało oddane by dziko się rozwijało. Kurhan był pełen różnych kosztowności, ale jak nakazuje regulamin gości kurhanu - nie wolno niczego kraść. Jest też zakazane by nie wchodzić bez pozwolenia właściciela, a skoro smoczyca sama mnie do niego przyprowadziła, to znaczy że chce bym tu była, czyli inaczej dostałam "przepustkę".
C.D.N
Naszyjnik z rubinem
Uwagi: "Alfa" w WMW jest pisane z wielkiej litery. Zielony Las to nazwa miejsca, więc ją również powinnaś zapisywać z wielkich liter. Robisz za mało akapitów, przez co wszystko jest napisane w jednym ciągu. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. To wilki mają twarz? "Póki" piszemy przez "ó". "Zakrukał"? Aż zaczęłam szukać właściwej formy i wyrazu, ale niestety nie znalazłam, więc zmieniłam formę całego zdania. "Tempo" jako o czas wykonywanych czynności piszemy przez "en". "Kurhan" piszemy przez "h".
- Podążaj za... - przerwała, a ja czując ochłodzenie otworzyłam oczy. Wilczyca rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie pył... ale i coś jeszcze. Na największej kupce popiołu leżał dziwny naszyjnik z srebrnym łańcuszkiem i czerwonym kryształem przypominający kolorem rubin. Kamień był wyszlifowany i był koloru czerwonego przechodzącego w róż. Bardzo kocham naszyjniki, a najbardziej te wartościowe. Nie umiem żyć bez jakiejś biżuterii na sobie. Zawsze muszę mieć coś na sobie. Nie muszę się martwić że nie mam co do "ubrania" na siebie, ponieważ kolczyki żywiołu już dawno mi wrosły i są częścią mnie. Czasem zakładam na siebie mój kruczy naszyjnik, który dostałam od kruków w mrocznym zamku. Jestem bardzo związana z biżuterią i nie lubię jak ktoś wyśmiewa się z niej. Przynajmniej mogę mówić, że jest cenniejsza od niego. Zabrałam wisiorek i z trudem włożyłam go do szyi. Śmierdziałam węglem. Moja sierść była lekko zwęglona. Nagle poczułam
grube krople deszczu spadające na moją poparzoną skórę, które piekły mnie tak jakbym weszła do jakiegoś kwasu. Popędziłam do jaskiń, ale pech chciał, że w środku Zielonego Lasu, gdy biegłam zapadała się ziemia i wpadłam do dziwnej dziury. Wydawała się przytulna. Po środku płynęła niebieska rzeka. Ściany były z czarnego kamienia, a pomiędzy skałkami były niebieskie grzyby emitujące błękitne światło. Woda była odwrotnością deszczówki, która była żrąca jak kwas dla mojej poparzonej skóry. Zaczęłam obmywać się w tej boskiej wodzie. Nie lubię pływać, ale teraz to mi nie przeszkadza. Chce tu być wieczność. Ta woda jest smaczna. Nie jest słona, ani smakująca jakimiś odpadkami, po prostu jest słodka. Nie da się określić tego smaku. Pływałam dosyć długo w tą i z powrotem. Byłam mokra jak szczur, ale nie chciałam wychodzić. Nurkowałam, robiłam sztuczki i chlapałam się w najlepsze, póki nie poczułam głodu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam że jest już noc.
Przecież ja wyszłam na spacer rano! Zaniepokoiłam się. Czy na serio cały dzień pływałam? Wyszłam z wody i się otrzepałam. Byłam zmęczona tym pływaniem, więc od razu zaczęłam się suszyć, a później znalazłam sobie jakieś przytulne wgłębienie dosyć suche i skuliłam się. Zamknęłam oczy, a mój oddech zaczynał stopniowo regulować się, a powieki stawały się cięższe. Powoli przechodziłam do snu...
*****
Byłam w zerdzewiałej klatce nad przepaścią. Z przepaści wydobywały się ryki jak z horrorów. Klatka ograniczała moje ruchy i nawet nie mogłam przekręcić głowy w bok. Usłyszałam huk i nagły chaos zapanował wokół mnie. Z przepaści wyleciała chmara smoków, które były wystraszone od huku. Parę zahaczyło pazurami o moją klatkę, zadrapując mnie przy tym. Poczułam, że spadam. Klatka się urwała. Zobaczyłam co wystraszyło smoki. To było coś ogromnego. Przypominającego mieszaninę
smoka z jakimiś dziwnym potworem. Zobaczyło mnie, czyli bezbronną waderę, spadającą do przepaści nie wyglądającą ani trochę jak wredna wadera jaką znam, a jakiś puchaty kundel, pieszczoch dwunożnych. Ruszyło do ataku. Gdy już miało mnie chapsnąć coś podleciało do mnie i chwyciło za kark. To był kruk. Ogromny kruk z czarno-fioletowymi piórami. Podleciał do góry, kracząc. Z nieba wydobył się huk i zobaczyłam czarne chmury nade mną. Zaczęły się błyskać i
strzelać piorunami. Nagle jeden z piorunów strzelił prosto we mnie.
*****
Wstałam jak porażona prądem. Na powierzchni było już około południe.
Postanowiłam iść głębiej jaskini pomimo głodu. Widziałam przy tym
wiele różnych kryształów i innych tego typu rzeczy. Po długich godzinach
wędrówki chciałam odpocząć, ale chwilę potem jak już prawię zasypiałam
coś ryknęło. Ten ryk. Jak z mojego snu. Przerażający i proszący o
pokłon, pełny dumy, ale też niepokoju. Ustawiłam uszy na sztorc.
Dobiegały z głębszej części jaskini. Wstałam na równe nogi i popędziłam w
tamtym kierunku. Nie biegłam z całej siły, ponieważ moje łapy nadal mnie
bolały po parugodzinnej wędrówce.Po kilku minutach w jaskini było coraz więcej błękitnego światła. Ujrzałam wielkie podziemia z ogromnymi stalagmitami wyrastającymi z czarnego kamienia, a po między nimi gdzie nie gdzie była niebieska lawa, a raczej błękitna. Było gorąco jak w piekle. Poczułam nagły podmuch wiatru z prawej strony mnie, a później o mało co jakiś ogon z kolcami mnie nie staranował. Obejrzałam się w stronę tego czegoś. To był czarno-czerwono-niebieski smok z żółto-pomarańczowymi oczami. Jego źrenice były jak u kotów - pionowe. Był pokryty srebrnymi kolcami i miał ogromne zakrzywione rogi na czubku głowy. Od małego zachwycałam się tymi zwierzętami. Pełne wolności, dumy i siły. Gdy czytałam książki o smokach było tam zapisane, że one atakują i lubią być samotnikami, lecz ten smok nie wyglądał na to że chce mnie zaatakować, był bardziej... smutny. Pełny żalu i smutku. Zrobiło mi się smutno, ponieważ nie lubię patrzeć jak jakieś zwierzęta co lubię cierpią.
Smok był z pewnością smoczycą, ponieważ drobny pysk i zgrabne szpony świadczyły o tym, że jest to płeć żeńska. Bardzo wiele wiem o smokach i jedyne co może wywołać taki żal to stracenie czegoś cennego lub wygnanie z swoich terenów. Smoki rzadko kiedy opuszczają swoje główne siedlisko, a co dopiero tereny. Smoczyca wydała z siebie ryk i... spojrzała na mnie. Jej policzki się trochę "najeżyły". Zmieniła kurs lotu na mnie. Zaczęła przyśpieszać i gdy była już blisko mnie otworzyła pysk. Zrobiłam unik kucając jak najbardziej się da. Prawie by o mnie zahaczyła swoim obwisłym brzuchem. Ej... no przecież. Aż taką agresje u smoczycy może wywołać jedynie strata potomstwa, a zwisający brzuch świadczył o tym że smoczyca do dopiero zniosła jaja. Ktoś lub coś musiał jej ukraść jaja. Tylko kto... Jedyne co mogę na razie dodać do mojej listy podejrzanych to inny smok lub wilk. Tylko jaki wilk by wchodził do "piekła" po jakieś smocze jajo?
Zobaczyłam nagle na ziemi coś dziwnego. Był to medalion z obrazkiem smoka koło ruin. Zabrałam medalion w pysk i założyłam go, lecz niedługo po tym usłyszałam ponownie ryk. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz zanim się obejrzałam już mnie staranowała. Zaczęłam spadać. Spojrzałam w dół. Spadałam wprost na ostre jak brzytwa stalagmity, a jeżeli miałabym tyle szczęścia i ominęła je i tak bym spadła do błękitnej lawy. Czekała na mnie śmierć, czułam jej obecność. To nie mogło się tak skończyć. Zamknęłam oczy i skupiłam całą swoją moc by przeteleportować się na stabilny ląd. Poczułam że już nie spadam. Otworzyłam oczy. Byłam... na smoczycy. Dopiero po chwili zorientowała się, że na niej jestem. Zaczęła robić różne sztuczki, aby mnie zrzucić, a ja ze strachu wbiłam pazury w jej skórę pomiędzy łuskami. Zaryczała, a jej ruchy były bardziej dzikie. Ledwo co mogłam się utrzymać. Po paru długich minutach smoczyca zwolniła i zrozumiała że jej nie puszczę. Teraz gdy leciała wolnym tempem mogłam się przeteleportować z powrotem tam gdzie medalion, lecz nigdzie nie widziałam tego klifu.
Zobaczyłam, że smoczyca leci w stronę dziwnego kurhanu. To zapewne jej siedlisko. Gdy wleciała tam zobaczyłam tabliczkę z napisem - Jonasoa. Koło kurhanów są takie tabliczki, które mówią kto został tu pochowany, oczywiście po imieniu, a w przypadku smoków - kto tu mieszka. Jeżeli smok ma własny kurhan jest albo potężnym smokiem, albo potomstwem oswojonego smoka, które zostało oddane by dziko się rozwijało. Kurhan był pełen różnych kosztowności, ale jak nakazuje regulamin gości kurhanu - nie wolno niczego kraść. Jest też zakazane by nie wchodzić bez pozwolenia właściciela, a skoro smoczyca sama mnie do niego przyprowadziła, to znaczy że chce bym tu była, czyli inaczej dostałam "przepustkę".
C.D.N
Naszyjnik z rubinem
Uwagi: "Alfa" w WMW jest pisane z wielkiej litery. Zielony Las to nazwa miejsca, więc ją również powinnaś zapisywać z wielkich liter. Robisz za mało akapitów, przez co wszystko jest napisane w jednym ciągu. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. To wilki mają twarz? "Póki" piszemy przez "ó". "Zakrukał"? Aż zaczęłam szukać właściwej formy i wyrazu, ale niestety nie znalazłam, więc zmieniłam formę całego zdania. "Tempo" jako o czas wykonywanych czynności piszemy przez "en". "Kurhan" piszemy przez "h".
poniedziałek, 6 czerwca 2016
Posumowanie marca & kwietnia & maja
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, czerwiec to miesiąc wielkich zmian. Za kilka dni znikną wszystkie obrazki wilków bez praw autorskich, tak więc po raz kolejny proszę o uzupełnianie nowych formularzy. Ponadto wszystkie teksty w zakładkach zostaną przeredagowane. Niektóre ze zmian bystry obserwator może wypatrzeć już przedwcześnie i domyślać się tylko, o co w nich chodzi. Przykład? Będą kompletnie nowe levele. Kilka wilków z zaktualizowanym profilem już je uzyskało.
Kto jeszcze się nie zorientował - kilka dni temu WMW skończyło 3 lata, z tego też powodu rozpoczęłam festyn. Możecie już zawitać w nowej restauracji w Zielonym Lesie, a nawet wcielić się w rolę jednego z jego "wykonawców" (np. gotować potrawy dla innych wilków, więcej info: klik), czy pójść na koncert (ups, ale przecież nie ma żadnego piosenkarza, satyryka ani DJ'a... ktoś chętny?). Za każde op. na ten temat otrzymujecie 2 razy więcej pkt. umiejętności, doświadczenia i SG, przypominam! Festyn nie trwa wiecznie! ;)
Dobrze, a teraz dość tego dobrego. W razie pytań odnośnie festynu, proszę pytać i się nie bać. Teraz chciałabym pomówić o sprawie mniej przyjemnej, a mianowicie okresie marzec-maj. Dlaczego zrobiłam podsumowanie "łącznie"? Otóż te miesiące od zawsze wypadają na WMW najgorzej. Wiadomo, poprawki i te sprawy... ale mimo wszystko wypadł on jeszcze gorzej niż przykładowo rok temu! Nie zapowiada się to dobrze. Czerwiec powinien być miesiącem "regeneracyjnym", co znaczy, że powinniśmy wrócić do dawnego rytmu publikacji op. Kto jest ze mną?
Błagam, aby było dużo chętnych! Bo z takim zapałem to ja bardzo dziękuję. Wilki głodują, na zebraniach Rady pustki... ale o tym możecie sobie poczytać nieco niżej. Generalizując - masakra. Krwawa masakra. Aż po prostu żal na to patrzeć. Na czacie pustki, nie zjawia się na nim niemalże nikt... tak jak myślałam: moja gadka motywacyjna poszła na marne.
Jeśli w czerwcu wszystko się nie ogarnie, będziemy mieli okazję obserwować sypiącą się już na zawsze WMW.
Proszę i błagam, zwiększcie aktywność. Naprawdę nie chcę, by idea festynu okazała się jednym wielkim niewypałem.****************************
Wilki, które brały czynny udział w pełnionym stanowisku:
RADA ŻYWIOŁÓW
Niestety
zapomniałam spisać obecnych, ale mam notatkę z jednego z zebrań
(Mizuki, Sierra, Astrid, Yui). Odbyły się dwa, choć zorganizowałam
cztery. Wciąż nie podoba mi się takie zachowanie, choć znaczna część
członków Rady potwierdziła, że się zjawi.Tak to wszyscy wokół mnie skaczą, oferując pomoc - a to, że pomogą poprawiać op., a to, że mają pomysły na zmiany, a to, że mogliby zostać adminami lub modami. Wiecie po co powstała tak naprawdę Rada? Byście mogli mi pomagać. I co? Jak chętnych do "pomocy" było dużo, tak teraz nie ma praktycznie wcale. Prowadzenie blogów polega na obowiązkowości właśnie, a i tak "wybrani" nie potrafią się trzymać tego jednego obowiązku.
POLOWANIA
Rano (+5 SG): Sarah
Popołudnie: -
Wieczór: -
Ponadto powinniście serdecznie pogratulować Yuki, gdyż w jednym z op. upolowała bezinteresownie pożywienie dla kilku członków, nie chcąc, aby zginęli.
W związku z festynem każdej z postaci dodaję po 100 pkt. pożywienia, ale to nie zmienia faktu, że powinniście kontrolować to, ile ich macie, bo Wasze wilki już by pozdychały dobre 3 mies. temu! To mój ostatni gest miłosierdzia, od teraz będę bardziej to kontrolować.
Ponadto powinniście serdecznie pogratulować Yuki, gdyż w jednym z op. upolowała bezinteresownie pożywienie dla kilku członków, nie chcąc, aby zginęli.
W związku z festynem każdej z postaci dodaję po 100 pkt. pożywienia, ale to nie zmienia faktu, że powinniście kontrolować to, ile ich macie, bo Wasze wilki już by pozdychały dobre 3 mies. temu! To mój ostatni gest miłosierdzia, od teraz będę bardziej to kontrolować.
SZPITAL
Kto napisał op.: -
WOJSKO I PATROL
Kto napisał op. (+3 pkt. do skoków, wytrzymałości, siły i szybkości): Sohara
ROZRYWKOWE I INNE
Kto napisał op.: -
SZKOŁA
Kto napisał op. (z nauczycieli): -
*******************************
Wykaz op.:*******************************
Leniwe Alfy
Kiiyuko: 0 + 0 + 0 = 0
Suzanna: 1 + 1 + 1 = 3
-------
- Rey: 3 + 5 + 2 = 10 <-- Beta
- Kirke: 1 + 0 + 5 = 6 <--- Gamma
- Alfie: 1 + 2 + 1 = 4 <--- Delta
- Zone: 3 + 1 + 0 = 4
- Yui: 2 + 2 + 0 = 4
- Mizuki: 1 + 1 + 1 = 3
- Vanessa: 2 + 0 + 0 = 2
- Sierra: 2 + 0 + 0 = 2
- Sohara: 0 + 0 + 2 = 2
- Sarah: 1 + 0 + 1 = 2
- Yuki: 0 + 2 + 0 = 2
- Onux: ... + 1 + 1 = 2
- Itachi: ... + ... + 2 = 2
- Kai: 1 + 0 + 0 = 1
- Dante: 0 + 0 + 1 = 1
- Astrid: 0 + 0 + 1 = 1
- Yusuf: 0 + 0 + 1 = 1
- Kazuma: 1 + 0 + 0 = 1
Triajie: ... + 1 + 0 = 1Bianco: ... + 1 + 0 = 1- Serill: ... + ... + 1 = 1
- Luke: ... + ... + 1 = 1
- Maey: ... + ... + 1 = 1
- Tsume: 0 + 0 + 0 = 0
- Desari: 0 + 0 + 0 = 0
- Valka: 0 + 0 + 0 = 0
- Lithium: 0 + 0 + 0 = 0
- Toboe: 0 + 0 + 0 = 0
- Shayle: 0 + 0 + 0 = 0
- Shira: 0 + 0 + 0 = 0
Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.
*****************************
Okres próbny ukończyli:
Sierra: 2 (7)
Shira: 0 (7) (masz czas na napisanie op. do 13.06. Jeżeli to zrobisz - zostajesz pełnoprawnym członkiem watahy. Jeśli nie - zostajesz wyrzucona)
Sarah: 2 (6)
Alfie: 3
Rey: 10
-----
Onux: 2
Itachi: 2
Luke: 1
Serill: 1
Maey: 1
Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 3 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie!
Dodaję po 6 pkt. (max. 18) umiejętności i 3 pkt. (max. 9) mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za każdy miesiąc członkostwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)