Oto piąta część op. od wilków spoza CK. Aby dowiedzieć się nieco więcej o
nich oraz o powodzie ich ucieczki, możecie również przeczytać serię op.
"Nowy dom?" z BK, w której to Alexander oraz Kira poznają się ze sobą i
szybko zaprzyjaźniają się, choć nie jest to widoczne na pierwszy rzut
oka.
Op. powstaje ze współpracą CK.
Szliśmy tak dobre kilka godzin, nie wymieniając
się żadnymi zdaniami, prócz prostych pytań o to, czy jest się
zmęczonym. Mimo naszego narzekania, postanowiliśmy zatrzymać się
dopiero w momencie, gdy głód nie dawał iść dalej. Przystanęliśmy
na jednej z łąk. Wyciągnąłem kilka kawałków mięsa,
jednak ku mojemu zaskoczeniu Kira odmówiła posiłku. Patrząc na
nią nieufnie oraz słuchając deklaracji o tym, że faktycznie
nie jest głodna, pakowałem resztki z powrotem do torby.
- Alex... robi się ciemno. Może poszukamy jakiejś
jaskini?
Skinąłem głową, potakując waderze. Słońce już
znikało za horyzontem, więc z każdą minutą robiło się coraz to
ciemniej. Kira jak się okazało była całkiem niezła w
poszukiwaniu dobrych kryjówek, gdyż bez problemu odnalazła
przestrzenną jaskinię, powstałą dzięki trzem olbrzymim
kamieniom.
- Powinieneś odpocząć po takim dniu. Dzisiaj ja obejmę wartę
– oznajmiła, gdy wszedłem do środka. Przytaknąłem jej i
położyłem się na ziemi. Nie wiedziałem, że byłem aż tak
zmęczony. Zasnąłem już chwilę później.
***
Zostałem brutalnie wyrwany ze snu przez mało
dyskretne skradanie się jakiegoś wilka w moim kierunku. Otworzyłem
oczy i widząc nieznajomą sylwetkę, odskoczyłem jak
oparzony, ale ten już zarzucił w moim kierunku żelaznymi
łańcuchami. Musiały być zaczarowane, gdyż nim się obejrzałem,
ciasno oplotły moje ciało i pomimo że się miotałem, za nic nie
chciały mnie uwolnić. Próbowałem kłapnąć w jego kierunku
zębami, ale niestety i szczękę miałem spętaną. Szarpnął za
łańcuch zaplątany na mojej szyi, śmiejąc się szyderczo. Mimo
woli musiałem ruszyć o krok na przód, o mało nie upadając.
Nie wyglądali jak członkowie armii Białego
Królestwa, ale mieli broń wytwarzaną właśnie tam. Bacznie
obserwując umięśnionego basiora, powoli wyszedłem z jaskini.
Gorączkowo rozglądałem się za Kirą, jednak nigdzie jej nie
widziałem. Nim zasnąłem, widziałem ją przy wejściu. Gdzie mogła
się teraz podziewać? W duchu prosiłem o to, aby zdążyła uciec,
ale moje modły nie zostały wysłuchane. Zobaczyłem jej nieruchome
ciało rzucone na zmarniałą trawę. Zamarłem. Wilki stały nad nią
kręgiem i nad czymś dyskutowały.
- Lepiej zrobić to mieczem od najlepszego kowala z
Białego Królestwa, czy może wykorzystać najnowszy toporek z
Obbry?
- Ja byłbym za zębami. Po co kombinować?
- Chcę tylko sprawdzić naszą nową broń –
przekonywał jeden z nich.
- Dobra, ile mamy czekać? Załatwmy ją i będziemy
mieli to z głowy! - warknął kolejny, który dotychczas stał
między drzewami i kontrolował, czy nikt się nie zbliża.
Wyglądali mi na wyjątkowo bezczelnych rabusiów. W dodatku takich, którzy
zdobywali najlepsze łupy, przez co mieli dużo pieniędzy. Podniósł
swoją wielką łapę nad pysk Kiry. Odruchowo wstrzymałem oddech. Na
szczęście moja towarzyszka się poruszyła i z zamachem wymierzyła mu cios łapą
prosto w pysk.
- Mówiłem Ci, żebyś zrobił to wcześniej – syknął
jeden, po czym przycisnął waderę do drzewa. Zacząłem się
miotać, próbując się dostać do mojej towarzyszki, jednak
trzymające mnie wilki były silniejsze. Chciałem do niej krzyknąć,
aby użyła którejś ze swoich mocy albo chociaż próbowała go
kopnąć, ale ten zmienił się w człowieka i zaczął ją brutalnie dusić.
Wadera wywijała się w różne strony, próbując go
podrapać po ręce, ale to wszystko na nic.
Wtedy dostrzegłem jakieś nienaturalnie zniekształcone sylwetki,
sunące w naszym kierunku. Patrzyły na nas rozumnymi, czerwonymi
ślepiami. Poczułem jak zimowe futro jeży się na moim karku pod
napływem mieszanych emocji. Między nimi był również paraliżujący
strach. Rabusie najprawdopodobniej odczuwali to samo, gdyż gdy tylko
istoty wydały z siebie dźwięk podobny do stłumionego śmiechu, ci
nierówno zaczęli się wycofywać, przez co o mało nie upadłem w
cienką warstwę śniegu. Demony wydały z siebie ogłuszający
wrzask, a następnie rzuciły się na uzbrojone aż po zęby wilki.
Wnikały w ich piersi i wysadzały od środka lub sprawiały, że ci
upadali z bólu na ziemię i rozdrapywali sobie skórę, bądź
bezpośrednio ich atakowały. Poprzez zwykły dotyk powodowały, że
ich kończyny stawały się czarne, wyginały się i w końcu
odpadały, i tak z całym ich ciałem. Moje serce łomotało jak
szalone. Byłem przygotowany na to, że ze mną stanie się to samo,
jednak łańcuch pętający me ciało rozpadł się w drobny mak, a
ja byłem wolny.
Podniosłem przerażony wzrok na Kirę. Dostrzegłem, że demony
skończywszy swą pracę na chwilę przystanęły i wpatrywały się
w waderę, a następnie zniknęły, wnikając w najbliższy cień.
Mocno zdezorientowany całą tą sytuacją podbiegłem do Kiry.
- Nic ci nie jest?
- C-chyba nie. A te... demony... co to było? To ty? -
zapytała.
- Nie. Nie posiadam żywiołu mroku.
- Za to ja mam... praktycznie nic o nim nie wiem... - mruknęła,
spuszczając zawstydzona wzrok.
- Musimy iść dalej. Już za długo tu jesteśmy. - Oznajmiłem
po chwili ciszy. Wadera nie odpowiedziała. Ruszyliśmy dalej na
południe, tym razem trzymając stałe, pośpieszne tempo. Tym razem
nie było mowy o postojach.
***
Dwa dni wyczerpującej wędrówki później poczuliśmy
charakterystyczny zapach moczu. Teren był oznaczony. Nie trzeba było
być wróżbitą, by domyślić się, iż wataha jest dość liczna i
swoje przeżyła. Czułem się dziwnie nieswojo, znajdując się
cudzym terytorium. Popatrzyłem na Kirę, ale ta najwidoczniej
orientując się, że ktoś tutaj przebywa, nabrała pewności
siebie. Nie byłem szczególnie zachwycony myślą obecności obcych,
ale z drugiej strony byliśmy wyczerpani i wymagaliśmy opieki. W
moje ucho wdarło się zakażenie, a przedzierając się przez krzaki
na naszym ciele znalazło się mnóstwo zadrapań.
- Słyszysz to? - zapytała po jakimś czasie
wadera. Przystanęła, stawiając uszy. Również zatrzymałem się
i zacząłem nasłuchiwać. Rzeczywiście były to... rozmowy.
Otworzyłem szerzej oczy. Musieli być blisko. - Schowajmy się!
Nie odpowiadając na jej propozycję, po prostu
skoczyłem do najbliższych krzaków. Ona zrobiła to samo. Już
kilka minut później kilka wader przeszło tuż przed naszymi
nosami. Bacznie obserwowaliśmy ich radosną gromadkę, całkowicie
nieświadomą obecności przybyszów z daleka. Kira z podniecenia
szturchnęła łapą gałąź, przez co liście zaszeleściły.
- Ej, nie wierć się, bo nas zauważą – szepnąłem
ostrzegawczo, na co ona się zaczęła tłumaczyć:
- To ty, ja nic nie robię.
Zatrzymały się przy wodopoju, którego wcześniej nie
dostrzegliśmy i zaczęły pić oraz gadulić jednocześnie. Wciąż
zdumiewało mnie to, jak bardzo wadery mogły być pochłonięte
rozmową.
- Słyszysz o czym oni rozmawiają?
- Nie, musimy podejść bliżej.
- Ale wtedy nas zauważą – Syknąłem, przytrzymując Kirę
tak, aby się nie ruszyła. Jednak to spowodowało kolejny, tym razem
gwałtowniejszy ruch gałęzią, która wprost uderzyła mnie w pysk.
Zabolało.
- Masz ci babo placek. Zauważyli nas!
- Wiejemy? - Spytałem, patrząc na odwracające się w naszą
stronę wadery.
- Nie, spróbujmy rozwiązać to dyplomatycznie.
Kira sprawnie wygrzebała się z krzaków, ukazując się w pełni
okazałości nieznajomym. Patrzyły na nią w osłupieniu. Nie
ruszyłem się z miejsca.
- Kim jesteś? - zapytała jedna.
- Nazywam się Kira. Mogę wiedzieć, gdzie jestem?
- We Watasze Magicznych Wilków.
Zamyśliła się, a następnie obróciła w moim kierunku.
Wiedziałem, że w ten sposób mnie wydała. Nie pozostało mi nic
innego, jak wyjść z zarośli i stanąć przed wianuszkiem wader.
- O, widzę, że to jakiś kawaler – zaśmiała się jedna –
Ma teraz swoje harem.
Posłałem jej pytające spojrzenie, ale niczego nie powiedziałem.
Nie było na to szans. I tak nigdy nie lubiłem się odzywać, a co
dopiero przed większą ilością osób lub obcymi.
- Może to twój chłopak? - zapytała drwiącym tonem inna.
Kira zawstydzona spuściła wzrok.
- Nie... to mój przyjaciel, Alexander.
- Miło mi, ja jestem Yui – uśmiechnęła się wadera od
dziwnego, nieznanego mi słowa na literę „h”. Zastanawiało
mnie to, jak daleko jesteśmy od domu, skoro tutaj wszedł w obieg
jakiś inny język. Przecież Białe Królestwo nie jest i nigdy
nie było twoim domem – poprawiłem się w duchu.
- A ja Yuko – oznajmiła dumnie wadera, która zakpiła
wcześniej z Kiry.
- Jestem Astrid, miło mi was poznać – powiedziała ta,
która odezwała się jako pierwsza. Tylko jedna stała na uboczu i
się w nas wpatrywała, zastanawiając się, czy warto się w ogóle
odzywać. Kiedy poczuła na sobie moje spojrzenie, przedstawiła się
pospiesznie:
- Vanessa.
- Skąd przybyliście? - zapytała Yui. Yuko patrzyła na nas
nieufnie, a w szczególności na mnie. Jej spojrzenie jakby z góry
mówiło, że jest gotowa mnie zamordować gdy tylko znajdzie chwilę wolnego od zatruwania życia innym.
- Z daleka. To teraz nieistotne. Moglibyśmy się u was
zatrzymać na jakiś czas? - zapytała Kira.
- Chciałam sama to zaproponować. Ucho twojego przyjaciela nie
wygląda najlepiej – powiedziała biało-niebieska wadera, której
imienia niestety zapomniałem. Wpatrywała się we mnie, a raczej w
moje ucho. Poruszyłem nim niespokojnie. Wszyscy na mnie patrzyli. -
Lecz to nie zależy ode mnie, nasza Alfa musi na to udzielić zgody.
Masz na imię Kira, tak? Możesz iść z Van o pozwolenie, tymczasem
ja się nim zajmę. Ty również do mnie zajrzyj, jak skończycie.
Widzę, że masz kilka kleszczy.
Na jej słowa wadera zesztywniała. Wiedzieliśmy doskonale, czym
są kleszcze, ale to, że dostrzegła z odległości coś, czego my
nie widzieliśmy nawet z bliska było dla nas rzeczą zaskakującą.
Wyglądało na to, że mieliśmy przed sobą doświadczoną medyczkę. Nagle w mojej
głowie pojawiła się setka pytań. Nigdy nie byłem w zwyczajnej
watasze – całe życie spędziłem w murach wielkiego Królestwa.
Nie miałem do czynienia ze zwyczajnym stadem, jakich wiele podlegało
naszej stolicy. Jak w ogóle to wszystko funkcjonuje? Mają uzbrojoną
armię? Ulice, po których niekiedy przejeżdżają
bryczki zaprzężone w wilki robocze? Knajpy, w których przesiadują
głównie pijacy? Hotele, w których można się zatrzymać ze
świadomością, że pewnie nikt cię nie znajdzie? Sklepy? Domy? Można się
chować w ciemnych zaułkach, bawiąc się w kotka i myszkę ze
strażą? Wielki pałac górujący na wzgórzu, bogatą rezydencję
lub chociaż willę?
Żadnego z tych pytań jednak nie wypowiedziałem na głos.
Wolałem to wszystko zobaczyć. Nie zadowoliłbym się tylko słowną
deklaracją. Nigdy nie byłem osobą ciekawską, ale możliwość
zobaczenia czegoś innego, o czym dotychczas tylko mogłem pomarzyć,
była niesamowita. Wrócić do życia, jakie prowadzili moi
przodkowie.
Tak się zamyśliłem, ze nawet nie zauważyłem, kiedy
biało-niebieska wadera ruszyła naprzód. W końcu się odwróciła
i rozbawiona krzyknęła:
- Idziesz?!
Nic nie mówiąc potruchtałem za nią. Przez całą drogę
rozglądałem się zaciekawiony, ale niczego prócz wpatrujących się
we mnie wilków nie dojrzałem. Jeszcze bardziej zaskoczony byłem,
gdy weszliśmy do najzwyklejszej w świecie jaskini, podobnej do tej,
w której nocowaliśmy i zostałem poinformowany, iż to jest wilczy
szpital. Zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie życie w normalnej
watasze. Ale co ja mogę wiedzieć, rozpieszczony synalek króla
Białego Królestwa? Na samą myśl o ojcu zadrżałem. Wolałem do niego nie wracać.
<Kira? Astrid? Yui? Vanessa? Yuko? Ktokolwiek?>
Alexander posiada:
Wyposażenie: Miecz 2, Kosa Śmierci
Punkty: 358
Monety: 164
Bellos: 10
Kira posiada:
Wyposażenie: -
Punkty: 190Monety: 165
Bellos: 0
Ekwipunek: KSIĘGI: Eliksiry z Ziół Pospolitych, Wywary na wszelkie choroby, Historia Białego Królestwa, Zaklęcia i opanowywanie magii do perfekcji, PROWIANT: 1 kawałek wysuszonego mięsa, 3 kawałki zasolonego mięsa, 2 butelki z wodą, 250g jagód, INNE: pusty notes, gęsie pióro, zapas atramentu, scyzoryk, wszystkie monety, jakie posiadał Alexander oraz Kira
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz