Wstałem jak zawsze rano, i oczywiście popatrzyłem się na narysowany kamieniem w jaskini w której mieszkam (sam oczywiście) portret wybranki: Sagriny... Codziennie, gdy wstanę wspominam te jej oczy, piękną, lśniącą sierść... Właśnie się rozmarzyłem, gdy nagle ktoś wchodzi do mojej jaskini. Była to Kiiyuko we własnej osobie. Zdziwiłem się, ponieważ nigdy do nikogo o tak wczesnej porze nie przychodziła.
- Czy Ty wiesz, że już jest popołudnie?! - zapytała lekko (a raczej bardzo) zdenerwowana.
- No i...? Co się więc stało, że przychodzi Pani Jaśnie Wielmożna, do mojej uroczystej chałupiny, przystrojonej jakże zaszczytnymi dekoracjami w stylu luksusowym? - zapytałem drwiąco.
- A to, że zapomniałeś iść - znowu zresztą - na zwiady, a prosiłam Cię o to wczoraj! - odpowiedziała z trudem powstrzymując gniew i zdenerwowanie.
- Hmm... Nie przypominam sobie tego. Chyba ma Pani urojenia spowodowane...- Nie zdążyłem dokończyć, gdy Alfa mi przerwała.
- Wyjdź już... - powiedziała ściszonym głosem.
- O tak, oczywiście, już wychodzę. I zapewniam Panią, że jak tylko wyjdę, to wrócę na... Kolację? Tak. Kolację. I powiem jeszcze, że jak jakakolwiek krzywda stanie się mi, bądź...
- WYJDŹ JUŻ I IDŹ NA TE ZWIADY!
- No dobrze, dobrze. Po co te nerwy? Czy Pani Jaśnie Wielmożna wie, że gniew jest powodem słabej cery naszych twarzyczek?
- 1..2...3...4...5... - zaczęła odliczać Kii. Nie mam pojęcia czemu, ale czułem, że ona już wybuchła. Gdy tylko przekroczyłem próg jaskini, i ja wybuchnąłem, tylko że śmiechem. Śmiałem się cofając się i pokazując łapą na wkurzoną Kiiyuko, po czym (tak, to było do przewidzenia) oczywiście potknąłem się i spadłem z górki prosto w zaspę śnieżną. Wygrzebałem się z trudem z zaspy drżąc z zimna, byłem cały biały, stanąłem w rozkroku jak wbity w ziemię. Trzepało mną jakbym był jakimś zmarzniętym szczurem. Słyszałem śmiech wielu wilków. Ładne widowisko się zrobiło. Nie ważyłem się powiedzieć nawet słowa. Pewnie gdyby moja dolna szczęka nie byłaby przymarznięta do górnej, to zapewne raczej bym im coś powiedział. Zamiast tego ruszyłem dalej, powolnym, sztywnym krokiem. Już mi nie było do śmiechu.
- Eh... Teraz zdobędę tytuł idioty miesiąca. Albo roku. - mówiłem sam do siebie - Czy ktokolwiek kiedykolwiek o tym zapomni? A może będą o tym opowiadać w swoich przyszłych watahach, albo przyszłym członkom tej watahy... Fakt, jestem lekko... stuknięty. I głupi. Mam niski poziom inteligencji. Mój mózg nie jest odpowiednio wyselekcjonowany. To znaczy jest, ale w środku mnie siedzi crazy gość, którego dosłownie wszystko bawi. O nie... Muszę być poważniejszy. Sagi chyba takich bardziej lubi. - użalanie się nad sobą przerwał mi fakt, że ona cały czas szła obok mnie. Miałem ochotę się zapaść pod ziemię ze wstydu.
- Cześć Anu... - powiedziała z trudem powstrzymując śmiech.
- Co? Jaki Anu? To nie ja. - chciałem ją przekonać, że to nie byłem ja, ale ktoś inny podszywający się pode mnie.
- A ja myślałam że to jednak ty.
- No bo... wiesz, ja jestem Zorro.
- A ja jestem Królowa Elżbieta III.
- Ale ja jestem taki inny Zorro. Ja jestem... Zorro II.
- Mi się cały czas wydawało że jesteś Anuritim.
- Haha, bo ja potrafię bardzo zmylić inne wilki.
- No to Ci się bardzo udało.
- A moje motto brzmi: Kradnę biednym a rozdaję bogatym. - powiedziałem z dumą myśląc, że się nabrała.
- A to nie brzmi przypadkiem "Kradnij bogatym, a rozdawaj biednym"?
- Nie... Bo wiesz... Zorro II działa na innych zasadach.
- A na jakich? Wytłumacz.
- Zorro II kradnie biednym, by rozdać to bogatym, a następnie Zorro I kradnie bogatym i z powrotem rozdaje biednym.
- Aha... Interesujące...
- Co się stało? Coś nie tak?
- N - nic...- Nie wiem czemu, ale Sagrina zaczęła się ze mnie śmiać. Jednak się nie nabrała.
- Ha ha, bardzo śmieszne, prawda? - zapytałem ironicznie.
- N-nawet, ni-nie wiesz, j-jak b-bardzo! - kiedy to powiedziała, i ja zacząłem się śmiać.
<Sagrina?>
Uwagi: Drobne błędy z typu zły znak interpunkcyjny czy odmiana wyrazów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz