Rozejrzałam się. Ból minął. Jak to było możliwe? Spojrzałam w dół.
Kamień wchłaniał moją krew. Z szarego zrobił się lśniący. Co to jest?
Zamiast zachmurzenia pojawiło się słońce. Trawa biła blaskiem zieleni.
Świeża, jakby w ogóle nie wydeptana. Fascynowało mnie to. Przyroda ożyła.
Nigdy nie myślałabym, że kiedykolwiek spotkam tak cudowny widok. Zauważyłam ruch.
Piękna puszysta ruda wiewiórka przebiegła z jednego drzewa na kolejne.
Drzewa przybierały młody wygląd. Choć na pewno nie były takie ''młodziutkie''.
Ich korę wyjadały termity, lecz po paru sekundach niezauważalnie ona dorastała.
To było niezwykłe. Wszystko różniło się od rzeczywistości. To nie mogło być prawdziwe.
Czy to był sen? Nawet ja zwykle smutna i rozżalona potrafiłam się uśmiechnąć.
Bo ten widok był wspaniały. Tylko szkoda, że nikt więcej nie mógł tego zobaczyć.
Wtedy wszyscy już byliby szczęśliwi. Z nieba coś spadło. To był jastrząb.
Padł trupem. Nie oddychał. Jego serce nie biło. Co się z nim stało?
Ktoś musiał go postrzelić, ale nie widziałam rany postrzałowej.
Dotknęłam go zamykając oczy. Wolałam na niego nie patrzeć.
W pewnym momencie zaszły zmiany. Serce biło. Oddychał. Zadrżał, po czym ruszył jednym
jednym skrzydłem. Podniósł swoje lekkie ciałko i wzlatywał w górę.
Po chwili szybował już jak zdrowy ptak. Co tu się dzieje? Nie umiałam w to uwierzyć.
Przecież to umarło, a teraz żyje. To przekracza wszelkie granice życia.
Życie-śmierć, śmierć-życie. To jest jak badanie naukowe. Zaintrygował mnie ten fakt.
Co to mogło być? Bardzo ciekawa jestem tych wszystkich reakcji.
Chciałam się przejrzeć w kałuży , ale nie mogłam, bo ziemia wchłonęła to ''szybko''.
Wow. Przeszłam się jeszcze kawałek. Gdzieś dalej ujrzałam dwie słodkie sarenki.
Jejku... były... urocze. Niech to! Zniknęły mi z oczu. Chciałam je odnaleźć.
Nie po to by je zjeść, lecz po to by przypatrzeć się im. Wszystko było tu idealne?
Był tu każdy gatunek kwiatów. Ich kolory były nieziemsko piękne.
Na pobliskim drzewie było coś...yyy.. wydziergane, jakby nożykiem.
DoCuMa. Co to znaczy? Gdy wypowiedziałam te słowa na głos, wyraz zniknął i pojawił się na innym drzewie. To jakaś magia lub nieznany mi wymiar.
Schyliłam się po mały świecący kamyczek. Niezwykły. Skryłam go w kieszeni spodni.
- Uciekaj - usłyszałam głos Wrigless'a.
- Czemu? Przecież tu jest fajnie! - pomyślałam.
- Shay, proszę ci się to wydaje... - stanął twarzą w twarz ze mną.
- Co?
- Musisz stąd iść. Błagam. Jeśli drzewa zaczną śpiewać... - nie dokończył patrząc na mnie.
- To, co?
- Zostaniesz tu na zawsze. - poprowadził mnie, aż opuściłam to miejsce.
- Co znaczy DoKuMa? - spytałam po chwili.
- To imię dziewczyny uwięzionej tam.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Gdy tam się wybierasz pilnuj, by nie zostawać tam długo. Pamiętaj... tam czas przestaje chodzić, albo się cofa. Nigdy nie chodzi do przodu.
- A czemu panuje tam tylko klimat szczęścia?
- Bo to tak jakby... miejsce... w którym można odreagować stres, przybicie i takie tam.
Próbowałam pokazać mu swój kamyk, ale go już nie było. Naprawdę mi się spodobał.
Wzięłam głęboki oddech.
- Wszystkie materialne rzeczy znikają - rzekł cholernie mnie pocieszając.
Biegłam do naszej Alfy.
- Kiiyuko... znalazłam nowe miejsce! - krzyknęłam zdyszana.
Spojrzała na mnie.
- Naprawdę?
- Będzie nazywać się Doliną Cudów i Marzeń.
<Kiiyuko?>
Uwagi: "Stąd" piszemy razem. "Nie dokończył" piszemy osobno. Moja Kiiyuko ma w swoim imieniu jeszcze literę "y".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz