Stałem przyczajony w krzakach, aż zespół goniący zagna zwierzynę na polanę. Gdy jednak jeszcze to nie nastało, usłyszałem niespodziewanie dźwięk dochodzący z odległości kilku metrów. Było to jakieś stworzenie, które mało ostrożnie poruszało się w gęstwinie. Skierowałem w tamtą stronę ucho i nasłuchiwałem. Zwierzę nadal się powolnie poruszało, lecz za chwilę stanęło. Tym razem jakiś wilk skoczył w jego kierunku. Niepewien tego, kto mógłby próbować przeszkodzić nam w dokładnie zaplanowanym polowaniu, skierowałem tam głowę. Zza krzaków wystawał czubek głowy As. Zaintrygowany tym, na cóż takiego tam trafiła zawołałem:
- Astrid! Znalazłaś coś?
- Właśnie znalazłam. - Usłyszałem jej śmiech. - Chodź zobaczyć!
Powoli, by nie spłoszyć ewentualnego obiadu dla watahy, podkradłem się bliżej i wyjrzałem zza krzaków. Ujrzałem nie tylko As, ale i jakąś niższą od niej waderę, której nawet nie kojarzyłem z widzenia. Zdezorientowany patrzyłem naprzemiennie na obie przedstawicielki płci pięknej. Nie mogłem ukryć, że już nic nie rozumiałem. A może jednak ją skądś znam? Zacząłem przeglądać na szybko swoje wspomnienia i pyski wilków, które spotkałem już w moim życiu. Żaden jednak nawet nie przypominał tej oto tu obecnej wadery, więc zapytałem:
- Kto to?
- To jest Lily. Właśnie miałam się jej przedstawić, ale ty zrobiłeś to za mnie.
- Aha... No to cześć, Lily. Ja jestem Dante. - rzekłem, nie bardzo wiedząc, co innego miałem odpowiedzieć. W każdym razie coś musiałem. Cokolwiek, byleby było.
- Ja to jak pewnie już wiesz, Astrid. Wiesz, że jesteś na terenach WMW?
- WMW?
Nawet nie usłyszałem, że As chciała odpowiedzieć za mnie, więc wyprzedziłem ją, mówiąc szybko:
- Watahy Magicznych Wilków.
- Dzięki Dante, ale też bym chciała coś do niej powiedzieć. - prychnęła śmiechem. - Zresztą nieważne. Jak się tu znalazłaś? Nie kojarzę cię z okolic.
- Ja też jej nie widziałem. - ponownie wtrąciłem coś swojego. Chciałem się jak najbardziej zaprzyjaźnić z nowo poznaną waderą, bo czułem, że dołączy do watahy. Im więcej ma się znajomych, tym łatwiejsze okazują się być nasze marzenia! Astrid popatrzyła na mnie groźnie.
- Dante, proszę zamknij się i daj mówić Lily.
- Jasne, jasne, niech mówi. - odpowiedziałem szybko, próbując ratować swoje dobre zdanie u obu wader.
- Zabłądziłam trochę i nie bardzo wiem, jak wrócić do siebie. Właściwie to już chodzę tak bez celu od blisko pół roku, więc nie widzę sensu, by tam wracać. Nawet nie mam pewności, czy aby na pewno tamta wataha nadal istnieje. Może pozwolicie mi dołączyć do...
- Tak! Wiedziałem! - wykrzyknąłem, za co i As i Lily posłały mi pytające spojrzenia.
- Co takiego wiedziałeś? - spytała po chwili moja przyjaciółka.
- Że Lily dołączy do nas!
- Przecież jeszcze nie byliśmy u Suzanny, więc nie wiemy tego na pewno.
- Niby nie, ale pewnie ją przyjmie, bo przecież Lil jest bardzo przyjazną waderą.
W tym momencie poczochrałem waderę o półtora głowy niższą ode mnie. Bycie wyższym od innych było fantastycznym uczuciem.
- Ałć... Zahaczyłeś pazurem o moje włosy! Możesz już przestać?! - wykrzyknęła spanikowana nowa. Przestałem.
- Jasne, sorki.
- Ta... Sorki... Wyrwał mi trochę włosów? - zapytała przerażona fioletowo-biała wadera.
- No... Troszkę... W końcu to basior, w dodatku atakujący, więc musi mieć długie pazury. - powiedziała skwaszona As.
Dan, czy ty zawsze musisz wszystko psuć?! - myślałem. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- No... to... Może pójdziemy do Suzanny?
- My? Raczej ja i ona. Ty masz się do mnie nie zbliżać. Nie wiadomo, co jeszcze wymyślisz. - syknęła nowa, badając łapą stan swojej fryzury.
- No to wy dwie idźcie, a ja powiem Tsume'owi, że idziecie. - wymamrotałem, na co As odpowiedziała tylko skinieniem głowy.
***
- I co? - zapytałem, widząc, że As idzie tam, gdzie zawsze spożywamy posiłki, wraz z pozostałą częścią watahy. Byliśmy już po polowaniu.
- Przyjęła ją, ale jeszcze muszą omówić kilka spraw.
Ucieszyłem się i chciałem coś powiedzieć, ale tym razem to ona mnie wyprzedziła, posyłając mi błagające spojrzenie.
- Musiałeś się tak wygłupić?
Spuściłem wzrok zawstydzony.
- Przecież mnie znasz... Wrodzonej głupoty nie da się wyleczyć... - mruknąłem. As dramatycznie westchnęła.
- Ale możesz chociaż spróbować, bo to momentami jest męczące.
- Jeśli próbujesz mi dać do zrozumienia, że jestem idiotą, to wiedz, że zdaję sobie z tego sprawę.
- Dan... Ja wcale nie...
- Już się nie trudź. - podniosłem głowę i popatrzyłem na nią. - Nic nie mów. Mam wystarczająco duże poczucie winy.
As kilkakrotnie otwierała i zamykała pysk próbując coś powiedzieć, ale chyba nie wiedziała, co. Bez słowa poszedłem zjeść obiad. Po kilku sekundach As mnie dogoniła, teraz wtórując mi krokiem.
- Nie jesteś idiotą. Ty po prostu nie wiesz, kiedy się powstrzymać.
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że dla mnie ratunku już nie ma. A jeśli nawet był, to niedługo zniknie, a ja się o tym nie zorientuję. Jutro przeproszę Lily.
***
Minął tydzień, a ja dopiero teraz zdążyłem się pozbierać, by iść do fioletowo-białej wadery, żeby prosić o przebaczenie. Około południa, gdy miałem wolne, poszedłem do jej jaskini. Niestety w środku było pusto. Zmartwiony stwierdziłem, że pewnie gdzieś chodzi po terenach watahy, więc poszedłem jej poszukać.
Po godzinie zdałem sobie z tego sprawę, że sam jej nie znajdę, a najlepszym wyjściem wydawało się zapytanie Alfy o to, gdzie ostatnio była widziana Lily i czy czasem teraz nie jest na służbie. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Po objaśnieniu Suzannie problemu, lustrowałem ją wzrokiem czekając na osąd.
- Dziś rano okazało się, iż była szpiegiem Watahy Asai. Została wygnana.
- Sz-szpiegiem? - wykrztusiłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Wyglądała tak niewinnie...
- Tak, szpiegiem. - powtórzyła Alfa, nieco poirytowana moim brakiem obeznania w zaistniałej sytuacji.
- Ale i tak muszę ją przeprosić! - wykrzyknąłem, po czym wybiegłem z jaskini. Zdezorientowana Alfa jeszcze krzyknęła za mną pytanie, za co miałem ją przepraszać, ale nie odpowiedziałem, zbyt przejęty myślą, że koniecznie musiałem ją dogonić mimo tego, że była szpiegiem, inaczej nie wybaczyłbym sobie do końca życia. Tylko... dokąd zazwyczaj były wysyłane wilki osądzane o szpiegostwo? Zdaje mi się, że do Mrocznego Lasu z zawiązanymi oczami, by się zgubił i nie odnalazł drogi powrotnej. Było do dość okrutne, ale nic innego nie mogliśmy poradzić w takich sytuacjach. Wkraczając do jednego z najniebezpieczniejszych miejsc we Watasze Magicznych Wilków, ani na chwilę się nie zawahałem. Musiałem ją przeprosić. Po prostu MUSIAŁEM.
Błądziłem tak między drzewami, które każde z osobna wyglądało tak samo, aż w końcu ujrzałem sylwetkę należącą do wątłego wilka.
- Lily! - krzyknąłem, przyspieszając jeszcze bardziej. - Lily, muszę cię przeprosić! Naprawdę, nie chciałem ci ściąć tych włosów!
Wtedy stanąłem obok niej. Z mojego gardła wyrwał się zdławiony dźwięk. To, co zobaczyłem sprawiło, że o mały włos nie zwymiotowałem. Lily miała przekłute gardło na wylot jakąś wyjątkowo długą i ostrą gałęzią, na jej kiedyś białym futrze widoczne były strumyki zaschniętej krwi. Gdyby nie jej trup, sam pewnie bym się na nią natknął. Przeszły przeze mnie ciarki. Bardzo możliwe wydało mi się również to, że być może kilka razy jakimś cudem ominąłem podobną przeszkodę. Zwalczając zawroty głowy, odwróciłem się w stronę, z której przyszedłem i zacząłem iść. Wiedziałem, że prędzej czy później się stamtąd wydostanę. Najważniejsze, że znałem kierunek do głównych terenów.
***
Wieczorem, brudny i zmęczony wyszedłem z Mrocznego Lasu, szczęśliwy, że nic mi się nie stało. Teraz wystarczyło tylko iść do Suzanny i wszystko jej powiedzieć... Przy tej myśli ujrzałem jakieś czarne zwierzę leżące w krzakach. Jego zapach wskazywał na to, że był to wilk. Zaintrygowany podszedłem bliżej i zobaczyłem... czarną waderę. Leżała nieruchomo, lecz z ulgą zobaczyłem, że oddycha.
- Hej... - szturchnąłem ją lekko. Mruknęła cicho. - Możesz wstać?
Cisza. Przyjrzałem się jej pyskowi. Jej również nie kojarzyłem... czyli była zupełnie obca. Nie było tutaj As, więc sam musiałem zadbać o to, by ta poczuła do sympatię do Watahy Magicznych Wilków na tyle silną, by zechciała dołączyć. Nie mogłem się wygłupić. Oby nie okazała się być szpiegiem tak samo jak Lily i nie skończyła tak jak ona. To byłoby okropne.
Wadera, którą miałem teraz przed sobą wyglądała na chudą i brudną, a jej charczący oddech wskazywał na silne pragnienie. Poczucie obowiązku obudziło się we mnie, więc popędziłem do Wodopoju, nabrałem do największego liścia wody i zaniosłem obcej. Obudziłem ją, a ta po otworzeniu zmęczonych ślep popatrzyła nieufnie to na mnie, to na wodę.
- Spokojnie, nie jest zatruta. Możesz pić. - uśmiechnąłem się niepewnie. Wadera chyba była tak spragniona, że wypiła wszystko jednym haustem.
- Możesz wstać? - zapytałem ponownie. Wadera pokręciła przecząco głową.
- Jesteś głodna?
Czarna się zawahała, lecz w oczach widziałem odpowiedź "tak". Nie czekając na jej dalszą reakcję, popędziłem do Tsume'a, by zapytać, czy zostało coś z ostatniego polowania. Gdy odpowiedź była pozytywna i otrzymałem resztki, wróciłem do obcej.
- Proszę... To dla ciebie... - wysapałem. Wadera uniosła łeb i zaczęła jeść, powoli przeżuwając każdy kawałek. Ja obserwowałem to jak zaczarowany. Obdarowywałem jedzeniem i piciem nieznaną nikomu waderę... Interesujące.
- Jak się nazywasz? - zapytałem. Ta przełknęła kawałek i popatrzyła na mnie czujnie.
- Najpierw ty mi się przedstaw.
Po raz pierwszy usłyszałem jej głos. Był mocno zachrypnięty.
- Dante. Mam na imię Dante. - rzekłem.
- A ja Nimitsuu, ale wolałabym, byś zwracał się do mnie Hekate.
- Ok. - opowiedziałem krótko. Hekate skończyła jedzenie, po czym powoli wstała. Była dość niska, ale trochę wyższa od Lily.
- Jesteś na terenach Watahy Magicznych Wilków, więc jeśli chcesz tu pozostać, musisz poprosić o to Alfę.
Moja poważna przemowa zaskoczyła nawet mnie samego. Ona jednak wyglądała na niewzruszoną.
- Prowadź.
- Gdzie?
- No do tej Alfy. - przewróciła oczami.
- Oczywiście.
Kilkadziesiąt minut później stałem razem z Nim w jaskini Suzanny. Ta na całe szczęście zgodziła się, by Hekate została z nami. Gdy czarna wadera wyszła na zewnątrz, opowiedziałem Alfie o tym, co znalazłem w Mrocznym Lesie. Suzannę nie ruszyła ta wiadomość ani trochę. Oświadczyła tylko, że jutro zbadają dokładniej, co tam zaszło i że mogę już iść. Zrobiłem, co kazała. Ku mojemu zaskoczeniu Hekate stała zaraz przy wejściu.
- Może mam cię zaprowadzić do twojej jaskini? - zaproponowałem po chwili zastanowienia.
<Hekate? Wiem, że niewiele wniosłam do akcji, ale byłam już tak wypompowana z weny, że nie wiedziałam, jak to zakończyć inaczej.>
Uwagi: brak