***
Obudziłam się cała obolała. Coś mnie mocno ściskało na pysku i łapach. Spojrzałem na łapy, były związane. Rozejrzałam się. Wilk-grabarz dalej kopał, a ja leżałam w skrzyni razem z brązowym szczeniakiem.
- Czemu nie uciekłaś? - spytał wilczek.
- Nie mogłam tego zrobić. - wyszeptałam. Sznur, który ściskał mój pysk był bardziej poluźniony niż u mojego towarzysza, dzięki czemu mogłam mówić.
- Co, w bohaterkę chciałaś się bawić? - spytał znowu.
- Nie. - odpowiedziałam krótko. Nie będę mu się zwierzać ze swojego strachu. Nie ma mowy.
- Jak masz na imię?
- Iv, a właściwie Ivette. - powiedziałam przewracając oczami kiedy wymawiałam swoje pełne imię.
- Aha. Ja jestem Nico, dokładniej Nicolas. - przedstawił się szczeniak ta samo jak ja przewracając oczyma przy pełnym imieniu.
- Nie jesteś z Watahy Magicznych Wilków. - stwierdziłam.
- Nie, należę do Watahy Asai, wrogiej Watahy Magicznych Wilków. - wyjaśnił zabawnie marszcząc nos. Stłumiłam śmiech.
- Czyli jesteśmy wrogami... - mruknęłam - Ja jestem z Watahy Magicznych Wilków.
Nico nie odpowiedział.
- Jak się tu znalazłeś? - spytałam.
- Mama mnie oddała temu o. - skierował wzrok na wilka-grabarza - Była załamana, że tata ją zostawił, kiedy była w ciąży. Myślała, że on wróci, ale to się nie stało. Umarł nie aż tak dawno. Zabiły go Alfy twojej watahy. - skończył zdenerwowany. Zamurowało mnie. Wiem, że wrogowie i w ogóle, ale...
- Kim był twój tata? - spytałam nie myśląc - No wiesz, jak miał na imię...
- Jasper. - odparł trochę zdziwiony.
Jasper, Jasper... Coś słyszałam na jego temat. Podobno był beznadziejnie zakochany w Kiiyuko. Uważał, że Rafael (podobno partner Kiiyuko i ojciec Suzanny) zabrał mu wybrankę jego serca sprzed nosa. Owoc tego związku, obecną Alfę znienawidził od dnia jej narodzin. Takie były najbardziej rzeczywiste plotki na jego temat. Teraz miałam przed sobą jego syna.
Moje rozmyślanie przerwał wilk.
- Hej, maluchy. Czas na sen. - powiedział. Po chwili ja i Nico byliśmy w ziemi, powoli zakopywani.
Nadstawiłam pysk ku łap Nico i kazałam mu zdrapać ze mnie linę. Basiorek spojrzał na mnie jak na wariatkę jednak wypełnił moją prośbę. Miałam wolny pysk. Szybko przegryzłam sznur blokujący moje łapy po czym zrobiłam to samo ze sznurem oplatającym Nicolas'a.
Byliśmy wolni... i zasypani ziemią.
- Nabierz tlenu. - rozkazałam. Po chwili wyglądaliśmy jak przerośnięte chomiki.
- Co teraz? - spytał Nico znowu wkradając się do mojego umysłu. W odpowiedzi zaczęłam kopać. Basior skinął głową i zabrał się także za kopanie. Po jakimś czasie zaczęło nam brakować tlenu.
Co teraz? Co teraz? - gorączkowo myślałam.
<C.D.N.>
Uwagi: Przecinkiii... Rozwijaj skrót "WMW".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz